Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2014, 19:03   #140
Python
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
- Czyli to jeden z waszych jest opętany - rzucił gniewnie Harman, sługa Klingenborga - a oskarżenia rzuca się na biedne i niewinne dzieci. To skandal! Czyżbyście chcieli nas okraść, a może i zamordować, albo porzucić i zostawić na pastwę Pomroce. Jesteście szaleni!
- Spokojnie - próbował negocjować Jon - Nikt nie chce nikomu zrobić żadnej krzywdy. Pomroka miesza w naszych szeregach i namawia nas do kłótni. Proszę wejść do powozu - polecił Klingenborgowi i całej jego świcie - my się wszystkim zajmiemy. Wszystko będzie dobrze.
Klingenborg, który jeszcze przed chwilą apelował, aby pozwolić mu schować się w powozie, teraz miał wyraźne opory przed tym. Przez chwilę namawiał się ze swoimi sługami, po czym powiedział:
- Wierzę w wasz rozsądek i że płomień Alistar ciągle tli się w waszych sercach i że nie opanowała go ciemność. Zróbcie wszystko, co konieczne abyśmy wyszli z tego cali. Jeżeli uda wam się wyprowadzić nas z tej ciemności obiecuję, że wynagrodzę was wszystkich sowicie. Bezpieczeństwo mojej i mojej rodziny nie ma ceny. Porzućcie zatem kłótnie i zawrzyjcie szeregi.
Po tych słowach ukłonił się i razem z całą rodziną i służbą wszedł do powozu.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Jon zbliżył się do Wojownika i Rekusa i rzekł:
- Nie wiem, co knujecie ale mi się to nie podoba. Wasze szczęście, że nie ma z nami Westerwelda. Teraz ja przejmuję dowodzenie. Być może powinienem zrobić to wcześniej, ale liczyłem na waszą lojalność i pomoc. Okazuje się, że nie mogłem liczyć, ani na jedno, ani na drugie. Wyrzućcie figurkę jeżeli uważacie ją za przeklętą. Zgaście lampy i przygotujcie się do walki.
Samson stał z boku i z posępną miną słuchał słów Jona. Gdy ten skończył Samson zabrał głos:
- Dzieje się tutaj coś nie dobrego, to pewne. Nie ma jednak czasu tego roztrząsać. Tak, jak powiedział Klingenborg, powinniśmy zewrzeć szeregi i stanąć ramię w ramię przeciwko Pomroce. Tak, jak nie raz to bywało Wojowniku i Rekusie. Kłótnie do niczego dobrego nie prowadza. Plan Jona jest dobry, choć ryzykowny. Wszyscy jednak doskonale wiemy, że w czasie wędrówki przez ciemność nie ma łatwych i bezpiecznych rozwiązań. Każdy krok w odmętach Pomroki, to ryzyko śmierci. Wybraliśmy ten zawód, dobrze wiedząc z czym się on wiąże. Ponoć otaczają nas istoty mroku, więc próba wędrówki w tych warunkach wydaje się bardziej niebezpieczna niż próba ukrycia się przeczekania, czy też próba odparcia ataku. Jeżeli uda się nam wytrwać, to spróbujemy ruszyć naprzód.
Z każdym słowem Samsona, Jon robił się coraz bardziej czerwony. Nie przerwał jednak towarzyszowi, zapewne tylko ze względu na wieloletnią znajomość. Gdy ten skończył Jon ostrym tonem rzekł:
- Nie czas na dyskusje i błaganie buntowników o pomoc. Już powiedziałem, co zrobimy. Z Westerweldem nikt, by nie negocjował tylko wykonał rozkaz. Gdy go nie ma ja jestem jego zastępcą. Zgaście lampy i szykujcie się do walki.
Nie czekając na słowa sprzeciwu Jon ruszył do najbliższej lampy z zamiarem zgaszenia jej .

Dwarik Mountsick
Stojąc na dachu powozu krasnolud obserwował spór, jaki toczył się wśród grupy przewodników. Mieli poważne kłopoty, a on wraz z nimi. To, że Pomroka mieszała w ich szykach nie ulegało wątpliwości. Pytanie czy chodziło jedynie o namowy do kłótni, czy o coś bardziej poważniejszego pozostawało otwarte.
Dwarik nie miał jednak czasu na roztrząsanie tych kwestii. Skupił się na obserwowaniu przed pola.
Ku swemu zdziwieniu spostrzegł, że okrążające ich stwory zniknęły. A przynajmniej zniknęły odblaski ich ślepi. Nawet krasnoludzki wzrok nie pomógł Dwarikowi dostrzec skradających się istot. Ten fakt zaniepokoił go o wiele bardziej niż możliwy frontalny atak.

Sav Nevard
Nevard położył ranną kobietę w pobliżu powozu i przekazał reszcie wszystko, co mu mówiła. Spór wokół tego co robić narastał wśród przewodników. W tym całym zamieszaniu wychodziło na to, że nie ma nikogo kto byłby bez skazy, a przede wszystkim nikogo kto potrafiłby przejąć bezdyskusyjnie dowództwo. Próby Jona były próbami sporo spóźnionymi. Zapewne jeszcze kilkanaście minut temu nikt, by mu się nie sprzeciwił. Jednak teraz w obliczu nowych faktów każdy miał inny pomysł na rozwiązanie sytuacji.
Gdy przewodnicy spierali się o to, co należy robić ranna kobieta odezwała się ponownie:
- Uciekajcie stąd - wyjęczała - błagam. Nie ma czasu do stracenia. Zamknijcie szczelnie powóz i uci....
Kobieta nie dokończyła zdania, gdyż po raz kolejny straciła przytomność. Co miało znaczyć ostatnie zdanie, Nevard mógł się tylko domyślać. Zajrzał do gotującego się naparu. W zasadzie mógł już go użyć i liczyć na szczęście, że taka moc odtrutki wystarczy, aby zniwelować działanie trucizny. Mógł tez poczekać, aż napar nabierze mocy, ale nie miał pewności czy kobieta dożyje tej chwili.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline