Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2014, 10:12   #34
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Post wspólny

W zapadłej ciszy nagłe prychniecie druidki, będące w zasadzie tamowanym śmiechem, zabrzmiało jak huk lawiny. Równie głośno i równie nie na miejscu.
- I jeszcze pewniakiem w gacopyrza się nocką bezgwiezdną zamienia, i dziewicom krew wypija, a krowom mleko kwasi. Sama żem widziała - rzuciła z pogardliwym warknięciem, po czym odwróciła się do reszty mieszkańców i przyjezdnych - Po wiedzę żeśmy przyszli, czystej wody zaczerpnąć ze źródła, co bliżej bije. Bajań i mętnej wody dość i u siebie mamy...Ktoś wie coś pewnikiem o starym trupolubie?
- Gościem tutaj jesteś, kobieto, zważaj na słowa - rzucił Tibor nie ukrywając niechęci. - Nie podoba ci się to gdzie indziej szukaj swojej mądrości. Powiedzieliśmy wszystko co wiemy. I nie obrażaj nas.
Orczyca wstała z ławy, prostując się na całą swoją długą sylwetkę, i ściskając kij. Oba oczy wbiły się w oczy chłopaka, a kły lekko wysunęły się do przodu
- To wiecie mało o tym, co macie nieledwie na progu swego domu. Ogradzając się murem od Matki nie dowiecie się nic więcej, choćbyście i do stu bogów się modlili, kapłanie - położyła dłoń na piersi i dodała - Za gościnę i waszą mądrość, jaka by nie była, z całego serca dziękuję. Cenny to dar w tych parszywych czasach. Ale na trupy będzie wam lepszy oręż potrzebny, niż metalowa buława i młodzieńcza duma. Być może leży on w głębi lasu, w cieniu czarnych drzew. Pójdziesz go z nami odszukać?
Tibor położył dłonie na biodrach, niespecjalnie przejęty minami półorczycy. Od wczoraj napatrzył się zbyt wiele na prawdziwą ohydę by zwracać przesadną uwagę na urażone uczucia co niektórych i ich złośliwości.
- Zdawało mi się że wiedza o lasach to druidów domena, kobieto z mokradeł - powiedział obojętnie i zamilkł, by niepotrzebnie nie strzępić języka.
-W domuś swoim więc wygrażać ci nie będziem - warknął Thog wyłaniając się a pleców druidki - Lecz zważaj na słowa tak jak każesz uważać na słowa mojej towarzyszce.- półork stanął obok Kostrzewy spoglądając chłodno na Tibora.
- Zbyt często czystość wody leży w oczach patrzącego -Luigsech uniosła wzrok na Kostrzewę i potrząsnęła głową.Jej spojrzenie zamgliło się. - Po tobie ostatniej spodziewać by się można sądzenia po pozorach. Szkoda. Uważajcie na siebie, bo to żywi będą waszymi największymi wrogami - Po tych słowach Wiedząca ruszyła w stronę stajni. - Tiborze, zanim znów wyruszysz w bój zajdź do mnie - rzekła jeszcze nie odwracając się.

Chłopak spojrzał na drugiego półorka i tylko potrząsnął głową, nie zamierzając wdawać się w pyskówki. To był dom jego ojca; on sam wyprowadziłby na kopach niektórych rozmówców. Skłonił głowę ku Luigsech.
- Rzekliście że jesteście przejazdem do Czarnego Lasu… - powiedział po chwili z ostrzeżeniem w głosie, spoglądając na Grzmota i niziołka; wcześniej na próżno przepatrywał drużynę w poszukiwaniu kapłanów albo paladynów - a przynajmniej takich którzy by otwarcie się do tego przyznawali. - Późno tam dotrzecie. W tamtym właśnie kierunku nieumarli ciągną - szkielety, duchy również. Jeśli coś was zatrzyma, noc was zastanie wśród nieumarłych.
Spojrzał na ojca.
- Może lepiej będzie jak się tu zatrzymają na noc i z rana wyruszą dalej - będą mieli trochę czasu w zapasie - powiedział, mimo że różnie było u przybyszy z grzecznością.
- Myślę, że ich misja nie cierpi zwłoki, w końcu działają dla dobra wszystkich w okolicy - sucho rzekł Odd, który na pogardliwy komentarz Kostrzewy podniósł się z ławy a teraz opiekuńczo obejmował złamaną cierpieniem żonę.
- Czas w zapasie? Nie wiem czy mamy cos takiego. - Rzucił Grzmot. - Kiedy wyjeżdżaliśmy z Ybn, mieszkańcy łatali bramę, która zniszczył atak nieumarłych, co trzecia puszka gryzła ziemie, nie wspominając o kapłanie, tego, jak mu tam… waszego patrona martwych. -Var popisał sie swoim brakiem obycia w mniej przyziemnych sprawach. - Potrzebują odpowiedzi, i to szybko. - Goliat wzruszył ramionami, szczękając przy tym całym swoim uzbrojeniem.
- Martwi, albo gorzej niż martwi - bo nieumarli - nie przywieziecie im odpowiedzi - odpowiedział młody kapłan.
- Pytanie ile tam duchów, zwykle szkielety na drzewo nie wejdą, więc można by się na nich przespać. - Goliat zdawał sie zastanawiać co będzie lepsze na dłuższa metę. W lesie natura zwykle sama się zajmowala trupami i nie zostawiała za dużo materiału na szkielety.
- Pamiętajcie o swoich zwierzętach - westchnął Tibor; wyprawa coraz bardziej wyglądała mu na nieprzemyślaną, delikatnie rzecz ujmując.

Mara przez cały czas toczącej się rozmowy trzymała się za plecami Vara a dokładniej w jego cieniu, który niezgorzej osłaniał od słońca. Trudno powiedzieć czy milczała bo nie chciała się wtrącać z racji jej młodego wieku w poważne dysputy dorosłych i doświadczonych, czy też nie miała zwyczajnie nic do powiedzenia. Cała rozmowa toczyła się gdzieś z boku, poza nią a rudzielec wydawał się pogrążony w odmętach własnych myśli. Teraz jednak kiedy olbrzym wdał się w wymianę zdań, która zaczynała ocierać się o kłótnię Mara zaczęła dość natrętnie ciągnąć za jego rękaw aż ten zmuszony był w końcu spojrzeć w dół a nawet ciut się pochylić bo Mara sięgała mu ledwie łokcia. Przez moment ciszy mogłoby się wydawać, że dziewczynka dorzuci coś błyskotliwego w temacie, jej mina mogła nawet coś takiego sugerować.
- Idę się wysikać - zakomunikowała ze śmiertelną powagą i pomaszerowała w stronę drzew przywołując gwizdnięciem szarego basiora. Gdy maszerowała w stronę rosnących pod płotem jabłoni odprowadziły ją zdumione i zaciekawione spojrzenia parobków.
- Czekaj, tam jest wychodek! - jedna z dziewcząt, które również wytchnęły by obejrzeć sobie gości pobiegła za Marą i pociągnęła ją w stronę obejścia.

Goliat spojrzał na niewielkiego rudzielca, który ciągnął go za rękaw jedynie po to, by obwieścić, że idzie za potrzebą. Zastanawiał się ile mikrus może mieć lat, zdawało mu się że na standardy ludzi jest w miare duża. Ogólnie dziwni byli ci ludzie, chociaż może patrzył na to za bardzo z punktu widzenia ludu, który na co dzień deptał szczyty i granie, a wychowywany był z całą czeredą braci i sióstr z różnych matek i ojców, przez tą samą mamkę.
- Dobrze, a potem się zbierajmy. Zdaje się że i tak nasz popas się przeciągnął. - Może nie był najlepszym bardem w okolicy, ale miał głowę na karku. Kostrzewa ewidentnie nadszarpnęła gościnność tutejszych ludzi. Może bajania pani na włościach były jedynie krwawą bajką, ale było to pierwsze, kiedy słyszał jak ktoś mówi że Albusa widzieli nie jego dziadowie a ktoś ciut młodszy. Nieważne było ile było w nich prawdy, a ile gadania nawiedzonej lub załamanej kobiety.
- Tak tedy nie ma co dłużej mitrężyć więcej czasu tutaj. - Podsumował niziołek i westchnął cicho. - Powarczeliśmy, poobrażaliśmy jaśnie państwa a teraz nie pozostaje nic innego tylko podziękować za gościnę i dobre rady, po czym ruszyć na zgubę.
Ciężko było się wyznać czy niziołek mówi poważnie, bo opowieść o skórowaniu sprawiła, że zapomniał na dłuższą chwilę języka w gębie. No ale problem w tym że nie mieli wyboru. Ybn, jego rodzina… może nie mieć kolejnego dnia.
Wpakował się na swojego konia z cierpiętniczą miną i poczekał na resztę.
- Pojedziemy teraz, większa szansa że zginiemy, a po nas Ybn. Pojedziemy jutro, większa szansa że zginie Ybn -Shando powiedział to beznamiętnie, zwyczajnie kalkulując na chłodno, co wydało się mieszkańcom miasta okropne... no ale on był obcy. Widząc brak reakcji na swoje rozumowanie westchnął i postanowił dodać kilka słów.
- Tak czy inaczej sejmitar zagłady wisi nad karkiem Ybn Corbeth. Tej nocy i tak nie wrócimy do miasta z wieściami. Muszą przeżyć bez nas.
- Siedzenie tutaj nic nam nie daje, no może prócz odpoczynku. W nocy przyjdą i tak truposze i będziemy musieli walczyć o życie. W Lesie natomiast wszystko jedno czy noc czy dzień. Te złowieszcze zwierzęta przed którymi nas ostrzegano za jedno mają czy będą polować na nas przy słonku czy księżycu. Tak więc wolę już być bliżej naszego celu, niż tkwić tutaj gdzie nas nie chcą. I żadne Ybn zginie, do ciężkiej i francowatej cholery! - zdenerwował się Burro na koniec.
Tibor z goryczą wspomniał że nikomu z Ybn nawet przez myśl nie przeszło ostrzec o nadciągającej zagładzie okoliczne osady, choć czasu na to było dosyć. Ale niczemu mówienie o tym teraz by nie posłużyło.
- Gdzieniegdzie na północ też można trafić na siedliska, w razie najgorszego zawsze lepiej bronić się zza osłony - powiedział, głaszcząc mabari po olbrzymim jak na szczeniaka łbie i obserwując zbierających się do odjazdu. Potem odwrócił się i ruszył by przygotować się do drogi do Cadeyrn i porozmawiać z druidką.
Mara wróciła dość szybko. Zapakowała się na grzbiet swojego kuca i spojrzała po towarzyszach.
- No jedźmy wreszcie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 13-06-2014 o 14:03.
Sayane jest offline