Morhan zaczynał żałować, że zdecydował się na tę podróż. Dawno już miał odwiedzić Cintrę, popatrzeć z bliska na góry Amell, jednak im dłużej słońce prażyło jego plecy, tym większą ochotę miał zawrócić do Jarugi, ochlapać się w rzece i popędzić znów na Północ, gdzie upał nie doprowadzał do szału, a wsie i miasteczka zdawały się leżeć nieco gęściej niż tutaj. I karczmy... Nilfgaardczyk ubliżał w duchu każdemu, kto doprowadził kraj do takiego karczemnego ubóstwa - miał ochotę umyć się wreszcie w solidnej balii, wypić zimne, prawdziwe piwo i zabawić się z dziewkami. Ostatnie miejsce, w którym doznali jako takiej gościnności smakowało rozwodnioną, trzymaną widać na upale cieczą, śmierdziało muchami i kozim gównem, a dziewki zdawały się zapoznawać przy narodzinach z kamienną podłogą.
Kaszlnął i ukradkiem wciągnął szczyptę fisstechu. Poczuł po chwili ulgę, zdolność ostrego myślenia wróciła, podobnie uspokoiły się trzęsące lekko dłonie. Narkotyku też powoli zaczynało ubywać, a miejsca w którym mógł nabyć choć drobną jego ilość też nie spodziewał się znaleźć w najbliższym czasie. Jednak po chwili wyprostował się w siodle i spojrzał bystro na otaczający ich wąwóz. Dzięki bogom za ten parów, w którym się znajdowali. Zacisnął szczęki, by uspokoić ich drżenie i rozejrzał się po kompanii. Nie chciał by ktokolwiek wiedział, że bez fisstechu nie jest w stanie funkcjonować.
Popędził lekko konia by spowodować jakiś powiew, który ochłodzi spoconą twarz, jednak nic to nie dało. Wierzchowiec też się już męczył, Nilfgaardczyk czuł zmianę tempie i rytmie jazdy.
Niech już nadejdzie zima, powtarzał sobie w myślach. Wiedział, że za kilka miesięcy tego pożałuje, że chłód zmusi go do przezimowania w jakimś kasztelu lub udania się na dalekie południe. Jednak teraz wizja z trudem rozpalanego ogniska na potwornym mrozie nie wydawała się aż tak paskudna.
Myślał dalej o zimie, o gwiżdżącym wietrze, gdy jego uwagę przyciągnął Cedrik, wskazujący konia na krańcu wąwozu. Osiodłanego konia. Czyżby ktoś wpadł na równie niedorzeczny pomysł jak oni i też zamierzał dorobić się udaru? Albo w okolicy znajduje się jakaś wieś, o której nie wiedzieli. Bacznie rozglądając się popędził karosza ponownie, trzymając dłoń na rękojeści przypasanego miecza, a stopy lekko wyjął ze strzemion na wypadek konieczności pieszej ucieczki. Zatrzymał sie w połowie drogi, nasłuchując reakcji na wołanie towarzysza.
Ostatnio edytowane przez Falcon911 : 04-06-2014 o 21:35.
|