Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2014, 01:11   #41
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Szturmowcy przystąpili do pracy siejąc zamęt i zniszczenie. Lasery poszły w ruch, podobnie też granaty. Przeciwnik miał wsparcie ciężkiej broni, ale oni byli doskonale wyszkoleni.

Sam Azul wykorzystywał tarczę i osłony, aby zapewnić wsparcie towarzyszom. Zdobyczny karabinek co i rusz pluł krótkimi seriami, bez oszczędzania jego Ducha Maszyny, jednak kiedy tylko bateria się wyczerpała Techkapłan sięgnął po niezawodną strzelbę i z jej użyciem ściągał pojedynczych, co bardziej krewkich przeciwników rozbryzgując ich potrójnymi ładunkami grubego śrutu.

Musieli się przebić do układu uzdatniania powietrza i wpuścić tam gaz z butli. Jeżeli będą zbyt długo zwlekać przeciwnik zaleje ich liczebnie.
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 26-05-2014, 19:26   #42
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Oddział się rozdzielił. Dwie drużyny weszły pierwsze, ściągając na siebie ogień nieprzyjaciela, by trzecia mogła zająć najlepsze pozycję. Maverick był w tej trzeciej. Może to mało heroiczne, ale lubił takie sytuacje. Gdy mógł oddać się ofensywie.
- Żryj ogień, skórwysynu - wyszeptał najszczersze życzenia posyłając wiązkę za wiązką w wieże i wszystko co czuło się bezpieczne przed ogniem lżejszego kalibru, podczas gdy Heber siedział za osłoną, kilka metrów dalej i strzelał bardziej zaporowo, uwagę poświęcając wypatrywaniu czy komuś nie przyjdzie do głowy rzucić jakiegoś granatu pod nogi trzeciej drużynie, bo to było największe zagrożenie jakie mogli im zaserwować
 
Arvelus jest offline  
Stary 26-05-2014, 21:28   #43
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Szło im całkiem raźno do czasu aż natknęli się na pomieszczenie gdzie musieli się dostać a wróg nie chciał go odpuścić. Do tego miał przewagę liczebną choc nie techniczną. Podczas pobieznej narady Kaarel wyraził swoją opinię, że trzeba załatwić ich szybko póki ich obrona jest stosunkowo improwizowana nim nadejda siły reguralnych obrońców. Najwyraźniej miejsce i ludzie nie byli przeznaczeni do walki więc istniała szansa, że realnie dostali się głebiej niż przeciwnik planował a to było dośc pocieszające. Wciąż jednak nie byli u celu. Przynajmniek póki nie zlikwidowali tamtych.

Szturmowiec skoczył razem ze swoim partnerem za osłonę zaraz po tym gdy granaty poszły w ruch. Dorzucił w tym względzie i swoją eksplozyjną porcję. Z uzbrojeniem i opancerzeniem przeciwnika było słabo więc istniała szansa, że broń która może mu zaszkodzić niekoniecznie zaszkodzi niezbędnej aparaturze.

Gdy dostał się za osłonę strzelał ze swojego karabinku. Wybierał operatorów ciężkiej broni lub ludzi wyglądających na waznych czy sterujących czymś lub kimś. Zamierzał zdzorientować obronę i pozbyć się broni która jednak mogła być dla nich groźna w pierwszej kolejności. W razie gdyby ktoś z tamtych próbował cisnąć granat również trafiał na celownik Kaarela. W pogotowiu miał też swoje ostrza na wypadek gdyby komuś z taymtych udało się przebić przez ich święty ogień słusznego gniewu Imperatora jaki sobą reprezentowali. Wówczas mógł sprobować imperialnej monostali jaki gwardzista miał przygotowany na taką okazję.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-05-2014, 17:57   #44
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
It is better to die for the Emperor than to live for yourself.

Podczas krótkiej narady, Tristan i Haller postawili gęstą zaporę ogniową, kładąc pokotem parę serwitorów, kilku robotników i jedną z wieżyczek. W zasadzie, to Haller to zrobił - był nieźle obeznany z kulomiotami, podczas gdy Tristan ledwo panował nad własnym erkaemem - toteż pruł wszędzie, tylko nie w swoje cele. Dopiero joby, jakie obydwaj zebrali od komisarza sprawiły, iż powstrzymali się od kontynuowania ostrzału. Kule z takich rozpylaczy mogły coś uszkodzić w maszynerii SPŻ.

Opracowali inny plan. Siłowy, brutalny i bezpośredni. W ruch poszedł flashbang, oślepiając i ogłuszając wielu z przeciwników, tak mechanicznych jak i żywych. Potem poszły granaty odłamkowe, raniąc i zabijając wielu wrogów.

A na końcu, w chwili spokoju, ruszyli oni - szturmowcy Imperium.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Dk2O3yyOgwE[/MEDIA]

Akkerman, Tristan i Cotant posyłali pojedyncze, precyzyjne smugi ze swoich hellgunów, bez żadnych trudności eliminując kolejne cele. Stokov ściągał na swoją prowizoryczną tarczę ogień wroga i rozwalał kolejne serwitory z laspistoletu. Kaarel, kiedy już został otoczony przez wrogów, porwał za swoje dwa monopałasze i zaczął ich rąbać. O krok dalej byli Diachenko, Heber i Haller, ostrzeliwujący cele mobilne ze standardowej broni laserowej. Gdzieś z tyłu kroczyli Bale i Azul, na swój sposób wspierając walczących. Ten pierwszy roztapiał kolejne wieżyczki z ciężką bronią za pomocą zjonizowanych, podwójnych strumieni gazów z multimelty. Ten drugi zaś starał się wysforować naprzód, korzystając z hardości swego opancerzenia oraz solidnej tarczy. Nie oszczędzał baterii do Accatrana, pakując ile fabryka dała w serwitory i "cywilów". Potem zmienił broń na stwoją trójlufową strzelbę, zmiatając kolejne konstrukty gradobiciem śrucin.

Wróg próbował ich powstrzymać za pomocą improwizowanych bomb oraz karabinów powtarzalnych zamienionych w snajperki, ale oni byli na to za cwani - wyłapywali kolejnych grenadierów i snajperów i ich eliminowali, zanim ci mogli poczynić jakieś szkody.

W nieco ponad dwie minuty ostrego starcia, większość serwitorów została usmażona, zmieciona lub poszatkowana, zaś wieżyczki rozwalone lub stopione. Pozostali robole rzucili się do ucieczki. Kilku majstrów zostało, aby coś namieszać w maszynerii, ale również zostali przegonieni lub zabici. SPŻ zostały zdobyte.

TK Azul natychmiast zajął się swoją robotą, odnajdując odpowiednie machiny, łamiąc opór Duchów Maszyny i aplikując stężony gaz z przenośnego cylindra.

Wystarczyło dolać wody i zamieszać, żeby smakowało jak kurczak.

W międzyczasie, nadchodziła odsiecz - pełnoprawni armsmani. Ich atak z początku nieco zaskoczył Imperialistów i prawie ich wyparł z sali, ale ci szybko się ogarnęli i ułożyli barykadę przy wejściu, przez które próbowała się ta hołota dostać do środka. Gwardziści zapewniali Techkapłanowi jako taki spokój, kiedy ten rozprowadzał odpowiednio rozwodniony gaz w kluczowych miejsach na statku, ustawiając jednocześnie nawiew na maksimum.

W środku jego pracy (i w środku obrony przed wrażymi mendami), wszystkie światła i machiny zgasły. Zapanował kompletny mrok. Wróg wpadł w panikę, na czym skorzystali Imperialiści z fotowizjerami i wyparli go z hali i pobliskich korytarzy. W chwilę potem zaskoczyło awaryjne zasilanie dla SPŻ - i tylko dla nich. Cała reszta systemów była całkowicie odcięta od mocy.

Podczas wypierania wrogów, komisarz miał paskudnego pecha - wpadł prosto w pułapkę, minę typu tripwire, z ładunkiem kumulacyjnym. Tylko prowizoryczna tarcza ocaliła jego życie, ale prawą nogę zmasakrowało. Tristan i Diachenko opatrzyli ją, ale komisarz został uziemiony na ładnych parę tygodni. Gwardziści zanieśli go z powrotem do hali SPŻ, za jedną z solidniejszych osłon i wysłuchiwali jego wściekłej litanii przekleństw.

Sabatorii mieli chwilę odpoczynku. Kilku usiadło za osłonami, oddychając ciężko po ostrej akcji. Haller syknął:

- Przestańcie tak sapać! Słyszycie?

Kilku żołnierzy się rozejrzało. Oprócz pracy maszyn SPŻ oraz metalicznych skrzypień i klangoru dochodzącego z oddali (co było normalne na takich wielkich kolosach z metalu), nie słychać było nic.

- O co ci chodzi, Haller? - powiedział surowo komisarz.

- O to, szefie, że nie słychać makrobaterii.

Rzeczywiście - potężne wibracje i stłumione ryki wielkich armat całkowicie ucichły. Gwardziści się do nich już zdążyli przyzwyczaić, poza tym mieli inne problemy.

- To nie jest nasza sprawka. - zawnioskował Haller - To nasi. Beta przejęła reaktor i odcięła zasilanie.

Właśnie w tym czasie, do SPŻ od drugiej strony wtargnęli jacyś uzbrojeni ludzie. Podali jednak hasło operacyjne i usłyszeli odpowiedź. Było ich około piętnastu, świetnie uzbrojonych i opancerzonych. Kasrkini z 412 Cadiańskiego.

- Sir! - ich sierżant zwrócił się do Stokova - Trzecia drużyna, sierżant Lehr. Melduję, że makrobaterie i systemy obronne "Diogenesa" zostały wyłączone. Reaktor w rękach drużyny Sabatorum Beta. Wrogie serwitory na powierzchni okrętu zneutralizowane. Dowództwo przysłało naszą kompanię oraz 1344 Kompanię Szturmowców do wsparcia i obsadzania kluczowych punktów.

- Doskonale. Jak przebiega generalne natarcie?

- Po wyłączeniu wież obronnych pozostały tylko autonomiczne gniazda obronne oraz jednostki mobilne. Gwardia ruszyła do generalnego szturmu. W ciągu pół godziny wkroczą do wnętrza wraku.

- Dobrze, to teraz pozostało nam rozwalić systemy ładownicze do tych armat...

- Zmiana planów, sir. Dowództwo chce, by okręt został przejęty z minimalną liczbą uszkodzeń. Zero trwałych zniszczeń i sabotaży. Zero ładunków wybuchowych. Autoryzują jedynie granaty ręczne oraz otwieranie drzwi siłą, jeśli to konieczne.

- Dlaczego? - wyrwało się Hallerowi - O co tu chodzi?

- Dowództwo chce "Diogenesa" w całości. Chcą go odbudować i wyrwać stąd.

- Że co, proszę?

- Chcą zdobyć, wysprzątać i zreperować każdy wrak na tej planecie. Chcą je wyrwać z jej skorupy i przywrócić do służby.

Haller aż gwizdnął. Zapadła chwila ciszy. To był niezwykły plan, który wymagał tytanicznego wysiłku.

Komisarz chrząknął i powiedział:

- Jakie nowe rozkazy?

- My obsadzamy to miejsce. Z panem, jak widzę. Wy kierujecie się na mostek. Macie go zabezpieczyć i zneutralizować wrogich dowódców - kapitana "Diogenesa" oraz recydywistę Kayne'a.

- Dobra... Akkerman! Dowodzisz pod moją nieobecność! Bierz wszystkich, Azula też. Przynieście mi głowy tych kurwisynów, jasne? Do roboty!

+++

Czas obrońców "Diogenesa" były policzony z chwilą, gdy utracili panowanie nad reaktorem i SPŻ. Praktycznie pozbawieni prądu elektrycznego, a co za tym idzie - systemów obronnych, nie byli w stanie dłużej odpierać desantujących komandosów, a dalsza skuteczna obrona wraku przed nawałnicą ludzi i maszyn z Gwardii stała się niemożliwa. Bunkry, ziemianki, gniazda broni ciężkej, pojazdy i żołnierze mogli teraz tylko opóźnić upadek statku.

W środku było jeszcze gorzej. Gaz usypiający powalił prawie wszystkich obrońców pozbawionych masek p-gaz w kluczowych punktach. Drużyny Kasrkinów i Szturmowców IG bez problemu łamały pozostały opór i torowały drogę dla rychłego nadejścia tłumów.

A w tym czasie, drużyna Sabatorum Alfa zdobyła przystanek kolejki biegnącej przez cały kręgosłup statku. Drużyna Beta przekierowała dość mocy z reaktora, aby ją ponownie uruchomić. Za pomocą skrzypiącego, chybotliwego wagoniku, który widział lepsze czasy, żołnierze dostali się w rejon mostka.

+++

Agenci sforsowali ostatnie drzwi i zmietli ostatnich głupców, którzy próbowali bronić dostępu do mostka. Według map, miejsce to miało być dwuczęściowe - przed mostkiem właściwym miała być spora hala z podestami i galeryjkami, gdzie rozlokowano większość cogitatorów i innych ustrojstw niezbędnych do kontrolowania statku. Mostek właściwy położony był za tą halą i był dużo mniejszy, zaopatrzony w iluminatory, monitory, sprzęt telekomunikacyjny, główne kontrolery oraz fotel kapitański.

Za pomocą detsznura, Sabatorii rozwalili zamek grodzi bezpieczeństwa i rzucili do środka parę prezentów. Po ich detonacji, ruszyli do skąpanego w awaryjnym świetle pomieszczenia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cv4EpG7BWAU[/MEDIA]

Przywitała ich istna nawałnica ognia ze strony dziesiątek automatów i laserów. Natychmiast się rozproszyli, szukając osłony - w samą porę, gdyż w rejonie sforsowanej grodzi eksplodowały dwa granaty.

Tristan niestety był zbyt wolny. Fartowny, mocny wystrzał z jakiegoś precyzyjnego kulomiota trafił go w maskę hełmu, przebijając ją jak papier. Sanitariusz rozłożył się jak długi na metalowych płytach podłogi. Nigdy więcej już się nie podniósł.

Azul rozejrzał się i spostrzegł snajpera, który zmieniał właśnie pozycję. Nie mógł go pomylić z nikim innym. Był to renegat i recydywista, na którego mieli wyrok śmierci - Bodag Kayne.

[MEDIA]http://s29.postimg.org/pwwrc5hh3/Cyborg.jpg[/MEDIA]

Po przejściu paru kroków, dosłownie zniknął. Rozmył, rozwiał się w powietrzu. Miał jakiś cholerny płaszcz, pewnie cameleoline - albo coś lepszego. Azulowi mignął także pancerz typu mesh, albo jakiś wzmacniany skafander. Na galeryjkach było także paru innych skurwieli, wyposażonych w broń precyzyjną i wyrzutnie granatów. Jego przydupasy.

Na parterze zaś było grubo ponad trzydziestu chłopa - sami armsmani z "Diogenesa", w tym drużyna dziesięciu tych elitarniaków w karapaksach. Dwie bandy armsmanów zajęły pozycje na flankach, elitarni zaś byli na przeciwległym krańcu hali w stosunku do drużyny Alfa. Obstawiali swojego lidera - był to poszukiwany watażka, tutejszy "kapitan", Uhlik Verniz.

[MEDIA]http://s8.postimg.org/t93c5utet/Cyborg_2.jpg[/MEDIA]

- WYPIERDALAĆ Z MOJEJ ŁAJBY, CHUJE! - ryknął kacyk z potężnego wokodera, który ani chybi zastępował jego dawne struny głosowe. W zasadzie tylko jego facjata wyglądała jeszcze w miarę ludzko - reszta była koszmarem (albo mokrym snem, zależnie od poglądów) Techkapłana z Divisio Cybernetica. Potężne ramiona, długie i masywne jak u wielkich małp. Równie potężne nogi, do złudzenia podobne do takich, które mają Carnozaury. W czteropalczastych łapach o dwóch palcach przestawnych ściskał jakieś obrotowe działko - chyba żywcem wyrwane z Land Speedera.

- Wpadliśmy w sam środek gówna! - warknął Diachenko, chowając się przed serią z czterolufowego działka.

- A tam, pierdolisz! - odkrzyknął Haller, rychtując swój cekaem - Podgrzejmy atmosferę! SŁYSZAŁEŚ, KURWO?! ZATAŃCZYSZ DO MUZYKI OŁOWIU W ŚWIETLE LASERÓW!

Ars tacticae

Wróg:
Armsmani - znana wam już lekkozbrojna hołota. Ci tutaj mają strzelby bojowe, auto-karabiny i las-karabiny oraz pancerze typu Flak. Są zgrupowani w dwóch Hordach, każda o wartości 15.
Elita - również znani, tym razem w większej liczbie. Składają się na Hordę o wartości 20.
Galerianie - przydupasy Kayne'a. Kilku chłopa, więc nie stanowią Hordy.
Bodag Kayne - pancerz mesh, aktywny kamuflaż, mocna broń snajperska. Dossier mówi, że jest szybki, przebiegły i doświadczony w snajperstwie, nożach oraz robótkach ręcznych.
Uhlik Verniz - ciężki karapaks, dodatkowy bioniczny pancerz, czterolufowe działko obrotowe, kosmiczne protezy. Dossier nie mówi o nim praktycznie nic, oprócz tego, że jest legendą pośród swych ludzi.

Status:
Zużycie amunicji oraz granatów podam na gdocu.
Tristan Ristedtler poległ w boju. Jego sprzęt leży przy nim, ale jest na widoku, a wokół nie ma osłon.
Sprzęt Ristedtlera - Hellgun wz. Cadia z plecakiem, Laspistolet wz. Mars Mark II, mono-bagnet, granat Frag, granat Krak, amunicja.
Stokov został zenpecowany i nie ma go na czas tej akcji.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 30-05-2014 o 18:54. Powód: Dopisek.
Micas jest offline  
Stary 13-06-2014, 11:08   #45
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Przejmujemy Diogenesa w całości?
Maverick w pierwszej chwili się zezłościł, że odbierają mu autoryzację na najfajniejsze zabawki, ale potrzebował krótkiej chwili by dojrzeć w tym sens i, chcąc - nie chcąc, musiał się zgodzić, że jeśli Mechanicus twierdzi, że okręt może zostać oczyszczony, to jak najbardziej jest do dobra decyzja

- Chcą zdobyć, wysprzątać i zreperować każdy wrak na tej planecie. Chcą je wyrwać z jej skorupy i przywrócić do służby - poinformował oficer 412 Kasrkinów.

Maverick gwizdną niemal synchronicznie z Hallerem, zaśmiał się z tego efektu.
- Mają rozmach, skurwysyny - skomentował BADman.
- Yop. Mają jak cholera. I bardzo dobrze. Okrętów nigdy za wiele - odpowiedział Maverick.

Bale, korzystając z chwili przerwy, położył meltę na jakiejś skrzyni, wyciągnął cygaro i odpalił je od wiązki laspistoletu skierowanej w sufit. Zaciągnął się paskudnym dymem, boleśnie drażniącym dymem, ignorując żądania organizmu, by wykaszleć tę nieznaną truciznę wypełniającą płuca. Kiedyś… jeszcze na Volgu palił HeavyBaraki. Polityczyna (którego imienia Maverick nie pamiętał) przemaszerował po bardzo kruchym lodzie tworząc i reklamując tę markę, bo wykorzystanie imienia bohatera narodowego, niektórzy, uznali za oznakę braku szacunku. Kilku z nich było bardzo wpływowymi ludźmi. Jednak Polityczyna dał radę. Przeforsował pozwolenia, wytrącił argumenty z rąk popozycji, a HeavyBaraki stały się symbolem pamięci Baraka Hextesa. Palenie ich było wyniesione do rangi aktu patriotyzmu w momencie gdy Polityczyna zaczął odprowadzać część zysków dla Bękartów Hextesa. Tworzącego się, w tamtym czasie, nowego regimentu Gwardii Imperialnej.
Od tego czasu dużo się zmieniło. Regiment został przerzedzony. Wielu zginęło. Bardzo wielu od przyjacielskiego ognia Scylliańskich Fizylierów. Od tego czasu regiment miał problem ze wszytkim, a dostarczanie cygar zeszło na dalszy plan. Ostrzał był, oczywiście przypadkowy… krążą legendy, że któregoś z Bękartów to wyjaśnienie zadowoliło… ale nikt nigdy takiego nie spotkał. Ogólnie przyjmuje się, że albo nie był to przypadek albo Fizylierzy są tak niekompetentni, że nie zasługują na swoje mundury.

Cygaro nie wytrzymało nacisku palców i zgięło się w pół. Maverick warknął i uspokoił się.
Kolejne pomieszczenia przemierzyli niemal nie zatrzymując się. Jonnathan nawet nie przestał palić swego krztuszącego cygara.
Dotarli do grodzi prowadzącej bezpośrednio na mostek.
- No BADman, popisz się.
- Aye.
Heber doskoczył do drzwi i bardzo profesjonalnie przeprowadził rytuały.
W tym czasie Heyron zapytał auspexu jak wygląda sytuacja wewnątrz.
- Pięćdziesięciu wrogów? - zapytał Bale - Będzie ciężko. Pewnie połowa z nas stąd nie wyjdzie.
Komentarz mógł wydawać się pesymistyczny, nawet czarnowróżbny, ale nie był… bo zakładał, że i tak dadzą radę. A jeśli dadzą radę… “nie ma większej radości niż zginąć wiedząc, że wypełniło się obowiązek”. Co jak co… i tak byli tylko mięsem rzuconym do walki. Każdy gwardzista jest straceńcem. Każdy jest już martwy. Niektórzy tylko jeszcze o tym nie widzą. Bale zdał sobie z tego sprawę dawno temu. Gdy został przygwożdżony przez mały oddział orków, ze swym trzydziestoosobowym oddziałem… w którym tuzin ludzi był już martwy, drugi tuzin niezdolny do ruchu i czterech niezdolnych do walki bo źle poradzili sobie ze świadomością własnego nie-życia, a dowództwo odmówiło wsparcia każąc im radzić sobie samym, bo mieli gorsze problemy, jak choćby szarża zielonoskórych wgłąb makrodziała które było jedyną nadzieją na zestrzelenie okrętów zielonoskórych i, tym samym, uniknięcie pełnoskalowej inwazji i zagłady planety.
Przekonanie się, że jest już martwy, nie złamało go. Przeciwnie. Dało mu wolność. Wolność od strachu. Czystość umysłu jakiej dotąd nie znał. Zajął pozycję obronną. Rozstawił swoich ludzi, którzy przyjeli jego komendę tylko dla tego, że dotychczasowy oficer był wśród tych czterech którzy się złamali i poddali. Maverick niewiele pamięta z tamtego starcia. Wspomina to trochę jak sen. Jak trans. Zbyt wiele się działo i zbyt szybko. Pamięta tylko jedno. Podczas tamtego starcia ani razu nie chybił. Każdy strzał kładł na ziemię zielonoskórego albo dwóch. Wypatrywał tych z ciężkim sprzętem natychmiast gdy się pojawiali i odparowywał ich meltawiązką nim dążyli z niej skorzystać. Cała walka trwała najwyżej pół minuty. Nigdy więcej nie udało mu się osiągnąć takiego stanu. Marzy o tym, że kiedyś opanuje go. Rozpozna i nauczy się wywoływać gdy zajdzie potrzeba.

Chwilę potem gródź została odspawana gniewem duchów detsznura termicznego i wbita do środka uderzeniem duchów ładunków kinetycznych, a oddział Sabatorum wskoczył do środka.

Maverick natychmiast ocenił sytuację, wynalazł najciężej opancerzony cel. Rozpoczęła się walka. Zrobiło się głośno.
Dobiegł do pierwszej z brzegu osłony. Akurat była to stalowa skrzynia. Wzniósł meltę. Dał sobie chwilę na wycelowanie i strzelił. Wiązka błyskawicznie przepaliła się przez stalową osłonę balistyczną, zamontowaną właśnie na okazje bronienia mostka przed abordażem.

Uhlik Verniz wydał z siebie okrzyk bólu gdy meltawiązka przecięła powietrze o kilka cali obok jego ramienia, samą falą cieplną, która jej towarzyszyła, rozgrzewając ramię do lekkiej czerwoności, parząc policzek i nadwęglając ucho.
Maverick przykucną za osłoną gdy duchy melty zbierały się w sobie do kolejnego strzału. Zdziwił się gdy spostrzegł, że żadna seria nie została skierowana wprost w niego. Nie miałzmiaru narzekać.

Renegacki kapitan wstał zza osłony, z minidziałkiem gotowym do ostrzału. Pierwsze ciężkie pociski przecięły powietrze w pobliżu Mavericka, lecz nim Uhlik zdążył wziąć poprawkę i przerobić Jonnathana na miazgę, techkapłan posłał mu chmurę śrutu prosto w twarz. Ścieżka pocisków uciekła gdzieś pod sufit, a melta Mavericka zakomunikowała, że jest znów gotowa do strzału. Bale nie zignorował jej woli. Kolejna wiązka znów przepaliła się przez osłonę i chybiła o niewielkie cale, nadtapiając stalową nogę. Pół sekundy później Maverick został trafiony. Uderzenie wydusiło mu powietrze z płuc. Spojrzał na kirys. Był spękany w pajęczynę. Luźny. Maverick wziął wdech, a pancerz odgiął się wraz z tym ruchem. Było blisko. Cholernie blisko. Jednak nie zamierzał się przejmować. Był już martwy niezależnie od tego czy zginie teraz czy kiedy indziej. A jego melta była jedyną skuteczną metodą poradzenia sobie z tym bydlakiem. Toteż znów się wychylił i tym razem trafił. Bezpośrednio. Piękna wypalona dziura wielkości głowy świeciła w piersi kapitana. Ciało było zwęglone i to zwęglenie sięgało aż pod brodę. Zdrajca już nie żył. Maverick uśmiechnął się do siebie i już kucał, z powrotem za skrzynię gdy znów został trafiony. Snajperska kula przeszła przez hełm może nie jak przez masło, ale bez większych problemów. Ślizgnęła się po łuku brwiowym, wyżynając w nim głęboką szczerbę i wyrżnęła w podłogę. Maverickiem zarzuciło z taką siłą, że wypadł z osłony. Zostało to wykorzystane. Śrutowe kule zadźwięczały o jego pancerz, w niektórych miejscach się przebijając. Bolało jak sam skurwysyn. Z trudem odczołgał się za kolejną osłonę, ciągnąc za sobą meltę jedynie na na kablu zasilającym. Ból zaćmiewał zmysły uniemożliwiając walkę. Pełnia świadomości nie chciała powrócić. Tytanicznym wysiłkiem okazało się wyciągnięcie laspistoletu z kabury i skierowanie go w stronę przeciwników, by oddać kilka strzałów na oślep. Przy trzecim zakasłał krwią z taką intensywnością, że wypuścił broń z ręki. Heber doskoczył do przyjaciela.
- Trzymaj się bydlaku! Słyszysz? - ryczał przeciągając go w bezpieczniejszą osłonę.
Gdy znaleźli się za stalową ścianą szybko zdjął z niego kirys flakpancerza i robił co mógł by zatamować krwawienie. Nie był medykiem i całe swe działania opierał na tym co podejrzał z ich pracy po niektórych bitwach, ale przyjaciel potrzebował jego pomocy.
Nagana jaką miał dostać za wyłączenie się z walki przed jej zakończeniem go nie obchodziła.
To, że sam Jonnathan go opieprzy za to, także.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 13-06-2014 o 22:40.
Arvelus jest offline  
Stary 13-06-2014, 22:40   #46
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wpadli do sali i zostali przywitani przez kule i obelgi. Tyle Heyron zrozumiał zanim wszedł w typowy stan podczas walki. Była to dziwna mieszanka euforii, wyciszenia i wskoku na wyższe obroty myślowe. Chwycił więc tarczę i ruszył naprzód przed siebie nie zwracając uwagi na szalejącą wokół nawałnicę ognia. Jego cel był prosty. Chodząca tech-herezja jaką był "kapitan" tego okrętu.

- Twoja matka jest tak gruba, że orkowie widzą w niej swego nowego boga! - huknął Azul wznosząc trójlufową strzelbę i namierzając nią przeciwnika.

Ten zwrócił się w jego kierunku i zaczął rozkręcać działko ostrzeliwując odważnych Sabotażystów. I wtedy rozległ się ogłuszający huk. To Meathammer przemówił.

Trzy pociski wystrzelone przez techkapłana pomknęły przez przestrzeń mijając się z kulami mniejszego kalibru i kierując się prosto na głowę zaugmentowanego czarnoskórego. Wszystkie trzy kule trafiły, a efekt był spektakularny - wielki twardziel, legenda Diogenesa ryknął wściekle i zaczął się miotać zdezorientowany i oślepiony krwią która zalała jego oczy. Zadowolony Azul ruszył w jego stronę. Zaraz jednak inni Bękarci rozpoczęli swój ostrzał z multimelty, robiąc z augmentysty przy pomocy aż trzech gorących promieni... trudno było to określić. Wróg eksplodował i prawdopodobnie jego ciało pomimo wielkiej ilości metalu po prostu odparowało. Heyron ze smutkiem musiał obrać sobie inny cel. Odskoczył w bok i pobiegł na schody prowadzące na galeryjkę. Może chociaż zdoła skosić kilku snajperów?

Tymczasem wszędzie wokół szalała nawałnica kul i laserów, ale Wieszczu Napędu w ogóle się tym nie przejmował. Pobiegł na górę i wpadł na balkon wznosząc wysoko miecz i tarczę. Zaszarżował na pierwszą postać jaką zobaczył zamachując się ciężkim, przemysłowym serworamieniem zamontowanym na plecach. Eksplozja jaka zaraz po tym nastąpiła oszołomiła Azula - ten nie wiedział co się stało. Dopiero po paru sekundach, zdał sobie sprawę że wpadł w sprytnie zastawioną pułapkę. Hologram plus mina. Gwałtownie rozejrzał się w koło.

Oto na scenie pojawił się Komisarz Turbodiesel w obstawie serwitorów i pozamiatał zarówno galeryjkę jak i znajdujące się pod spodem oddziały wrogów. Co prawda cyber-sługi zostały pokonane, jednak zadały spore straty przeciwnikowi. Ten ostatkiem sił spróbował jeszcze nabruździć używając na galeryjce granatu termicznego, ale zarówno Komisarz jak i Techkapłan dali sobie z tym radę (choć nie obyło się bez ciężkich poparzeń).

Azul podniósł się po stłumieniu płomieni znów spróbował zorientować się w sytuacji. Wróg został wycięty w pień przy minimalnych stratach. Dopiero teraz do Heyrona dotarło że oto ich towarzysz Tristan poległ na placu boju już na samym początku. Jednak dla Azula była to mała strata. Ani nie był to jego znajomy, ani kamrat z regimentu. Ot ktoś komu przyszło służyć w tej samej misji.

Dlatego też bez dalszych marudzeń Wieszcz ruszył do cogitatorów i przyrządów mostka. Jako jedyny chyba mógł chociaż spróbować opanować całą baterię kontrolną tego wraku. Nie było czasu do stracenia...

... najpierw zadanie... potem łup.
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 14-06-2014, 16:22   #47
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Zmiana rozkazów przyszła dość niespodziewanie. Dowództwo wysokiego szczebla chciało podnieść Diogenesa i przywrócić mu pełną sprawność operacyjną. Może podczas Krucjaty Pogranicza doszło do utraty okrętów a sytuacja militarna wymagała natychmiastowego zastosowania floty i nie było czasu na oczekiwanie na produkcję w stoczniach. Albo po prostu chodziło o oszczędności – rewitalizacja wraku jest droga, ale może być opłacalna, szczególnie gdy nietknięte są maszynownia, SPŻ, sprzęt komputerowy i systemy pozwalające przemieszczać się w osnowie.

