Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2014, 15:17   #39
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
W Novigradzie znajdowały się dziesiątki karczm i oberży, ale na podgrodziu jedynie garstka. „Domowe Ognisko”, prowadzone przez elfy, znajdowało się po przeciwnej stronie miasta, a Francesca miała ochotę się jak najszybciej zabawić. Choć z drugiej strony, nie aż tak szybko, by pchać się „Na Wisielcze Wzgórze”. Złodziejski instynkt nakazywał oddalić się jednak od miejsca zbrodni. Pospólstwo może i będzie przez tydzień gadać o napaści duchów na strażników w magazynie, lecz straż miejska czy zakonna raczej będzie chciała schwytać mordercę. I lepiej, żeby nie dowiedzieli się, że tak naprawdę chodzi o morderczynię. Z drugiej strony, wstawiona lekko De Riue nie miała zamiaru szukać daleko, ostatecznie stanęło zatem na bardzo popularny zajazd „Pod Knurem”. Znajdował się on na wprost Wielkiej Bramy, najbardziej obleganego wjazdu do Novigradu, przez co ruch panował w nim w dzień i noc. Gdy słońce panowało na niebie, podróżni korzystali z okazji, by wychylić kufel czy dwa po niższych cenach, niż za murami, a gdy zapadał zmrok, w zajeździe zatrzymywali się ci, którzy nie zdążyli przez zamknięciem bram.
„Pod Knurem” był budynkiem na tyle dużym, że właściciel mógł sobie pozwolić nawet na wewnętrzny dziedziniec, otoczony krużgankami prowadzącymi do gościnnych pokojów. To właśnie muzyka i hałasy dobiegające z dziedzińca zachęciły Liska, by zajść tam ze swoimi towarzyszami. Część gości dojadała kolację w głównej sali, parę osób opuszczała przybytek chwiejnym krokiem, aby dotrzeć do swych domostw, albo paść gdzieś po drodze i przespać się w rowie, czy pod drzewem. Kilkanaście osób zajmowało się jednak dokładnie tym, na co miała ochotę Francesca – tańcami.
Prym wiodła sześcioosobowa grupka mężczyzn, bez wątpienia żołdaków, czy innych najemników. Rosła budowa, blizny na twarzy i rękach oraz solidny, ciężki ubiór nie pozostawiały u Liska wątpliwości, nawet jeżeli ludzie nie mieli przy sobie mieczy ani zbroi. Wampirzyca naoglądała się takich w swoim życiu… zresztą spała niedawno z jednym najmitą. Bruno, Brego? Coś na ’B’. Jego jednak w tej grupce nie widziała. Żołdacy nadawali imprezie tempa, podszczypując jedną służkę, tańcząc z drugą i zalecając się do rozochoconych winem mieszczek, jednocześnie irytując ich równie wstawionych towarzyszy płci męskiej. Prawdziwym gwoździem programu była jednak elfka, która ze związanymi w nadgarstkach rękami pląsała nieudolnie ku radości otaczających ją ludzi. Bez wątpienia jakaś branka najemników, którą spotkała niewola zamiast śmierci.


Jedna ze służek widząc szlachetnego niskiego jegomościa w towarzystwie dwóch ludzi natychmiast zareagowała. Trudno było się domyślić, czy miała dość najemniczych natręctw czy po prostu właśnie zauważyła łatwą okazję wzbogacenia się. Niemniej jednak szybko znalazła im wolny stolik.
- Poprosimy wino, dużo wina. - nie czekając na zapytanie zwróciła się do niej Francesca. - musimy uczcić ten fantastyczny dzień.
- Ale pani może już dzisiaj wystarczy - stwierdził delikatnie krawiec, niziołek siedział tylko zadowolony od czasu do czasu przypatrując się swojemu obiektowi westchnień. <<<Takich to rozumiem, nie pytani nie mówią>>> pomyślała wampirzyca, nie mając zamiaru odpowiadać na zgryźliwą uwagę mężczyzny.
