Obiad był dobry, poprawił mu humor wespół z kilkoma wypalonymi amerykańskimi papierosami. Gdyby ktoś wprowadził zakaz palenia w wojsku, to byłby pierwszym dezerterem.
Na samej odprawie zastanawiał się nad tym, co jest im przedstawiane. Nie chciał wierzyć w to, co pokazują ryciny i opisy prowadzącego odprawę. To było szaleństwo! Szkopy byli ściskani z każdej strony i nadal dychali. Jak się okazało, mogli jeszcze mocno dmuchnąć w każdym kierunku. Spojrzał na Tony'ego i rzucił w jego kierunku:
- Ale jesteś dzisiaj niecierpliwy. Okres masz, brachu? - uśmiechnął się, żeby kumpel nie poczuł się obrażony, ale docinki musiały być. - Wyraźnie zostało powiedziane, że nie ma tam nikogo z wywiadu. Równie dobrze możemy tam trafić na cały batalion SS. I to chyba jest jasne, że mamy być cicho najdłużej jak się da. Nie wysadzimy na wstępie zbiorników paliwowych, żeby odwrócić ich uwagę pożarem wielkości Londynu. A poza tym jak będziecie wszyscy ględzić, to nie dowiemy się, jakie są poszczególne etapy i będziemy tu tkwić do zimy '46.
Spojrzał na majora Stammersa.
-Sir, nie to abym popędzał czy się mądrzył, ale proszę po prostu podać szczegóły operacji i będzie jasne. Chłopaki są niecierpliwi i najchętniej zerżnęliby Adolfa w dupę, żeby zrobić mu na prawdę duże kuku. Są wkurwiający, bo każdy mówi, że łącznie zabił średnio tysiąc dwustu Niemców przez całą służbę. Ja zabiłem tysiąc pięćset i nie omieszkam sprzątnąć jeszcze kilku.
Uśmiecha się szelmowsko i zapala ostatniego Luckiesa z paczki. Chętnie wysłucha, co konkretnie będą mieli robić.