Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2014, 23:50   #344
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Tom 5

Twarzą w Twarz z szaleństwem

Ren

Ten któremu nie jest pisana wolność


Ren z rykiem próbował zerwać czarna zbroję, szarpał się z nią wzmacniając się aurą. Jednak na nic to było, ryk w jego głowie narastał, a na pancerzu pojawiały się różnorakie wybrzuszenia. Cała zbroja zdawała się być płynna, oplatała ciasno wojownika, niemal łamiąc mu żebra.
Szaleństwo było nietypową zarazą, a czarnego rycerza zaraziło w jeszcze mniej konwencjonalny sposób. Zaraził go jego przeciwnik, przez ranę która zadał mu w rezydencji, a teraz szaleństwo chciało wrócić do swego pierwotnego pana.
Ciemność ogarniała Rena z każdej strony, pancerz zamknął się na nim niczym wielki worek. Mimo, że on dalej szarpał, słabł z każda chwilą. Wiedział ,że już się nie wyrwie, że nie ma szans na ucieczkę. Każdy ruch sprawiał mu problem, stracił orientację, z trudem oddychał… a potem wszystko ustało.

- Witam – miły dla ucha męski głos, dobiegał znad Rena, który powoli otwierał oczy. Musiał zamknąć je w czasie walki z pancerzem. Był obolały, a jego ręce jakoś nie chciały się poruszyć. Znajdował się w jakimś pokoju, przed jego twarzą były kraty, grube i czarne. Znajdował się w celi, chociaż była ona dość humanitarna. Było tu łóżko, zlew, lustro a nawet krzesło.
Za kratami stały zaś dwie persony, jedną Ren poznał od razu. Ciężkie czarne buty, gruby pancerz, hełm na twarzy i czarny dym wylatując spod przyłbicy.


Był to szalony rycerz… którego przecież pokonał! Szybko zerknął na swoją pierś, nie było na niej zbroi. Widać, ten musiał odrodzić się z pancerza, którym zaraził wcześniej mrocznego rycerza. Drugiego osobnika natomiast Ren nie widział nigdy na oczy. Krótkie czarne włosy i szpiczaste, podobne do elfich uszy. Wyglądał na dość młodego, a jego oczy były bystre. Przez twarz przebiegał mu czarny tatuaż, w postaci liści jakiejś rośliny, który wił się lekko i wchodził pod ubranie. Wyglądał na dość zmęczonego ale zadowolonego.
Trudno mu się dziwić, w końcu był to Hakai, który ponoć umarł w walce z Shibą!


- Kojarzę Cię, byłeś w rezydencji z Shibą… –mruknął po chwili zastanowienia. – …ciekawy zbieg okoliczności… –dodał gładząc podbródek, dłonią o długich ostrych paznokciach.

Dwóch kłamców


Loki siedział na pagórku z oparta na kolanie ręką. W drugiej trzymał jabłko, którego kawałek miarowo przeżuwał . Spod swych ciemnych okularów, obserwował latający okręt, który na tle zachodzącego słońca, powoli wzbijał się do lotu. Mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust, jego czempion zrobił to co mu przykazał.
Delikatny wiatr poruszał jego włosami, kiedy tak w milczeniu, obserwował odlatujący statek.
- Czasem staram się zrozumieć, co ci siedzi w głowie Loki. –odezwał się Bachus, stając obok. Kręcił swoja kozią bródkę na palcu lewej dłoni, w prawej zaś trzymał butelkę z winem. – Tyle zachodu, tyle pracy, tyle planów tylko dla jednego śmiertelnika… –dodał zamyślony. –… sir Richter musi być niezwykła osobą, skoro poświęcasz mu tyle uwagi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. –odparł uśmiechnięty bóg kłamstwa.
- Może wiec mi powiesz? –westchnął Bachus.
- I tak wiesz, że nawet jeżeli bym to zrobił, skłamałbym. Z kolei ja wiem, że nawet jeżeli powiem prawdę, to ty mi nie uwierzysz. –stwierdził Loki, wyszczerzając zęby.
- Tak, oto prawda. Czasem jednak kłamstwa zawierają w sobie ziarno prawdy.
- Wspaniała robota z ta iluzja przed górą. –zmienił temat Loki. – Przez chwile obawiałem się, że nie zdołasz ich odciągnąć od podróży tam.
- Oh Loki, zbyt często zapominasz, że ja też wiem jak kłamać. –zaśmiał się Bachus upijając wina.