-Przepraszam za moje słowa, myślę, że jeszcze jeden kieliszek pani wcale nie zaszkodzi - poprawił się szybko, mając nadzieje, że tym zwróci uwagę swojej ukochanej. Był kompletnie zagubiony, czy to tą kobietę naprawdę kochał?
-Ależ nie mam bynajmniej zamiaru kończyć na jednym kieliszku i mam nadzieje, że mi przy tym potowarzyszysz - zaśmiała się słodko, zerkając często na szamoczącą się elfkę. Jeden z najemników gładził ją po włosach, ta uparcie próbowała uciec od niechcianego dotyku. W końcu złapał ją mocno, aż ta pisnęła i pogładził ją po twarzy. Wampirzyca dobrze wiedziała, że gdyby elfka była wolna wydrapałaby mu oczy i zadała taki cios, aby umierał jak najdłużej. Dzikich elfów los był jednak policzony. Zaślepieni swoją nienawiścią zapominali o środkach ostrożności. Tak pewnie stało się i z tą niewolnicą, nikt o zdrowych zmysłach nie atakuje ośmiu wojaków. Mimo wszystko Francescy zrobiło się żal elfki. Bez wątpienia nie czeka ją szybka śmierć.
Służka sprawnie uwinęła się z winem. Przyniosła jakąś zakurzoną butelkę, która z pewnością czekała na tych bogatszych gości.
-Mam nadzieje, że będzie państwu smakowało, już biegnę po kielichy - zadowolony niziołek tylko pokiwał głową, Francesca zrobiła to samo, tylko mężczyzna siedział zniesmaczony.
- To nie jest właściwe miejsce - coś próbował wydukać, jednak przerwał mu jeden z najemników, który podparł się o ich stolik i zmierzył wzrokiem niziołka.
- A ten kurdupel co tu robi, to nie jest knajpa dla karłów - stwierdził pełną piersią rasista.
- To w takim razie ta co tu robi? - wtrąciła się wampirzyca wiedząc, że jej zauroczony obrońca za dużo z siebie nie wydusi.
- A cie kto o zdanie pytał? Ta to długo nie porobi, zresztą to jeniec, nic nikomu nie narobi - mężczyzna, obok którego oparł się najemnik, zbladł.
- A z tobą co, jakby kto na ryj ci mleko wylał - zaśmiał się, a po tym wielce zabawnym żarcie zawtórowali mu kompani.
- Drogi panie my tu się tylko pobawić przyszliśmy, słyszeliśmy, że tu niezły przybytek - kobieta wstała i ruszyła w stronę elfki. - ciekawą zdobycz posiadacie, można wiedzieć jak do was trafiła? - kobieta przyklękła przy elfce i zaczęła się jej przyglądać. Aen Seidhe była posiniaczona, tu i ówdzie miała zadrapania i otarcia. W jej oczach płonął jednak gniew i najchętniej pewnie splunęłaby Francescy w twarz, ale jej usta były spierzchnięte z odwodnienia.
-To wiewióra - prychnął pogardliwie najmita. -Dorwaliśmy ją w lasach na północ jak z dwoma szpiczastouchymi przygotowywała zasadzkę na podróżnych jadących do miasta.
- Całkiem ładna, szkoda żeby taka się marnowała - wampirzyca zmrużyła oczy i dotknęła jej policzka. Elfka zaczęła się szamotać i posłała jej nienawistne spojrzenie. - Zadziorna, ile za nią chcecie?
Najemnik przez chwilę śmiał się głupkowato, jak na rauszu, nim dotarło do niego, że faktycznie może zarobić. W końcu jednak coś mu tam w mózgownicy zaczęło pracować, aż wypluł z siebie cenę:
-Sześćset denarów - słowem człowiek cenił sobie niewolnicę jak trzy krowy.
-Tyle to mogłabym dać za ciebie i twojego jednego ładniejszego kompana, trzysta mogę dać, za bardzo ją poturbowaliście. To i tak dobra cena. - Francesca wnikliwym okiem istnego specjalisty do niewolników obejrzała interesujący ją “towar”.
-Obiła się trochę w transporcie, ale nawet zęby ma wszystkie. Towar solidny i przetestowany - zarechotał mężczyzna. -Pięćset i ani denara mniej.
-Dobrze, jeszcze jakiś czas tu będę to się zastanowię, a panowie gdzieś się wybierają? - dopiero teraz kobieta spojrzała na swój stolik. Krawiec patrzył na nią zmieszany i zakłopotany, a Asbanch siedział patrząc się w jeden najbardziej interesujący go punkt, punkt najważniejszy, najbardziej istotny, czyli w nią.
-Gdzie buty poniosą, zajazdów tu dość, a mieszczki chętne - padła niezbyt precyzyjna odpowiedź. Francesca nie przejmowała się tym i wróciła do stolika. Psy na pewno zostaną, bo wyczuły już smakowity kąsek i tak łatwo z niego nie zrezygnują.
- Dlaczego pani rozmawiała z tymi bandytami? O co chodziło? - od razu odezwał się krawiec.
- Znalazłam wspaniałą inwestycję, elfkę można wykupić za 500 denarów - powiedziała do niziołka i upiła łyk wina.
Ansbach potrzebował chwili, by zorientować się, że chyba powinien coś odpowiedzieć. A nawet kiedy to zrobił, nie miało to aż tak wiele sensu. Szarmy miały swoje minusy.
-A po co mi elfka? - Francesca była trochę zaskoczona taką odpowiedzią. - Jak to po co? Masz idealny model do tworzenia projektów dla elfów - wymyśliła na poczekaniu.
-Eee… ale przecież elfów na mnie nie stać - chciwość przejmowała kontrolę tam, gdzie reszta osobowości bujała w obłokach.
- Ta elfka umie też szyć, będzie pomocna - miała ochotę rzucić kolejny urok, ale brakowało jej sił. >>>Do czego to już dochodzi, sprzeczać się z zauroczonym, to jakiś absurd!<<< Najwidoczniej na niziołki jej zdolność działała specyficznie.
-Pięćset denarów za szwaczkę, to bardzo drogo - przemawiała dalej chciwość.
- Jednakże uszczęśliwi mnie fakt, jeśli akurat ta szwaczka zostanie wybrana
Na takie dictum niziołek już riposty nie miał. Zwrócił się zatem do swego ucznia.
-Pójdziesz no do banku i wypłacisz z mego rachunku pięćdziesiąt koron. Przyniesiesz je zaraz tutaj.
-Ale o tej porze już banki zamknięte - zaoponował krawiec.
-No to weźmiesz pięćdziesiąt koron z mojego mieszkania. No już, poszedł- poganiał Ansbach. Dla Francescy chwilowe zniknięcie krawca, było idealnym posunięciem. Mężczyzna trochę ochłonie, a ona będzie mogła trochę pobyć ze swoją ofiarą sam na sam, co było bardzo istotne w początkowej fazie uroku.
- Tak, a my zostaniemy i zatrzymamy tych najemników, jak będą chcieli sobie pójść - kobieta sama śmiała się ze swoich słów.
-Oczywiście - zgodził się niziołek i zamilkł. Może i wgapiał się w nią jak w obrazek, ale adorować za grosz nie potrafił. Siedzenie z nim tak mogło być strasznie nudne… no i odrobinkę podejrzane. Francesca nie traciła jednak wspaniałego humoru. Uśmiechała się, piła wino, a jak już kompletnie znudził jej się niziołek to zaczepiała gości.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że goście postanowili też zaczepić Francescę. Jeden z najmitów, ogorzały i barczysty jegomość, na myśl przywodzący pirackie opowieści, przysiadł się prostacko na stole przed wampirzycą i zapytał:


-Z tym kurduplem sobie nie potańczysz, a chyba nudno ci tak siedzieć przy muzyce- kobieta ożywiła się natychmiastowo, w końcu po to tu przyszła.
- Jeden taniec nigdy nikomu nie zaszkodził - wstała i dała się ponieść muzyce. Nie spuszczała oczywiście z oka niziołka. Jakby jej teraz zniknął mogłoby się okazać, że jej cała praca poszłaby na marne.
Z wojaka, który zdążył pochwalić się imieniem, które Liskowi momentalnie wyleciało z głowy, tancerz był całkiem niezły, choć naturalnie o tańcach dworskich jedynie słyszał. No i jak przystało na prostaka, nie omieszkał skorzystać z okazji, by pomacać to i owo. Rudowosa bawiła się przy tym świetnie, dopóki nie zjawił się krawiec. Było to dla niego już za wiele. Podszedł do Francescy i chwycił ją za rękę, a potem odciagnął od obmacującego ją mężczyzny.
-Co ty wyprawiasz, Francesca, ja dłużej tego nie zniosę?! Upiłaś się kompletnie! - nakrzyczał na nią i zaczął odstawiać do stolika, zasłaniając własnym ciałem jak najdalej od najemnika.
-A ty co robisz młokos?! - złapał go za ramię i odciagnął na bok - młody ty lepiej usiądz, jak w ryj nie chcesz załapać.
- Właściwie to ja sie zmęczyłam, usiądę trochę. Dziekuję za taniec - Francesca ukłoniła się chwiejnie. A ty idz po swojego kompana, bo chcę od niego kupić elfkę. - Najemnik zrobił kwaśną minę, ale perspektywa szybkiego wzbogacenia się szybko poprawiłą mu humor i wrócił do swojej bandy.
Krawiec był w fatalnym nastroju, lecz faktycznie przyniósł sakiewkę z pobrzękującymi monetami. Jak mu się udało przekonać strażników przy bramie, by go przepuścili w dwie strony to już jego była tajemnica. Może pamiętali go jako asystenta mistrza krawieckiego? Szczerze mówiąc de Riue mało to obchodziło. Najważniejsze, że miała pieniądze, a najemnik urżnięty straszliwie był jeszcze w stanie utrzymać się na nogi, a nawet zaciągnąć za włosy swoją brankę przed stolik Francescy.
-No to...eee... ten. No - zaczął elokwentnie, rozsiewając zapach godny gorzelni. -Pół tysiunca ma być za tę kurwę.
-Tak jak się umawialiśmy - Francesca dała mu sakiewkę. Dokładnie przyjżała się, gdzie ją chowa. Sakiewkę znacznie łatwiej było ukraść, niż elfa.
- To my ją w takim razie zabieramy - powiedziała i ruszyła w stronę związanej. Brązowowłosa Aen'Seidhe wcale jednak nie patrzyła na wampirzycę jak na wybawicielkę. Gniew i niechęć wyraźnie było widać na wykrzywionej w grymasie twarzy.
-To se bierz - wymamrotał najemnik, próbując przeliczyć monety. A że w oczach mu się one dwoiły, albo troiły, to mogło mu to zająć mnóstwo czasu. No i złodziejka przez to nie mogła podejrzeć, gdzie je ma zamiar schować. Kobieta machnęła na to ręką. Wkrótce będzie władać całym Novigradem, denarów już nigdy nie będzie jej brakowało.
-Dobrze trzeba będzie zmienić ten lokal - powiedziała do niziołka, a następnie ruszyła w stronę elfki.
- Bądz grzeczna, a nie spotka ciebie krzywda - powiedziała cicho po elficku.
-Pieprz się - wycharczała. Gardło musiała mieć równie wysuszone, co spierzchnięte usta. Ale dalej tliła się w niej walka. Francesca ciekawa była, czy wśród tej gotującej się w niej nienawiści, elfka wyczuwa kim jest. Nie było to jednak teraz istotne.
- Wstań, idziesz z nami - wampirzyca chciała pomóc jej wstać, lecz ta wyrwała się i zrobiła to sama. Zaraz cała czwórka zniknęła z karczmy.
-Spotkamy się teraz w karczmie “Pod głową smoka”. Dołączę do was później, najpierw chciałabym porozmawiać z tą elfką
- Możemy poczekać - stwierdził krawiec, który już miał dzisiaj serdecznie dość pomysłów swojej ukochanej.
-Nie, załatwię to sama - powiedziała zimno i od razu ruszyła w przeciwną stronę ze spiczastouchą.
 
Zapatashura jest offline