Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2014, 21:46   #167
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Antrakt. Czeluści i niebezpieczeństwa Limbo


Jednakże polujące na nich ryby nie zamierzały odpuścić sobie posiłku, podążając za dwójką podróżników w szalejący chaos materii i żywiołów.


Bestie ścigały ich, gdy oni przeskakiwali po ziemnych labiryntach i przez wiry powietrzne przelatywali. Wodne drapieżniki otoczone kokonami żywiołu wydawały się być niezmordowane w swych łowach.
I zbliżały coraz bardziej... i wtedy…
… Tivaldi pociągnął Faerith wprost w kierunku ciemnych burzowych chmur,
strzelających błyskawicami. Przeskakiwali po unoszących się pustce Limbo ametystowych skałach, unikając z jednej strony szczęk ścigających ich potworów, a z drugiej wybuchów ognia, które zdarzały się pomiędzy owymi kryształami. Byle tylko dostać się do owej burzy, która okazała się się czymś większym i straszniejszym niż z pozoru by się wydawało.
Gdy wdarli się bowiem w ciemne chmury okazało się, że nie dało się tutaj kontrolować otoczenia. Huraganowy wiatr miotał nimi jak liśćmi, błyskawice ich oślepiały, a huk gromów ogłuszał. Nie mogli zrobić nic więcej, tylko wtulić się w siebie nawzajem i oddać na pastwę żywiołów i… udało się. Wyrzuceni którymś z podmuchów poza czarne chmury przeżyli tą konfrontację z rybami. Tamte nie miały tyle szczęścia… utknęły w wichurze. A jedna trafiona piorunem została rozerwana na strzępy.

Dotarli w końcu… do unoszącej się skały przypominającej wielką skamieniałą łapę jakiegoś smoka. Tyle że wielkości małej wyspy. Obecnie tej skale pomiędzy” łuskami” rosły dziwne rośliny.


O krótkich półtora-metrowych “pniach” i giętkich półprzeźroczystych trzymetrowych “gałązkach” falujących w tornadach żywiołów uderzających o skałę. Gdy się zbliżali do tej łapy… Tivaldi robił się nerwowy. Rozglądał wokoło , gdy grawitacja łapy przyciągnęła ich do podłoża. Znów oboje znaleźli się na ziemi… cóż…. swego rodzaju gruncie.
Tivaldi był niespokojny. Im dłużej wędrowali po tej łapie, tym jego niepokój narastał… aż w końcu rzekł.- Coś jest nie tak Jeszcze nie przybył.
Ale wtedy Faerith zauważyła zbliżające się do łapy sześć punkcików, co najmniej … slaady.


Duże przypominające krzyżówkę ogra z ropuchą stwory, wyposażone ostrza na nadgarstkach, nie wyglądały przyjaźnie. I chyba Tivaldi też tak myślał sądząc po jego niewyraźnej minie.


Antrakt. Druga strona Całunu


Widoki po drugie stronie się nie zmieniły za bardzo.


Tu też były ruiny, tu też było dosyć ciemno. Tyle że tu nie było kolorów i świat wydawał się rozmazany. I było straszniej. Położenie trójki wędrowców po przekroczeniu portalu nie zmieniło się na lepsze. A na gorsze raczej. Poza tym pojawiło się pytanie. Co dalej? Przeszli na inny Plan który bardziej przypominał znany Thaeirowi Plan Cienia. Monochromatyczny Plan Przechodni z którego można było dotrzeć do następnych miejsc. Tyle… czy tak było w tym przypadku? Świat z którego przyszli już przenikał się z Cieniem, więc czemu trafili właśnie tutaj?

Znowu byli na wyspie, tym razem jednak bez drogi powrotu. Wrota planarne zostały tak stworzone, by ich twórcy mieli pełną nad nimi kontrolę. To oni decydowali, kiedy można wejść tutaj i kto może opuścić ten plan przez te wrota. Z tej strony podróżnicy nie mogli otworzyć wrót. Może więc… za bardzo się pospieszyli z przechodzeniem we trójkę? Jedno z nich mogło zostać po drugiej stronie. Tam gdzie były dźwignie. No cóż… teraz było za późno na płakanie nad rozlanym winem.
Pozostało więc ruszać naprzód skoro mosty zostały zburzone. Przez pierwsze pół godziny świat wydawał się tu wymarły, choć dla bezpieczeństwa cała trójka unikała zbliżania się do podejrzanie wyglądających drzew. A tych na planie cienia było sporo.

Wyspa z ruinami na Planie Cienia rzeczywiście była wymarła.. ale nie porzucona.
Wkrótce trójka wędrowców została odkryta. Wkrótce mgliste postacie zaczęły przemykać pomiędzy ruinami, po których krążyli. Wkrótce zostali osaczeni przez duchy.


Ponad dwudziestka ektoplazmatycznych nieumarłych otoczyła Cervail, Hao i Thaeira. Każdy z nich nosił wyraźne ślady zgonu. Większość z nich zginęła gwałtownie, noszą po śmierci rany, które pozbawiły ich życia. Nie wydawali się szczególnie wrodzy, acz niewątpliwie nastawieni nieufnie.
Wyszedł z nich naprzód jakiś zgrzybiały krasnolud, który chrząknął raz czy dwa dla oczyszczenia nieistniejącej krtani po czym rzekł.- Witojcie cieplaki… po tej stronie Całunu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-06-2014 o 23:12. Powód: poprawki
abishai jest offline