Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2014, 21:27   #41
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Strzelaj, Al! - Jana nie czekała aż błękit spojrzenia drugiego muta zmieni się w zwiastujący atak ryk. Zresztą ponownie 'oświeconemu' grzybiarzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać - seria znów zadudniła w korytarzu kosząc zarówno czarnego stwora jak i dziwną roślinę. Widać podobnie jak ona był zdania, że lepiej być spłukanym i na chodzie niż trupem z pełnym magazynkiem. Najpierw działanie, potem gadanie. To lubiła. Za to grzyb eksplodował chmurą zarodników. Dobrze, że mieli maski. Plus dla Geoffreya. Minus dla policaja, który maski nie miał.

Dziewczyna tymczasem doskoczyła do Johna i zaczęła ciągnąć go w stronę reszty. Kątem oka zobaczyła jak Daniel wyciąga jakiś dziwny cienki miecz, toteż nie zaprzątała sobie głowy sprawdzaniem pierwszego mutanta; chwilę później usłyszała zresztą ohydny dźwięk klingi wchodzącej w ciało. Pogrzebała w plecaku za apteczką i zaczęła opatrywać rany policjanta. Wyglądały paskudnie, bez dwóch zdań; mało było, że dostał z gnata? Ale głupi ma zawsze szczęście, toteż psychol nadal żył i znów trzeba go było ze sobą wlec.

- Spadajmy stąd. Jeszcze napromieniowania brakuje nam do szczęścia. Al, wyciągnij mi z torby 'gajgera' i sprawdź - zadudniła przez filtr maski gazowej. Potem zastanowi się co to było, popyta innych stalkerów, podzieli się spostrzeżeniami. Teraz należało wydostać się z tunelu w jednym kawałku. Poza tym miała nieprzyjemne, graniczące z pewnością poczucie, że w pysku drugiej bestii odnajduje wyraźnie rysy Szynki.
Geiger w rękach Adama zaterkotał ostrzegawczo - byli jeszcze bezpieczni, ale jeszcze. O włos.
Przytroczyła sobie świecącą - alleluja! - latarkę do pasa i sprawdziła czy ma odbezpieczoną broń. Niepewnie spojrzała na właz. Wypadałoby zamknąć to cholerstwo. Na prawdę by wypadało. Tylko jak? I czy to coś da, skoro już raz został otwarty? Przecież chyba nie przez Szynkę...
- Robimy coś z tym? - spytała, wskazując na dziurę w suficie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 08-05-2014 o 22:00.
Sayane jest offline  
Stary 11-05-2014, 21:59   #42
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Music

Licznik Giegera terkotał złowieszczo, ale wskazówka mimo ostrych wahań nie przekraczała krytycznych wielkości promieniowania

[media]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/20/Geigerz%C3%A4hler2.jpg[/media]

Śnieg prószył ospale wirując w snopie księżycowej poświaty. Tuż przy betonowej podłodze mieszał się z opadającym pyłem rozstrzelanej grzybni. Ciała mutanów stygły.

Daniel podszedł do tuneli i spojrzał w górę. Rozmazane ślady krwi wieńczyły jedną ze ścian wąskiej gardzieli prowadzącej na powierzchnie. Krew była stara, ale nie bardzo stara.
Brodacz wspiął się po drabince i domknął ciężką stalową płytę odgradzającą ich od świata na zewnątrz. Szybko zszedł an dół i omiótł snopem światła tunel przed nimi.
Pusto.
Wrócił szybkim krokiem do ekipy czekającej kilkadziesiąt metrów dalej. Z niejaką radością dostrzegł, że Jana zmieniła jego nie udolne opatrunki na swoje czyste bandaże i opatrzyła nowe rany gliniarza. Kamizelka Johna była w strzępach, metalowe płytki były rozcięte niczym laserowym ostrzem, ale przynajmniej pałkarz żył.

Znów wziął go na plecy - John jęknął - tym razem jednak Pomógł mu Adam, który mógł zostawić Rewolwerowca samego, ponieważ Geoffrey odzyskał wigor. Co prawda rana wciąż wała mu się we znaki, paląc ogniem spirytusu, którego Jana użyła do odkażenia - jednak to była zwykła rana. Niemoc która go ogarnęła po postrzale wydawała się ustępować.

N a komenda Stalkerki ruszyli z powrotem. Nikt nie protestował, nawet Kurier któremu tak bardzo zależało by jak najszybciej dotrzeć do Polis przemilczał sprawę i ruszył na przedzie oświetlając dziewczynie drogę.

Dotarli do drzwi względnie szybko, biorąc pod uwagę wleczonego przez dwóch mężczyzn gliniarza. Jednak gdy Vasquez chwycił za klamkę spotkał ich zawód. Wrota były zamknięte na głucho. Nic nie dały przekleństwa, groźby, prośby, kopniaki a nawet kontrolowany strzał w zamek. Metalowe drzwi o starodawnym mechanizmie ani drgnęły - a Szynki i jego klucza nie spotkali nigdzie po drodze.
Podróżnicy odwrócili się z westchnieniem w stronę korytarza biegnącego do stolicy metra.
Nie był już wyjścia - ruszyli na przód. Na szczęście już wszyscy o własnych siłach bo gdy zaczęli się wracać John odzyskał przytomność. Mogli więc skupić się na czujnym przejściu przez tunel.

Szczęściem prócz trupów mutantów i rozbryzganej po suficie i ścianach grzybni nie napotkali już większych kłopotów.
Gdy z metalicznym jękiem zatrzasnęły się za nimi drzwi tunelu, wędrowcy z ulga przywitali stęchłe powietrze tunelu metra i delikatny szum ścieków pod nim.
Wzdrygnęli się jednak i odwrócili z przestrachem gdy nagle w ciszy tunelu usłyszeli za plecami szczęk zamka w ciężkich stalowych drzwiach tunelu serwisowego.

Spojrzeli po sobie.
- Szynka?
- Przecież sprawdzaliśmy. Nikt za nami nie szedł.

Ruszyli niepewnie przed siebie, oglądając się co jakiś czas na ciche wrota.
Gdy nagle oświetlił ich słup światła nerwowo poderwali broń do ramion
- LAPD! Rzucić broń!
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 11-05-2014 o 22:10.
Nightcrawler jest offline  
Stary 16-05-2014, 21:05   #43
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

5,56mm... Kaliber najpopularniejszego naboju pośredniego sił NATO. Początkowo produkowany w Wielkiej Brytanii, USA, Belgii, a później na niemal całej reszcie globu. Niespełna pięciocentymetrowe łuski po opuszczeniu komory zamkowej odbijały się od stworzonego do tego elementu karabinu. Mimo iż magazynek został opróżniony w niecałe trzy sekundy Daniel nie mógł pozbyć się pisku w uszach na długo po zakończeniu potężnej serii. Strzelał ślepy Adam, strzelała Jana... Syn rusznikarza nienawidził marnowania amunicji, której świetny pokaz właśnie zrobiła mu wymieniona dwójka. Jones wcześniej miał Grzybiarza za profesjonalistę. Zawodowca zimno zajmującego się swoim zadaniem. W jego obsłudze broni, w pełnym pokory zachowaniu nie poddającym się rutynie najemnik widział doświadczenie. Wiedział, że żołnierze nie są wybitnie mądrzy, bo gdyby uczyli się rozwiązywania zadań matematycznych i czytali całe życie encyklopedie zginęliby na pierwszej warcie, ale... Nie podejrzewał Adama o tak ślepe posłuszeństwo i głupotę. Mała była natomiast zbyt pewna siebie co bardzo ciekawiło Daniela. Jak Stalker - specjalista od przetrwania - mógł być tak buńczuczny? Bo przecież nie często można sobie pozwolić na opróżnienie magazynka w ciemność mając nadzieję, że w "coś" się trafi. W tym przypadku tym "czymś" były jedynie kawałki betonu odłupywane przez rykoszetujące wszędzie pociski...

- Spokojnie... - powiedział do tracącego krew rewolwerowca Daniel.

Brodacz nie był najmądrzejszy i się z tym nie krył. Nie zgrywał inteligenta. Nie zgrywał medyka. Nie zgrywał nikogo poza najemnikiem próbującym opatrzyć towarzysza - mimo iż nie miał o tym zielonego pojęcia. Daniel przypomniał sobie słowa jego ojca, że lepiej nie pomagać wcale niż ma się tym zaszkodzić. Jones podzielał to zdanie, ale Geoffrey tak cholernie krwawił. Daniel starał się chociaż zatamować krwotok. Szło mu kiepsko...

- Będzie dobrze. - mruknął przytrzymując kawałek materiału przy piersi rannego. - Dasz radę to ucisnąć?

Srebrna Anaconda trafiła na powoli na ziemię, a jej właściciel powoli skinął głową. Wielu pomyślałoby, że tracił siły, ale nie Daniel. On wiedział, że ten gość posłałby jeszcze niejednego do piachu. Jones nigdy nie śmiał nie doceniać przeciwnika. Tym bardziej kiedy mógłby nim być ktoś wyciągający rewolwer w krótkim ułamku sekundy. Cholernie krótkim. Myśli jakie naszły Jones popędziły przez jego mózg bez opamiętania. Federata był kurewsko arogancki. Myślał, że może nim dyrygować. Myślał, że zwykła umowa z gliniarzem uchroni go przed kulką. Widząc jak jego własne dłonie plamią się krwią Meks pomyślał, że może lepiej jakby go dobił. Spojrzał bez wyrazu na pałkę, ale... wtedy zaczął walczyć. Jego druga natura - ta przeniknięta do szpiku złem - nie była czymś co pozwalało o sobie zapomnieć. Tym bardziej, że bez niej nie raz by już gryzł piach...

Jego zarośnięty pysk pocił się, a krew leciała nadal. W ciemności Jones wyobrażał sobie jak rewolwerowiec robił się blady. Najemnik w ostatniej chwili chwycił leżący obok rewolwer. Gliniarz chciał go zabić. Sięgał do buta, ale on jak zawsze był szybszy.

- Co się, kurwa, ze mną dzieje?

Daniel nie miał pojęcia. Ledwo mrugnął oczami, a gliniarz znowu stał się nieruchomy. Williams wcale nie sięgał po ukrytą broń. Nagle Jonesowi przypomniał się moment kiedy tamten zmieniał spodnie i... policjant wcale nie miał zapasowej klamki.


Krew idąca z góry na dół po ścianie nie wzruszyła Daniela. Brodacz wiedział, że ślad jest stary, ale nadal bardzo wyraźny. Wspinaczka po drabince z pałką w jednej z dłoni byłaby trudnością gdyby nie zostawił na dole opartego o ścianę AK - bez magazynka i pocisku w komorze. Stalowa płyta nie opierała się długo z nieprzyjemnym wizgiem nakrywając w końcu wylot tunelu. Po szybkim zejściu na dół Daniel schował pałę, przewiesił sobie karabin, podpiął charakterystyczny magazynek i rozświetlił ciemności przed sobą. Było czysto.


Kilkadziesiąt metrów dalej zastał grupę w niemal pełnym składzie. John był porządnie opatrzony, a jego nieudolne próby pierwszej pomocy poprawiła kobieta mające o tym więcej niż zielone pojęcie. Dobrze. Mimo opatrzenia rany gliniarza były poważna. Dla pizd takich jak kurier byłyby zapewne śmiertelne. Pół sprawy załatwiłyby mutanty, a drugie pół brak jaj eleganta. Zszedłby ze strachu.

Williams jęknął kiedy Daniel i grzybiarz zaczęli go nieść. Z Geoffreyem było już chyba lepiej. Rewolwerowiec szedł zdecydowanie pewniej niż wcześniej. Droga powrotna przebiegła w ciszy. Kiedy drzwi okazały się zamknięte Jones zdecydował się na strzał w zamek, ale nawet to nic nie dało. Ryzykował rykoszet, ale liczył się z tym. Nic się nie stało, a gliniarz potrzebował pomocy, której mogli mu udzielić jajogłowi z niedalekiej stacji. Mogliby gdyby drzwi się otworzyły, ale grupa musiała wrócić na wcześniejszą trasę. Prowadzącą do Polis…
 
Lechu jest offline  
Stary 18-05-2014, 07:40   #44
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
John zawsze uważał się za twardego skurwiela jednak ostatnich paręset metrów prawie go dobiło. Był bliski zmiany zdania. Słysząc krzyk powoli sięgnął odznakę, wyciągnął ją przed siebie i powiedział tak głośno jak jeszcze był w stanie - Nie strzelać! LAPD posterunkowy Williams! Mamy rannych!

Jana miała nadzieję, że Jonh jest w lepszych stosunkach ze swoimi kamratami niż z prowadzoną przez siebie grupką, i tamci nie odstrzelą go “przez przypadek”.
- Wyjdź do światła. Reszta w tył - gdy Williams zbliżył się do posterunku, blask szperacza zgasł zastąpiony światłem latarki.
- W porządku posterunkowy, możecie ruszać ale jak do cholery przeszliście przez czujki na stówie? - zapytał strażnik w odniesieniu do wysuniętego przyczółka, który minęli dzięki korytarzowi technicznemu.
John z ciężkim westchnięciem oparł się o ścianę. - Tam dalej jest tunel techniczny. Zablokujcie go. Siedziało w nim jakieś kurewstwo. Rozjebaliśmy je ale lekko nie było. Kto wie co jeszcze może stamtąd wyleźć - po twarzy Johna było widać, że nawet ten krótki monolog go zmęczył.
- Jak ma ruszać jak ledwo chodzi - zdenerwowała się Jana. - Dalibyście nosze i jakiegoś medyka. A najlepiej dwa. Nie słyszeliście go, że mamy rannych? - “Bronić i służyć”, kurwa ich mać. Policajowe towarzystwo, jeden wart drugiego…
- Są ważniejsze sprawy kobieto – Rzucił słabym głosem Williams z głębi korytarza.
- A to se zdychaj - burknęła pod nosem. Im wcześniej tym lepiej. W końcu to “bronić i służyć” zamknął właz, prawdaż? Nieprawdaż.
- John może faktycznie zapytaj kumpli czy nie mogą Ci jakoś pomóc. - powiedział Daniel. - Uwierz mi, że jestem ostatnią osobą, która by się o Ciebie martwiła, ale w takim stanie osłabiasz grupę. Jak znowu ktoś z nas będzie musiał Ci pomagać możemy nie mieć tyle szczęścia co w tunelu. Może jest Mała i pyskata, ale ma rację. - Jones uśmiechnął się mimo woli w kierunku stalkerki.

- Dobra zaraz dryndnę po ambulans - zadudnił basem jeden ze strażników i odszedł kilka kroków za worki z piachem. Zdziwieni podróżni usłyszeli jak po chwili mężczyzna mówi w ciemności.
- Tu Hawks, mamy rannego MetroCop. Powtarzam ranny glina! dawać mi tu ambulans. -
Mężczyzna wrócił z uśmiechem na twarzy i dodał:
- Zara będzie
Posterunkowy Williams był w duchu głęboko wdzięczny Hawksowi. Nie chodziło bynajmniej o karetkę. Bez przesady bolało jak skurwysyn ale tych parę minut jeszcze by przeżył. Dzięki, najprawdopodobniej nieświadomej, interwencji kolegi nie zastrzelił tego brodatego patafiana. Czego się wpierdalasz małpo jechana – myślał John – Wydaje ci się, że zapomnę co było wcześniej? Niedoczekanie, jeszcze cię dopierdolę – krążyło po głowie osuwającego się po ścianie policjanta.
Po chwili ze zdziwieniem usłyszeli turkot na szynach blade światełko po środku tunelu zbliżało się do nich z prawie zawrotną prędkością. Do posterunku dojechała drezyna która zatrzymała się z zgrzytem hamulców tuż przed workami z piaskiem. Dwóch drabów w kitlach zawisło na wajsze wprawiającej machinę w ruch, trzeci - młodszy i chuderlawy zeskoczył z platformy i krzyknął
- Dawać tego rannego. Na wóz i do miasta!
- Jest jesze jeden ranny. Jego też trzeba zabrać! - Ton głosu Johna nie dopuszczał sprzeciwu. - Vasqez zajmij się resztą!
Dla Jany spanikowany kurier nie wyglądał jakby nadawał się do zajęcia nawet samym sobą, ale miała nadzieję, że będzie potrafił chociaż trafić do centrum miasta, czy gdzie tam miał ich zabrać.
- No, chłopie. Już jesteś w domu i nic cię nie zeżre, więc dupa w troki i jazda!
-Dobra - mruknął dzieciak. – Chodźcie
Sam minął wartowników i ruszył na przód, po chwili drezyna z rannymi przejechała obok nich i po chwili drużyna usłyszała zgrzyt metalu o beton.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline  
Stary 22-05-2014, 22:33   #45
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dzięki MG, Sayane i cb za klimatowe scenki...

John zawsze uważał się za twardego skurwiela jednak ostatnich paręset metrów prawie go dobiło. Był bliski zmiany zdania. Oblicze Daniela pozostawało nieodgadnione - nie wiadomo czy to ze względu na jego czujność czy brak wykształcenia. Policjant słysząc krzyk powoli sięgnął po odznakę, wyciągnął ją przed siebie i powiedział tak głośno jak jeszcze był w stanie.

- Nie strzelać! LAPD, posterunkowy Williams! Mamy rannych!

Jana miała nadzieję, że John jest w lepszych stosunkach ze swoimi kamratami niż z prowadzoną przez siebie grupką i tamci nie odstrzelą go “przez przypadek”. Daniel zamarł czekając na rozwój wydarzeń.

- Wyjdź do światła. Reszta w tył.

Gdy Williams zbliżył się do posterunku blask szperacza zgasł zastąpiony światłem latarki. Najemnik odetchnął z ulgą spoglądając na rannego rewolwerowca. Gość - mimo iż twardy - nie wyglądał najlepiej.

- W porządku posterunkowy. Możecie ruszać, ale jak do cholery przeszliście przez czujki na stówie? - zapytał strażnik w odniesieniu do wysuniętego przyczółka, który minęli dzięki korytarzowi technicznemu.

John z ciężkim westchnięciem oparł się o ścianę.

- Tam dalej jest tunel techniczny. Zablokujcie go. Siedziało w nim jakieś kurewstwo. Rozjebaliśmy je, ale lekko nie było. Kto wie co jeszcze może stamtąd wyleźć. - po twarzy Johna było widać, że nawet ten krótki monolog go zmęczył.

- Jak ma ruszać jak ledwo chodzi. - zdenerwowała się Jana. - Dalibyście nosze i jakiegoś medyka. A najlepiej dwa. Nie słyszeliście go, że mamy rannych? - “Bronić i służyć”, kurwa ich mać. Policajowe towarzystwo, jeden wart drugiego…

- Są ważniejsze sprawy kobieto. - padło z głębi korytarza.

- A to se zdychaj. - burknęła pod nosem. Im wcześniej tym lepiej. W końcu to “bronić i służyć” zamknął właz, prawdaż? Nieprawdaż.

- John może faktycznie zapytaj kumpli czy nie mogą Ci jakoś pomóc. - powiedział Daniel. - Uwierz mi, że jestem ostatnią osobą, która by się o Ciebie martwiła, ale w takim stanie osłabiasz grupę. Jak znowu ktoś z nas będzie musiał Ci pomagać możemy nie mieć tyle szczęścia co w tunelu. Może jest Mała i pyskata, ale ma rację. - Jones uśmiechnął się mimo woli w kierunku stalkerki.

- Dobra zaraz dryndnę po ambulans. - zadudnił basem jeden ze strażników i odszedł kilka kroków za worki z piachem.

Zdziwieni podróżni usłyszeli jak po chwili mężczyzna mówi w ciemności.

- Tu Hawks. Mamy rannego MetroCop. Powtarzam ranny glina! Dawać mi tu ambulans. - po czym wrócił i z uśmiechem na twarzy dodał. - Zara będzie.

Po chwili ze zdziwieniem usłyszeli turkot na szynach. Blade światełko po środku tunelu zbliżało się do nich z prawie zawrotną prędkością. Do posterunku dojechała drezyna, która zatrzymała się ze zgrzytem hamulców tuż przed workami z piaskiem. Dwóch drabów w kitlach zawisło na wajsze wprawiającej machinę w ruch, trzeci - młodszy i chuderlawy - zeskoczył z platformy i krzyknął.

- Dawać tego rannego. Na wóz i do miasta!

- Jest jeszcze jeden ranny. Jego też trzeba zabrać! - ton głosu Johna nie dopuszczał sprzeciwu. - Vasqez zajmij się resztą!

Dla Jany spanikowany kurier nie wyglądał jakby nadawał się do zajęcia nawet samym sobą, ale miała nadzieję, że będzie potrafił chociaż trafić do centrum miasta czy gdzie tam miał ich zabrać.

- No, chłopie. Już jesteś w domu i nic Cię nie zeżre więc dupa w troki i jazda!

- Dobra. - mruknął dzieciak. - Chodźcie.

Sam minął wartowników i ruszył na przód. Po chwili drezyna z rannymi przejechała obok nich i drużyna usłyszała zgrzyt metalu o beton. Jones nie mógł do teraz otrząsnąć się z tego, że tamci poznali Williamsa i nie wpakowali im kulki. Może ten człowiek ma też drugą stronę? Tę mniej pojebaną?

- Dawno tu nie byliście co? - spytał kurier wskazując na drobne światełka niczym gwiazdki błyszczące przed nimi na całej wysokości tunelu. Dopiero, gdy podeszli zrozumieli, że cały tunel od sufitu do podłogi zablokowany był cienką metalową siatką na, którą narzucono sieć maskująca. Poprzez szczeliny w sieci przebijał blask światła.

- Bardzo dawno. - powiedział brodacz. - Nie miałem powodów aby wybierać się do stolicy. Broń kupowali już w Douglas albo na targowisku. Klientów na moje usługi też łatwo tam znaleźć. Nie uwierzysz ilu ludzi nie potrafi samemu obić komuś mordy albo pogonić kota jakiemuś frajerowi.

Vasquez podszedł do grubej czarnej kotary, która zasłaniała tory. Zsunął ją ukazując Janie i Danielowi stalową bramę - to przez nią chwilę wcześniej musiała przejechać drezyna z rannymi. Za bramą znajdował się kolejny posterunek.

- Będziecie musieli oddać swoją broń. - kurier wskazał na potężnego mężczyznę w mundurze LAPD siedzącego za biurkiem i metalowe szafki w pomieszczeniu za jego plecami. Obok stało jeszcze dwóch mężczyzn z dłońmi na krótkich karabinkach typowych dla dawnego SWATu.


- Nie ma sprawy. - powiedział Daniel do kuriera pewnie. - Rozumiem, że bez amunicji? Pałka to też broń? Służy mi do odganiania się od much… - zaśmiał się Jones.

Po zdaniu broni przeszli pod stalowym rusztowaniem prowizorycznej bramy. Daniel zauważył jeszcze kliku policjantów siedzących na stanowiskach powyżej wejścia celujących w mroku tunelu przez oczka siatki maskującej. Trzyosobowy posterunek dziesiątego metra stolicy był ewidentnie podpuchą.


Przed nimi leżał szeroki podwójny peron połączony kładkami. Na dwóch torach stały wyczyszczone pociągi. Na poziomie peronu rozłożone były kramy i regały z książkami. A nad głowami przechodniów wybudowano antresole, w których mieszkali ludzie ze stolicy. Vasquez wskazał na pociąg po prawej, obok którego stała drezyna.

- Tam jest szpital. Pójdę nas zgłosić. Jeśli chcecie idźcie odwiedzić Johna i Geoffreya. Jak nie to na wprost jest taka mała otwarta knajpka i stragany. Zjedzcie coś, napijcie się, ja stawiam… - zająknął się. - I dzięki za uratowanie tyłka tam w tunelu.

Nie czekając na odpowiedź wszedł po stopniach na peron i ruszył wzdłuż pociągu stojącego po lewej. Jones ewidentnie nie mógł wyjść z podziwu dla stacji. Dawno tu nie był.

- Nie ma sprawy. - rzucił Daniel. - Tylko nie pytaj mnie więcej czy na pewno coś umiem. To chyba stało się hobby pozostałych w ekipie samców. - zaśmiał się po czym ruszył w stronę knajpy. - Idziesz, Mała? - zapytał Jones zatrzymując się po dwóch krokach.

Dziewczyna wzruszyła ramionami. Czy miała coś lepszego do roboty? Póki co nie - podobnie jak Adam. Zresztą rozdzielanie się było bez sensu skoro młody miał ich potem doprowadzić do zleceniodawcy.

- Może byście chcieli uzupełnić braki amunicji? - zapytał Daniel po drodze do knajpy. - W końcu sporo tego wyładowaliście bez celu w ciemność… - zaśmiał się puszczając Janie oko. - Nie no świruje. To miało pewien sens. Szkoda, że nie wyszło.

- Szkoda, faktycznie. Strzelanie do siebie miało większy sens, prawdaż? - uśmiechnęła się powściągliwie Jana. Póki co nie miała zamiaru robić zakupów. Liczyła, że na okoliczność nowej pracy dostaną jakieś zniżki.

- Do siebie? - zapytał Daniel. - To był wypadek Jana. Glina dostał już swoje na łeb chociaż… dobrze, że nie trafił drugą kulą. Mam nadzieję, że obaj z Geoffreyem wydobrzeją. Może nie są mistrzami kurtuazji, ale w walce są cholernie skuteczni. Gliniarz nawet ranny zabił tamtego mutasa… - zastanowił się Jones. - Mam nadzieję, że też bym dał radę w razie potrzeby.

- Jasne. Wspaniali są. - potwierdziła sardonicznie. Bo przecież to nie Jana strzeliła mutkowi między oczy, prawdaż? Nieprawdaż.

- Wspaniali to może nie, ale nie można ich nie docenić. - rzucił Daniel. - Ty również się spisałaś, ale ty nie jesteś ranna ani nic. W sumie zdolności przetrwania i nie zgarniania kul też są przydatne. Pijemy? - zapytał idącej z nim dwójki Jones. - Kurier stawia więc można nieco się chyba rozluźnić, he?

- Nie na pusty żołądek. - pokręciła głową Jana. Co prawda od śniadania nie minęło wiele czasu, ale walka zawsze zaostrzała jej apetyt, a żarcie na cudzy koszt tym bardziej.

- Zatem najpierw zjemy coś świeżego. Z tym piciem też bez przesad. Wiesz… Nie chciałbym aby pracodawca od razu pomyślał, że ja jakiś żul jestem, a z tą brodą i po kilku szybkich. No z wyglądu będę mógł przypominać. - zaśmiał się Jones.

- Przyznam, że też bym coś zjadł. - mruknął Adam i wskazał na niski drewniany budyneczek owinięty wokół jednego z filarów podtrzymujących strop - To chyba ta knajpa, o której mówił dzieciak.

Grzybiarz ruszył przodem przepychając się przez spory tłumek, który zgromadził się w środkowej części peronu, wokół straganów. Gdy weszli do środka zobaczyli niezły tłum. Począwszy od sporej grupy czarnoskórych dresiarzy po odzianych w togi staruszków. W kącie nad miską z wodą siedział też kapłan exodusu, żarliwie tłumacząc coś grupce kobiet w średnim wieku. Podróżni zbliżyli się do baru i klapnęli na wysokich krzesełkach. Przy stolikach nie było już miejsc.

