Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2014, 00:55   #18
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Marek “Mark” Czyżewski - uśmiechnięty, krótkościęty brunet



Ciężar całego imigracyjnego dobytku zdziebko go przygiął do ziemi. Ale oczywiście starał się nie dać tego po sobie poznać. Najcięższy moment był dźwignąć obie cholery, dużą na plecy, małą na klatę i sięgnąć jeszcze po rower. Jednak potem się wycwanił i maszerując w kierunku domostwa mógł przenieść sporo ciężaru na tą dwukółkę. Od razu było mu lżej. Zaczynał się czuć jak mały skośnooki ludzik na trasie szlaku Ho Chi Mina. Ponoć ci kolesie właśnie wymyślili rowery górskie albo przynajmniej zasady cih konstruowania. Obecnie wcale im się nie dziwił. Jakby miał dźwigac tyle cholerstwa na sobie cały dzień i po błocie też by kombinował jak mógł by se ulżyć jak się tylko da.
Więc mimo, że było blisko może zmachać się nie zmachał ale wyraźnie to odczuł. Zatrzymał się przy Lennym który gadał z jakimiś ludźmi.

- Cześć. Jak leci? - przywitał się wyuczonym tubylczym standardem. Dał im odpowiedzieć i przedstawił się.
- Jestem Mark. Przyjechałem tu na ten eksperyment. Wiecie gdzie mógłbym zostawić rower? - spytał na początek.
- Cześć – taksówkarz odezwał się jako pierwszy wyciągając rękę do uścisku. Miał typowy, amerykański akcent często spotykany u prezenterów telewizyjnych.
- Jestem Richard Vance. Miło mi.
Murphy wyciągnął rękę do nowoprzybyłego gościa i przedstawił się:
- Murphy...miło mi cię poznać Mark… - mocny uścisk ręki miał ocenić gościa.
Następnie wskazał miejsce gdzie stały inne rowery i rzucił:
- Tam...inne klekoty też tam postawili - uśmiechnął się lekko - proponuję wchodzić do środka bo babcia już coś dobrego nam gotuje. Tylko uważajcie by jej nie wystraszyć. Strasznie płochliwa kobitka, ale chochlę ma wielką - zasmiał się i ruszył w strone kuchni
Mark przywitał się z mężczyznami. Nie do końca zrozumiał słowa którego jeden z nich użył w stosunku chyba do jego pytania o rowery ale z kontekstu chyba zrozumiał to prawidłowo. Rzucił krótkie “ok, thx” i na chwilę poczłapał zostawić swoją maszynę przy innych.
Po chwili wrócił do Rich’a, Murphy’ego i Lenny’ego. To co mówił Murphy o jedzeniu bardzo go zaciekawiło. Do tego jako swoisty wieczny gość czy turysta odczuwał wciąż nutkę zaciekawienia i niepewności wziązaną z całym mnóstwem spraw w tym kraju. Dajmy na to z jedzeniem i potrawami.
- To idziemy? - zaproponował reszcie. Miał jak zwykle cichą nadzieję, że jesli robi coś nieprawidłowego to reszta zareaguje jakoś i mu zwróci uwagę. Na ogół to działało całkiem dobrze. Wyspiarze widząc dobrą wolę cudzoziemca raczej reagowali przyjaźnie.
- Poczekaj, aż skończe szluga - powiedział Richard. Zaciągnął się mocniej niż normalnie i zrobił kilka kółek z dymu w powietrzu. - Drogi nałóg, ale jak nie zapalę to jakoś źle się czuję. Chcesz jednego? - Wyciągnął paczkę z kieszeni, otworzył kierująć w stronę Marka.
- Nie, dzięki, nie palę. Jak mówisz, za drogo dla mnie. - uśmiechnął się do Richarda nowy gość domu.
- Byłeś już w środku? W środku też to tak wygląda jak na zewnątrz? - zadał własne pytanie.
- Nie byłem, ale mój nos wyczuwa coś do żarcia - odparł po zrobieniu kilku kolejnych dymnych kółek. - Co Cię tu sprowadza? Też potrzeba finansowe, czy masz inny powód?
Mark się uśmiechnął i trzepnął się po udach w bezradnym geście - No cóż, ja jedynie biedny imigrant jestem. Trafiła się ciekawa praca wyglądająca na lekką to skorzystałem. - po chwili dodał patrząc bystro na rozmówcę - Myślisz, że jak nie znajdziemy nic specjalnego to też nam zapłacą tyle co było mówione? - spytał Richarda z nutką podejrzliwości i ostrożności w głosie.
- Powinni. W każdym razie tak mi się wydaje - odrzekł wyrzucająć papierosa na ziemię. Obcas przygasił niewielki żar wduszajać resztki w ziemię. - Chodź do środka. Robię się głodny - zaproponował chwytając za torbę.
- Mam nadzieję. - rzekł spokojnie po czym ponownie szarpnął się ze swoim “podręcznym” dobytkiem. Puścił nowego kolegę przodem bo sam powiększony o gabaryty plecaków musiał troszkę polawirować by przejść przez próg.

Jednak ledwo zdążył pozbyć się balastu z pleców i klaty, ledwo zdołała się wyprostować z wyraźną ulgą gdy nagle zamarł z wyrazem miny jakby sobie coś przypomniał.

- A no tak... Rower... - uśmiechnął się do Richarda i Murphy'ego z którzy zdązyli wejść wcześniej. - Zaraz wrócę. - powiedział i wyszedł z powrotem na dwór przeparkować swojego jednoślada we wspomniane miejsce. Po chwili już był z powrotem.

- Dzień dobry. Wszystko w porządku? - zaczął znów swój standard do starszej pani. Budziła jego nadzieję na dowiedznie się jakiś konkretów bo sprawiała wrażenie kogoś kto wie więcej od nich o tym miejscu. - Ja jestem Mark. Przyjechałem na eksperyment. Wie pani gdzie mógłbym zostawić swoje rzeczy? - spytał sie jej. Zakładał, że mieli pewnie jakieś pokoje. O ile nie były przydzielone z góry miał nadzieję, że uda mu się zająć choć trochę nie najgorszy. Preferował zdecydowanie jakąś jedynkę. Wspomnienia z czasów mieszkania w internacie jak i jednej czy dwóch miejsców tutaj zdecydowanie zachęcały go singlowatych lokacji.
 
Pipboy79 jest offline