Poranek dla szlachcica był niczym przyjęcie ciosu kopi na gołą klatę. Ból wszechmocny roznosił się po jego głowie, w której szumiało a bicie serca wydawało mu się rykiem smoka. Jedzenie okazało by się gwoździem do trumny więc Anzelm zamówił tylko dwa dzbany wody zimnej, które wlał w siebie praktycznie jeden po drugim. Woda zaczęła spływać mu po kącikach ust, lejąc się na ubranie szlachcica i podłogę. Nie było to ważne, bowiem pragnienie było potężne i trzeba było je zaspokoić. Gdy tak się stało oparł się on o ścianę i przymknął oczy, oczekując aż towarzysze skończą śniadać.
W końcu ruszyli, choć Wujaszek szedł najwolniej. Nogi zdawały mu się zrobione z kamiennych bloków i każdy krok, który stawiał był dla niego tytanicznym wysiłkiem. Głowę miał lekko spuszczoną, co by świecące słońce nie waliło mu po oczach. I tak człapiąc, wręcz szurając nogami po ziemi dotarł wraz z resztą towarzyszy na miejsce ich wędrówki.
Kugelshreiber okazał się dziwakiem. Ekscentrykiem więc Anzelm polubił człowieka od razu, a gdy usłyszał o jego problemach podrapał się po brodzie i rzekł: - Cóż...prosicie nas o wiele mości Kugelshreiber. Z chęcią pomożemy lecz coś więcej o siłach z jakimi przyjdzie nam się mierzyć musicie powiedzieć. I zdradźcie nam czemu straż miejska nie otoczyła Pana opieką... ?
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |