Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2014, 15:41   #23
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
W holu panował przyjemny półmrok, potęgowany dodatkowo przez spore zachmurzenie. Leniwe, deszczowe popołudnie - idealny początek historii o duchach. Jednak to nie zjawiska nadprzyrodzone zajmowały aktualnie myśli Erin. Robił to bezczelnie uśmiechnięty typek, znajdujący się za jej plecami. Wymuskany i opanowany, wyprowadzał ją z równowagi swoją pewnością siebie. Że niby miała latać za nim, jęcząc o uwagę? Niedoczekanie.
- W Ameryce dostałbyś śrutem w brzuch - rzuciła z przekąsem, oglądając się przez ramię. Stanęła w miejscu, blokując przejście - To w Teksasie sprawdzają tylko czy rana wlotowa jest z przodu czy z tyłu? Jak z przodu to agresor, jak z tyłu - uciekał.

- Chyba masz trochę mylne wyobrażenia na temat ludzi mieszkających w Ameryce, moja droga - odparł. - Naoglądałaś się za dużo kryminałów, jeśli poważnie tak uważasz. Chyba, że to znów Twoja ironia… - puścił oczko do dziewczyny przybliżając się do niej. Na twarzy miał minę jakby cały czas się z nią przekomarzał lub sobie z niej żartował.

- Różne rzeczy docierają na stary kontynent, nie tylko te dobre. Przede wszystkim napływają tu informacje o najgorszych wydarzeniach. Strzelaniny w szkołach, broń do kupienia w supermarkecie...musisz przyznać, że to nie jest normalne - dziewczyna parsknęła nerwowym śmieszkiem, wciąż tarasując korytarz. W głowie, niczym błyski flesza, migały jej kolejne artykuły z nowojorskiego wydania Timesa. Wszystkie dotyczyły użycia broni i nie należały do raczej szczęśliwych opowieści - Idziesz do sklepu, bierzesz karton mleka, pudełko płatków i strzelbę z zapasem kulek. Rozumiem, że prawo do obrony siebie oraz swojej własności jest u was bardziej rozwinięte, ale to lekka przesada. We wszystkim winno się zachować umiar. Mów więc jak jest z tobą? Pewnie też masz gdzieś schowanego gnata. Takie zabawki są niebezpieczne, lepiej żebyś od razu się przyznał - zaczęła, udając że nad czymś poważnie się zastanawia - Inaczej będzie ci trzeba zrobić rewizję osobistą

- Jeszcze mi powiedz, że tę rewizję zrobisz mi Ty! – Parsknął zdziwiony postawą Erin.
- Ale niech Ci będzie, przyłapałaś mnie. Mam w plecaku rakietę i mam nadzieję, że nie wypalę całej nim stąd wyjedziemy – zażartował. - Obawiasz się mnie? Bo chyba przesadzasz z tą ostrożnością. Albo nasłuchałaś się plotek i durnych wiadomości odnośnie amerykańskiej wolności i pozwalającemu na wszystko prawu.

-Bać się ciebie? - Erin zdziwiła się wyraźnie - Po prostu lubię wiedzieć na co być przygotowaną, to wszystko. I nie chodzi tu o nadmiar ostrożności, zresztą od ostrożności nikt jeszcze nie utył. - zaśmiała się cicho, robiąc krok do tyłu - To jak, co jeszcze ciekawego mi o sobie powiesz? Masz trzeci sutek, chloroform w walizce na piętrze?

- Wszytko co wymieniłaś i ciało martwej prostytutki w bagażniku – uśmiechnął się robiąc krok do przodu. - Kiedy wiozłem tutaj chłopaków, skarżyli się, że za mocno wierzga nogami i robi hałas więc musiałem ją dobić. Możemy zmienić temat? - Zaproponował.

- Na jaki ? - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, odwracając się twarzą do rozmówcy. Prawie nie musiała podnosić głowy, by spojrzeć wprost w jego jadaczkę - Sens życia, istnienie boga? Chyba, że masz inne propozycje...

- Nawet rozmowa o istnieniu boga byłaby przyjemniejsza, niż przesłuchiwanie mnie co chowam po kieszeniach – odrzekł z kamienną twarzą. - Być może sama coś chowasz w walizeczce na górze...

Dziewczyna westchnęła.
- Tak skarbie, trzymam tam dmuchanego karła i wyrzutnię potrzasków na niedźwiedzie. Chcesz zobaczyć? - pokręciła z rezygnacją głową - Dobra, rozumiem aluzję. Może...z naciskiem na “może”...za mocno wierciłam ci dziurę w brzuchu, przepraszam. Dziennikarskie nawyki trudno odstawić na bok, nawet na urlopie. W ramach zadośćuczynienia za straty moralne mogę cię zaprosić na drinka przed obiadem. Przy okazji ogarniesz tą wyrzutnię, jest epicka - rzuciła lekko, starając się załagodzić sytuację.

- Nie zabrałem niczego mocniejszego ze sobą niestety – skrzywił się trochę. - Może po obiedzie uda nam się coś wykombinować. Tak na marginesie, fajna z Ciebie babka. Tylko trochę zbyt ciekawska – uśmiechnął się.

- Taki zawód - zaśmiała się szczerze, pozwalając brunetowi przejść obok siebie - Wiedzieć wszystko o wszystkich i wywlekać na światło dzienne wszelkie brudy, jakie ludzie chcą ukryć. Postaram się opanować wewnętrzną hienę i więcej nie psuć ci wakacji. Jeśli chodzi o drinka...gdybym nie miała czegoś w zanadrzu, to bym nie proponowała. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina… - wyciągnęła pięść i uderzyła się nią kilka razy w pierś - muszę odpokutować. Żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy już jest, a jeśli lubisz absynt to szybko się dogadamy.

Rich przeszedł obok dziewczyny stukając obcasami o parkiet. Woń wypalonych papierosów zmieszała się z zapachem wody kolońskiej i osiadła w ciekawej kompozycji na koszuli.
- W Twoim towarzystwie z całą pewnością polubię – odparł licząc że dziewczyna chociaż uśmiechnie się na tak banalny komplement. -Nie psujesz mi wakacji. Zwyczajnie co dałaby Ci informacja, że któryś z nas ma broń?

-Zaraz się przekonamy ile z tego lubienia wyjdzie - mruknęła, trącając delikatnie taksówkarza barkiem, by przyspieszył kroku. Dłonią wyposażoną w parasolkę wskazała kierunek do swojego pokoju, mniej więcej poprawny - Szczerze? Nie znam tu nikogo, widzę was wszystkich pierwszy raz w życiu. Nie wiem kim jesteście, czym zajmujecie się na co dzień, czy jest wśród nas ktoś niestabilny emocjonalnie, z ciągotami do przemocy. Lepiej zawczasu uprzedzić pewne zdarzenia, niż potem szarpać się z konsekwencjami. Ty wydajesz się być zrównoważonym i ułożonym człowiekiem, Richie, przynajmniej takie sprawiasz wrażenie. W twoich rękach spluwa będzie służyć do obrony, a nie zastraszania i szerzenia przemocy. Ehh...nie bocz się już na mnie, przecież przeprosiłam za wścibstwo.

- Ależ nie boczę się na Ciebie - powiedział szturchnięty lekko przez dziewczynę. Uśmiechnął się szczerze pokazując białe zęby. - Nie jestem pamiętliwy, w szczególności do ludzi z którymi mogę na spokojnie zapalić i porozmawiać. I zapewne dzięki dociekliwości musisz być dobra w tym co robisz – mężczyzna przeszedł kawałek przyglądając się wnętrzu budynku, zatrzymał wzrok na Erin.
- Goście, z którymi jechałem są niegroźni. Candle to ten ciągle bawiący się kartami. W samochodzie chciał coś pokazać, jednak nie do końca mu chyba wyszło. Patrzyłem na drogę, a nie na niego w każdym razie. Murphy to ten większy, naprawdę w porządku facet. Prosty i konkretny. Z całą pewnością nie zrobiłby krzywdy kobiecie, więc nie musisz się go obawiać. Rozmawiałem też chwilę z Markiem, przyjechał tu za pracą i wydaje się być dośc łagodny.

Erin kiwała głową, zapamiętując imiona i opisy kolejnych członków eksperymentu. Nie było ich znowu tak wielu, więc już po chwili miała jasny obraz sytuacji. Ze słów Richarda wynikało, że nikt podejrzany nie dostał się pod dach nawiedzonego domu. Wróżyło to dość dobrze dla dalszej części wypoczynku. Nawet jeśli okaże się, że duchy nie istnieją, czekały ich całkiem przyjemne tygodnie. Niemniej i tak dziewczyna zanotowała w głowie, by porozmawiać osobiście z każdym z osobna. W końcu własne zdanie, to zawsze własne zdanie.
- Mnie zgarnęła po drodze Bri, ta blondynka z synem. Młody ma na imię Nathan i świata nie widzi poza konsolą. Przy jego mamuśce uważaj na język, używki i rób wszystko po bożemu. To katoliczka, chyba dość hardkorowa. Dalej jest Nataly hipiska, kryptonim: Kwiatuszek. Jara zioło i jest bardzo pozytywna - przerwała na moment monolog, otwierając drzwi pokoju. Błękit wnętrza bił po oczach, na szczęście stłumione, deszczowe światło łagodziło nieco intensywność barwy. Ruda machnęła zapraszająco parasolką, wykonując parodię dworskiego ukłonu - Zapraszam waszmościa w me skromne progi. Rozgość się, zaraz wyciągnę flaszkę.

Obcasy zastukały słyszalnie o podłogę. Mężczyzna wszedł do środka szybko zajmując sobie miejsce na krawędzi łózka. Przetarł dłonią drobne zabrudzenie po boku wypastowanego buta.
- Nie pogniewasz się, jeśli usiądę tutaj?- Spytał wygładzając zagniecenia na kołdrze wewnętrzną częścią dłoni, spojrzał na okno o której oszalały deszcz tłukł niemiłosiernie.
- Więc muszę uważać na Bri, by burza nie przeniosła się do środka. Nie chcę też usłyszeć, że demoralizuję jej syna opowiadając o wątpliwym istnieniu siły wyższej.
Ciepły uśmiech nie znikał z twarzy taksówkarza oczekującego na spróbowanie alkoholu.
- Jeden kieliszek będzie musiał nam wystarczyć. Jak wyczują na dole to też będą chcieli. Gdybyś potrzebowała papierosów to powiedz. Mam całą rakietę w torbie.

Parasolka przeleciała przez pokój, lądując pod oknem przy akompaniamencie cichego stuku. Dziewczyna w tym czasie zamknęła drzwi, opierając się plecami o ich drewnianą powierzchnię.
-Siadaj gdzie ci pasuje, tylko zostań proszę w spodniach - parsknęła przez nos, podchodząc wolnym krokiem do porzuconego na dywanie plecaka. Kucnęła przy nim, zaczynając walkę z suwakami.
-Z kieliszkami będzie problem, nie wożę ze sobą całego baru. Pijemy z gwinta, ale spokojnie. Drugi raz HIV’a nie złapiesz. - zaśmiała się, wyciągając butelkę i rzuciła ją w kierunku taksówkarza - Poza tym alkohol dezynfekuje.

Pod oknem zaczęła tworzyć się niewielka kałuża z cieknącej parasolki. Woda pełzała po ziemi, leniwie spływając ze sztucznej powierzchni wynalazku.
- Lubię Twoje poczucie humoru – stwierdził, rzucając przelotne spojrzenie na dekolt dziewczyny, który powiększył się kiedy kucała przy plecaku. Pochłonięta jednak szukaniem butelki Erin, nie była w stanie tego zauważyć.
Richard przyjrzał się złapanej, kryształowej flaszce zakończonej klasycznym, odkręcanym gwintem. Mieniła się zieloną barwą płynu wewnątrz. Po otwarciu przyjemnie intensywny zapach ziół zaczął rozchodzić się po pokoju.
- Naturalna zieleń czy barwnik? – Spytał, po czym wziął niewielki łyk zdając sobie sprawę z mocy alkoholu. Gorycz rozeszła się po gardle i jamie ustnej.
- Zielona wróżka – stwierdził podając odkręconą butelkę dziewczynie. - Nigdy wcześniej tego nie piłem. Słyszałem jedynie, że w większych ilościach wywołuje halucynacje. Jak się uda, to możemy wieczorem trochę dłużej przy tym posiedzieć.

- Taniec z tą wróżką na pewno zapamiętasz na długo. W sklepie takiej nie dostaniesz, domowa robota.Niby Unia Europejska zakazała produkcji absyntu według starej receptury, ale kto by sobie zaprzątał głowę podobnie bzdurnymi dyrektywami? - Erin z cwanym uśmiechem przyjęła alkohol i, nie mówiąc nic więcej, łyknęła zdrowo. Znajomy ogień zjechał do żołądka, rozgrzewając po kolei poszczególne partie przewodu pokarmowego i przegnał z kości resztki chłodu.
- Od razu lepiej - sapnęła, przekazując trunek. Wstała z kucek do pozycji pionowej, nie kłopocząc się ponownym zamknięciem plecaka. Ten, pozostawiony bez opieki, momentalnie przekrzywił się na bok, wypluwając na podłogę skórzaną kurtkę z masą ćwieków. W tym czasie ruda usiadła na łóżku obok gościa, opierając łokieć o kolano i układając brodę na zgiętej dłoni. Oprócz zapachu palonego tytoni, nowojorczyk trącił czymś jeszcze. Erin lubiła gdy od faceta czuć było dobre perfumy, a nie odór potu i starych skarpet. Z przyjemnością więc łowiła nosem subtelną woń, która go otaczała. Wychyliła się nawet lekko do przodu.
- Więc jesteśmy umówieni na wieczór. Tylko ty, ja, absynt i cała masa pijackich zwidów. - skwitowała wesoło.

- Europejski alkohol romantyków! – stwierdził po wzięciu kolejnego, mniejszego łyku. Raczej wolał degustację niż opróżnianie butelki duszkiem. Uśmiechnął się do dziewczyny wręczając jej butelkę po raz drugi.
- Resztę zostawmy na wieczór. Kiepsko pić na pusty żołądek, a dzisiaj nic nie jadłem. Od wyjazdu z domu wypaliłem jedynie kilka papierosów. Myślałem, że zajedziemy do Subway'a, ale jakoś nie było nam po drodze i zwyczajnie musiałem prowadzić na głodniaka – rzekł gładząc się po zaroście przycinanym zaraz po porannym prysznicu.
- Zejdziemy na dół przywitać się z resztą? Teraz, po odrobinie alkoholu rozmowa pójdzie gładko i sprawnie – zażartował podrywając się z łóżka. Zaczął wygładzać zagniecenia na koszuli, otrzepał spodnie na udach doprowadzając się do ładu.

Erin obserwowała jego zabiegi porządkowe z udawaną grozą, malującą się na bladym obliczu.Przesadna dbałość o wygląd swój i otoczenia przywołały widmo osoby, której dziewczyna miała nadzieję nie oglądać przez najbliższe tygodnie. Nie było to przyjemne uczucie.
- Wybacz pytanie, ale z gównem się przecież nie biłeś, więc po co - również wstała i przechodząc obok taksówkarza poklepała go po ramieniu, chcąc tym drobnym gestem uspokoić bardziej siebie niż jego - Wyglądasz świetnie, już nie przesadzaj bo którejś z dziewczyn oczy wypadną z orbit. Tego byśmy nie chcieli, prawda?

- Nie bierz tego do siebie, zwyczajnie nie lubię zagnieceń na ubraniach. Ojciec nauczył mnie wielu zachowań które pozostały mi do dzisiaj. Między innymi tego by dbać o siebie – z zadowoloną miną otworzył dziewczynie drzwi od pokoju i z lekkim skinięciem głową wskazał jej drogę na dół.

- Może w takim razie dasz się wykorzystać do prasowania - parsknęła, idąc powoli w stronę kuchni - ale to rozmowa na wieczór. Będziemy negocjować co i jak, może uda się dojść...do porozumienia. Na razie trzeba się przywitać i zrobić dobre wrażenie.
Dopiero schodząc po schodach Erin poczuła jak bardzo jest głodna. Zjedzony na stacji benzynowej hamburger należał do smutnej przeszłości, a zapachy dolatujące z kuchni działały nie tylko na wyobraźnię, lecz przede wszystkim drażniły pusty żołądek.Przywołuj na twarz uśmiech numer pięć, przestąpiła próg jadalni. Zapowiadało się pysznie. Dziewczyna musiałaby upaść na głowę, by narzekać na domową kuchnię, którą raczyła wszystkich starsza pani. Mimo dość oschłej i chropowatej powierzchowności, babuleńka gotować musiała wybornie. Nie każdy przecież musiał rzygać tęczą, czy trzymać się za rączki i pląsać wesoło w kółeczku wzajemnej adoracji. Każdy miał swoje upodobania i przyzwyczajenia, a skoro rozmowa nie leżała wysoko na liście ulubionych zajęć starszej pani, dziennikarka nie zamierzała się jej narzucać. Dziwny pośpiech złożyła na karb przesądu. Nikt normalny nie chciałby z własnej, nieprzymuszonej woli nocować w domu powszechnie uznawanym za nawiedzony.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline