“Wymiary się nałożyły”.
Carry pamiętała takie słowa jednego z bohaterów filmu, który kiedyś oglądała. Alternatywna linia czasowa, czasem się nakładały, wtedy przebijała rzeczywistość. Jak ją zatrzymać? Ten facet ją widział… Jak go zatrzymać? - Słabo widzę, proszę pana - uniosła nieco laskę. - Mam wadę wzroku. Zgubiłam się.. gdzie jestem?
- Pokład ... kurde. No ten, wyższy czy jakoś tak. W sumie to nie wiem. Jaki ma panienka numer kabiny. Niech panienka pójdzie z nami, znajdziemy kogoś z obsługi to panienkę odprowadzi.
Mężczyzna miał głos taki, jak wielu innych ludzi, którzy dowiedzieli się o jej niepełnosprawności. chęć bycia empatycznym za wszelką cenę podlana odrobiną sztucznej, wymuszonej życzliwości i nieudawanej niepewności.
- Dziękuję bardzo - powiedziała, starając się brzmieć bardziej jak zagubiona nastolatka niż młoda kobieta. Ludzie obcując z niepełnosprawnymi lubili, żeby im powiedzieć, co mogą zrobić.- Czy… czy może mi pan dać rękę? - wyciągnęła dłoń. Nie potrzebowała pomocy, ale musiała sprawdzić, czy jest realny. - To ten pokład z basenem? czy z recepcją?
- Ten niżej tych z basenami - poczuła jego dłoń wokół swojej. Była ciepła i miękka. - Zaraz kogoś znajdziemy, proszę się nie martwić.
Ruszyli przed siebie i szli tak przez jakąś chwilę w milczeniu. May była pewna, że jej przewodnik i jego towarzyszka wymieniają się teraz porozumiewawczymi spojrzeniami - biedactwo, dramat, ale kicha - coś w tym stylu. Dziewczyna wsłuchiwała się w dobiegające zewsząd dźwięki, zapachy, łowiła strzępy rozmów, muzykę. - Proszę pana - odezwał się w końcu mężczyzna do kogoś. - Spotkaliśmy na pokładzie dziewczynę, jest śle .. znaczy jest niewidoma. czy mógłby pan jej pomóc, zaprowadzić do kabiny, czy coś.
- Oczywiście - odpowiedział jakiś mężczyzna. - W czym problem?
Pytanie zostało chyba skierowane do niej.
Carry była prawie pewna, że przerzuciło ją z powrotem. Zapachy, dźwięki, temperatura.. wszystko było takie, jak być powinno.
Ulga była tak wielka, że przez moment zakręciło się jej w głowie. Odetchnęła głęboko, próbując się pozbierać. - Villem Paavo – powiedziała. – Szukam go. Można ustalić numer jego kajuty?
- Tutaj nie będę w stanie uzyskać tej informacji. Proszę zjechać do lobby i zapytać w recepcji transatlantyku. Jeśli pani chce, zaprowadzę panią do windy.
- Transatlantyku? -dopytała Carry niepewnie. Coś.. nie pasowało. Nie potrafiła określić, co. - Na którym pokładzie jesteśmy?
- Na Upper Decku. Okręt “DESTINY”. Rejs Miami - Rio de Janeiro. Dobrze się pani czuje? Może posłać po personel medyczny?
- Może zaćpała? - dodała kobieta, towarzysząca mężczyźnie, który jej pomógł. Carry usłyszała, jak mężczyzna ucisza ją nerwowym szeptem. -Nie, wszystko ok- Carry odzyskała równowagę. Ludzik Google wylądował na upper decku w jej pamięci.- Windy na lewo, basen za nami, schody tam? - wskazała dłonią.
- Tak, Dokładnie tak - potwierdził członek załogi. - Dziękuję za pomoc - uśmiechnęła się do mężczyzny i jego partnerki. - Miłego dnia.
Ruszyła w stronę schodów. Z windy wolała nie korzystać.
Walczyły w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciała jak najszybciej uciekać z tego przeklętego statku. Z drugiej – jak miała to zrobić? Kto jej uwierzy? A inne osoby? Pamiętała stewarta, on był realny. Może uda się to jakoś odkręcić... jeśli spotka kogoś, kto doświadczył tego samego.
Weszła na schody.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |