Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2014, 17:29   #26
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Ybn Corbeth
Oberża "Złowieszczy Jeleń"
Dzień zaćmienia, Wieczór


Gdy calimshański adept sztuk magicznych Shando Wishmaker osłabiony po szalonym zmartwychwstańczym zaćmnieniu kładł się do łóżka wieczorem w swojej izbie w "Jeleniu", nawet przez moment nie przypuszczał, że koszmar może wrócić.
Wyleczony przez dziką wiedźmę Kostrzewę czuł się dużo lepiej, a gdy pokrzepił się gęstą zupą z chlebem, zaserwowaną w oberży, czuł jak utracone siły zaczynają wracać... i zapomniał o obrzydliwym smaku mieszanki leczniczej, którą podała mu wiedźma. Magowi brakowało już tylko porządnego snu.

A spać zwykł Shando na modę calimshańską - nago, jak go natura stworzyła, ale od kiedy przybył na północ chłodniejsze noce sprawiły, że przejął obyczaj miejscowych i spał w nocnej koszuli. Szlafmycy, którą niektórzy zakładali do niej, zakładać nie chciał. Kto wie jednak czy łysej głowie nie będzie zimno później, gdy większe chłody przyjdą?
Tak więc odziany w lnianą długą po łydki szorstką koszulę poszedł spać. Nie czuł się komfortowo sypiając w ten sposób, dzisiejszego wieczora był jednak tak zmęczony, że nie wiedział, kiedy ogarnął go sen.



UPIORNA NOC

Nocą zaś przyszły sny, niepokojące, groźne i chaotyczne. Sceny odległych i dawnych bitew, krzyki i płacze. Rzucający się na posłaniu czarodziej czuł się w ich centrum, napięty, gotowy walczyć o swoje życie z marami, które go otaczały, aż w końcu wszystko się uspokoiło i nadszedł inny sen. Mniej chaotyczny, ale z pewnością nie był spokojny.

KOSZMARNY SEN SHANDO WISHMAKERA
Ybn Corbeth
Uliczka w pobliżu muru obronnego
Trzy lata temu, Noc


Dziewczynka siedziała, opierając się o jeden z drewnianych pali podtrzymujących ganek na szczycie muru. Miała osiem lat i za dwadzieścia dni miałaby dziewięć. Z góry było słychać nawoływania straży, robiącej obchód, poza tym miasto było opustoszałe - mieszkańcy ruszyli z pochodniami do lasu, gdzie - jak widziano - uciekła mała Uma, córka kołodzieja Palmy.

Brodaty mężczyzna w turbanie i jaskrawopomarańczowych i czarnych szatach stał nad dziewczynką z wyrazem lubieżnego zadowolenia na twarzy, niemal czuć było jak spija emanujący z dziewczyny strach, ból i rozpacz. Nie zamierzał mówić jej że już skończył, o nie! Przez cały wieczór eskalował jej strach i ból stopniowo, aż do tego momentu, gdy stała się bezwolną kukiełką, zdolną odczuwać tylko to, czego on sobie życzył.

- Umo, moja droga - rzekł niemal pieszczotliwie, z wyraźnym calimshańskim akcentem - powinnaś się cieszyć. Jestem wielkim człowiekiem, ty zaś nic nie znaczącą dziewką. Wielcy ludzie potrzebują szczególnych rozkoszy, a ty zostałaś wybrana, by takową mi dać.

Dziecko wyraźnie zadrżało i skuliło się, przytulając się do drewnianego słupa. Nie krzyczała już, wiedziała że nikt nie przybędzie na ratunek. Brodacz zaśmiał się.


Wyciągnął zza pazuchy kryształowy flakon i przyjrzał się zawartości. Płyn, który mimo konsystencji wody wyglądał jak zmielony torf. Odkorkował mały, złoty dziubek na jego szczycie i przechylił nad głową umęczonej dziewczyny.

Kap...

Dziecko poczuło że zagłębiło się w ziemię, gdyby było zdrowe, z łatwością wyciągnęłoby się, ale osłabione tylko oswobodziło rękę, o którą opierało się w chwili kapnięcia.

Kap...

Zimna ziemia otoczyła nogi dziewczynki, która już nie miała siły walczyć, załkała tylko błądząc panicznie wzrokiem po pochłaniającej ją ziemi.

Kap...
Kap...


Nad błotnistą i niewybrukowaną drogę, śmierdzącą końskimi szczynami i bogowie wiedzą czym jeszcze wystawała już tylko głowa dziewczynki.
Brodacz pochylił się nad nią i uśmiechnął się szeroko.
- Tak właśnie będzie, drogie dziecko. Zostaniesz tu zakopana żywcem...
Twarz dziewczynki zamarła w rozpaczliwej grozie, którą obcy upajał się przez jakiś czas. W końcu wyprostował się i wylał na czarne włosy Umy siedem kropli.
Ostatni, rozpaczliwy krzyk utonął w błocie, które zatkało nieszczęsnej usta. A siedem kropli tajemniczej ziemnej mikstury wysłało ją siedem stóp pod ziemię.
A spełniony i szczęśliwy cudzoziemiec gwizdnął krótko na sługę, który przyprowadził mu konia i pomógł na niego wsiąść.
- Pora jechać dalej, interesy czekają - zaśmiał się szyderczo, a jego sługa obojętnie chwycił za końską uzdę i poprowadził wierzchowca i jeźdźca w ciemność.


Czarodziej obudził się nagle, przepełniony dusznością. Wyprostował się na łóżku i wypluł błotnistą, czarną ziemię wypełniającą mu usta na biel posłania. Był spocony, koszula nocna kleiła mu się do karku, w pokoju czuć było zgniły smród jakiejś zapadłej dziury. Zza okna zaś dochodziły odgłosy walki.
Nieumarli wrócili. O on nie był sam.
Mimo zaryglowanych drzwi nieduża, transparentna postać unosiła się nad łóżkiem czarodzieja. Nie było mowy o pomyłce, Shando poznał migoczące i zanikające miejsce na piersi zjawy, gdzie sam ją uderzył "Trupobijką". Miała jeszcze kilka podobnych, jakby przedostając się przez miasto była celem dla innych czarodziejów i kapłanów, którzy polowali na niematerialnych intruzów.
Uma wróciła.


Stała i patrzyła się na Shando, jakby czekając na reakcję. A może podobnie jak jej oprawca, dawkując strach ofierze, zanim ostatecznie ją unicestwi...
Sparaliżowany strachem Wishmaker wykrztusił w kierunku stojącej na stoliku mosiężnej lampy.
- Światło, marny Qarinie, szybko! - lśniący biały dym szybko zaczął się sączyć z lampy topiąc w blasku pokój oberży. Zjawa przyblakła, ale nie zniknęła, na co mag miał nadzieję.
Przerażony nie na żarty mag sturlał się z łóżka, chwycił różdżkę ze stolika i stanął plecami do ściany. Una zaś miała minę złej kotki dręczącej mysz.


- Mama mówiła, żebym nie rozmawiała z obcymi. Ale raz to zrobiłam.

Lewitująca zjawa opadła na podłogę i choć nogi nie do końca były widoczne, wydawała się powolo iść w stronę Shando.

- Ty jesteś obcy - wytknęła go ręką - Teraz ja pobawię się z tobą.





UCIECZKA

Zaklęcia mogły powstrzymać zjawę, czarodziej miał niemal wszystkie dostępne. Ale pamiętając jak szybko Una rozprawiła się z nim ostatnio, rzucił się do ucieczki.

Nie pamiętał dokładnie, co nastąpiło później. Wiedział że strach dodał mu skrzydeł, ale mała zjawa i tak bawiła się nim niczym kot myszą, wyprzedzając, kierując tam gdzie sama chciała go mieć. Czarodziej minął niejednego nieumarłego, ale nie zatrzymywał się, czując na plecach ektoplazmatyczny oddech eterycznej dziewczynki.


Obudził się w Świątyni, choć nie pamiętał, jak do niej dotarł. Później powiedziano mu, że zjawa zatrzymała się na granicy poświęconego gruntu, a on sam pomagał odeprzeć szkielety, które chciały wedrzeć się do środka. Nie pamiętał nic ze swoich zaklęć, co znaczyło że je zużył. Nieco skołowany ruszył do gospody którą opuścił wczoraj. Na środku pokoju wykonał Smoczątko Rozbijające Jajo, krótką sekwencję walki z cieniem, potem następną i jeszcze następną, aż do Sześciu Łap Zielonego Smoka, które wymagały najwięcej skupienia. W końcu jego spokojny umysł był gotów i Shando usiadł do księgi wchłonąć wiedzę o zaklęciach na dzisiejszy dzień.

Usłyszał zgiełk i wyjrzał przez okno. Koło świątyni gromadził się niemały tłumek, na pewno będą ogłaszane ważne decyzje. Czarodziej umył się, przyodział porządnie, zabrał swoje rzeczy i ruszył dołączyć do słuchających, zanim zaczną przemawiać oficjele.
Dopiero wtedy dostrzegł na drzwiach napis, jakby wyskrobany czyimiś paznokciami.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 07-06-2014 o 19:36.
TomaszJ jest offline