Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2014, 20:58   #342
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Kontrakt.

Tymczasem na dole Gort z niedowierzaniem przyglądał się unoszącemu się w powietrzu okrętowi i natychmiast ponaglił swego rumaka do galopu, zostawiając w tyle Przydupasa oraz resztę swej kompanii. Przechodnie uskakiwali przed ogromnym wierzchowcem pędzącym ulicami w kierunku placu miejskiego, gdzie zacumowany był podniebny okręt.
- Tutaj, kapitanie Czarnoskóry! - wołał rozentuzjazmowany Rico, wymachując rękoma wraz z kilkoma majtkami pilnującymi cum utrzymujących statek w jednym miejscu.
Olbrzymi pirat zatrzymał się i zeskoczył z konia, odrywając w końcu wzrok od Blackberry, by spojrzeć na swego młodego nawigatora.
- Jagódka naprawdę znowu żyje? - zapytał niemalże łamiącym się ze wzruszenia głosem.
- Cała i zdrowa - odparł z szerokim uśmiechem chłopak. - Teraz poniesie nas dalej niż kiedykolwiek, gdzie tylko sobie zażyczysz, kapitanie. Cały świat stoi przed nami otworem.
- Gdzie tylko chcę!? - zawołał Gort niedowierzając, po czym roześmiał się i otarł cieknące z oczu łzy. - Wiedziałem, że świetnie sobie poradzisz, Rico - dodał, kładąc zdrową rękę na ramieniu chłopaka, który zrobił zdziwioną i nieco speszoną minę.
- Ja? Przecież to Elizabeth i Desmond...
- Wielka El lubi się rządzić, a Salwa to mundry gość, ale to ty zawsze najlepiej rozumiałeś swych nakama i potrafiłeś ich poprowadzić, tak że sami za tobą szli. A to jest właśnie to czego najbardziej potrzebuje kapitan.
- Ale kapitan musi być silny... - stwierdził chłopak, kręcąc głową. - Doprowadziłem wszystkich bezpiecznie na okręt tylko dlatego że tak mi kazałeś, kapitanie.
- Jesteś silny, Rico - oznajmił stanowczo Gort. - Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Suro zatrzymał swojego wierzchowca przed statkiem. Przez chwilę przyglądał się w milczeniu okrętowi starając się jak najdokładniej zrozumieć w jaki sposób znalazł się w tym mieście. Wnioski, do jakich jego zmęczony umysł doszedł nie były dla elfa specjalnie zachęcające. Statki nie kojarzyły mu się najlepiej. Statki, które unosiły się w powietrzu nie kojarzyły mu się w ogóle.
- Czy ja dobrze rozumiem, że mam na to wsiąść i liczyć, że zabierze mnie cało do stolicy? - nie zwrócił się do nikogo konkretnego. Białowłosy przemilczał pytanie, kto wpadł na tak szalony pomysł, by starać się unieść coś w powietrze. - To ma latać, tak? W sensie unoszenia się w powietrzu, a nie opóźnionego spadania?
- Przy tka prostackiej konstrukcji nie liczyłbym na wiele. -mruknął Nino. - Chociaż przy dużej dozie szczęścia i mej nieocenionej pomocy, może dowiezie nas bezpiecznie do stolicy.
- Twoje słowa jakoś też specjalnie do mnie nie przemawiają… - weschnął szermierz, zsiadając z wierzchowca. - Jednak mniejsza o to. Panie pirat. Szukam elfki. Brązowe włosy, biega z dwoma mieczami. Jak ktoś do niej zarywał, to pewnie stracił zęby. Wiesz, gdzie mogę ją znaleźć?
- Pewnie na zamku panoćku, jo tam niezbyt wiem. -nurknął jeden ze strażników cum.
- Dobra, to jak co szukajcie mnie w zamku. I przygotujcie coś mocniejszego do picia, bo w pełni trzeźwy nie wejdę na to. - odparł elf ruszając w stronę, górującej nad miastem budowli.
