- Bogowie z tobą, braciszku - zaśmiał się Morhan podjeżdżając bliżej kapłana. Odetchnął z ulgą na myśl, że nie będzie musiał machać mieczem w taką pogodę. Odwrócił się do Cerro, szczerząc zęby. - Toć nikogo nie zaczepiamy - zawołał - Niesiemy pomoc, gdy potrzeba. W duchu szepnął sobie, że czasami kiedy i nie potrzeba. Zwłaszcza pomoc zbyt ciężkim sakiewkom.
Gilbertowi jednak pomoc chyba nie była potrzebna zważywszy na fakt, że całą robotę załatwił już sam.
- Cóż robisz, bracie, na szlaku w taki skwar? Nie mów, że potrzeba przygnała cię taki kawał od jakiegokolwiek zaludnionego miejsca? |