Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2014, 23:15   #139
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialog wspólny z Gryfem

Od razu wiedziała, że przerzuciło ją z powrotem do tego koszmaru - zapach bagna i zgnilizny. Dotarły do niej, zanim palce zarejestrowały lepkość poręczy. Jęknęła. Poczucie straty było dojmujące. Gdyby po prostu została na tamtym pokładzie! Nie, musiała wykazać się prospołeczną postawa, pokręciło ich w szkole z tym wolontariatem, zawsze mówiła, że to porąbany pomysł, ale nie, punkty dodatnie za wolontariat. Indoktrynacja społeczeństwa zaczynała się już w szkole. Masowa indoktrynacja, w placówkach, w filmach…

Weszła z powrotem kilka kroków, starając się dotrzeć do ”swojego” wymiaru. Czy ten głos w jej głowie nie mówił, że przejścia są między pokładami? Powinna była zostać tam, na pokładzie basenowym, przykuć się do balustrady, czy coś…

Niestety, im wchodziła wyżej, tym powietrze robiło się coraz bardziej zimne, wręcz lodowate. Weszła na pokład, gdzie poczuła tylko podmuchy wiatru. Trzęsąc się z zimna i zbyt mocno zaciskając palce na śliskiej poręczy zaczęła na powrót schodzić w dół.

I wtedy je usłyszała. Głosy. Mężczyzna i kobieta, kłócili się o coś… o kogoś.
Przez chwilę stała nieruchomo, rozdarta pomiędzy lękiem a potrzebą spotkania kogoś...normalnego, kto zrozumie całą sytuację. I jej pomoże zrozumieć.

I choć rozsądek podpowiadał, ze powinna uciekać, nie posłuchała go tym razem. Najciszej jak potrafiła zeszła kolejne dwa kroki. Chciała usłyszeć, o czym rozmawiali.

- Masz rację. Idziemy - zgodził się jakiś mężczyzna.
- Poczekaj. Sprawdzę tylko, czy wszystko z nią będzie dobrze i zostawię trochę wody - odpowiedziała kobieta.
Widać kończyła ten sam college, co Carry. Lub bardzo podobny. Pierwsza pomoc, wzajemna troska i zrozumienie. Masowa indoktrynacja w instytucjach totalnych.

Głosy brzmiały normalnie, był w nich niepokój, trochę lęku i troska. Tak to odebrała.
Zeszła więc dwa stopnie niżej.
- Dzień dobry - powiedziała, choć już w momencie wypowiadania słów dotarło do niej, że w obecnej sytuacji brzmią kretyńsko.
Odchrząknęła, zażenowana. Głupio by było wyjść na idiotkę.
- Płynęliście do Rio?

- A widzisz. To jednak nie takie proste gdy to ty musisz...
- mężczyzna o bezbarwnym głosie księgowego wyzłośliwiał się w kierunku rozmówczyni, która najwyraźniej w tej chwili wskazała mu na wchodzącą ze schodów May. - Pięknie. - podjął męski głos. - Lepszego miejsca nie mogliśmy znaleźć, wiesz że zamiast tej małej, mógł tędy zleźć psychol z siekierą, albo... - chyba dopiero w tej chwili zorientował się że "ta mała" coś powiedziała. Poczuła na sobie analizujące spojrzenie. W końcu się odezwał.

- Dobry wieczór. Tak płynęliśmy do Rio, choć lepsze pytanie to 'kiedy opuściliście Miami'. Berryl skończyłaś? Szybciej dziecko, nie stój jak kołek, schody nie są bezpieczne. Korytarz zresztą też nie, musimy ruszać.
- Nie jestem dzie..
- zaczęła odruchowo, ale przerwała, poczucie ulgi było przytłaczające. Wypuściła wstrzymywane od jakiegoś czasu powietrze. - Carry May. Jak długo jesteście w tym...wymiarze?
- Jedno godziny, drugie tygodnie. Dość by poznać zagrożenie
. - padła pospieszna, rzeczowa odpowiedź. - Będzie czas na opowieści. Możesz iść?
- Tak, oczywiście
- zeszła na dół schodów. - Macie kryjówkę? spotkaliście kogoś.? Widziałeś galaretę.? A kanibali? Myślałeś, jak wrócić? - zarzuciła mężczyznę pytaniami.

- No właśnie, w temacie kanibali, naprawdę powinniśmy już iść.
- Czy ona...?
- cichy, zaniepokojony głos kobiety.
-Tak, ślepa jak kret. - mężczyzna nie był typem dyplomaty, i chyba naprawdę mu się spieszyło - I sądząc po stanie ciuchów, chyba jest z mojej linii czasowej. Mieliśmy szukać i trzymać się normalności, a każdy pasażer, który nie planuje mnie zjeść to jakiś jej objaw. Zabieramy ją ze sobą. Straciliśmy dość czasu. Jesteśmy prawie na miejscu. Ruszamy. Carrie, podam ci rękę, tak będzie szybciej.
- Kabina 2222?
- Upewniła się Beryll.
- Wiem, gdzie to jest. Mam w głowie cały plan statku, wszystko, co było w necie. Znam drogę do dowolnego miejsca. - powiedziała Carry, wyciągając dłoń. - Poza tym, używamy raczej słowa “ociemniała”. Choć w gruncie rzeczy ja widzę całkiem sporo, jak dobrze ustawie głowę.
- Dlaczego właśnie ta kabina?


Carry nie widziała tego, ale Beryl spojrzała na Roberta, jakby chciała się upewnić, czy ma opowiedzieć na to pytanie. Zapanowała krótki, niezręczny moment ciszy.
Nie mogła zobaczyć spojrzeń, które wymienili jej nowi towarzysze, ale wyczuła napięcie, które zawisło w powietrzu. Stężała.
- Może być tam dryf. - odparł w końcu mężczyzna enigmatycznie , biorąc Carrie za rękę. Nie mówiąc nic więcej ruszył w kierunku wspomnianej kajuty.

Kiedy chwytał ją za rękę, jej dłoń obtarła się o skraj mankietu koszuli. Wyczuła sztywny, gładki materiał, bez jednego zagniecenia. Starannie wyprasowany, materiał gęsto tkany, bardzo dobrej jakości. Dziwnie … schludny ubiór, nie pasujący do okoliczności, w których się znaleźli.
Odruchowo pociągnęła nosem – lawenda? Perfumy Beryll? Nie, od niej wyraźnie czuć było pot, strach, bagno i bród – musiała spędzić wiele dni na błąkaniu się po statku.
I wtedy rozpoznała zapach – zawieszka na mole, które babcia wieszała zawsze w szafie z futrami. I coś jeszcze… mydło? Nie ostry dezodorant, nie żel pod prysznic, ale mydło. Mdły, ledwie wyczuwalnym zapachu, bez żadnych dodatkowych aromatów. Mydło antyalergiczne?
Potrząsnęła głową.

- Dryf? - dopytała. - Przejście? Raz mnie przerzuciło na pokładzie z basenami, teraz, chwilę temu, na schodach.
- Schodów trzeba unikać, jeśli nie ma się innego wyboru. Tak mówił ten głos. Nadal jednak mam za mało danych by to przeanalizować. Za dużo zmiennych. Poza tym to nie prognozy ekonomiczne, nie syntetyczne prognozowanie lecz ... no nie wiem, coś zupełnie innego, przy czym normalne równania, rachunek marginalny czy też programowanie liniowe wydają się być niezastosowalne.
- Słyszałam głos. Ale byłam pewna , że schody są bezpieczne, przecież wróciłam.
- O.. tych wszystkich, prognozach i innych syntetycznych jeszcze nie mieliśmy. Ale jestem pewna, że jak zbierzemy fakty i je porównamy, to znajdziemy rozwiązanie. Jaki masz numer kabiny? A ty?
- spojrzała na kobietę.

- 2241 - wtrącił się mężczyzna. - Zresztą zaraz przy 2222 do której idziemy, gdy opuściłem ją kilka godzin temu była zupełnie normalna i jest szansa, że taka pozostała.
- Moja nie była normalna
– szepnęła Carry. - Jak się nazywasz?

Mężczyzna pociągnął ja za sobą, szli korytarzem, dość szybko, szybciej niż dziewczyna się zwykle przemieszczała, kierując się do kajuty 2222. Kobieta podążała pół kroku za nimi.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline