Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2014, 23:46   #92
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Nie chciała już leżeć i choć przy chodzeniu ciągle łupało jej w głowie, przymusiła Kinga, żeby pomógł jej wyjść na zewnątrz. Źle się czuła nie wiedząc, gdzie Lynx znowu zniknął. Denerwowała się. Dyskomfort psychiczny był bardziej meczący od fizycznego.

Usiadła. King miał rację, powinna była jeszcze odpocząć. Lewe ramię rwało tępym bólem przy najlżejszym ruchu, „Poszarpane mięśnie, nie martw się, zszyłem.” tłumaczył jej Clyde. Podobno da się doprowadzić kończynę do sprawności. Podobno. Nie to ją jednak martwiło. Mężczyźni dłubali przy kontenerze, ale Maria nie zwracała nich uwagi, zajęta swoimi myślami. Nie mogła spytać Clyde’a pomyślałaby, ze jest próżna, a przecież nie o to chodziło. Po prostu.. nie chciała się wstydzić. Może Samantha ją zrozumie? Dotknęła opatrunku na uchu..na glowie? Ucha nie było, nie widziała rany.. czy też resztek tego, co tam zostało. Czy da się ją zasłonić włosami? A oparzenia? Zostaną ślady? Blizny? Jak..jak będzie wyglądała, kiedy to się już pogoi? Bardzo źle?

Szarpnęła gwałtownie głową, przestraszona, Lynx krzyczał, coś mu się stało? Pociemniało jej przed oczami od nagłego ruchu. Nie, to nie mroczki. Dym. Ciemny dym. Skąd?

- OPAD! – krzyknął Fray, a dziewczyna uświadomiła sobie, ze nie wie, gdzie jest jej plecak. Została tam maska. Trochę uszkodzona, ale zawsze. Jakby naciągną coś na ten wybity okular… Ile mieli czasu? Chciała się podnieść, a potem wszystko zadziało się na raz – Fray złapał ją, pociągnął za sobą.

Pobiegła. Musieli uciekać. Każdy ruch sprawiał ból, coraz ciężej się jej oddychało. Gdzie Lynx? Zgubiła rytm, a może to Fray ją puścił. Podniósł broń. Halucynacje, już? Dlaczego nie uciekają? Do czego celował?

Więcej nie zobaczyła, Clyde’a też dopadły omamy, rzucił się na nią, przygniótł do ziemi. Szarpała się gwałtownie, kopiąc mężczyznę.
- Puszczaj!

Clyde nakrył ją sobą, był cięższy, wiła się pod nim, ale nie dawała rady zepchnąć go z siebie. Słyszała krzyki, wystrzały, ale wszystko wydawało się dziwnie odległe. Nagle umilkło, King znieruchomiał.

Maria wyrwała się z uścisku mężczyzny, przebiegła chwiejnie kilka kroków, a potem potknęła się i upadła. Ból szarpnął ramieniem, świat się kołysał... dlaczego nie uciekają? Zaniosła się kaszlem. Nie zdążą… Obrzuciła otoczenie szybkim spojrzeniem, Fray w masce, Clyde zakładający maskę Irze… Skąd? Przecież.. Skąd? Wzrok powędrował dalej .. rozciągnięte ciała.

Fray i Ezachiel. Zrozumienie przyszło nagle, jak cios pięścią w brzuch odbierający oddech, zdolność ruchu. Zamarła, poczuła, że się dusi.
Czy to już? Nie chciała znów mieć halucynacji, nie chciała.. teraz już.. nie mogła. Było za późno.

Skuliła ramiona, spazmatycznie walcząc o każdy oddech.
- Randal.. – wykrztusiła w końcu. – Proszę…

Fray stał obserwując sytuacje. Najpierw nacisnął przycisk przy słuchawkach:
- W porządku. Żyje. Zaraz wychodzimy. Osłaniaj. Mamy maski.
Brak sygnału i odpowiedzi świadczył jednak, że coś mu nawaliło. Nie miał teraz czasu na odpowiedź dla Lynxa, musiał zabezpieczyć Marię. Schylił się i podniósł maskę. Podszedł z nią do Marii i uklęknął przy kobiecie, nie dotknął jej jednak.
- Spokojnie. Spójrz na mnie. Mała, musisz to założyć.
Głos mocno zniekształcała maska przeciwgazowa jednak wydawał się mniej mechaniczny niż ten przy rozmowie z Kingiem.

Maria uśmiechnęła się, łagodnie i sięgnęła po pistolet Fraya.
Randall powstrzymał instynkt. Obie dłonie miał zajęte więc nie mógł odtrącić ręki. Zamiast tego wstał gwałtownie usuwając broń z zasięgu dłoni kobiety.
Nie zrobiła nic, tylko spojrzała na mężczyznę, smutno. Oczy jej łzawiły, mówienie przychodziło z trudem.
- Proszę.. Randall..pomóż mi. Jak Ridleyowi.
- Maria. Masz niewiele czasu. A to nie będzie szybka śmierć. Zadusisz się. Płuca odmówią Ci posłuszeństwa. Zakładaj maskę. Będziesz chciała po wszystkim to strzelisz sobie w łeb. Albo mi czy Ezechielowi. Na razie stąd się wydostańmy.

Maria wyciągnęła dłoń, ujęła maskę i niezgrabnie ja naciągnęła. Zahaczyła o opatrunek na uchu, krew spłynęła jej po policzku. Śmierć jej nie przerażała, ale na więcej bólu nie była gotowa. Nie teraz.

Zanim poczuła chemiczny zapach powietrza przesączonego przez filtr dotarł do niej inny zapach. Subtelniejszy. Pot, krew, łzy. Świeże. Rozpoznała go. Samantha. Zachłysnęła się, sięgnęła do pasków z tyłu głowy, żeby ściągnąć maskę, odrzucić ją jak najdalej od swojej twarzy, siebie. Ramieniem znów szarpnął ostrym paroksyzm bólu, zabrakło jej tchu. Dałaby radę, gdyby nie ciemność, która ją nagle pochłonęła. Osunęła się na ziemię.

Randall zaniósł się kaszlem. Spojrzał zdziwiony na Marię. Jak się powoli osuwa. Nie zdążył. Zachwiał się. Przypomniał sobie poprzednią sytuacje z Opadem. Jeżeli miał przeżyć musiał się schować. Zataczając ruszył w stronę transportera, zrzucając po drodze plecak. Parę razy z trudnością łapał pion, raz musiał się podeprzeć karabinem jak laską. Wypuścił broń. Dotarł jednak. Upadł najpierw na kolana, przez chwilę wyglądał jakby miał zacząć się modlić. Potem padł na twarz, resztkami przytomności wczołgał się pod transporter, totalnie zapominając o meldunku zwrotnym.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline