Pod świątynią, pośród tłumu, niedługo po zaćmieniu.
Ciekawski Thog wyjrzał przez mur. Nie rozumiał co działo się tam gdzie sporo ludzi, słyszał jak ktoś głośnym krzykiem oskarża kogoś o kradzież i nawołuje do linczu. Dopiero gdy zielonoskóry mieszaniec skoncentrował się na krzykaczu dostrzegł w jego osobie Arnolda.
-
Hy hy…- zarechotał głupawo po czym zabrał się za przeskakiwanie muru. Chwilę później był już po drugiej stronie.
-
Ty!- krzyknął na całe gardło -
Ty, który nie potrafi spłacić swoje długi, który musieć zapożyczony, oskarża kogo o kradzież? Ty uczciwy obywatel?- Thog zakpił z niego, mając nadzieję że zwróci uwagę wszystkich zebranych w koło osób i kilka faktycznie odwróciło się w jego stronę.
-
Okradł cię? Okradł z tego, co nie twoje, skoroś zapłacić za to nie potrafił!- krzyknął raz jeszcze wskazując Arnolda swoim paluchem.
-
Że co? Że ja niby? - Arnold poczerwieniał jak indor, po czym zorientował się z kim ma do czynienia, zbladł i cofnął się w tłum.
Niziołek zaś stał nad Siemionem i tarmosił go za ucho, okładał kułakami i pomstował na czym świat stoi. Łachudrom, pijakom, łajzom i złodziejom parszywym nie było końca. Na samą myśl że przez niego mogło dojść do nieszczęścia, krew się w kucharzu gotowała. W końcu kiedy tłum mimochodem podchwycił jego pasję, niziołek zaczął zwalniać. A jak usłyszał o szubienicy, wyhamował zupełnie.
-
No! To doigrałeś się łachmyto! Obszczymurze jeden! - wrzeszczał nadal, sapiąc czerwony jak indor, ale strzelał oczami naokoło szukając wyjścia z sytuacji. -
Gadaj, ale już, co masz na usprawiedliwienie! Co za diaboł cię podkusił by to żelastwo z krypt wywlekać?! Gadaj mówię, bo cię skopię, stłukę i batem oćwiczę jakem Burro Butterbur! Na co ci był ten miecz, co z nim chciałeś zrobić?!- Łypnął okiem to na skamlącego Siemiopna to na podburzony tłum. Już mu przechodziło trochę i widział że teraz jego wybuch może się źle dla Siemiona skończyć.
-
Gadaj co z mieczem chciałeś zrobić! Palladynce oddać, by nas nim broniła? Na mury obrońcom zanieść? No już! - potrząsnął za jego upaprany kubrak -
I zastanów się dobrze, jakbyś chciał odpowiedzieć “ja nie wiem” albo “ja nie chciałem”! Dobrze się zastanów!- Puścił łachy Siemiona kiedy na arenie pojawił się półork i zaczął wskazywać paluchem prowodyra w tłumie. Niziołek zwietrzył szansę na uratowanie tyłka Siemiona. No przecież nie da łachmyty powiesić… Durny to on jest, łajza no też nikt temu nie zaprzeczy. Ale by go wieszać?
-
Poza tym ludziska, co wyście wszyscy szaleju się najedli? Przecież wszyscy dobrze jak ja słyszeliście jak Panienka Hightower sprawiedliwość nakazała zaprowadzić. Sprawiedliwość, a nie samosądy. On rękę na świątynie podniósł i on miecz z niej wyniósł. To ino kapłani Helma karać go prawo mają. A to że kara go nie minie to pewne… - chciał powiedzieć jak słonko na niebie, ale urwał pół zdania. -
No pewne i już! Prawda, Panienko Hightower?-
-
Rozstąpcie się - korzystając z niepewności, którą zasiał Thog z Burrem w tłumie Arli udało się wreszcie przepchnąć do murka. Co prawda z tyłu dały się jeszcze słyszeć wrogie okrzyki, lecz towarzystwo dwóch podążających za paladynką strażników ostudziło zapały. -
Pan lekkostopy ma słuszność. Winny zostanie osądzony przez świątynię, ale teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie - rannych opatrzyć; zmarłych pochować. Wracajcie do wa szych bliskich. Zabrać go! - strażnicy chwycili półprzytomnego ze strachu Siemiona i powlekli w stronę budynku straży. Tymczasem dłużnik Milona Graya był już prawie przy bramie wiodącej na miasto.
-
Ty! Ty! Oddaj złoto, któreś winien! Nie sądzić za winy, które i jemu ciążą!- krzyknął półork odprowadzając Arnolda wzrokiem. Thog właśnie pozbawił człeka godności i zniszczył reputację, przy okazji ratując tyłek temu, którego rzeczony Arnold na lincz skazywał.
~***~
-
Znalazłeś go?- spytał Milon, lecz odpowiedź była mu znana, wszak Thog słynął z ślepego posłuszeństwa niby kundel widzący cały świat w osobie swego pana. Gdyby nie znalazł Arnolda, zwyczajnie nie wróciłby do thayczyka.
-
Tak. Thog spotkał i przypomniał. Thog mówił głośno, wszyscy pod wielka cytadela boga strażnika widzieć i słyszeć. Arnold przynieść złoto, Thog myśli.- rzekł butnie.
-
Krwawisz...- syknął niezadowolony. Milon nie miał litości wiedział również, że jeśli w rany wielkoluda wda się zakażenie, to półork umrze, albo trza mu będzie amputować kończynę a wtedy nie będzie tak przydatny.
-
Aria!- krzyknął, a dosłownie chwilę później w izbie pojawiła się półelfka.
-
Opatrzysz jego zadrapania.- zwrócił się do kobiety -
Ale najpierw opowiedz co się stało...-
Świt dnia następnego, kwatera Milona Grey
-
Chcesz go wysłać do lasu? Wiesz, że to pewna śmierć.- kobiecy głos protestował zza solidnych dębowych drzwi.
-
Nie mam wyjścia. Pójdzie tam i rozezna się a jeśli będzie trzeba pomoże toporem. Na nic mi tu do ściągania długów, jeśli co noc Ybn najeżdżać będą mary, zjawy i kościeje.- głos Thyskiego handlarza skarcił kobietę -
Jest półorkiem z północy, zna te dzikie tereny stokroć lepiej niż ja, ty, czy nawet Mortis. Z resztą nawet jeśli polegnie to na jego miejsce znajdę dziesięciu innych gotowych pracować dla mnie za tę samą stawkę. Zawołaj go do mnie.- drzwi otwarły się energicznie a rozeźlona półelfka wystrzeliła z nich na korytarz jak z katapulty wystrzelona. Po chwili wróciła tam z Thogiem, lecz sama do środka nie weszła.
-
Mam dla Ciebie kolejne zadanie. Słuchaj uważnie...-