- Witam w Okrąglaku. Co podać? - spytał sympatyczny starszy gość stojący za barem. Widać stolica mogła sobie pozwolić na ciut kultury i czystości.


- Co macie najlepszego. Szeryf płaci. - bezceremonialnie oświadczyła Jana rozglądając się z niknącą nadzieją za wolnym stołem.

- Jakieś dobre mięso, gotowane pyry, świeże warzywa oraz sok. To tak na początek. - powiedział Daniel do gospodarza.

Barman uśmiechnął się bardzo szeroko i wskazał na maleńkie drzwi przy barze.

- A jak szeryf stawia to zapraszam do VIP roomu. - podszedł i otworzył drzwi przy okazji ściągając ze ściany trunków zakorkowaną butelkę 18-letniego Glenfiddicha. - Mam Nadzieję, że lubicie Single Malt? To ostatnia prawdziwa Whisky w metrze. - dotknął z czułością przydymionego szkła smukłej butelki i wprowadził ich do pomieszczenia za barem.

Stało tam kilka stolików, każdy nakryty obrusem i oświetlony pojedynczą świeczką.

- Zaraz podamy sarninę. Wczoraj Stalkerzy mi przynieśli młodego koziołka z lasów na południu. Czysty i świeży. - ukłonił się odsuwając Janie krzesło. - Sprawdzony Gigerem i analizatorem chemicznym.
 
Lechu jest offline  
Stary 02-06-2014, 21:20   #46
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

John

Pomieszczenie było sterylne - na ile to możliwe w wydzielonej z wagonu kanciapie. Leżał na starej kanapie, na której niegdyś metro codziennie woziło setki ludzi.
Teraz w materiał wsiąkała krew.
Ktoś odsunął kotarę, która oddzielała jego “przedział” od pozostałych. Po sekundzie skwaszona twarz Ordynatora Szpitala w Wagonie pod wezwaniem Świętego Piotra Proszka, nachyliła się nad gliną.


Starszy mężczyzna zmrużył oczy i cmoknął ustami, co w przypadku jego wykrzywionej facjaty wydawało się czymś na kształt stłumionego przekleństwa.
- No synek… - sarknął - ale Ci ktoś przyjebał. Boli?
- Nie doktorze do chuja wafla - łaskocze. - uśmiech na twarzy gliny kontrastował z szorstkością wypowiedzi - Powinien doktor zobaczyć tego drugiego. Co mi jest tak właściwie bo wszystko mnie napierdala.
- Coś Cie chciało wypatroszyć - dobrze że miałeś kamizelkę - lekarz sprawdził kroplówkę, puknął palcem w zbiorniczek pod workiem i chwile zamyślił się nad kropelkami spływającymi przez rurkę do igły wbitej w prawy nadgarstek gliniarza.
- Nie jest źle, ale nie nadwyrężaj szyi. Ledwie Ci to połataliśmy, chociaż rana była powierzchowna to kilka ścięgien było mocno poszarpanych i gdybyś więcej pajacował mógłbyś na stałe stracić możliwość odwracania łba w lewą stronę. No ale nie jest źle... - zamyślił się - ...ale to już mówiłem. Swoją droga oczywiście zgłosiłem Szeryfowi, że wróciłeś. Chce Cie widzieć jak tylko dasz radę stanąć na nogi… - odwrócił się i odsunął kotarę - to by było tak sobie myślę jakoś jutro, no może za 2 dni... - wyszedł pogwizdując jakąś nieskładną melodię.


Jana i Daniel


- Cudownie. - odparł Jones siadając nieopodal Jany. - Nie pamiętam jak dawno jadłem sarnine… Czy Szeryfa odwiedzili już jacyś ludzie naszego pokroju? Spóźniliśmy się na spotkanie i nie wiem czy czasami nie ruszyli bez nas... - zagadnął barmana Daniel.
-Z tego co wiem proszę Pana - parę osób przybyło, ale jutro zaczynają się testy i przesłuchania kandydatów, więc zdążyliście w sam raz
- A kto do tej pory przyszedł? Wiadomo coś?- zagaiła Jana podejrzliwie patrząc do grubej szklanki, do której barman lał to swoje "ostatnie whisky w sezonie"
- Nie wiele wiem - na pewno do misji zgłosił się 3. zwiadowczy - oddział "Kondora". Jeśli o nich nie słyszeliście - to po prostu banda stalkerów na garnuszku Szeryfa. Do tego na pewno jeden gladiator z Hollywood, jakaś panienka z powierzchni i technik z południowych części metra. Dokładnie nie wiem, ale Filozofowie nie byli zadowoleni, że tak mało. - lekko się ukłonił i wyszedł ściskając pod pachą butelkę szkockiej.
- Dolewki nie będzie- burknęła dziewczyna. Na szczęście po chwili do pomieszczenia dla VIPów wjechała pieczona sarnina. Bez słów podróżni zaczęli się obżerać na koszt władyków stolicy.

John

Kap... Kap...
Nimfa jakaś... Anioł, kurna w biel odziany.
Zmienił mu kroplóweczkę. Na taką świeżutką, dyndającą wesolutko. Fajnie tak. Kiedy to było. A za chwile.

A dupcie miała krągłą, że aż miło popatrzeć.
Czekaj. To bliźniaczki były czy jak? Dwie przecież były. Mimozy. Machały tymi skrzydełkami sypiąc skrzący się pył...
Pył - dalej unosi się w powietrzu. Ćmi sobie pod sufitem. O tak - w ciemności tak ładnie się skrzy jak diamenty jakieś.
Błogo.
Toczy się taka bryła po szpitalnej podusi.
Nieduża. Czarna. Dwadzieścia ścian.
Wypada jedynka. Złota jedynka. To dobrze czy jak?

- Jak tam pacjent doktorze?-

Gieno? Ta pipka, a nie pałkarz porządny. Lizydupa Szerfa?

- Przeżyje. Śpi teraz, po takiej ilości painkillerów, które mu w żyły wale jeszcze trochę pośpi. Nieźle go poszarpało, ale będzie dobrze-
- Szkoda. Teraz będzie ciężej. Jakżeście już go uratowali to nie wypada uciupić na progu.


Oż Ty, kurwa Twoja mać...

-Ale trza przyznać twarde bydle. Ponoć Stary kazał Agrafce iść przodem i na farmach jakiś debili nająć...

Jebany...

- No i byli. Czekali, ale akurat jakieś dupki z nimi szły i trafili na pierwszy ogień. A ten kutas z tyłu siedział - to mu się pofarciło.
- A to dalej - to też była wasza robota?
- Nie to już zrządzenie losu, fart dla nas - przynajmniej połowiczny, bo jednak przeżył.
- Ale po co to wszystko? Gienia - przecież to jeden z Waszych.
- Błagam Cię. Wiesz przecież kim był jego ojciec. Teraz nie potrzeba nam młodych rześkich synalków jakiegoś bohatera, który zebrał do kupy kilka stacji. Stary traci siły i autorytet, Williams mógłby go zniszczyć. Na szczęście nie myśli za bardzo, więc Szeryf ma jeszcze trochę czasu by go utemperować. Albo posłać do piachu.


Skurwysyny... jebane skurwysyny. A pokój faluje w rytm skrzydełek tych jebanych wróżek. Na kurwa - sio muchy psie jedne...

-To co zrobi stary?
- A pewno wyśle go z nimi na poszukiwanie tej Arki...


A tata mówił - nie wierze skurwysynom... nie wierze...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 10-06-2014, 13:06   #47
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dopiero siedząc w knajpie Jana poczuła jak bardzo jest zmęczona; i wędrówką, i walkami, i tym całym syfnym napięciem między - pożal się boże - ochotnikami do wyprawy na powierzchnię. Przynajmniej nie musiała wysłuchiwać burczenia Johna. Żarcie było dobre. Alkohol też zrobił swoje. Sennie słuchała wynurzeń barmana na temat ochotników z innych placówek. Trochę się zdziwiła, że tak mało; no ale Vasquez nie był najlepszym posłańcem. W zamyśleniu dotknęła miejsca, gdzie miała schowany list do Szeryfa. Pomoże czy zaszkodzi? Czy będzie miała okazję w ogóle się przekonać?

Mimo wszystko wyprawa nie zapowiadała się najlepiej. O Kondorach nie miała dobrej opinii - banda pozerów z dobrym sprzętem, ale sianem zamiast mózgów i mierną wiedzą na temat powierzchni. Ich obecność wyjaśniałaby jednak niechęć do brania większej ilości ludzi Tarana. Jana spojrzała na "Adama", po czym spochmurniała. Miała nadzieję, że rany Mitcha i Jona goją się dobrze. Dwóch 'aviatorów' to nie czterech, ale ona i Alex wystarczą. Chłopak spojrzał na nią i wiedziała, że myślą o tym samym. Pokażą tym dupkom z Polis co warci są ludzie Tarana.

Stalkerka uśmiechnęła się do siebie i wgryzła w sarninę. Może ta wyprawa w poszukiwaniu Arki wcale nie będzie taka zła.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172