Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2014, 21:20   #46
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

John

Pomieszczenie było sterylne - na ile to możliwe w wydzielonej z wagonu kanciapie. Leżał na starej kanapie, na której niegdyś metro codziennie woziło setki ludzi.
Teraz w materiał wsiąkała krew.
Ktoś odsunął kotarę, która oddzielała jego “przedział” od pozostałych. Po sekundzie skwaszona twarz Ordynatora Szpitala w Wagonie pod wezwaniem Świętego Piotra Proszka, nachyliła się nad gliną.


Starszy mężczyzna zmrużył oczy i cmoknął ustami, co w przypadku jego wykrzywionej facjaty wydawało się czymś na kształt stłumionego przekleństwa.
- No synek… - sarknął - ale Ci ktoś przyjebał. Boli?
- Nie doktorze do chuja wafla - łaskocze. - uśmiech na twarzy gliny kontrastował z szorstkością wypowiedzi - Powinien doktor zobaczyć tego drugiego. Co mi jest tak właściwie bo wszystko mnie napierdala.
- Coś Cie chciało wypatroszyć - dobrze że miałeś kamizelkę - lekarz sprawdził kroplówkę, puknął palcem w zbiorniczek pod workiem i chwile zamyślił się nad kropelkami spływającymi przez rurkę do igły wbitej w prawy nadgarstek gliniarza.
- Nie jest źle, ale nie nadwyrężaj szyi. Ledwie Ci to połataliśmy, chociaż rana była powierzchowna to kilka ścięgien było mocno poszarpanych i gdybyś więcej pajacował mógłbyś na stałe stracić możliwość odwracania łba w lewą stronę. No ale nie jest źle... - zamyślił się - ...ale to już mówiłem. Swoją droga oczywiście zgłosiłem Szeryfowi, że wróciłeś. Chce Cie widzieć jak tylko dasz radę stanąć na nogi… - odwrócił się i odsunął kotarę - to by było tak sobie myślę jakoś jutro, no może za 2 dni... - wyszedł pogwizdując jakąś nieskładną melodię.


Jana i Daniel


- Cudownie. - odparł Jones siadając nieopodal Jany. - Nie pamiętam jak dawno jadłem sarnine… Czy Szeryfa odwiedzili już jacyś ludzie naszego pokroju? Spóźniliśmy się na spotkanie i nie wiem czy czasami nie ruszyli bez nas... - zagadnął barmana Daniel.
-Z tego co wiem proszę Pana - parę osób przybyło, ale jutro zaczynają się testy i przesłuchania kandydatów, więc zdążyliście w sam raz
- A kto do tej pory przyszedł? Wiadomo coś?- zagaiła Jana podejrzliwie patrząc do grubej szklanki, do której barman lał to swoje "ostatnie whisky w sezonie"
- Nie wiele wiem - na pewno do misji zgłosił się 3. zwiadowczy - oddział "Kondora". Jeśli o nich nie słyszeliście - to po prostu banda stalkerów na garnuszku Szeryfa. Do tego na pewno jeden gladiator z Hollywood, jakaś panienka z powierzchni i technik z południowych części metra. Dokładnie nie wiem, ale Filozofowie nie byli zadowoleni, że tak mało. - lekko się ukłonił i wyszedł ściskając pod pachą butelkę szkockiej.
- Dolewki nie będzie- burknęła dziewczyna. Na szczęście po chwili do pomieszczenia dla VIPów wjechała pieczona sarnina. Bez słów podróżni zaczęli się obżerać na koszt władyków stolicy.

John

Kap... Kap...
Nimfa jakaś... Anioł, kurna w biel odziany.
Zmienił mu kroplóweczkę. Na taką świeżutką, dyndającą wesolutko. Fajnie tak. Kiedy to było. A za chwile.

A dupcie miała krągłą, że aż miło popatrzeć.
Czekaj. To bliźniaczki były czy jak? Dwie przecież były. Mimozy. Machały tymi skrzydełkami sypiąc skrzący się pył...
Pył - dalej unosi się w powietrzu. Ćmi sobie pod sufitem. O tak - w ciemności tak ładnie się skrzy jak diamenty jakieś.
Błogo.
Toczy się taka bryła po szpitalnej podusi.
Nieduża. Czarna. Dwadzieścia ścian.
Wypada jedynka. Złota jedynka. To dobrze czy jak?

- Jak tam pacjent doktorze?-

Gieno? Ta pipka, a nie pałkarz porządny. Lizydupa Szerfa?

- Przeżyje. Śpi teraz, po takiej ilości painkillerów, które mu w żyły wale jeszcze trochę pośpi. Nieźle go poszarpało, ale będzie dobrze-
- Szkoda. Teraz będzie ciężej. Jakżeście już go uratowali to nie wypada uciupić na progu.


Oż Ty, kurwa Twoja mać...

-Ale trza przyznać twarde bydle. Ponoć Stary kazał Agrafce iść przodem i na farmach jakiś debili nająć...

Jebany...

- No i byli. Czekali, ale akurat jakieś dupki z nimi szły i trafili na pierwszy ogień. A ten kutas z tyłu siedział - to mu się pofarciło.
- A to dalej - to też była wasza robota?
- Nie to już zrządzenie losu, fart dla nas - przynajmniej połowiczny, bo jednak przeżył.
- Ale po co to wszystko? Gienia - przecież to jeden z Waszych.
- Błagam Cię. Wiesz przecież kim był jego ojciec. Teraz nie potrzeba nam młodych rześkich synalków jakiegoś bohatera, który zebrał do kupy kilka stacji. Stary traci siły i autorytet, Williams mógłby go zniszczyć. Na szczęście nie myśli za bardzo, więc Szeryf ma jeszcze trochę czasu by go utemperować. Albo posłać do piachu.


Skurwysyny... jebane skurwysyny. A pokój faluje w rytm skrzydełek tych jebanych wróżek. Na kurwa - sio muchy psie jedne...

-To co zrobi stary?
- A pewno wyśle go z nimi na poszukiwanie tej Arki...


A tata mówił - nie wierze skurwysynom... nie wierze...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline