Morhan uważnie obejrzał oriony, jednak zostawił je przy zwłokach, nie umiejąc się nimi dobrze posługiwać. A więc jednak nilfgaardzki agent. Morhan nigdy nie lubił wywiadu. Nie podobały mu się ich metody, ale także porywanie każdego, kto w jakikolwiek sposób wydawał się podejrzany.
Zabrał też floreny jakie posiadał przy sobie nieszczęśnik i gdy tylko miał już odchodzić w kierunku towarzyszy, znalazł jeszcze coś.
Wielościenne pudełeczko? I nagle przedmiot przemówił kobiecym głosem. - Felson... Felson, ty chędożony głupcze, jesteś tam?!
Morhan z wrażenia upuścił znalezisko i odruchowo rzucił się do tyłu. Magia! Pieprzona magia. Przebywając wśród Nordlingów, zwłaszcza na Thanedd i w Ban Ard, natknął się na handlarzy takimi rzeczami, ale również na wyrzutków z akademii. Ci wyjaśnili mu kiedyś, do czego służą podobne instrumenty. Jak rozumiał, to co właśnie odkrył było jakimś rodzajem metody komunikacji na odległość. Podniósł pudełeczko i odchrząknął, starając się nieco zmienić głos, by brzmiał choć odrobinę jak mowa fałszywego kapłana. - Jestem... Jestem! |