Leżący za nimi Kronos uśmiechnął się. Patrzył w gwiazdy, one zaś w niego. Nie mógł się już doczekać, co będzie dalej. To wszystko było o wiele ciekawsze niż siedzenie w celi. Coś zabulgotało w jego żołądku, ale on poklepał go tylko delikatnie. – Hades, synku. Nie wierć się. –zachichotał, gdy odbiło mu się odrobiną ogni piekielnych.

Reszta

Noc w której wszystko się zacznie


Łajba odleciała jeszcze tego samego wieczora. Staruszek który towarzyszył Richterowi, został pod opieką Belli w Lukrozie. Nie czuł żalu czy gniewu wobec rycerza, jak zawsze spokojny podarował mu worek z herbata i życzył szczęścia.
Khali po namowach przydupasa, postanowił zabrać się z drużyna do stolicy. Wszak niecodziennie obala się króla!

Podróż statkiem była ciekawym doświadczeniem. Łajba przemierzała przestworza, niczym wielki ocean. Żagle łapały wiatr, przemieniając go w energię dla turbin, zaś z Suro, Eli i Haru na pokładzie bez problemu wyłapywali najlepsze prądy.
Nino nie przykładał ręki do kierowania łajbą, zdegustowany prymitywnością tego urządzenia, siedział zamknięty w swej kajucie. Tak jak powiedział, zbudował ja sam, tego samego popołudnia w którym wkroczył na łajbę. Pomieszczenie wyglądało, jak doklejone do statku, a z małych kominów niemal ciągle sączyła się para.
- Uważa się za mądrego, też mi coś, że to niby wielki Luigi Nino. Tez sobie wymyślił… –mruczał pod nosem gnom, nieświadomy prawdziwej tożsamości różowowłosego.

Statek minął góry, przeleciał nad Witlover („Ooo patrzcie jakie te ludki małe, hej szczury lądowe co wy na to!”), a następnie skierował się ku stolicy. Gnom kierował nim, jak marzeniem, a gdy usłyszał, by wlecieć do miasta pod osłoną nocy i chmur, zrobił to bez wahania.
Ukryci w olbrzymim obłoku, podlecieli nad sam zamek. Wilgoć z chmury osadzała się na zbroi Calamitiego, oraz na kamiennych muskułach Gorta, który czuł się przez to trochę osłabiony. Widać, woda w takiej postaci też negatywnie działała na szatański owoc.

Shiba chwyciwszy Lunetę, przyjrzała się Murą i bramą. Obrona twierdzy była minimalna, zaledwie kilku żołdaków na krzyż. Dopiero teraz Faust sobie coś przypomniał.
- Armia jest na wojnie. Król wysłał ich do walki z szaleństwem, pewnie nie chciał by ktoś przypadkiem wykrył jego intrygę. Albo potrzebował armii szalonych żołnierzy. –oznajmił wszystkim, gdy obniżyli lot na tyle ile mogli.
- Ja tu będę wisiał, do rana. –oznajmił gnom. – Jak nie wrócicie, to odlatuje. –dodał, zerkając po wszystkich.
Zapadła cisza, wszyscy oczekiwali na rozkazy.

Calamity natomiast, stojąc przy lewej burcie, usłyszał coś. Nie był pewny czy to jego wyobraźnia, czy też nie. Ale mógł przysiąc że słyszał gdzieś ze strony miasta, dźwięki motoru…
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline