Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2014, 11:08   #45
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Przejmujemy Diogenesa w całości?
Maverick w pierwszej chwili się zezłościł, że odbierają mu autoryzację na najfajniejsze zabawki, ale potrzebował krótkiej chwili by dojrzeć w tym sens i, chcąc - nie chcąc, musiał się zgodzić, że jeśli Mechanicus twierdzi, że okręt może zostać oczyszczony, to jak najbardziej jest do dobra decyzja

- Chcą zdobyć, wysprzątać i zreperować każdy wrak na tej planecie. Chcą je wyrwać z jej skorupy i przywrócić do służby - poinformował oficer 412 Kasrkinów.

Maverick gwizdną niemal synchronicznie z Hallerem, zaśmiał się z tego efektu.
- Mają rozmach, skurwysyny - skomentował BADman.
- Yop. Mają jak cholera. I bardzo dobrze. Okrętów nigdy za wiele - odpowiedział Maverick.

Bale, korzystając z chwili przerwy, położył meltę na jakiejś skrzyni, wyciągnął cygaro i odpalił je od wiązki laspistoletu skierowanej w sufit. Zaciągnął się paskudnym dymem, boleśnie drażniącym dymem, ignorując żądania organizmu, by wykaszleć tę nieznaną truciznę wypełniającą płuca. Kiedyś… jeszcze na Volgu palił HeavyBaraki. Polityczyna (którego imienia Maverick nie pamiętał) przemaszerował po bardzo kruchym lodzie tworząc i reklamując tę markę, bo wykorzystanie imienia bohatera narodowego, niektórzy, uznali za oznakę braku szacunku. Kilku z nich było bardzo wpływowymi ludźmi. Jednak Polityczyna dał radę. Przeforsował pozwolenia, wytrącił argumenty z rąk popozycji, a HeavyBaraki stały się symbolem pamięci Baraka Hextesa. Palenie ich było wyniesione do rangi aktu patriotyzmu w momencie gdy Polityczyna zaczął odprowadzać część zysków dla Bękartów Hextesa. Tworzącego się, w tamtym czasie, nowego regimentu Gwardii Imperialnej.
Od tego czasu dużo się zmieniło. Regiment został przerzedzony. Wielu zginęło. Bardzo wielu od przyjacielskiego ognia Scylliańskich Fizylierów. Od tego czasu regiment miał problem ze wszytkim, a dostarczanie cygar zeszło na dalszy plan. Ostrzał był, oczywiście przypadkowy… krążą legendy, że któregoś z Bękartów to wyjaśnienie zadowoliło… ale nikt nigdy takiego nie spotkał. Ogólnie przyjmuje się, że albo nie był to przypadek albo Fizylierzy są tak niekompetentni, że nie zasługują na swoje mundury.

Cygaro nie wytrzymało nacisku palców i zgięło się w pół. Maverick warknął i uspokoił się.
Kolejne pomieszczenia przemierzyli niemal nie zatrzymując się. Jonnathan nawet nie przestał palić swego krztuszącego cygara.
Dotarli do grodzi prowadzącej bezpośrednio na mostek.
- No BADman, popisz się.
- Aye.
Heber doskoczył do drzwi i bardzo profesjonalnie przeprowadził rytuały.
W tym czasie Heyron zapytał auspexu jak wygląda sytuacja wewnątrz.
- Pięćdziesięciu wrogów? - zapytał Bale - Będzie ciężko. Pewnie połowa z nas stąd nie wyjdzie.
Komentarz mógł wydawać się pesymistyczny, nawet czarnowróżbny, ale nie był… bo zakładał, że i tak dadzą radę. A jeśli dadzą radę… “nie ma większej radości niż zginąć wiedząc, że wypełniło się obowiązek”. Co jak co… i tak byli tylko mięsem rzuconym do walki. Każdy gwardzista jest straceńcem. Każdy jest już martwy. Niektórzy tylko jeszcze o tym nie widzą. Bale zdał sobie z tego sprawę dawno temu. Gdy został przygwożdżony przez mały oddział orków, ze swym trzydziestoosobowym oddziałem… w którym tuzin ludzi był już martwy, drugi tuzin niezdolny do ruchu i czterech niezdolnych do walki bo źle poradzili sobie ze świadomością własnego nie-życia, a dowództwo odmówiło wsparcia każąc im radzić sobie samym, bo mieli gorsze problemy, jak choćby szarża zielonoskórych wgłąb makrodziała które było jedyną nadzieją na zestrzelenie okrętów zielonoskórych i, tym samym, uniknięcie pełnoskalowej inwazji i zagłady planety.
Przekonanie się, że jest już martwy, nie złamało go. Przeciwnie. Dało mu wolność. Wolność od strachu. Czystość umysłu jakiej dotąd nie znał. Zajął pozycję obronną. Rozstawił swoich ludzi, którzy przyjeli jego komendę tylko dla tego, że dotychczasowy oficer był wśród tych czterech którzy się złamali i poddali. Maverick niewiele pamięta z tamtego starcia. Wspomina to trochę jak sen. Jak trans. Zbyt wiele się działo i zbyt szybko. Pamięta tylko jedno. Podczas tamtego starcia ani razu nie chybił. Każdy strzał kładł na ziemię zielonoskórego albo dwóch. Wypatrywał tych z ciężkim sprzętem natychmiast gdy się pojawiali i odparowywał ich meltawiązką nim dążyli z niej skorzystać. Cała walka trwała najwyżej pół minuty. Nigdy więcej nie udało mu się osiągnąć takiego stanu. Marzy o tym, że kiedyś opanuje go. Rozpozna i nauczy się wywoływać gdy zajdzie potrzeba.

Chwilę potem gródź została odspawana gniewem duchów detsznura termicznego i wbita do środka uderzeniem duchów ładunków kinetycznych, a oddział Sabatorum wskoczył do środka.

Maverick natychmiast ocenił sytuację, wynalazł najciężej opancerzony cel. Rozpoczęła się walka. Zrobiło się głośno.
Dobiegł do pierwszej z brzegu osłony. Akurat była to stalowa skrzynia. Wzniósł meltę. Dał sobie chwilę na wycelowanie i strzelił. Wiązka błyskawicznie przepaliła się przez stalową osłonę balistyczną, zamontowaną właśnie na okazje bronienia mostka przed abordażem.

Uhlik Verniz wydał z siebie okrzyk bólu gdy meltawiązka przecięła powietrze o kilka cali obok jego ramienia, samą falą cieplną, która jej towarzyszyła, rozgrzewając ramię do lekkiej czerwoności, parząc policzek i nadwęglając ucho.
Maverick przykucną za osłoną gdy duchy melty zbierały się w sobie do kolejnego strzału. Zdziwił się gdy spostrzegł, że żadna seria nie została skierowana wprost w niego. Nie miałzmiaru narzekać.

Renegacki kapitan wstał zza osłony, z minidziałkiem gotowym do ostrzału. Pierwsze ciężkie pociski przecięły powietrze w pobliżu Mavericka, lecz nim Uhlik zdążył wziąć poprawkę i przerobić Jonnathana na miazgę, techkapłan posłał mu chmurę śrutu prosto w twarz. Ścieżka pocisków uciekła gdzieś pod sufit, a melta Mavericka zakomunikowała, że jest znów gotowa do strzału. Bale nie zignorował jej woli. Kolejna wiązka znów przepaliła się przez osłonę i chybiła o niewielkie cale, nadtapiając stalową nogę. Pół sekundy później Maverick został trafiony. Uderzenie wydusiło mu powietrze z płuc. Spojrzał na kirys. Był spękany w pajęczynę. Luźny. Maverick wziął wdech, a pancerz odgiął się wraz z tym ruchem. Było blisko. Cholernie blisko. Jednak nie zamierzał się przejmować. Był już martwy niezależnie od tego czy zginie teraz czy kiedy indziej. A jego melta była jedyną skuteczną metodą poradzenia sobie z tym bydlakiem. Toteż znów się wychylił i tym razem trafił. Bezpośrednio. Piękna wypalona dziura wielkości głowy świeciła w piersi kapitana. Ciało było zwęglone i to zwęglenie sięgało aż pod brodę. Zdrajca już nie żył. Maverick uśmiechnął się do siebie i już kucał, z powrotem za skrzynię gdy znów został trafiony. Snajperska kula przeszła przez hełm może nie jak przez masło, ale bez większych problemów. Ślizgnęła się po łuku brwiowym, wyżynając w nim głęboką szczerbę i wyrżnęła w podłogę. Maverickiem zarzuciło z taką siłą, że wypadł z osłony. Zostało to wykorzystane. Śrutowe kule zadźwięczały o jego pancerz, w niektórych miejscach się przebijając. Bolało jak sam skurwysyn. Z trudem odczołgał się za kolejną osłonę, ciągnąc za sobą meltę jedynie na na kablu zasilającym. Ból zaćmiewał zmysły uniemożliwiając walkę. Pełnia świadomości nie chciała powrócić. Tytanicznym wysiłkiem okazało się wyciągnięcie laspistoletu z kabury i skierowanie go w stronę przeciwników, by oddać kilka strzałów na oślep. Przy trzecim zakasłał krwią z taką intensywnością, że wypuścił broń z ręki. Heber doskoczył do przyjaciela.
- Trzymaj się bydlaku! Słyszysz? - ryczał przeciągając go w bezpieczniejszą osłonę.
Gdy znaleźli się za stalową ścianą szybko zdjął z niego kirys flakpancerza i robił co mógł by zatamować krwawienie. Nie był medykiem i całe swe działania opierał na tym co podejrzał z ich pracy po niektórych bitwach, ale przyjaciel potrzebował jego pomocy.
Nagana jaką miał dostać za wyłączenie się z walki przed jej zakończeniem go nie obchodziła.
To, że sam Jonnathan go opieprzy za to, także.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 13-06-2014 o 22:40.
Arvelus jest offline