- O to się nie martw, Długouchy - rzucił za nim Gort, po czym zwrócił się ponownie do swego młodego kamrata. - Czy działo się cosik ciekawego gdy mnie z wami nie było?
Chłopak pokręcił głową.
- Część więźniów postanowiła dołączyć do naszej załogi i pomóc przy przebudowie Blackberry. Później może kapitan ocenić czy zostaną przyjęci w nasze szeregi, jednak ze swojej strony oceniam że wszyscy byli pomocni. W szczególności jedna z nich dobrze radziła sobie w chronieniu nas przed szaleńcami, ale nie napotkaliśmy nikogo na poziomie Shuu - poinformował Czarnoskórego, a zaraz potem dotknął jego prawego ramienia z wyraźnie zatroskaną miną.
- Co się stało z ręką kapitana? Czy mam poprosić gnoma by przygotował dla kapitana odpowiednią miksturę?
- Ah, to nic takiego - uspokoił go Gort i na dowód uniósł swe sztuczne ramię i zrobił nim w powietrzu kilka młynków. - Ani trochę mi to nie przeszkadza. Dzięki temu dałem radę obić mordę dupkowi który przywołał tych zdechlaków w piramidach, więc niech zostanie tak jak jest. Ale możesz powiedzieć temu kurduplowi żeby upichcił coś dla Blondasa - dodał, wskazując palcem na zbliżającego się do nich Fausta. - Kobitki go lubiły zanim jakiś drań pokieraszował mu facjatę.
- Znając życie gnom będzie żądał zapłaty… -westchnął Rico robiąc bezradną minę. - Dokąd w ogóle ma zamiar Kapitan teraz ruszać?
- A tak, Blondas gadał coś że cała ta zaraza to jeden wielki pic i gościom odbija tylko jak sami uwierzą że zbzikowali. Lecimy więc do stolycy żeby powiedzieć to wszystkim i poobijać mordy komu trzeba - oznajmił murzyn.
- To wielka ulga, że problem szaleństwa zostanie w końcu zażegnany - przytaknął chłopak. - Skoro tak to lepiej czym prędzej wejdźmy na okręt i zacznijmy przygotowania do podróży. Ah, zapomniałem wspomnieć że czeka tam na kapitana jego znajoma. Pewna niebieskoskóra elfka z dwójką towarzyszy dołączyła do nas tuż przed odlotem, twierdząc że chce spotkać się z kapitanem.
- Niebieskoskóra? - zastanowił się Gort, wytężając swą pamięć. - Mówisz o Błękitce? Więc chce do nas wrócić? A niech to, już myślałem że nigdy więcej nie spróbuję jej żarcia! Hej, ty! - wielkolud odwrócił się nagle i przywołał ręką Fausta, po czym pogroził mu palcem. - Słyszałeś, Blondas? Na okręcie jest Błękitka, więc pierwsze co zrobisz jak się z nią zobaczymy, to ładnie przeprosisz za to że wcześniej próbowałeś ją zabić, bo jak nie to od razu wylecisz za burtę. Czy się rozumiemy?
- Nie sądzisz chyba, że bez mojej obecności zrozumiesz, jak masz pokonać szaleństwo? - Faust zadrwił ze swego rozmówcy. Gort nadawał się do skupiania wokół siebie wątpliwych osobistości, był niesamowity gdy przychodziło do młócki, ale na tym kończyły się jego zdolności. Nie należał do zbyt bystrych obserwatorów, nie był też przednim strategiem.
- Nie widzę potrzeby, by przepraszać Shibę za cokolwiek. - dodał po chwili, zaś z jego głosu emanowało niesamowita wręcz stanowczość. Blondyn miał w sobie coś, co przekraczało nieco nałożone na śmiertelników ograniczenia, zaś nieustanne obcowanie z istotami boskimi sprawiało, że świadomość tej właśnie odmienności rosła. Nie miał zamiaru korzyć się przed niebieskowłosą, zwłaszcza, gdy ta odrzucała jego propozycje nawet na łożu śmierci. Dostanie się na statek czy to za zgodą czarnoskórego pirata, czy też bez niej.
Był w wystarczająco komfortowej sytuacji, by móc zawierzyć wypełnienie reszty zadania tej zbieraninie przypadkowych herosów. Każdy z nich był wystarczająco silny, by pokonać większość nadchodzących zagrożeń. Wykazali się również szczęściem - bez niego nie dotarli by tak daleko. Zapewne udałoby się im zniszczyć szaleństwo nim Faust dotarłby do stolicy.
Widać był to ciężki orzech do zgryzienia dla skromnego pomyślunku pirata, który jednak zdawał sobie sprawę, że może potrzebować pomocy blondyna.
- Wiesz co, Blondas? Jako że cię lubię, to dam ci szansę. Ale tylko jedną - stwierdził w końcu po dłuższej chwili namysłu. - Jeśli ty i Błękitka zaczniecie skakać sobie do gardeł, to oboje wylatujecie za burtę. Bitki dla zabawy są w porząsiu, ale jeśli ktoś na moim okręcie nie umi się dogadać, to dostaje kopa na do widzenia. Takie są zasady i nie będę robił żadnych wyjątków.
- W tej chwili nie mam powodów, by dokonywać na jej ciele jakichkolwiek czynów - stwierdził, zaś jego słowa były wedle jego dziwnej, pokręconej maniery sposobem na przytaknięcie czarnoskóremu. Błękitne oczy spoglądały teraz na ciało pirata z pewną dozą szacunku. Póki co był on potrzebny, ale spora część jego potencjalnych występków musiała zostać przez Fausta tolerowana. Wszystko w imię tego, co najwspaniajsze. Najlepsze. Znajdujące się niewyobrażalnie blisko doskonałości, czy może same będące definicją takowej.
Znajdujący się na prawym uchu kolczyk zachwiał się delikatnie, uginając się pod nadchodzącym wiatrem niczym trzcina zniżająca się do ziemi. Zasady są ważne, jednak to swobodne kontrolowanie i interpretacja takowych jest tym, co odróżnia kwiat od chwastu.
- Poza tym nie wiem, czy byłbyś w stanie wyrzucić naszą dwójkę, oraz pewnie jej ewentualnych pomagierów, za burtę - dodał po chwili, zaś jego usta przybrały standardowy wyraz twarzy, który w znaczący sposób kpił z rozmówcy, prowokował go. Jedni mieli krzywy zgryz, inni tiki nerwowe, strażnik równowagi wolał zaś górować nad innymi. Nawet, jeśli jego każdy przedstawiciel jego profesji powinien cechować się cierpliwością i pokorą.
- Iwabababa! - wielki murzyn zaśmiał się rubasznie w odpowiedzi na słowa Fausta, który to najwyraźniej ze swymi mizernymi wyczynami bojowymi nie był w stanie nawet go sprowokować. Było dość oczywistym od samego początku że pirat brał na poważnie tylko osoby które udowodniły swoją siłę na polu bitwy. - Nie wiedziałem że taki z ciebie żartowniś, Blondas. Dobra, jak wszyscy gotowi, to wbijamy na Blackberry! - zakomenderował i nie zawracając sobie głowy ostrzeżeniem reszty, dotknął dłonią brukowanej ulicy z której wystrzeliła w górę gigantyczna kamienna kolumna, unosząc jego samego, Fausta, Nino oraz Przydupasa wraz z ich w koniami wysoko w górę, aż znaleźli się na wysokości pokładu na który Gort zeskoczył, witany natychmiast okrzykami zgrai swych brudnych i śmierdzących, acz lojalnych kamratów.
- Kapitanie! Wróciłeś do nas!
- W końcu wrócimy na Grand Line!
- Pamiętasz mnie, kapitanie!? Tyle pakowałem, że niedługo wyzwę cię na pojedynek!
Z nadbudówki zaś obserwowali go Desmond który przywitał się skinieniem głowy i ciepłym uśmiechem oraz Elizabeth która z grymasem na twarzy i rękoma założonymi na pierś wrzasnęła na całe gardło, przekrzykując radosne okrzyki reszty załogi:
- Jeszcze raz zostawisz tak swoją załogę, a na pewno ci jej nie oddam, ty bezużyteczny ćwoku z kulą armatnią zamiast mózgu!!
Wszystko było tak jak być powinno. Gort powrócił na swój okręt gotowy do dalszych podróży i kolejnych przygód, tym razem już nie tylko na morzach i oceanach. Cały świat stał przed nim otworem, a nigdy nie schodzący z jego twarzy pewny siebie uśmiech oraz czułe niedźwiedzie uściski które wymieniał z członkami swej załogi świadczyły o tym za jakiego kapitana go uważano.
- To pora na zabawę, psubraty!!! - ryknął głośno, wznosząc w górę zaciśniętą pięść.
Nino podciągając swoją suknie na tyle, by nie dotykała ona pokładu, następnie rozejrzał się z grymasem zdegustowania na twarzy. Kiedy jego bystre, złote oczy dostrzegły Fausta, lekkim ruchem głowy dał mu znać, że chciałby porozmawiać z nim w cztery oczy.
- Kto wie, może równowaga będzie kiedyś ode mnie wymagać, byśmy zmierzyli sie w boju? - stwierdził z uśmiechem na ustach. Ukłonił się lekko, ruszając w kierunku jednego z ciał niesamowitego naukowca. Nie wiedząc do końca czemu, zapiął swą koszulę, nadając tym samym nieco groteskowego, lecz stosunkowo poważnego wyglądu.
Szedł w kierunku różowowłosego wolnym, lecz wyjątkowo lekkkim krokiem. Zdawało się, że jego stopy ledwo dotykają ziemi. Każdy z nich był pełny wigoru, oraz gracji.
-Yo! - stwierdził w końcu, witając się z buntowniczym naukowcem.
- Powitanie składające się z maksymalnej liczby głosek, jakie jest wstanie naraz wygenerować twój mózg… urocze. -mruknął Nino, który wyraźnie był nie w sosie. - Chce porozmawiać o przydzielonym nam zadaniu… o których chyba zapomniałeś. -dodał, zerkając na strażnika znacząco. - W takim tempie będę skazany na twoje towarzystwo przez najbliższe lata.
- Ponoć odpowiednim sposobem zachowania się jest dostosowanie poziomu złożoności swych wypowiedzi do zdolności pojmowania słuchacza - dodał, wyraźnie rozbawiony słowami Nino. Na świecie są istoty, które za wszelakie pomrukiwania tego naukowca są gotowe oddać nie tylko cały swój majątek, ale i żywot całej swej rodziny. blondyn jednak nie miał tego typu preferencji, zaś słodkie kobiecie szepty były czymś wyjątkowo dla niego przyjemnym.
- Bogowie posiadają inny punkt widzenia na czas. Czymże jest miesiąc przerwy wobec wieczności? - spytał, wspominając sobie prawdziwą rozpacz wynikającą z samotności upadłych nadludzi.
- Okresem, który spędziłbym o wiele produktywniej niż wałęsając się z neandertalczykami. - ofuknął Nino, pierwsze słowa blondyna pomijając milczeniem. - Ale skoro już jedziecie do stolicy, by zając się tą chorobą mam do Ciebie interes. Sam nie mam zamiaru mieszać się w spory, nie potrzeba mi tego. Ale interesowałby mnie fragment pierwotnego szaleństwa, o ile je tam znajdziecie. -wyjaśnił z chciwym błyskiem w oku.
- Jestem prawie pewien, że i tak pożytkujesz ten czas w znacznie lepszy sposób. Jedno ciało w tą czy inną stronę nie jest zbyt dużym odychelniem przy mnogości twych planów? - odparł po krótkiej chwili blondyn. Nie miał żadnych wątpliwości w niesamowitą podzielność uwagi pierwotnego Nino. Nie zamierzał też twierdzić, że naukowiec skupił się tylko i wyłącznie na zadaniu ofiarowanym mu przez samego pana Olimpu.
