- Czyli Aztech, interesy z trupem, i cudowne dziecko. Coraz bardziej zaczyna mi się ta robota podobać. Powiedział Jarret z lekko wyczuwalną nutą ironii w głosie.
- Coś czuję że będzie trzeba improwizować z tymi procedurami ochrony. Musimy założyć że są największymi służbistami jakich widział świat z możliwie wyśrubowanymi standardami. Spojrzał na Terrego.
- I trzeba będzie zmienić jak najszybciej furę, kiedy już wydostaniemy się z terenu posiadłości. Może podzielimy się na dwa samochody? Żeby zmylić ewentualny pościg. Ja mam wiernego Shin Hyunga, osobówka ale dość szybki. Nada się. Jak znajdziemy jakiś parking w pobliżu to pojedziemy tam odstawić fury i rozejrzeć się. No i racja, musimy zabrać ze sobą cały sprzęt. Cholera wie na co trafimy. Gdy kończył mówić już przeglądał zdjęcia i mapy na swoim commlinku w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca parkingowego. Nie za blisko posiadłości, ale i nie za daleko. Możliwie na obrzeżach dzielnicy korpów.
Po dłuższej chwili wstał i założył, wcześniej wiszący na wieszaku płaszcz.
- Jadę po mój sprzęt, będę niedługo. Podwieźć gdzieś kogoś? Powiedział wyczekująco, po czym powoli zaczął iść w kierunku wyjścia.
***
Gdy podjeżdżał pod mieszkanie złapał się na tym że odruchowo sprawdza w lusterku czy nikt go nie śledzi. Może były to początki paranoi? Ale ostrożność jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Minął kilka identycznych, szaro – burych budynków pokrytych tu i ówdzie kolorowymi hologramami. Skręcił w lewo, prawo, zawrócił, przejechał przez bramę, znowu skręcił. Okolica była jednakowa, a droga skomplikowana. Widać projektant albo miał kaca, albo wyjebane na to co projektuje. W tej okolicy Webb nie był w stanie nawet zamówić żarcia z dostawą, bo jeszcze żaden dowoziciel pizzy czy innego żarcia nie był w stanie do niego trafić. Pomimo upierdliwości miało to też swoje oczywiste zalety. Nie tylko roznosiciele pizzy nie mogli trafić do jego mieszkania. I to się ceniło.
Do mieszkania wpadł tylko na moment. Z wieszaka zdjął obrzyna, z szafy wyciągnął czarną, sportową torbę i zaczął wrzucać do niej wszystko co w jego mniemaniu mogło być przydatne. Strzelba zza kanapy, flashbang z szafki nocnej, amunicja i inne różności. Po chwili zasunął suwak, zamknął drzwi i był już w drodze powrotnej. Jego grafitowy Hyundai czekał grzecznie na podjeździe i w mniej niż godzinę był z powrotem na miejscu. Przygotowania ruszyły pełną parą.