Z powodu rany komisarza, która wyłączyła go z dalszej akcji, Akkerman przejął dowodzenie. Zebrał drużynę, ustalił szyk i przemieścili się w stronę mostka. Mieli dostać się szturmem do środka, korzystając z taktyki zastosowanej poprzednio – wszyscy już wiedzieli gdzie mają się znaleźć i co do nich należy, co znacznie minimalizowało ryzyko popełnienia tragicznych w skutkach błędów. Auspex Azula nie dawał jednoznacznej odpowiedzi ilu przeciwników jest w następnym pomieszczeniu. Mogło ich tam być zarówno dwudziestu jak i pięćdziesięciu. Urządzenie nie było do końca sprawne po postrzale, który sprowadził techkapłana do parteru i poraził elektronikę. – Idziemy. Im dłużej będziemy zwlekali, tym większa szansa, że nasze priorytetowe cele nawieją. Zaryzykujemy - Akkerman miał nadzieję, że nie będzie żałował tej decyzji, w końcu brał pełną odpowiedzialność za ludzi, których mu powierzono.

Eksplozja wrzuciła pancerne drzwi do środka pomieszczenia. – Wejście! – krzyknął Akkerman wbiegając do środka i kierując się w lewo. W biegu strzelił z biodra do grupy przeciwników, którzy strzelali w szturmowca ze wszystkiego co się da. Nie potrafili jednak dostatecznie sprawnie pociągnąć za spust. Akkerman zauważył jak promień lasera z jego Hellguna wypala dziurę w płytach pancerza jednego z przeciwników, który zaraz potem osunął się na ziemię. Onyx schronił się za solidną osłoną, którą tworzyły plastmetalowe płyty, przytargane nie wiadomo skąd i nie wiadomo przez kogo. Stanowiła bardzo dobrą kryjówkę, skutecznie neutralizując ogień przeciwnika. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia czy refleksu. Tristan dostał prosto w głowę, zachwiał się i padł bezwładnie na stalową kratownicę podłogi. Chwilę później, granat ciśnięty przez jednego z armsmanów rozszarpał jego zwłoki.
Siły wroga były przytłaczające – w sumie około pięćdziesięciu żołnierzy - więc szturmujący oddział musiał użyć jak najefektywniej swoich atutów – przewagi technologicznej, siły ognia i wyszkolenia. Wokół Akkermana gwizdały pociski, kule odbijały się też od zasłony nie czyniąc mu krzywdy. Jedynym zagrożeniem byli stojący na galerii wojownicy uzbrojeni w broń laserową i wyrzutnie rakiet. Mogli strzelać w kryjących się poniżej ludzi z takiego kąta, że każdy celny strzał mógł oznaczać śmierć. To oni stanowili właśnie jego priorytetowy cel – Biorę galerię! – poinformował voxem towarzyszy i zaczął eliminację grenadierów. Pierwszy z nich trafiony w głowę wiązką lasera, która wypaliła dziurę na wylot zarówno w jego czaszce jak i hełmie padł na barierkę ochronną, przeleciał górą i z impetem trzasnął w podłogę kilka metrów niżej. Jednego mniej. Onyx wziął na cel głowę kolejnego, kiedy poczuł pociski przebijające jego pancerz i eksplozję bólu w ranach. Trzeba było zmienić pozycję, skulony, aby uniknąć kolejnych obrażeń, pobiegł za solidny filar, jeden z tych, które podtrzymywały galerię.

Po kolejnym celnym strzale Mavericka kapitan Uhlik Verniz padł martwy w szybko powiększającej się kałuży krwi i smaru. Pozostał drugi HVT, Bodag Kayne, który korzystał z jakiegoś rodzaju płaszcza kamuflującego i korzystając z osłony niewidzialności strzelił do Mavericka. Sytuacja taktyczna zmieniła się, gdy przybył Turbodiesel z bojowymi serwitorami i rzucili się na wroga, dzięki temu wymiana ognia przeszła w dożynanie przeciwników. Azul wrzucił granat za ich osłonę, eksplozja wyrzuciła w powietrze kilka trupów, zaś armsmani za nią zostali poważnie poranieni, gdy powłoka ceramiczna granatu rozprysła się na tysiące igiełek rażących wszystkich w promieniu kilku metrów.

Strzelanina ustała. – Czyścimy pomieszczenie! - Akkerman zmienił pozycję i zajrzał w kolejny kąt pomieszczenia, gdzie mógłby się ukrywać wróg. – Czysto! – krzyknął, nie zauważywszy nikogo w ciasnym zaułku. Przeciwników nie było, przynajmniej żywych. – Bodag Kayne? – zapytał. –Uciekł. Źle, wzięty żywcem mógłby udzielić wielu informacji wywiadowczych, gdyby szturmowcy go zabili nie byłoby intelu, ale wtedy wyświadczyliby przysługę społeczeństwu.

Onyx podszedł do Mavericka, którego próbował opatrzyć Heber. – Potrzebny medevac! – rzucił do komunikatora, segregując poszkodowanych na kategorie – T1 i… - zerknął na Tristana – T4, mamy KIA. Dodatkowo cztery T3. Klęknął przy Bale’u i sprawdził grupę krwi wybitą na jego hełmie, następnie podał ją voxem służbom medycznym, aby mogli zawczasu się przygotować i sprawniej przeprowadzić akcję ratunkową.

Akkerman rozejrzał się po pomieszczeniu, poszukując nieśmiertelnika Tristana. Nie mógł go nigdzie zauważyć. Dowodził niecałą godzinę, a już stracił człowieka, kolejny był w stanie ciężkim. Czy zrobił wszystko, żeby wejście na mostek było jak najefektywniejsze? Nie miał co do tego wątpliwości. Trenował takie akcje latami w kill house’ach Scholi Progenium. Tristan był za wolny, lub po prostu miał pecha. Co innego Bale – skupił na sobie ogień snajpera eliminując dowódcę. Znał ryzyko, wiedział co się stanie, jednak zrobił to, co do niego należało. Dobry żołnierz.

Onyx wyjął z kieszeni kamizelki taktycznej flagę plutonu Bravo, na której widniała czaszka otoczona wiankiem naboi. Poniżej była wstęga z mottem: Działamy tam, gdzie zawiedli inni. Zawiesił ją w najbardziej widocznym miejscu, na konsoli mostka. Jakikolwiek upamiętniacz robiący fotki upamiętniające operację będzie musiał uwiecznić flagę a tym samym ich zwycięstwo trafi do annałów w jakimś przepastnym archiwum. Jednak chodziło też o bardziej wymierne korzyści i o pokazanie, kto jest naprawdę efektywny - ktokolwiek po nich wejdzie do serca statku, zobaczy, że byli tu pierwsi i zdobyli pomieszczenie. A to równało się pewnemu rozgłosowi wśród gwardzistów. I browarom stawianym w każdym pubie. Kiepskie pocieszenie po stracie żołnierza, ale zawsze było warto zaznaczyć swoją obecność.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 14-06-2014 o 22:39.
Azrael1022 jest offline  
Stary 14-06-2014, 21:23   #48
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Początkowo szło im naprawdę nieźle. Udało im się mniej więcej bez przeszkód dotrzeć w okolicę mostka. Problem zaczął się gdy otwarli wrota do jego przedsionka i zostali z miejsca powitani skumulowaną lawiną ognia.

- Za Imperatora! - krzyknął Cotant i runął naprzeciw ołowiowo - laserowej burzy ognia. Natychmiast schował się za jakimś gratem i ocenił sytuację. Walono do nich z trzech stron. Tylko tyły mieli czyste. Na razie. Doświadczenie mówiło mu, by się wycofać, poczekać na posiłki i razem rozwalić heretyków. Do tego w każdej chwili mogli pojawić się inni heretycy uchodzący z rozbitych przez imperialną zemstę, oddziałów w stronę mostka. Wówczas byliby odcięci i sytuacja zdałaby się krytyczna.

W międzyczasie reszta kolegów zdążyła też zająć podobne do niego pozycje. Wcale nie usmiechało mu się zostawać tak pod ogniem. Nie było to w jego zwiadowczej naturze takie bycie średniozasłoniętym nieruchomym celem. Zdawało mu się, że na planach statku były tunele którymi może dałoby się wyjść gdzieś na tyły tych bluźnierców. Wtedy jednak na jego oczach padł Tristan.

- Kaarel, co robimy?! - krzyknął do niego Titus odstrzeliwując się zza swojego grata.

- Leć do przodu! Ten badziew przed nami wygląda solidniej niż ten tutaj. Osłaniam Cię! - krzyknął do kamrata.

Wkrótce zmienili się i teraz poczuł się dużo pewniej. Te strzały które inkasowała osłona mówiły mu, że to całkiem przywoita osłona bo na wewnętrzną stronę niewiele się przedostawało.

- Dawaj Titus! Walimy w tego dużego skurwiela! On jest tu największą zakałą! - krzyknął ponownie wskazując cel kumplowi. Sam też na nim skumulował ostrzał ze swojej szturmówki. Ponadto liczył, że to jest ten ich kapitan po którego tu przybyli. Jeśli nawet nie to i tak wyglądał na wazniaka którego śmierć może namieszać w szeregach wroga.

Co prawda efekt jego wystrzałów mieszał mu się częściowo z wystrzałami innych ale i tak był prawie pewny, że chyba nie zaszkodził zbytnio mutasowi. Na szczęście koleś oberwał w końcu w czoło na tyle, że zaczął chyba strzelać na oslep a w końcu solidne trafienie sprawiło, że nakrył sie nogami.

Wówczas wokół niego i w niego zaczęły świstać strzały. Krzyknął bardziej z zaskoczenia niz bólu gdy jeden z nich szarpnął mu barkiem przebijając się przez jego pancerz. ~ To musi być snajper. Pewnie ten drugi skurwiel ~ to musiało być to bo klasa skupienia strzałów mówiła mu, że ktos ma ponadprzeciętne zdolności strzeleckie i właśnie jego obrał sobie za cel.

- Titus! Granatem w tamtą geleryjkę! - wskazał ruchem głowy miejsce o które mu chodziło. Kolesiowi mogło się w końću pofarcić i naprawdę ich mógł zdjąć albo kogoś z ich kumpli. Z powodu tego jego maskowania Kaarel go nie dostrzegał i mógł tylko zgadywać. Jednak liczył, że granatami go sięgnął nawet po omacku a jak nie to może chociaż zmusza go do przeniesienia i zaprzestania ostrzału. No i zawsze któryś z tych zeszmaconych dzikusów mógł przy okazji oberwać.

Niestety lub stety... był pat. Oni rzucali te swoje granaty a snajper ich wciąż ostrzeliwał. Jednak im skończyły się granaty prędzej niż tamtemu pociski do broni. Jednak na ich szczęście walka dobiegała końca. Garstka Gwardzistów zwarła się i pokonała siły Odwiecznego Wroga dając świadectwa błogosławiącej mocy Imperatora. Wróg, początkowo sprawiający wrażenie tak silnego i nie do pokonania, leżał martwy pod ich imperialnymi butami.

Popatrzył na pobojowisko. Mieli rannych. Mieli zabitego. Ale jako oddział wyszli z tego zwycięsko i z minimalnymi stratami. Każdy mógł ustać o własnych nogach.
- Ku chwale Imperatora! Teren czysty sir! - zameldował dowódcy. Mogli teraz jak dla niego próbować dalej dotrzeć w samo centrum mostka lub przyjąć obronę okrężną i czekać na posiłki którejś ze stron. Przebili się tak szybko i głeboko w trzewia statku, że oderwali się od sił głównych. Mogli się natknąć i na zdrajców i na własnych kompanów zmierzających na mostek.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-06-2014, 16:30   #49
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Victory needs no explanation, defeat allows none.

To był kres. Początek końca dla plemienia, które od dziesięcioleci zamieszkiwało trzewia wraku onegdaj zwanego "Diogenesem". Kiedy przebrzmiały ostatnie wystrzały i eksplozje, kiedy ostatnie krzyki ucichły i kiedy ostatnie ciała zwaliły się na zbroczoną krwią i obsypaną łuskami metalową posadzkę, odliczanie rozpoczęło się. Sabatorii zajęli się swoimi ranami, przeładowaniem broni, zebraniem amunicji, granatów i broni z poległych. Zajęli się organizowaniem nowej linii obrony - na wszelki wypadek. W międzyczasie sforsowali grodzie prowadzące na ścisły mostek - niewielkie, pokryte gęstym kurzem i pogrążone w półmroku pomieszczenie, gdzie tylko jeden terminal wciąż funkcjonował na rezerwie mocy. Czym prędzej dobrał się do niego Azul, podtrzymując jego działanie życiodajną energią ze swej cewki potentia. Pozostali komandosi zajęli pozycje w holu i czekali.

Nie czekali długo. Resztki rozbitych drużyn przeciwników, które uniknęły gazu, kul i laserów, zdążały na ostatnią redutę - nie wiedząc, że ich kapitan gryzł metal, a owa reduta była usłana ciałami ich towarzyszy. Jakże wielkie było ich zdziwienie, rozpacz i gniew, kiedy się o tym przekonali - w bolesny sposób. Zbierali się zewsząd i próbowali za wszelką cenę sforsować podwoje holu, zasypując wnętrze setkami kul, świetlnych promieni, chmur śrutu, a nawet boltów. Używali wszystkiego, co im pozostało - granatników, granatów ręcznych, bomb, miotaczy płomieni. Jednakże ich ataki, choć zajadłe, były na tyle paniczne i nieskoordynowane, że Sabatorii dawali odpór - na razie. Granaty skończyły się dawno, amunicja była na wyczerpaniu. Niektórzy "przesiadali" się na broń poległych wrogów. Liczyło się tylko to, aby strzelać. Aby zasypać desperatów jak największą nawałnicą ołowiu. I modlić się o zbawienie.

+++

Godzinę wcześniej...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=W3HbxIRvAjw[/media]

Natarcie ugrzęzło. Siły Imperialnej Gwardii zagłębiły się w pierwsze połacie slamsów otaczających wrak. I utknęły. Pułapki, huraganowy ostrzał superciężkiej broni z systemu wież obronnych statku, inne gniazda obrony, zasadzki, wrogie pojazdy, nagłe kontrataki... wreszcie sama zajadłość obrońców wystarczyły, aby powstrzymać trzydzieści tysięcy żołnierzy Młota Imperatora. Tubylcze plemię na postapokaliptycznym świecie, z regresem technologicznym i ograniczonymi możliwościami. To było demotywujące.

Jednak nie dla weteranów z 412 Cadiańskiego i ich towarzyszy z 405 Volgickiego. Obydwa regimenty bywały już w dużo gorszych sytuacjach - wręcz na skraju zagłady, szczególnie Cadianie - bo aż trzy razy w ciągu swej stosunkowo krótkiej historii.

Dwa z tych wydarzeń przetrwał sierżant Rickard Pardus, kryjący się właśnie ze swoją drużyną pośród potrzaskanych skał w niewielkiej rozpadlinie. Na zewnętrznym końcu tej rozpadliny był jakiś wielki, pordzewiały kawał żelastwa - niewielki odłamek pancerza czy struktury okrętu, który odprysnął podczas kraksy i wyżłobił tą niewielką nieckę.

Pardus miał czas na to, by pomyśleć o takich sprawach. Jego drużyna była przygwożdżona. Wysforowali się za daleko przed główne natarcie - a teraz byli na celownikach co najmniej kilku ziemianek, tylko czychających na wychylenie choćby jednego cadiańskiego łba. Wsparcie nie nadchodziło - walki ugrzęzły pośród lepianek, a pojazdy nie mogły podejść z powodu tych cholernych wież obronnych.

Rozpaczliwa sytuacja? Koniec? Przegrana?

Pardus skrzywił się, znużony i niespiesznie zapalił blanta z lho. Słyszał o podobnych akcjach. Widział gorsze. Uczestniczył zaś w takich, przy których batalia o "Diogenesa" była byle przepychanką. Doświadczenie jakie nabrał w trakcie dziesięciu lat wojowania z Chaosem mówiło mu jedno: cała ta sytuacja była przejściowa. To wszystko było kwestią czasu.

I kiedy w następnej minucie całkowicie umilkła sieć obronna, pogasły światła pozycyjne, a nieustający łomot napierdalaniny zelżał o bitą połowę, Pardus pokręcił głową z niemym uśmiechem. Nie czekali długo - parę chwil potem pojawiły się gwardyjskie Sentinele i Taurosy, sprawnym blitzkriegiem przetaczając się po wrogiej defensywie. Za nimi wlokły się potężne Leman Russy i Chimery wypchane po brzegi zmechanizowaną piechotą.

Kiedy ruszali do natarcia, ledwo zdążył wyrzucić kiepa...

+++

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Y2eJYJs3E3k[/media]

Walka o hol trwała. Wszyscy Sabatorii odnieśli lekkie obrażenia. Wszystkie osłony w całej hali były podziurawione jak sita. Galeryjki zostały oderwane od swych podpór i w połowie runęły w dół, trzymając się tylko kilku haków i jednego filara po drugiej stronie pomieszczenia. Kilku Gwardzistów kryło się więc za trupami, szczególnie poległych elitarniaków - korzystając z ich cięższych pancerzy. Amunicja już dawno się skończyła - baterie powygasały, zaś zamki karabinów, strzelb i pistoletów dymiły, opustoszałe. Komandosi strzelali teraz oszczędnie ze swoich pistoletów. Mogli sobie na to pozwolić - wróg tak gęsto zapchał antyszambry trupami, że wejście sprawiało mu trudność (żeby nie rzec - było samobójstwem).

Wtem, podczas tej żmudnej, patowej sytuacji, na wrogie plecy spadł piorun. Przyczajeni Cadianie oraz Volgici runęli ze swych kryjówek, zasypując wrogów deszczem kul, światła, śrutu i stali. Zrezygnowani, znękani i przetrzebieni Malicjanie nie byli w stanie długo się bronić, szczególnie przed kimś, kto był lepszy w tak zwanej "ulicznej walce" od nich. W dwie, trzy minuty wszyscy leżeli zadźgani nożami lub zastrzeleni z przyłożenia.

Ostrożnie stąpając po trupach (dosłownie po trupach do celu), nowoprzybyli weszli do wnętrza zrujnowanego holu. Kilku z nich gwizdało lub komentowało głośno cały ten burdel. Dwóch z nich podeszło do obrońców, wyłaniających się chwiejnym krokiem zza swoich osłon. Zasalutowali.

- Sierżanci Rickard Pardus i Trevor Hayes. Melduję, panowie komandosi, że możecie spocząć. Ten wrak... jest nasz.

+++

Po wyłączeniu sieci energetycznej, bitwa o "Diogenesa" przybrała zupełnie inny obrót. Wraz z utratą lwiej części najbardziej skutecznych punktów obronnych, Gwardia i Marynarka wznowiły natarcie, bez większych problemów wymiatając przeciwników z przedpola i slamsów - głównie dzięki wsparciu kilkudziesięciu maszyn lotniczych i kosmicznych, które nie musiały już cackać się z wrogą obroną przeciwlotniczą. W międzyczasie, na powierzchni statku, wysprzątanej z przeciwników przez oddział bojowych serwitorów TK Cryveka, desantowali Kasrkini z 412 oraz Szturmowcy IG z 1344 Kompanii. Komandosi zagłębili się w korytarze i sale statku, rozbijając grupy strażników, chcące dorwać komandosów z Sabatorum - po czym zajmowali najważniejsze punkty na statku. Użycie paraliżującego gazu w kluczowych miejscach całkowicie zdezorganizowało i mocno osłabiło obronę wewnątrz wraku - do którego wdzierali się już regularni żołnierze Imperium.

Po zajęciu mostka, TK Azul nawiązał kontakt z Głównym Cogitatorem statku i nakłonił go do współpracy. Kiedy przywrócono zasilanie, nieliczne pozostałe systemy obronne zwróciły się przeciwko gospodarzom, wprowadzając jeszcze większy zamęt. Ostatecznie, po dwóch godzinach starć, strzelanin, dźgania bagnetami, sprzątania pokoi granatami i ogniem oraz bieganiny za rozbtikami po całym okręcie, "Diogenes" został zdobyty. Oczywiście, w wielu miejscach sporadyczne strzelaniny trwały jeszcze długo. Najniższe, zagrzebane pod ziemią poziomy statku, były najgorsze. Malicjanie przez dziesięciolecia swojej bytności wysprzątali je z syfu, skażeń i mutantów, po czym przerobili na składnice i bunkry. Ci, którzy nie zostali rozwaleni na górnych i dolnych pokładach (lub nie skapitulowali - a takich było wielu, kiedy dalsza walka okazała się beznadziejna) zbiegli właśnie tam - gdzie bronili się przez półtora miesiąca, aż w końcu partyzanckie działania Malicjan zdenerwowały na tyle, że był w stanie poświęcić pięciu gwardzistów na jednego tubylca, aby wysprzątać te resztki.

Machina wojenna Imperium pracowała dalej.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=HFEHCuSnun0[/media]

Pierwsza faza Operacji "Blackwatch" okazała się być z grubsza pomyślna. Zdesantowano blisko trzysta tysięcy żołnierzy, pięć tysięcy pojazdów naziemnych i siedemset powietrzno-kosmicznych. Z szesnastu zaatakowanych miejsc zdobyto trzynaście (w tym "Diogenesa") - we wszystkich przypadkach prócz dwóch (gdzie wrogiem był Chaos) były to siły tubylcze. Dwa kolejne natarcia zakończyły się krwawym patem i ugruntowaniem pozycji obydwu walczących stronnictw - w obydwu przypadkach zmierzono się z siłami Arcywroga. Dopiero dalsze trzy tygodnie starć zmusiły przeciwnika do odwrotu. Ostatnie pole bitwy okazało się katastrofalne dla sił Imperium - natarcie na które składało się nieco ponad dziesięć tysięcy żołnierzy wpadło w zasadzkę doborowych sił Arcywroga, w tym Marines Chaosu i wojsk pancernych, i zostało całkiem rozbite. Następnie, w obliczu imperialnego sukcesu na innych odcinkach frontu, Chaosyci się wycofali.

Pierwsze uderzenie okazało się być wyjątkowo pomyślne dla sił Imperium. Krnąbrni tubylcy zostali poskromieni, a Chaos zmuszony do wycofania się. Czym prędzej zaczęto korzystać z możliwości, jakie sytuacja dawała - powstawały bazy, przyczółki i punkty obserwacyjne. Zdobyte wraki i osady przekształcano w twierdze. Sprowadzano coraz więcej sił naziemnych - w tym elitę, jaką byli Adeptus Astartes z kapituł Piorunu Khana i Strażników Burzy. Imperium utrzymywało niepodzielną władzę nad przestrzenią kosmiczną nad praktycznie całą planetą. Organizowano kolejne ofensywy.

Szybko jednak te natarcia ugrzęzły lub zostały rozbite i zmuszone do rejterady przez bitne, doskonale przygotowane i zaprawione w boju siły Arcywroga. Imperium nie mogło skutecznie wspierać swych sił z próżni i powietrza - wróg posiadał znaczne siły lotnicze oraz strategicznie upozycjonowaną makrobroń przeciworbitalną. Mniej więcej trzy miesiące od rozpoczęcia Operacji "Blackwatch", wojna o Malice ugrzęzła w okopach i przez następne tygodnie przypominała ten sam krwawy, bezmyślny grind, mielenie stali i mięsa, co w setkach innych wojen pozycyjnych.

Zaplecze było z grubsza zabezpieczone - tubylcze frakcje, które stawiały Imperium opór i/lub zabijały emisariuszy zostały zniewolone i wysiedlone ze swych terenów. Miliony ludzi dostało się pod imperialną okupację i tyrało przy budowie umocnień, w transporcie, w sztolniach, na statkach Imperial Navy, powoli rewitalizowanych wrakach czy w obozach pracy. Warunki pracy były okropne, a niewolnicy traktowani jak bydło. Edyktami prawnymi zostali skazani za przestępstwa śmiertelnej powagi - bunt, rebelię i secesję. W wielu przypadkach także za bluźnierstwa wobec Credo Imperium, a nawet herezje (w skrajniejszych przypadkach - i tutaj karą była śmierć; w początkowym okresie okupacji masowo rozstrzelano tysiące ludzi za grzech innowierstwa). Niejednokrotnie wybuchały bunty, z którymi IG nie zawsze sobie radziła - żołnierze byli potrzebni na froncie, nie na zapleczu. Toteż po stłumieniu pierwszej, najgroźniejszej fali buntów (i związanych z tym kłopotach na froncie), Imperium sprowadziło na Malice wielki kontyngent Arbitratorów, którzy narzucili jeszcze brutalniejszy reżim, a bunty i protesty skruszyli na powierzchni swych tarcz i pałek - lub rozbili w puch salwami ze strzelb. W pacyfikacji wydatnie pomogły resztki plemion przetrzebionych przez Chaos - plemion, które zachowały wiarę w Boga-Imperatora i modliły się o powrót "Wielkiego Imperium Pośród Gwiazd". Dzięki ich znajomości malickich niuansów, sprawy na zapleczu znacząco się poprawiły. Nagroda była tego warta - zaczęli być traktowani jako nowa władza: szlachta i arystokracja Malice, które miało wrócić do imperialnej macierzy. To, plus działania Arbitratorów, obecność milionów zniewolonych tubylców oraz sprowadzanie kolejnych tysięcy skazańców z innych światów Otchłani Hazeroth sprawiało, że Malice szybko przekształcała się w kolonię karną. Pozostał "jedynie" problem Chaosytów...

Nastał rok 831.M41. Trzy miliony gwardzistów Imperatora stąpało po malickiej ziemi - a krwawy impas wciąż trwał.

+++

Rozdział II
Divide Et Impera

Malice, Otchłań Hazeroth, Sektor Calixis
9:20 czasu terrańskiego, 12 Aprilis, 831.M41
Twierdza Korkar, sztab i baza operacyjna Officio Sabatorum
788 km od linii frontu

[media]http://www.youtube.com/watch?v=9fdwa9i21is[/media]

Mijał już trzeci dzień, odkąd komandosi powrócili do HQ. Trzy dni musztry, treningów, R&R i innych pierdół. Trzy dni grzania dupy. Dla niektórych katorga, dla innych zbawienie.

Drużyny Alfa, Beta, Delta i Gamma z Wydzielonej Specjalnej Grupy Operacyjnej "Turbodiesel" ostatnie trzy tygodnie spędzyły pośród Trantów, jednego z większych łańcuchów górskich głównego kontynentu - blisko linii frontu. Arcywróg próbował tamtędy puścić niedawno sformowane oddziały piechoty górskiej. Sabatorii raz jeszcze pokazali, że są w stanie walczyć praktycznie wszędzie, w każdych warunkach i z każdym przeciwnikiem. Tym razem jednak straty były wysokie. Na tyle wysokie, by cały oddział odesłano do Korkar w celu przegrupowania i ewentualnych uzupełnień.

Pośród strat był nieodżałowany komisarz Marcus Stokov, który poległ w boju z wrogim championem - potężnym bydlakiem, który lubował się w ostrzach łańcuchowych. Zdołał jednak zabrać skurwysyna ze sobą w górską przepaść, co złamało morale ostatniego wrogiego natarcia i umożliwiło reszcie drużyny zwyciężyć.

Czwartego dnia pobytu w Korkar, po pobudce, porannej zaprawie i śniadaniu, członkowie drużyny zostali wezwani przed oblicze swojego komendanta - komisarza Dietera Diesla, zwanego Turbodieslem. Ten bez zbędnych ceregieli dał im stos dokumentów i polecił zgłosić się do "Krypty".

"Kryptą" nazywano pewną sporą sekcję podziemi pod zamkiem Korkar, gdzie magazynowano sprzęt "uwolniony" od wrogów, macierzystych regimentów, dostaw, handlarzy i Departamento Munitorium wszelakimi sposobami. Jeśli komandosi Sabatorum przebywali w Korkarze, nierzadko byli zbrojeni właśnie w tych magazynach na swoje kolejne misje.

Stos dokumentów, który Turbodiesel dał swoim ludziom z Alfy był o tyle wyjątkowy, że upoważniał do przetrząśnięcia wszystkich zakamarków Krypty i pobrania dowolnego sprzętu w "granicach rozsądku". Wszystkich zatkało. Niektórzy nie wierzyli własnym oczom. Paru opanował entuzjazm, kilku następnych ogarnęły niemiłe przeczucia - skoro otwierają Kryptę na oścież, to oznaczało, że następne zadanie miało być... trudne.

Komandosi spędzili tam dobre pół godziny, przeczesując dokumenty inwentaryzacyjne i, z pomocą zrzędliwego kwatermistrza, wynajdując swój nowy sprzęt w tym całym pierdolniku oraz zostawiając parę zbędnych gratów. Stosy nowych przedmiotów zapakowano i przygotowano na odesłanie do kwater, podczas gdy zadowoleni (lub ogarnięci niepokojem) gwardziści udali się do sali odpraw.

Niewielka, pogrążona w półmroku klasa była zastawiona plastikowymi krzesełkami. Na jej końcu był piedestał z rzutnikiem, płótno na ścianie, z boku tablica na stojaku. Stał tam właśnie Turbodiesel, bez swojego zwyczajowego płaszcza, czapy i kurtko-kirysa.

- Siadajcie. Pewnie macie parę pytań w związku z tym, że wpuszczono was wygłodniałych do Krypty. Mam nadzieję, że wam smakują śniadania w prosektorium.

- Szefie, prosektorium to nie krypta - poza tym, myśmy już dawno obżarli wszystkie gnaty na tej skale. - rzucił niedbale Haller, rozwalony na swoim krześle. Komisarz parsknął.

- Tak, kucharze już narzekali, że twoje brudne zęby poobgryzały im chochle. Dobrze, panowie. I panie. Wypadałoby poznać was tępogłowych ze świeżym mięsem.

Wskazał ręką na trzy obce osoby, które zasiadły nieco na stronie. Było to dwóch cadiańskich gwardzistów w mundurach Czterysta Dwunastego - jeden miał dystynkcje młodszego oficera - oraz kobieta w jakimś dziwnym, jakby galowym mundurze o numeracji regimentalnej "12". Niektórym co starszym i bardziej ogarniętym w gwardyjskich sprawach wiarusom świtało, że to mogła być oficerka z Mordiańskiej Żelaznej Gwardii.

- Porucznik Davy Engel i starszy kapral Kaleb Delgado z Czterysta Dwunastego, artylerzyści, i porucznik Ariadna Matchek z Dwunastego Pancernego z Mordian. Dowodzi czołgiem Leman Russ typu "Exterminator". Od dzisiaj służą w drużynie Alfa. Panowie, przywitajcie się ładnie.

- Hola! - krzyknął Haller, bujając się na swoim krześle, aż prawie się przewrócił. Zawtórował temu śmiech paru jego towarzyszy.

- Mówiłem ładnie, łajzy. No!

- Ech, szefie, zawsze tak na sztywno... starszy szeregowy Vincent Haller, Czterysta Dwunasty.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 16-06-2014, 14:36   #50
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[media]http://fc07.deviantart.net/fs71/f/2012/187/e/a/wreck_by_moonxels-d2vavqw.jpg[/media]

WRAK "GEHENNY"

- Naprzód!!! - lider wyskoczył z okopu i pognał przed siebie, nawet nie klucząc po rozrytym pociskami i kraterami gruncie. Za nim z płytkiego okopu gramolili się żołnierze, krzykami dodając sobie odwagi. Nierówna linia dobiegła mniej więcej do połowy długości ziemi niczyjej, kiedy wznosząca się przed nimi żelazna ściana ożyła i plunęła śmiercionośnym ogniem; ukryci bezpiecznie za metalowi osłonami dzikusi i heretycy skwapliwie wykorzystali miażdżącą przewagę i korzystając ze wspomagania jeszcze działających działek wraku, zalali nacierającą piechotę gradem ołowiu i z rzadka - smugami laserów. Mimo bohaterskiej szarży dowódcy - dobiegł aż na osiemdziesiąt metrów od ściany, ustanawiając tym nowy rekord - linia natarcia załamała się i rozproszyła. Resztki karnej kompanii, wiedząc, że odwrót spowoduje taką samą odpowiedź ze strony imperialnych sił, rozpierzchły się w nieładzie po pobojowisku, gdzie po kolei wykańczali je pochowani we wraku snajperzy.

Ariadna przyglądała się temu żałosnemu widowisku przez składaną lunetę, korzystając z dogodnego punktu obserwacyjnego, jakim była wieżyczka stojącego na wzniesieniu czołgu. Gdyby do ataku szła Żelazna Gwardia...

Ale nie szła. Oblegające od kilku tygodni wrak "Gehenny" siły składały się z głównie z karnych regimentów i innych, mniej wartościowych jednostek, a przydzielona im część 12 Regimentu Pancernego w sile niecałej kompanii pasowała tu jak pięść do nosa. Oficerka pozwoliła sobie na lekkie westchnięcie - od czasu lądowania na Malice, siły "dwunastki" były regularnie rozpraszane; pancernych zawsze brakowało, a w gęstym terenie wojennego teatru działań nie można było użyć ich do frontalnego ataku pełnym składem. Zresztą, nie bardzo było przeciw komu: wróg był tchórzem - czego zresztą można było spodziewać się po plugawych odpadkach - i walczył zupełnie bez honoru, chowając się w każdej możliwej dziurze, pod każdym możliwym kamieniem i za każdym węgłem. Co z tego, że jego słabiutka broń nie mogła zaszkodzić ciężkim pancerzom, jak z drugiej strony siły pancerne nie miały możliwości w pełni pokazać swojej mocy?

Na samym początku walk o Malice tubylcy jeszcze stawali do otwartych potyczek; przejeżdżające po nich bez wysiłku pancerne zagony szybko nauczyły ich jednak respektu i od dłuższego czasu pani porucznik nie brała udziału w bitwie z prawdziwego zdarzenia. Owszem, jej czołg miał za sobą długi szlak bojowy na planecie, ale w większości przypadków pojawienie się pancerniaków zamieniało wyrównany bój w nierówną masakrę. I choć siekanie hord przeklętych wrogów radowało za każdym razem jej oddane Bogu-Imperatorowi serce, żadnej takiej pacyfikacji nie można było uznać za godne wyzwanie, do którego paliła się jej ambitna dusza.

A teraz od kilku tygodni tkwiła tu, czując ciepło rozgrzanego metalu i przechodzące przez jej ciało przyjemne drgania, świadczące o tym, że duchy Ojcowskiej Dumy są zadowolone i bez problemów spełniają prośby obsługujących je ludzi. Miały ku temu powody: ten Leman Russ Exterminator w czerowno-złoto-niebieskim malowaniu Mordaińskiej Żelaznej Gwardii wyglądał, jakby dopiero zszedł z taśmy produkcyjnej. Bliższe oględziny pokazałaby jednak, że pancerz nosi ślady wielu doświadczeń, ale każda rysa, skaza czy ślad po uszkodzeniu została starannie wyklepana, oczyszczona i pomalowana. Niektóre fragmenty pancerza różniły się nieco od reszty, jakby zostały wzięte z innej maszyny; poprzednie Dumy, należące do braci Ariadny, zginęły w ogniu bohaterskiej walki z Wrogiem, a ich fragmenty zostały wkomponowane w nową maszynę, by przedłużyć rodowe dziedzictwo. Przypominały też o tym cztery metalowe relikwiarze w kształcie czaszek, umieszczone na burcie wieżyczki pod złotym imperialnym orłem i ozdobione szarfą z napisem "Chwała bohaterom rodu". Zawierały one doczesne szczątki jej rodziny, świadczące o chlubnej przeszłości i sprawiające, że za każdym razem, gdy kobieta na nie patrzyła, przypominała sobie, jakie są jej obowiązki wobec Imperatora i nazwiska; choć zdobyła w swojej karierze wiele odznaczeń i sławy, nie dorównała jeszcze blaskowi chwały jaki otaczał jej poległych braci.

Niestety, zachowawcza taktyka pułkownika, który dowodził przeciągającym się ponad miarę oblężeniem wraku nie niosła większych nadziei, by ambicje Ariadny szybko się spełniły. Mając niewiele cięższych pojazdów, za to sporo piechoty, dowódca operacji wolał trzymać czołgi w rezerwie, by użyć ich w decydującym momencie, kiedy piechota przełamie umocnienia wroga. Jeśli przełamie, oczywiście...Bowiem za każdym szturmem, choć siły imperialne dosięgały coraz dalej, topniała liczba żołnierzy, a wsparcie coś się spóźniało. Owszem, każda kolejna fala była bliżej morderczej ściany, ale czy wystarczy ludzi, nim dotrą do jej podnóża?

Kobieta odwróciła wzrok od rozgrywających się przed nią scen - utrata morale pod ogniem nieprzyjaciela, nawet przez karny oddział, była czymś tak gorszącym, że prawy Gwardzista nie powinien tego nawet oglądać - i skierowała wzrok na stojącego przy voxie oficera łącznikowego. Tak jak się spodziewała, ten po chwili uniósł chorągiewki w pozycję "odwrót", dając tym samym znak, że pancerniacy mają zejść ze swoich pozycji. Następny szturm zapewne będzie miał miejsce dopiero za kilka godzin; do tej pory trzeba było dać odpocząć maszynom i przygotować je na kolejną ofensywę. Ją samą czekało zaś omówienie sytuacji taktycznej w sztabie.

Stuknęła lekko ręką we pancerz maszyny i czołg zgrabnie ruszył, zajmując swoje miejsce w szeregu. Ariadna chwilę lustrowała otoczenie wzrokiem, a potem zniknęła we wnętrzu pojazdu. Tu, dotykając najważniejszych części czołgu, zmówiła krótką, ale żarliwą modlitwę, dziękując Duchom Maszyny za ich gotowość i przepraszając je, że tym razem nie dane im było zasmakować ognia walki i heretyckiej krwi; czuła, jak mruczą zadowolone i uspokojone, ale wyczuwała też niecierpliwe ponaglenie ze strony milczących braci; Leman był stworzony do walki i odmawianie mu jej mogło spowodować gniew trybów...Póki co, jej modlitwy były wysłuchiwane, zapewne też dzięki nieustannie powtarzanemu Świętego Imienia Imperatora, ale w całej maszynie dało się wyczuć pewne delikatne napięcie...


Zanim zostawiła czołg pod opieką swojej załogi i ruszyła do dowódczego baraku, wydała jeszcze szczegółowe rozkazy i dokonała pobieżnej inspekcji swoich ludzi. Na szczęście jej nie zawiedli; mimo że wokół panoszyło się rozprężenie i degrengolada, żołnierze Mordaińskiej Gwardii zachowali niewzruszony porządek i nieugiętą dyscyplinę. Przeszli z nią niemal cały szlak bojowy z Calixis i nauczyli się razem współpracować; tylko przydzielony już na Malice na miejsce ciężko rannego żołnierza starszy szeregowy Heron Koloban - choć też Mordianin - był trochę niepewnym ogniwem w tej żelaznej pięści. Ariadna wiedziała, że sam ma ambicje dowódcze i choć za każdym razem starał się udowodnić swoją wartość, nie potrafił ukryć, że nie zgadza się z niektórymi posunięciami porucznik. Nie było mowy oczywiście o jakimkolwiek buncie, czy nawet sarkaniu jej na decyzje, ale pewna tajona niechęć była aż nadto wyczuwalna.

A skoro o sarkaniu mowa, to w załodze, trzymanej przez oficerkę żelazną ręką, tylko jedna osoba miała na nie przyzwolenie: chorąży Cyrus Romnel, zrzęda, maruda i prawa ręka dowódczyni. Doświadczony żołnierz, który, gdyby chciał, mógłby mieć już wyższy stopień za przebyte dotychczas walki. Wojna jednak wypaliła w nim duszę tak doszczętnie, że wszystko, co nie łączyło się bezpośrednio z walką i przeżyciem - na przykład dbanie o własną karierę - było mu wysoce obojętne. Z tego powodu też cieszył się zaufaniem porucznik, jako cenny zastępca, który jednocześnie nie był dla niej zagrożeniem.

O lojalność nie Ariadna musiała się martwić też w przypadku sierżant Melity Patron. Ta cicha i skromna dziewczyna, która pracowała w iście piekielnych warunkach, podając pociski wiecznie głodnym lufom czołgu, była absolutnie zapatrzona w dowódczynię i uważała ją za niedościgniony wzór na tej samej zasadzie, na jakiej Ariadna czciła wielkich bohaterów swojego rodu.

Drugi z sierżantów, równie głęboko zagrzebany w trzewiach maszyny, kierowca Damien Kost był zaś wniebowzięty już z samego faktu tego, że mógł trzymać w rękach sterownicze drążki. On jeden uważał obecny brak walki za coś pozytywnego; można byłoby uznać to za przejaw tchórzostwa, niegodnego Gwardzisty - który przecież żyje, by walczyć - ale niezachwiany optymizm Damiena kazał mu widzieć same pozytywy w każdej sytuacji, nawet tak złej, jak poważna awaria czy ciężki wrogi ostrzał. Miał ku temu zresztą powody: niezwykły fuks, jaki towarzyszył mu przez całą karierę w wojsku tylko utwierdzał go w przekonaniu, że wszystko w końcu zmierza ku lepszemu, rzecz jasna dzięki opiece Miłościwego Imperatora.

Skład czołgu dopełniał jeszcze kapral Zeno Blits - zwalisty mężczyzna o bardzo "niemordiańskim" sposobie bycia. Głośny, życzliwe nastawiony do innych, wciąż dowcipkujący i rozgadany, stanowił dość jaskrawy kontrast do reszty dość sztywno trzymającej się załogi, jak i samej Ariadny. Niemniej jednak był wyśmienitym żołnierzem - choć może nieco zbyt brawurowym - a dodatkowo miał talent kucharski, którym potrafił zaskarbić sobie wybaczenie u wszystkich, którym nadszarpnął nerwy. Mogłoby się wydawać dziwne, że taka drobnostka jak umiejętność gotowania może tak drastycznie zmieniać nastawienie ludzi, ale po miesiącach jedzenia żelaznych racji każdy, kto choć spróbował potraw kaprala od razu uznawał go za swojego najlepszego przyjaciela i gotów był zrobić naprawdę wiele, by nie wracać już do papki, jaką serwowały bez znieczulenia regularne polowe kuchnie.

Cała ta grupa, choć zróżnicowana, pod dowództwem surowej pani porucznik zrosła się w jeden, bezbłędnie działający mechanizm, w którym nie było miejsca na najmniejsze niedociągnięcia. Żelazna Gwardia była najlepszą formacją Imperium - przynajmniej tak uważali Moradianie - 12 Regiment był najlepszym z jej sił pancernych, a Ojcowska Duma i Ariadna Matchek miała ambicję być najlepszą załogą z całej jednostki. I dbała o to z morderczą konsekwencją.


Tym razem posiedzenie sztabu było inne niż dotychczas. Przyszyły rozkazy nakazujące przyspieszenie ofensywy i zdobycie wraku w nieprzekraczalnym terminie sześciu dni. Atmosfera wśród dowódców zrobiła się nieco nerwowa, szczególnie że jednocześnie odmówiono przysłania posiłków. Dotychczas Ariadna nie komentowała poczynań wyższych szarż: cokolwiek zostało zaplanowane przez stojących wyżej w hierarchii, wypełniała co do joty, nie pozwalając sobie nawet na niegodne Gwardzisty myśli. Kilka razy jednak "udało" się jej zrugać "w głowie" stojącego nad nią majora, który najwidoczniej nie rozumiał idei walki pancernej. Za każdym razem odpokutowała to potem żarliwą modlitwą i pokajaniem się przed kapelanem; słów dowódcy nie wolno podważać nigdy, nawet w samotności - tak została nauczona i tego się trzymała.

Milczała więc, kiedy omawiano sytuację i gdybano nad możliwymi rozwiązaniami; niżsi rangą oficerowie byli wzywani do sztabu tylko w charakterze obserwatorów. Wyjątkowa sytuacja wymagała jednak wyjątkowych środków i tym razem porucznicy zostali dopuszczeni do stołu, na którym leżały rozrysowane mapy "Gehenny" i rozmieszczenie sił Imperium. Ariadna długo wpatrywała się w pokreślone liniami nieudanych natarć plany i kilkakrotnie sięgała po narzędzia kreślarskie, mierząc bez słowa interesujące ją szczegóły. Dopiero kiedy w sztabie zapadła pełna wyczekiwania cisza, a w powietrzu zawisło pytanie "Jak wyjść z tego impasu?", w powietrzu rozległ się zdecydowany kobiecy głos:

- Porucznik Ariadna Matchek prosi o pozwolenie zabrania głosu, sir!
- Udzielam - pułkownik machnął z rezygnacją ręką. Nie spodziewał się, by doktryna walki pancernej miała w tej sytuacji jakieś większe zastosowanie, ale skoro już pozwolił brać udział w obradach wszystkim oficerom...
-Dziękuję, sir. Wydaje mi się, że mam pewien pomysł na przełamanie obrony wroga...


Stubber zadudnił, zasypując podłogę gradem metalowych łusek; po chwili do chóru dołączyły dwa sprzężone autodziałka czołgu, zamieniając uciekającą masę tubylców w kupę dymiącego mięcha. Resztki zmasakrowanego oddziału usiłowały szukać osłony za prowizoryczną barykadą z lekkiej blachy, ale celowany wystrzał z lasarmaty pozbawił ich złudzeń, że gdziekolwiek jeszcze mogą być bezpieczni. Gąsienice zachrzęściły i stalowa bryła Lemana ruszyła z gracją do przodu, miażdżąc niedobitków, którzy jakimś cudem przeżyli huraganowy ogień. Czołg przejechał do końca galeryjki, zatrzymując się na chwilę przy wylocie tunelu wentylacyjnego, gdzie wcisnęła się garstka przeciwników, pewnych, że do tak małego otworu nie zmieszczą się żadne lufy; ich pojedyncze strzały odbijały się od metalu pancerza, nie czyniąc mu żadnej szkody, ale drażniąc czołg, tak jak mucha drażni byka. To była śmiertelna naiwność; umieszczony z boku wylot flamera buchnął nagle ogniem, a wrzask palonych żywcem heretyków brzmiał w uszach Ariadny jak najpiękniejsza muzyka anielskich chórów. Gdy umilkł, nic, prócz hurgotu silnika, nie zakłócało już ciszy wnętrza tej części wraku.

Porucznik spojrzała na chronometry i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Mieli jeszcze trochę czasu, nim natarcie piechoty z drugiej strony żelaznej ściany wedrze się do wnętrza, tym razem nie zatrzymane ogniem obrońców, którzy właśnie gryźli ziemię bądź dogorywali po morderczym ataku czołgu, który niespodziewanie nadszedł...z tyłu.

Plan przełamania był bowiem prosty: patrząc na plany "Gehenny" Ariadna doszła bowiem do wniosku, że obrońców od frontu nie ma zbyt wielu - są tylko mądrze rozstawieni, a konstrukcja działek statku czyni ich niewrażliwymi na czołowy atak. Należało więc zaskoczyć ich od tyłu, i to właśnie zaproponowała. Korzystając z osłony, jaką był kolejny atak na wrak, samotny Leman Russ oderwał się od głównych sił uderzeniowych i ruszył wzdłuż boku olbrzymiego statku, szukając miejsca, którym można było dostać się do wnętrza.

Przerzucenie całej kompanii w takie miejsce na pewno nie uszłoby uwadze wroga i zajęłoby zbyt dużo czasu; pojedyncza jednostka, poruszająca się pod osłoną nocy, przemknęła niezauważona w cieniu wybebeszonego giganta i wiele kilometrów za frontem przeniknęła do środka. Dwa dni bez snu i odpoczynku zajęło załodze Ojcowskiej Dumy dotarcie do celu, odnalezienie drogi w labiryncie wnętrza statku i na sam koniec wymiecenie niczego nie spodziewającej się obrony. Nie oznaczało to oczywiście, że statek był zdobyty; w kolosie zapewne kryło się więcej plugastwa, ale impas został przełamany i piechota mogła się wreszcie zająć dorzynaniem reszty w ciemnych zakamarkach, a nie wykrawaniem się na ścianie płaczu.

Póki co jednak byli tu sami. Atak z zewnątrz miał nastąpić dopiero za jakiś czas. Owszem, uderzenie na związanego walką przeciwnika byłoby bezpieczniejsze - temu właśnie służyło ustalenie zawczasu godzin natarcia - ale Ariadna była przekonana, że poradzi sobie i bez tego. I nie zawiodła się.

Zeskoczyła z pancerza, z satysfakcją tnąc monoszablą pozostawiony przez wroga sztandar - teraz podziurawioną, burą szmatę na nędznym kiju, i przyjrzała się swojemu pancernemu rumakowi. Duchy Maszyny i braci były zadowolone - słyszała ich pochwały w regularnych obrotach silnika i syku krążącego w przewodach oleju. Leman był spryskany krwią niemal po wieżyczkę, brudny od rdzy i syfu zgromadzonego we wnętrzu statku i opalony ogniem. Ariadna postukała końcówką szabli w cholewę buta i ze zgrozą zauważyła, że skóra jej oficerek też pokryta jest warstwą kurzu. Spojrzała jeszcze raz na chronometr: zdążą.

- Załoga! Baczność! - wydała rozkaz - Za dziewięćdziesiąt minut wejdzie tu piechota. Byłoby hańbą dla Żelaznej Gwardii, gdyby ujrzeli nas w tym godnym pożałowania stanie. Za sześćdziesiąt minut widzę "Dumę" i was czystych i zadbanych! Wszystko ma lśnić!

I tak było.


Pergamin pachniał jak spełnienie marzeń. I tym właśnie był; ciężki od woskowych pieczęci dokument wypisany zawiłą kaligrafią przenosił porucznik Ariadnę Matchek i jej czołg pod dowództwo komisarza Diesla, do wydzielonych oddziałów Officio Sabatorum. W krótkim uzasadnieniu wspomniano o "całkowitym oddaniu Imperium" - czyż nie ma piękniejszych słów dla wiernego Gwardzisty ? - i - nieco mniej (w opinii Ariadny) ważnym - "niestandardowym myśleniu taktycznym" oraz "rzadkiej zdolności do indywidualnego działania i podejmowania inicjatywy".

Akurat po samotnym rajdzie na "Gehennę" porucznik nie była całkiem pewna, czy jej ojciec pochwalałby takie naruszanie odwiecznej mordainskiej doktryny wojennej, jakiego się dopuściła, ale z drugiej strony walka w szeregach OS była zaszczytem, który z nawiązką wyrównywał tę niedogodność i niejako usprawiedliwiał tą akcję. Przed młodą i pełną niezaspokojonych ambicji panią porucznik otworzyły się nagle szerokie perspektywy i - rzecz jasna - nowe możliwości lepszego służenia Bogu-Imperatorowi.

Czy nie było lepszego dowodu na to, że bezgraniczne oddanie Imperium jest cnotą, która prowadzi człowieka ku wyżynom, a żarliwe modlitwy zostaną zawsze wysłuchane, jeśli płyną ze szczerego, czystego i wiernego ideałom Gwardii serca?




Soundtrack

[MEDIA]http://fc03.deviantart.net/fs70/f/2014/119/3/8/eschatos_by_leoncio_harmr-d7ggy9j.jpg[/MEDIA]

TWIERDZA KORKAR

Ku zaskoczeniu - starannie ukrywanemu - Ariadny zasady i reguły obowiązujące w OS'ie były dość...luźne, jak na rangę i zakres działań tej formacji. Być może wynikało to z jej mieszanego charakteru i stawianych przed nią zadań, ale mimo wszystko rozprężenie było widoczne i nie wróżyło dobrze na przyszłość. Rzecz jasna nie wypowiedziała nawet pół słowa sprzeciwu - po prostu Żelazna Gwardia będzie nadal trzymać się *własnych* i *odpowiednich* reguł, nie pozwalając sobie na gorszące rozpasanie widoczne w grupie operacyjnej. I po jakimś czasie samo się okaże, kto miał rację i na kogo spłynie łaska Imperatora...


Szczupła, blada kobieta o dumnej, wyprężonej sylwetce, trzymająca wysoko głowę weszła do sali pewnym krokiem i stanęła w odpowiedniej odległości od komisarza. Jej mordiański mundur pancerniaka był nieskazitelnie czysty i zadbany, jakby właśnie wrócił z pralni, podobnie jak sama oficerka, która aż pachniała czystością. Jedynym drobnym odstępstwem od absolutnej przepisowości stroju była wpięta obok baretek niewielka brosza z metalu, przedstawiająca biały kwiat, pasujący swoją barwą do jasnoblond włosów, przyciętych równo ze szczęką kobiety. Błękitne oczy uważnie lustrowały każdego "meldującego się" żołnierza, a kiedy przyszła kolej na nią, postąpiła krok do przodu. Stuknęły obcasy, ręka jak napędzana sprężyną powędrowała do czapki, podczas gdy druga spoczęła na rękojeści szabli; salut był wykonany idealnie jak w podręczniku.

- Porucznik Ariadna Matchek, 12 Regiment Pancerny Mordaińskiej Żelaznej Gwardii, obecnie drużyna Alfa Wydzielonej Specjalnej Grupy Operacyjnej "Turbodiesel" Officio Sabatorum. Chwała Imperatorowi!!! - wyrecytowała na jednym oddechu, przechodząc do pozycji "na baczność". Obserwując poprzednie "przywitania" spodziewała się, że tak przepisowy salut ściągnie na nią ciekawskie - i zapewne nieżyczliwe - spojrzenia. I właśnie o to chodziło.

Niech ta banda niezdyscyplinowanych łajz patrzy i uczy się, jak powinien prezentować się Imperialny Gwardzista...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172