- Domyślam się, że to niesamowity obiekt badań? - zapytał Faust. Przy geniuszu Nino mógł on równie dobrze przygotować lepszą wersję tej plagi, jak i zwyczajnie ignorować ją, przylepiając mu tym samym plakietkę “nudne”.
- Wydaje się być intrygujący, skoro znam idee samego szaleństwa, chce sprawdzić jak to pierwsze od niego odbiega. Dzięki temu może, uda się stworzyć szczepionkę lepszą niż, wiara w to że nie jest się chorym. -odparł różowowłosy, po czym dodał. - Każde z mych ciał jest na wagę złota.
- Czyli ciebie też obowiązują limity. Wszystko jest ograniczone, nawet jeśli dotyczy to własnych kreacji. Czyż to nie wspaniałe? - myśli blondyna niemalże zawsze krążyły wokół równowagi, sprawiając, że słuchanie go było często nie tyle nieznośne, co zwyczajnie trudne i męczące.
- Gdy zdołam pojąć magię, czy może energię, która sprawiła, że wierzenia stały się prawdą, szczepionka nie będzie już potrzebna. - dodał po chwili. Jego myśli przypominały mu, że tego typu rozwiązanie nie da nic w przypadku tej właśnie plagi, a jedynie może uchronić świat przed następnymi.
- Raczej nie zależy ci na równowadze. Zapewne nie robisz tego dla sławy, bo gdyby tylko ci na niej zależało, zapewne byłbyś na ustach wszystkich. - umysł Fausta zaczynał studium motywacji swego rozmówcy, które często były tak łatwe do skończenia, jak trudne to zaczęcia się wydawały. - Czy może zwyczajnie chcesz pokonać tą chorobę wraz z zaspokajaniem swej nieograniczonej ciekawości? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
- Poniekąd. Nie zrozumiesz geniuszu, póki sam go nie zdobędziesz. Powiedzmy, że to kwestia ambicji. -odparł Nino lekko wymijająco.
Dłonie blondyna zderzył się ze sobą, niemalże bijąc brawa. Najwyraźniej Faust właśnie zrozumiał coś wyjątkowo ważnego, a jedynie fakt, że znajdowali się w innym uniwersum, powstrzymywał go od donośnego krzyknięcia Eureka.
- To dlatego nigdy nie rozumiesz wszystko w koło ciebie? - stwierdził, wyraźnie rozbawiony tym wnioskiem.
- Mniej więcej tak.- zgodził się naukowiec. - Nie jestem wstanie pojąć idiotyzmu, nie ważne jak bardzo bym się starał.
Faust przymrużył tylko oczy, jakby chciał na kilka chwil pozbawić się obowiązku patrzenia na swego rozmówcę. Gdy powieki uniosły się, odsłaniając całe otoczenie, różowowłosy naukowiec ciągle znajdował się przed nim. Najwyraźniej nie był wystarczająco wytrenowany w czytaniu ludzkiej mowy ciała, albo po prostu bardzo zależało mu na wspomnianym zadaniu.
Do umysłu blondyna dopiero po chwili dotarło, że mierząc innych miarą swej szybkości popełnia błąd podobny do dziecka, które, podążając za wizją darmowych łakoci, przyjmuje zaproszenie do karocy kapłana tego czy innego wyznania. Strażnik równowagi był jednak na tyle bystry, czy może pełny szczęścia, że nie znalazł się w żadnej z tych sytuacji. Owszem, czasem zdawało mu się być zaskoczonym tym, że ktoś może go prześcignąć. Jednak te czasy zdawały się odpływać w strumieniu czasu z każdym przeżytym dniem.
- Co miałoby sprawić, że zgodzę się na wykonanie tego zadania? - zapytał w końcu, przekrzywiając niego głowę w bok. Jego złoty kolczyk zatańczył po raz pierwszy na pokładzie latającego statku.
- No tak wymiana… to jest ten aspekt nauki którego nie lubie. Nie da się uzyskać czegoś z niczego. -stwierdził naukowiec, długimi paznokciami gładząc swe policzki. - Nie zainteresują Cie pieniądze, gdybyś chciał zdobyłbyś ile chcesz, zresztą nie jesteś na tyle głupi by to one wyznaczały twoje cele. -stwierdził obserwując blondyna. - Jednak wiem jaka waluta może Cie zainteresować. Dusza. Moge wymienić duszę jednego z podwładnych których zabiłeś w moim zamku na próbkę szaleństwa.
Nic nie wskazywało na to, że blondyn w jakikolwiek sposób próbował zatrzymać wyraz zdziwienia. Zdążył podczas tej podróży wykazać się zarówno niesamowitą kontrola nad własnymi reakcjami, jak i całkowitym jej brakiem. Wszystko zależało od tego, jaką akurat kroczył ścieżką. W tym jednak momencie Nino, oraz praktycznie każdy, nawet wątpliwej inteligencji pirat, zauważyłby prawdziwość tego grymasu. Faust albo nie zamierzał ukrywać swej reakcji, albo była tak silna, że aż niemożliwa do powstrzymania Każdą z tych opcji łączyła tylko wspólna geneza, słowa różowowłosego.
- Chcesz postawić znak równości między esencją plagi, która była bliska opanowania całego kontynentu, oraz dusza jednego z twoich pomagierów? - czwarty z rodu zdrajców zdawał się nie przyjmować tego do wiadomości. Nino chyba jeszcze nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której musiał targować się o komponenty do swych badań.
- Części plagi która pokonacie, im mniej osób bezie w nią wierzyć tym bardziej spadnie jej wartość. -zauważył. - A przecież chcecie wyleczyć ludność, nie wiem czy próbka nie zniknie przez to. - dodał jako kolejny argument.
- Jej wartość nie spadnie. - jeśli tylko Nino odnosił jakąkolwiek przyjemność z interakcji z innymi żyjącymi osobnikami, to rozmowa z Faustem była dla niego ostatecznym testem. Próbą, ale i przyjemnością. Umysł naukowca stawał teraz przed dziwną próbą, w której mógł odnaleźć zarówno przyjemność, jak i niesamowitą mękę. Taka właśnie była natura wszelakich negocjacji, zaś im większa stawka - tym wszystko stawało się jeszcze bardziej charakterystyczne. Odpowiednie dla coraz mniej licznej grupy osób.
- Magia, która utworzyła z wiary prawdziwy byt, będzie dokładnie taka sama. - strażnik równowagi uzupełnił po chwili swe poprzednie stwierdzenie. Jego błękitne oczy spojrzały badawczo na twarz Luigiego. Nie szukały niczego szczególnego, może poza oznakami człowieczeństwa. Każdy z klonów zapewne był kierowany osobno, ciekawym zaś była kwestia ewentualnej mowy ciała, jak i wszystkiego, co wynikało z podświadomości.
- Dusza, oraz natura tej istoty pozostanie dokładnie taka sama. - kontynuował. Dobrze wiedział, że Nino nie mogło chodzić o skalę tego wydarzenia. Czwarty z rodu zdrajców niejednokrotnie przekonał się o potędze dumy. Jego perypetie niejednokrotnie kończyły się gorzej niż mogły, ba, pewnego razu nawet umarł z jej powodu. Znacznie większym wyzwaniem było zaś rozgryzanie tej istoty w nieco mniejszej skali.
- Nie możesz tego stwierdzić. -odparł Nino fachowym tonem, rozkładając ręce niczym szalki wagi i delikatnie nimi poruszając. - Można zmienić istotę wpływając na nią. Jej skład chemiczny, charakter, wygląd czy zachowanie. Dobrze to wiem. -stwierdził, obserwując strażnika. - Nie jesteśmy wstanie ocenić co się stanie z szaleństwem. Skoro to które siedziało w jednym z prymitywów, mogło opuścić jego ciało i ukształtować siebie, stało się dowodem na absolutną zmienność tego bytu. Ze słabej istoty z pogranicza wyobraźni, przerodziło się w osobne życie. Z głównym źródłem szaleństwa, można zakładać działanie odwrotne. Pokonane może zniknąć i trafić gdzieś na granice świadomości ludzkości. -wytoczył swe argumenty, po czym skrzyżował ramiona na wątłej piersi.
- Tak długo jak zdołam je uwięzić, ona nie zdoła zniknąć. - zaprzeczył blondyn. Jego lewa dłoń zmierzwiła nieco włosy, odrzucając ich część na prawą stronę. Faust spojrzał na otaczający ich krajobraz, chłonął jego każdy kilometr, najmniejszy nawet szczegół. Nie robil tego, by unikać odpowiedzi. Nie musiał uciekać z tej właśnie rozmowy. On wolał tworzyć w swoim umyśle dokładną wizualizację tej właśnie chwili, bawić się nią i wszystkim co ją stworzyło.
- Bogowie to nic innego jak bardziej pierwotna, naturalna wersja szaleństwa. Ot, istoty, które za życia wsławiły się tym czy innym, obrastały w coraz większe legendy, aż stali się czymś więcej niż człowiekiem. - Faust przedstawił jeden z bardziej znanych wśród badaczy poglądów. Jego zdaniem były one całkiem bliskie prawdy. Wielu bogów chodziło kiedyś po tej ziemi, bawiło się kosztem śmiertelników.
- Gdy jednak zabierzesz im wiarę, oni nie znikają. Przynajmniej nie w przeciągu chwili. Owszem, czasem ich egzystencja przestaje być realna, ale do tego potrzeba czasu. Znacznie więcej, niż ty mógłbyś potrzebować do badań nad chorobą. - dodał.
- Ale spada ich moc. Zapewne autopsja Boga bez mocy była by niczym operacja człowieka. -zauważył różowowłosy, przyznając się jednocześnie do tego, że nigdy jeszcze nie udało mu się zbadać żadnego Boga.
- Co nie zmienia faktu, że dusza jednego z twoich pomagierów, których siła płynęła raczej z modyfikacji ciała, niż szczególnych praktyk czy technik magicznych, nie jest dla mnie zbyt łakomym kąskiem. - Faust roześmiał się szczerze. Dawno nie pertraktował w ten właśnie sposób. Będąc stroną, która może wymagać.
- Nie uwłaczając ich egzystencji, ale największym atutem twojej propozycji jest możliwość wyzwolenia ich. - blondyn kontynuował, zaś jego wzrok powoli zmierzał w kierunku oczu Nino. - Ja, niestety, nie jestem po dobrej stronie barykady. Ja stoję dokładnie na niej, czasem korzystając z usług jednej strony, by innym razem wykorzystać drugą. - powiedział, gdy ich oczy zrównały się. Faust był blisko, wiedział już czego chce, jedyną ciekawostką było tylko - jak bardzo.
- Mistycyzm nie jest chyba twoją mocną stroną. Może spróbujesz skusić mnie czymś, w czym jesteś naprawdę dobry? - zapytał w końcu. Kilka kosmyków jego blond włosów opadło teraz pod wpływem wiatru. Czerwona koszula łopotała przy każdym podmuchu wiatru.
- Nauka i więdzą? Proszę bardzo, przedstaw swoja propozycje. -zasugerował naukowiec.
- Gdy wraz z Zeusem przywróciliście mnie do życia, zbagatelizowałeś mą pewną prośbę. - strażnik równowagi przypomniał nieszczególnie przyjemne zdarzenie. Moment, w którym los pomieszany z boskimi planami zmusił go, by padł na kolana. Nawet, jeśli podłoże było niemalże wysypane przysłowiowymi ziarnami grocha. Każde z nich było fragmentem pychy blondyna, a droga z nich usypana zdawała się nie mieć końca.
- Przyznaję, że sposób, w jaki wtedy ją przedstawiłem, nie motywował szczególnie do działania. - stwierdził, wznosząc delikatnie ramiona. Szaleństwo upada, może pora na to, by niektóre niesnaski również zniknęły?
- Chcę, byś wykorzystał swą wiedzę o znajdujących się na ziemi materiałach i stworzył najlżejsze, lecz możliwie wytrzymałe ostrze. Broń, która swoją konstrukcją zamieni szybkość w siłę. Katanę, która przetnie wszelaki znany ludzkości pancerz. - Faust nie próbował prosić, wiedział, że w przypadku Nino najlepszą opcją będzie rzucenie mu odpowiedniego wyzwania.
Naukowiec na chwile zmrużył oczy rozważając ta propozycję. W końcu ruchem głowy przytaknął.- Dobrze, to nie będzie trudne.- stwierdził z wyższościa w głosie.
- Możesz mnie czymś zadziwić. - blondyn uśmiechnął się prowokacyjnie. Jeśli coś miało zadziałać na naukowca, to tylko tego typu podejście. Pozorne umniejszanie jego możliwości tylko po to, by ten musiał wykazać się ich faktyczną miarą.
W tym momencie przeciskając się między rosłymi i śmierdzącymi piratami którzy rozlewali dookoła piwo i najprzeróżniejsze inne alkohole świętując powrót swojego kapitana, do blondyna oraz naukowca zaczęła zbliżać się niska ubrana na biało dziewczyna wyglądająca na czarodziejkę. W przeciwieństwie do pozostałych miała niezwykle poważny wyraz twarzy i na pierwszy rzut oka widać było że ma do nich jakąś ważną sprawę.
- Wy dwaj przybyliście wraz z kapitanem Czarnoskórym? - zapytała, przyglądając się uważnie dwójce - Kapitan chce was widzieć w swojej kajucie. On i pozostali członkowie waszej ekspedycji omawiają właśnie plan szturmu na stolicę i chcą poznać wasze opinie.
- Przekaz im że najlepszym co mogą zrobić dla ludzkości to utopić się. Albo podciąć żyły, wtedy ciała będą przynajmniej zdatne do sekcji. -stwierdził Nino machając z pogardą dłonią. - Ja nie przyłożę, ręki do ataku. To bezsensowne podejście. Najlepiej wysłać kogoś by zrobił to po cichu. Ale te pierwotne organizmy, na pewno o tym nie pomyślą. Masz może siostrę dziewczyno?- naukowiec zmienił temat w nagły sposób.
- Czego? - Faust rzadko zgadzał się z naukowcem. Zestawienie ich w jeden zespół zawsze zdawało mu się bardziej figlem, który wyrządził mu Zeus, niż faktycznym błogosławieństwem. Co jakiś czas pojawiało się jednak coś, co niczym wychodzące zza chmury słońce, dawało nadziej. Wspólnym mianownikiem dla tej dwójki miała stać się… cecha najbardziej uniwersalna. Głupota. Ta, która przekracza nie tylko ludzie, ale i boskie pojęcie.
- W takim razie, jesteśmy umówieni. - strażnik równowagi uśmiechnął się blado do różowowłosego pracodawcy. Jego wzrok przykuła teraz dziewczyna. Przyłapał się na tym, że nie analizował jej wdzięków. Najwyraźniej plany, o których opowiadała aż nadto zdominowały jego umysł. - Prowadź - westchnął tylko.
- Siostrę? Nie przypominam sobie - stwierdziła dziewczyna, po czym machnęła ręką na dwójkę mężczyzn i poprowadziła ich w kierunku nadbudówki, gdzie znajdowała się kajuta kapitana.
Nino szedł ociągając się, po chwili wyjął jakiś notes by zacząć coś w nim gorliwie notować.
 
Zajcu jest offline