Brat Gilbert
-
Heej! Jest tam kto? Potrzebujecie pomocy?
-
Dziękuję, myślę że sobie poradzę... - odpowiedział po dłuższej chwili krzak dzikich jagód. Moment później wytoczył się z niego niewysoki jegomość o powierzchowności łasicy, okutany w brunatny habit. Najpewniej duchowny. Jak się okazało, Cerro była najbliższa prawdy – mężczyzna wciąż ściskał garść liści łopianu, drugą ręką poprawiając ubiór po załatwieniu kwestii fizjologicznych.
-
Ale będę miał waszą propozycję na uwadze na przyszłość, panie – dokończył nieco zakłopotany, uśmiechając się lekko. -
jestem brat Gilbert, uniżony sługa Kreve... widzę, że nie tylko mnie sprawunki zagnały na trakt w tę piekielną pogodę – skłonił się nieznacznie, skacząc rozbieganym wzrokiem po całej Waszej trójce.