Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2014, 23:04   #68
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Aleksiej był jedynym, który zdecydował się lecieć, oprócz dwóch ludzi udających żołnierzy i pilotki. Wsiedli do środka kiedy jeszcze wirnik się rozkręcał, uderzając w nich bardzo szybkimi falami zimnego powietrza. Harold nie zamknął drzwi, krzycząc do Hanny.
- Kieruj nas na tę stronę! Trzymaj się na długi dystans dopóki nie dowiemy się czym dysponują!
Rumun mógł sprawdzić swoją dłoń. Luneta należała do myśliwskich, wydawała się całkiem sprawna. Sam karabin również, ktoś o niego dbał od czasu do czasu. Czas nie działał na niego najlepiej, podobnie jak miejsce przechowywania, ale mógł liczyć na kilka czystych strzałów. Dwadzieścia dokładniej mówiąc, tyle bowiem miał pocisków.

Unieśli się w górę, helikopterem szarpnęło w bok. Nie mieli w co uderzyć, może prócz starego masztu radiowego - umieszczona na wierzchołku góry stacja nie miała w bezpośredniej bliskości nawet drzew. Szybko obrali odpowiedni kierunek i obniżali lot, wypatrując wroga. Jeden z żołnierzy miał lornetkę i przyłożył ją do oczu. Nie trwało to długo. Ogólnodostępna ścieżka faktycznie wydawała się być tylko jedna. Pokryta była skałami, w kilku miejscach zawalona, chyba przy użyciu ładunków wybuchowych. Mimo tego wróg, kimkolwiek lub czymkolwiek był, zbliżał się i Jansen szybko go dostrzegł.

Wskazał kierunek i wkrótce nawet gołym okiem dało się zobaczyć pnące się w górę postacie. Filatov dzięki lunecie mógł przyjrzeć się temu bliżej. Było ich dwunastu, albo dwunastka, nie rozróżniał płci. W ubraniach, które mieli na sobie, wydawali się zwyczajnymi ludźmi. Czterech posiadało broń długą, dwóch niosło na plecach "rury" niepokojąco przypominające ręczną broń przeciwlotniczą bądź przeciwpancerną. U pozostałych nie dostrzegł widocznej z daleka broni.
Śmigłowcem szarpało. W tej chwili byli także z boku wiatru, wystrzelony pocisk na pewno zboczy z trajektorii i będzie trzeba brać poprawkę. Lub zmienić pozycję.
- Trafisz coś z tej odległości?! - Harold wywrzeszczał mu prawie do ucha, tylko w ten sposób mogli się słyszeć. Do przeciwników mogło być jeszcze ze czterysta metrów. Dostrzegli już śmigłowiec. A dosłyszeli pewnie znacznie wcześniej. Ci z bronią na plecach zaczęli ją zdejmować.

***

W sali starego schroniska górskiego panował minimalnie większy spokój. Wiatr wył gdzieś za oknami, tu jednakże było w miarę ciepło, sucho i spokojnie. Można by rzec, że dawało tu ułudę bezpieczeństwa, wypaczało prawdziwą rzeczywistość. Ta leżała na stole w postaci broni i amunicji. Część wyszła, licząc na to, że uda się powstrzymać przeciwnika zanim zbliżą się na bliższą odległość. Mimo to, ci co umieli sprawdzali i ładowali broń, nie bawiąc się w prognozowanie. Jeśli nawet nikt z nich nie strzelał do ludzi.

Bisch wrócił, przynosząc dodatkowe maseczki, pozwalające filtrować wszelkie obce organizmy. On sam był "czysty", a innych chwilowo w pomieszczeniu nie było, ale Leon i tak zaraz jedną na swoją twarz nałożył, podbiegając do okien i sprawdzając je.
- Uchyla się co drugie! A nie, nie wszystkie działają!
Hallestad wziął ze stołu strzelbę, ładując ją czerwonymi nabojami ze śrutem. Nie odzywał się teraz, a jego twarz ściągnięta była w zmartwieniu, strachu i gniewie. Podobnie trochę jak Monique, która podjęła nagle jakąś decyzję i wzięła ostatni z pistoletów, podchodząc z nim do Tess.
- Apprends-moi!

Mogli przyjrzeć się lepiej otoczeniu, biorąc pod uwagę jego obronność. Były tylko jedne drzwi wejściowe, solidne, ale także odczuwające już efektu działania czasu i gwałtownej w tym miejscu pogody. Dało się zrobić barykadę ze stołów lub schować się za kontuarem, lecz było to wszystko, co oferowało to pomieszczenie. Było jeszcze wejście na zaplecze, kuchnia i łazienki nieopodal. No i wejście dalej wgłąb kompleksu.
- Za tymi drzwiami jest przejście do stacji meteorologicznej, magazynu i położonej najniżej małej sekcji mieszkalnej, którą trochę przerobiliśmy. Tam Rose zajmie się dziećmi. Jeśli tu przyjdą, nie możemy ich tam dopuścić. Do stacji jest drugie wejście, solidne i zamknięte, ale nic nie wiadomo. Ktoś nie chcący strzelać mógłby się tam udać. Gdyby coś się działo może szybko wrócić i nas powiadomić. Lepiej być przygotowanym, nie możemy liczyć, że powstrzymają wszystkich z helikopt…

Nie dokończył, bo drzwi wejściowe otworzyły się i wpadł do środka przerażony Ludovic. Nawet jego niezwykle niebieska skóra nie mogła zamaskować bladości. Przyciskał rękę do piersi, jakby chciał uspokoić próbujące się wyrwać na wolność serce.
- Idą z drugiej strony! Wspięli się po skale! Zaraz tu będą! Widziałem tylko kilku i uciekłem...
 
Sekal jest offline