Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2014, 14:55   #22
Tiras Marekul
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pokój wydał się Richardowi mdły kiedy tylko wszedł do środka. Szary kolor ścian zlewał się z nieciekawą pogodą o której nie dało się zapomnieć, gdyż tłukła w okna zostawiając strugi łez na szybie. Metalowy żyrandol zwisał w centrum białego sufitu oblepiony delikatną pajęczą siecią przy mocowaniu. Pomieszczenie zostało umeblowane w taki sposób, by pomieściły się w nim dwie osoby. Drewniane łóżko jęknęło gdy Vance usiadł na nim. Pościel była w różnych odcieniach szarości, zupełnie jak okrągły dywan leżący na środku drewnianego parkietu, zupełnie jakby ktoś wszedł tutaj przed nim i wyssał z tego miejsca życie. Po pozostawieniu torby w swoim pokoju, Rich poczuł jak jego brzuch budzi się ze snu i woła o jedzenie żgając właściciela od środka. Przepiękne zapachy wzmagały apetyt, lecz nadal pusty stół wskazywał, że pora obiadowa jeszcze nie nastała. Chęć sięgnięcia po papierosa odezwała się jako druga kierując Vance'a przed budynek. Niewielka weranda przed drzwiami frontowymi przykryta daszkiem zdawała się jedynym, chronionym przed deszczem miejscem.
Kolejny tego dnia papieros wylądował w ustach Richarda, który obserwował z niezadowoleniem jak ulewa smaga jego biedne autko. Oparł się plecami o ścianę krzyżując nogi, jedną rękę wkładając do kieszeni. Zdmuchiwany przez wiatr tytoniowy dym ulatywał w kierunku drzwi.

Wrzuciwszy swój plecak do niebieskiego pokoju, Erin wreszcie odetchnęła. Podróż dobiegła końca, łóżko i dach nad głową zostały namierzone. Nic złego do tej pory się jej nie przydarzyło, prawdziwy cud. Poza tym udało się jej samej uporać z bagażem, nie angażując do tego osób trzecich. Zadowolona z własnej samodzielności, złapała w garść parasolkę i ruszyła na powietrze. Palenie wewnątrz domu uznane mogło zostać za brak szacunku i kultury. Dym w końcu szkodził nie tylko ludziom, ale i starym tapiseriom oraz meblom.
O dziwo nie tylko ona wpadła na podobny pomysł. Pod daszkiem stał już jakiś facet, zapewne inny uczestnik dziwnego eksperymentu. Jako że nie dane im było się poznać, dziewczyna z miejsca podeszła do nieznajomego.
- Cześć - zaczęła, rozkładając parasol - Masz może zapalniczkę? Swoją zostawiłam na górze, a nie chce mi się po nią wracać.
Tekst nie był najwyższych lotów, ale na rozpoczęcie rozmowy nadawał się idealnie.

Metalowa zapalniczka zippo szczęknęła w dłoni taksówkarza. Silny płomień niedający się zgasić przez wiatr wydostał się z małego, srebrnego urządzenia.
- Jasne że mam ogień – delikatny zapach benzyny dostawał się do nozdrzy. Richard spojrzał dziewczynie w oczy. Należał do grona tych osób, które nie boją się kontaktu wzrokowego
- Jestem Richard. Przyjdzie nam spędzić kilka tygodni razem – dodał z trochę zachrypłym głosem.

Erin wetknęła papierosa między wargi i pochyliła się lekko do przodu, wytrzymując badawczy wzrok bruneta.
- Dzięki Richie - wyszczerzyła z wdzięcznością zęby, gdy już zaciągnęła się dwa razy. Z półprzymkniętymi powiekami delektowała się smakiem dymu, patrząc leniwie na pogrążoną w strugach deszczu okolicę - Erin Mc’Eringan. Na to wygląda. Kilka tygodni zabawy w pogromców duchów...mam nadzieję, że niedługo się rozpogodzi. Ładnie tu, aż się chce posiedzieć przy ognisku. Lubisz wypoczynek w terenie, hm? - spytała mimochodem.

- Pogoda zdecydowanie sprzyja posępności tego miejsca – stwierdził patrząc na opłukiwane przez deszcz auto, na poruszane wiatrem drzewa i liście, na tonące w strugach podwórze.
- W Ameryce takich miejsc jest mniej – odrzekł z lekko rozmarzonym wzrokiem.
- Wychowywałem się na obrzeżach nowego jorku, tam próżno szukać spokoju podczas wycieczki nad jezioro. Mimo mniejszych zarobków, Jakoś w europie lepiej mi się mieszka – zaciągnął się, zrobił kilka kółek z dymu. - A Ty? Przyjechałaś tu dla czystej rozrywki?

