Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2014, 14:44   #1
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rivoren - prolog

Wieża warowna w pobliżu Bramy.




Dzień był ciepły jak na standardy Smoczych Gór. Powietrze falowało tworząc miraże zamków i jezior w najmniej oczekiwanych miejscach. Strażnicy na wieży mieli idealny widok na rozpościerająca się u ich stóp wąwóz i drogę, która nim wiodła. Nie było na niej widać żadnego ruchu, to jednak nie było niczym niezwykłym. Ludzie, którzy wkraczali na drogę do Margh, zazwyczaj nie przepadali za promieniami słonecznymi, przedkładając nad nie srebrną poświatę księżyca, a i ta witana była przez nich z niechęcią.
Bern służył przy Bramie od pięciu lat i uważany był przez swych towarzyszy za weterana co to wszystko już widział i o wszystkim wie. Biorąc pod uwagę, że zwyczajowa służba przy bramie trwała nie dłużej niż rok, nie było się czemu dziwić. Nikt nie wiedział dlaczego czterdziestolatek tak uparcie trzymał się tego miejsca. Fakt iż był ponurakiem i samotnikiem nie tłumaczył wszak wszystkiego. wiadomo było, że brama robi z ludźmi dziwne rzeczy, a ostatnimi czasy wszystko wydawało się jeszcze pogarszać, ale żeby aż pięć lat… Bern jednak niewiele sobie robił z szeptów za swymi plecami. Wiedział swoje i wiedział, że ci którzy teraz szepczą wkrótce okraszą skały swą krwią płacąc daninę, którą on obiecał. Już niedługo, jeszcze tylko odczekać trzeba było na tego wybranego, który dokończy dzieła, a ten wszak już nadchodził.
Szepczcie nędzne mrówki, szepczcie, gdyż nie znacie dnia, nie znacie godziny…


Targalen.



Lato w pełni objęło władzę nad krainą. Słońce rzucało wesołe odblaski igrając z leniwymi falami setek kanałów wodnych południowej części Targalen. Nawet wodospady zdawały się przysypiać dzięki czemu można było znieść ochronna barierę chroniącą mieszkańców od stałego huku przemieszaczających się wód.
W zamku będącym siedzibą Rady rzeczy miały się jednak inaczej. Nawet służba, która dbać miała o porządek, wolała ryzykować kary i wynieść się z jego kamiennych murów. W dni takie jak ten, a wspomnieć należy że nie zdarzały się one zbyt często, bezpieczniej było w zaułkach złodziei niż w pełnych przepychu komnatach Siedziby Rady.

Brak służby nie został jednak zauważony przez istoty będące powodem owego zniknięcia. Cztery żywioły, wzburzone jak nigdy dotąd, w najlepsze rujnowały to, co ludzkie ręce stworzyły przez wieki. Nic nie było w stanie powstrzymać płomieni od trawienia kunsztownie rzeźbionych foteli i stołów. Woda w najlepsze zalewała łaźnie i niszczyła drogocenne malowidła wiszące na ścianach. Wiatr targał zasłony, unosił w powietrze dzieła sztuki by po chwili uwolnić je ze swej mocy, roztrzaskując w drobny mak. Ściany drżały, podłogi załamywały się, sufity spadały na głowy nieszczęśników, którzy nie zdążyli uciec w porę. Zdawało się iż cały zamek lada chwila obróci się w perzynę, a siły nim władające ruszą na poszukiwanie innego pokarmu dla swej furii. Mieszkańcy Targalen ze strachem spoglądali w stronę budowli, a ci, których domy znajdowały się najbliżej, poczęli w panice ratować swój dobytek.

Wewnątrz, poza uszami i oczami ludzkimi, warzyły się losy świata. Czwórka przywódców nie bez przyczyny urządziła owe piekło na ziemi. Gniew zawładnął ich sercami na równi ze strachem, do którego żadne przyznać się nie było gotowe. Oto stanęli przed groźbą, która nie miała prawa powstać przed nimi. Groźbą, którą wspólnymi siłami obalili wieki temu. Każde z nich wyniosło z owych czasów rany, o których nigdy nie zapomnieli. Wynieśli jednak również nadzieję, która właśnie roztrzaskała się w proch śmiejąc przy tym szyderczo.

Nagle jednak chaos zamarł. Wiatr ustał, płomienie zgasły, woda opadła, ziemia umilkła. Wkroczyła cisza, a wraz z nią rozwiązanie niosące z sobą szept śmierci. Cena owa była wysoka, jednak stawka o którą gra się toczyła, wyższa. Cóż bowiem znaczy życie kilku gdy na szali stoją losy świata?
Kolejno, począwszy od tego, który z największym zapałem udział brał w dyskusji, Odwieczni opuścili zamek by rozporządzić życiem swych wybrańców. Stało się, rękawica została podniesiona.



Cyth




Twem Lladre

Stolica Endary tętniła życiem. Kupcy wymieszani z rolnikami wypełnili, ciche zazwyczaj ulice Cyth, gwarem i okrzykami. W powietrzu czuć było radość i podniecenie. Do Wielkiego Targu, urządzanego corocznie na cześć Władczyni Ziemi, pozostało ledwie dwa dni. O miejsce na nocleg trudniej tu było niż o spotkanie jednorożca na rozległych stepach Lef. Gdy zaś udało się takowe znaleźć jego cena sprawiała, że człowiek nagle czuł się znacznie mniej zmęczony niż mu się wcześniej wydawało. Tylko ci, którym w sakiewkach miejsca brakowało, godzili się na owe zasady, w zamian dostając wiązkę siana i duszny kąt na strychu. Lepsze to jednak było, a przynajmniej niektórzy tak twierdzili, niż spanie pod gołym niebem. Lepsze i bezpieczniejsze, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę ilość gości z Lef, którzy postanowili zawitać do Cyth.

Interes jaki Twem miał z kupcem Dagrunem Hannem zakończył się pomyślnie, uzupełniając tym samym nieco nadszczuploną w trakcie podróży sakiewkę. Oczywiście o walutę martwić się nie musiał, szczególnie biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności, jednak te kilka dodatkowych srebrnych nie szkodziło mu w żadnym wypadku. Tym bardziej, że jedyne miejsce na nocleg jakie znalazł, stryszek nad chlewem u niejakiego Nurra Hammiego, kosztowało niemal połowę tego co zarobił. Przynajmniej kolację dostał za darmo, na dodatek całkiem dobrą.

Targ się rozpoczął i targ się zakończył. Twem jednakże nie został na tyle długo by świadkiem owych wydarzeń zostać. Już bowiem dnia następnego w drodze był do Nerun, miasta położonego w połowie drogi między Cyth, a Targalen. Zlecenie które otrzymał polegało na dostarczeniu szkatułki, nie większej niż dłoń ludzka, do niejakiego Charisa Middi. Z informacji które otrzymał wynikało, iż mężczyzna ten jest szlachcicem należącym do jednego z najstarszych rodów Endariańskich, przebywającym w odwiedzinach u ciotki, Kary Omeri.
 
Grave Witch jest offline