-Powiedzmy, że nie miałam lepszych planów na urlop - mruknęła cicho, bawiąc się zapalonym papierosem. Przekładała go pomiędzy palcami, unikając kontaktu z żarzącą się szkarłatnie końcówką. Rączkę parasola oparła w zagłębieniu między szyją i ramieniem, przytrzymując ją dla pewności policzkiem - Jesteś Amerykaninem, stąd ten akcent... i buty. - stwierdziła bez złośliwości, jakby nagle odkryła, nota bene, Amerykę - Wydajesz się twardo stąpać po ziemi, dlaczego więc tu jesteś? Nie mów, że wierzysz w ten cały paranienormalny bełkot, nie dam się nabrać.

- Dla pieniędzy głównie... Oraz aby oderwać się od codziennej rutyny – odrzekł.
- Wiesz, praca taksówkarza jest dość monotonna. Każdego dnia przemierzasz te same ulice, wozisz podobnych do siebie ludzi. Nieczęsto zdarza się coś ciekawego, co chociaż na moment urozmaica pobyt w aucie – papieros prawie się kończył. Szybko znikał za sprawą nowojorczyka. - Do domu wracam dość późno, mieszkam sam. Powiedzmy więc, że drobny zastrzyk gotówki oraz spędzenie czasu inaczej to dobra opcja na oderwanie się - wyrzucił skończonego papierosa. Spojrzał na dziewczynę
- Nie spodziewałem się, że spotkam tutaj jakąkolwiek kobietę. A jednak… - nie dokończył, oparł się jedynie o ścianę ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.

Erin skrzywiła się wyraźnie. Pstryknęła palcami, a niedopalony fajek wyleciał w powietrze. Zakręcił się kilka razy dookoła własnej osi, po czym upadł na trawę, gasnąc z cichym sykiem.
-Co w tym takiego niezwykłego? - spytała, unosząc zaczepnie głowę. Zrobiła dwa kroki w stronę taksówkarza. Stanęła tuż przy nim i mrużąc oczy kontynuowała cynicznym tonem - To już kobiety nie mogą wychodzić z kuchni na dłuższy okres czasu bez pozwolenia pana i władcy?

Rich patrzył na dziewczynę niewzruszony jej przybliżeniem się. Minę miał bardzo pewną siebie, kąciki ust lekko podnosiły się do góry, a w spojrzeniu można było dostrzec wewnętrzną radość.
- Troszeczkę źle zinterpretowałaś moje słowa – powiedział pewnym głosem. - Sama mi się dziwiłaś co ja tutaj robię. Mogę się więc dziwić co robisz tutaj Ty. Do tej pory uważałem, że takie miejsca są bardziej interesujące dla mężczyzn, niż kobiet. A skoro nie wierzysz w ten paranienormalny bełkot. Więc... - przeciągnął oczekując odpowiedzi.

- A co, macie monopol na odwiedzanie takich miejsc? - prychnęła, wyciągając kolejnego papierosa i patrząc wymownie na Richarda. Mimo ściągniętych groźnie brwi w jej oczach błyszczały wesołe ogniki, psujące efekt srogiej miny. Gość sprawiał pozytywne wrażenie. Ze swoją zagraniczną manierą i zabawnym akcentem różnił się od ludzi, których dziennikarka spotykała na co dzień, a skoro czekało ich lato pod jednym dachem, wypadało nawiązać jakąkolwiek nić porozumienia. Niestety język Erin jak zawsze wyprzedził zdrowy rozsądek, zaczynając żyć własnym życiem.

- W chwili obecnej przekonałem się, że jednak nie – taksówkarz uśmiechnął się w odpowiedzi na odrobinę oburzoną minę. Wyciągnął zapalniczkę szybkim ruchem tworząc ogień tuż pod papierosem dziewczyny.
- Może teraz Ty powiesz coś o sobie? Skąd jesteś? Czym się zajmujesz?

-Z Dublina - odparła niewyraźnie, próbując odpalić papierosa. Wyciągnęła rękę i złapała Richarda za nadgarstek, unieruchamiając jego dłoń. Dopiero wtedy tytoniowy rulonik zajął się porządnie, rozsiewając dookoła nitki szarego dymu. Nie zwalniając chwytu Erin spojrzała brunetowi w oczy - z okolic Dublina, różnie bywa. Ostatnio nie mieszkałam u siebie, tylko w domu siostry...po siostrze. Tak jakoś wyszło. Co jeszcze...pracuję w The Irish Times. Mój naczelny uznał, że skoro jadę na urlop to przy okazji mogę cyknąć parę fotek i napisać artykuł o ciekawych miejscach na letni wypoczynek. To wszystko wysoki sądzie, proszę o łagodny wymiar kary.
Opuściła ręce, wzruszając niewinnie ramionami.

Z początku zdziwił się, że dziewczyna nie ustąpiła uścisku. Nie robiło to jednak mu większego problemu by trzymała go za rękę. Patrzył jej w oczy kiedy opowiadała o sobie zastanawiając się, kto pierwszy opuści wzrok.
- Przynajmniej masz ciekawsze życie niż moje – odparł z grymasem na twarzy.
- Dlaczego w domu PO siostrze? - Spytał nie odrywając wzroku.

Erin spochmurniała na krótką chwilę, mierząc swojego rozmówcę taksującym spojrzeniem. Nie była pewna czy robi sobie z niej jaja, czy naprawdę nie rozumie sytuacji. W końcu obstawiła drugie rozwiązanie, jako wygodniejsze. Nie mogła warczeć na wszystkich i wszystko, gdy tylko zaczynały padać pytania. Miała odpocząć, a nie wszczynać kolejne wojny.
- Bo kiedyś w nim mieszkała, a teraz nie mieszka? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i zaciągnęła się porządnie, wypalając ćwierć fajka na raz.

Rich spodziewał się, że Erin zaraz zacznie mówić o zmarłej siostrze i mieszkaniu które zajęła z powodu uczucia tęsknoty w sercu. Otrzymał jednak dość wymijającą odpowiedź, która niezbyt go usatysfakcjonowała. Nie mógł jednak wywlekać cudzych problemów, nawet gdyby przypuszczenia jakie mu się nasunęły były trafne. Westchnął jedynie odrywając wzrok od dziewczyny, która wydała się lekko poddenerwowana pytaniem spalając pół papierosa naraz.
- Jak oceniasz pozostałą cześć grupy? Zadowolona że dostałaś swój własny pokój? Mój jest szary - spytał zmieniając temat, jednocześnie bawiąc się zapalniczką. Krzesał ogień by szybko zamknąć wieczko i znów skrzesać ogień po ponownym otwarciu. Wszystkiemu towarzyszył metaliczny pogłos zawsze brzmiący tak samo oraz delikatny zapach wypalanej benzyny.

Dziewczyna zachichotała, przyglądając się maltretowanej zapalniczce. Jej zły nastrój zniknął, przynajmniej tak mogło się wydawać.
-Szary kolor nie jest zły. Powinieneś się cieszyć. W razie problemów masz pod ręką kogoś, kto ci pomoże. We dwójkę zawsze raźniej, bezpieczniej. Ja jestem skazana na samotną agonię wśród zjaw i upiorów - uniosła teatralnie oczy ku górze - Może nad ranem ktoś znajdzie moje zasuszone, powykrzywiane zwłoki. Tylko prośba, nie zakopujcie mnie gdzieś pod płotem, nie wypada. - zamilkła na moment, po czym dodała lekkim tonem - Dobrze chociaż że na jednym piętrze wszyscy śpimy. Jeśli usłyszysz krzyki, przynajmniej będziesz miał czas na reakcję i krótszą drogę do pokonania. Kto wie, co tu się będzie działo.

- Z całą pewnością zerwę się pierwszy kiedy usłyszę choćby małe piśnięcie – powiedział znów spoglądając na dziewczynę. - Więc żadne duchy i zjawy nie mają szans się do Ciebie dobrać. Zawsze też możemy się po prostu zamienić. Jeśli nie będziesz się wstydzić Mc'Avery'ego.

- Mhm, a najbezpieczniej będzie, jeśli zakwaterujesz się w moim pokoju. Najlepiej na tym samym łóżku, co? - spytała retorycznie, akcentując swoją wypowiedź uniesieniem jednej brwi. Nie przejmując się zachowaniem jakichkolwiek pozorów obcięła Richarda dokładnie, od góry do dołu, zatrzymując spojrzenie na rozpiętej koszuli i ułożonych starannie włosach.

- Jesteś bardzo bezpośrednia muszę przyznać. Mówisz wprost czego chcesz – stwierdził odwzajemniając spojrzenie. Wyjął dziewczynie papierosa z ust i sam się zaciągnął zostawiając go dla siebie. Spojrzał w umalowane oczy jakby wyszukując pierwiastka duszy.
- Wracamy do środka? Nie jest Ci zimno w tych krótkich spodenkach? - zapytał spoglądając na odkryte nogi, szybko jednak wrócił z powrotem do oczu.

Erin westchnęła, śledząc z tęsknotą “ucieczkę” jej papierosa. Przecież jeszcze palić nie skończyła, a tu nagle została pozbawiona swojej ulubionej używki w sposób dość...ciekawy, to musiała przyznać.
- Chyba nie słyszałeś o ironii, prawda? Używa się jej czasem w kontaktach międzyludzkich...wiesz, w rozmowie. Nie wyobrażaj sobie za wiele. Jeśli wpakujesz mi się w nocy do pokoju bez zapowiedzi dostaniesz po głowie. Chyba że będę krzyczeć i wołać o pomoc, wtedy się nie krępuj. Co do zimna... dobry pomysł. Z tym się zgodzę. Chodźmy do środka. - zawyrokowała, składając parasolkę.

- No tak, nie jesteśmy w Ameryce... - powiedział z głosem którego intonacje zrozumiałby chyba tylko jego rodak. Spojrzał na Erin jeszcze raz, zaciągnął się mocniej po raz ostatni, pozbył dumy z płuc i papierosa z rąk. Podszedł do drzwi i jej otworzył.
- Prędzej Ty przyszłabyś do mojego pokoju... - uśmiechnął się delikatnie prawym kącikiem ust. Wszedł do środka zaraz za dziewczyną zamykając za sobą drzwi.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline