Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2014, 18:03   #122
KurtCH
 
KurtCH's Avatar
 
Reputacja: 1 KurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skał
W wiosce udzielono im wszelkiej potrzebnej pomocy. Balinowi dawno nie dano odczuć takiej życzliwości. Akolita dobrze wiedział, że nie bierze się ona znikąd. Wszyscy na nich liczyli. Trochę połechtało to jego krasnoludzką dumę – przewodnikiem w kopalni będzie Walter, a jego miejsce będzie równie ważne bo zajmie się duchowym przewodnictwem khazadów. A nawet i ludzi jeśli tym przyjdzie wątpić w słuszność sprawy. O roli Drugi nawet nie wspominając gdyby doszło do jakiegoś starcia z odmieńcami. Młody akolita wieczorem zajął się uzupełnieniem ciemnym piwem swojego bukłaka i zakupieniem kilku według niego niezbędnych rzeczy. A były to: kilka łojowych świec, dwie pochodnie, lampa oliwna ze sporym zapasem paliwa, grubą wełnianą opończę, trochę samodziału na prowizoryczne opatrunki i prowiant na dodatkowe trzy dni. Za wszystko to szczodrze zapłacił prosząc dobrodzieja sprzedawcę o modlitwę w ich intencji. Sam nim położył się spać we wspólnej sali karczmy długo i żarliwie się modlił.

***

Przyszło im wstać kiedy było jeszcze ciemno. Mimo to Balin ze zdziwieniem stwierdził, że dawno się tak porządnie nie wyspał. Do tego po wspaniale obfitym i parującym z gorąca śniadaniu nawet fatalna pogoda za oknem nie mogła zmienić jego pozytywnego nastawienia. Czuł, że ich misja jest przepełniona boskim pierwiastkiem. Wiara khazada była silna, a serce czyste.

Przygotowany do drogi krasnolud prezentował się bardziej jak banita albo rozbójnik niż sługa boski. Postronny obserwator mógł zauważyć, że jego sakwa podróżna jest mocno zapełniona. Za pasem khazada znajdował się topór i sztylet. Wiatr rozwiewał jego kruczoczarną gęstą brodę na wszystkie strony, a nie wyleczone zadrapania na twarzy i złamany dawno temu nos dodawały jego obliczu dzikości. Jednak gdyby jegomość ten zajrzał tego ranka w oczy Balina dostrzegłby w nich wesołe iskierki. Tak… Młody akolita wyraźnie cieszył się na tą wyprawę. Po dobrze przespanej nocy śmierć fanatyka oraz męża ze wsi i stada maszerujących chaośników wydawały się tylko odległym wspomnieniem.

***

Marsz pod górę nie był zbyt uciążliwy. Miesiące wędrówki po traktach Imperium zrobiły swoje. Syn Degnara cieszył się towarzystwem braci, widokami i rześkim powietrzem. Trzymał się blisko Waltera i Drugi. Parę razy idący kilka kroków przed nimi Gunther pokazał im ślady mutantów. Przynajmniej tak twierdził bo Balin widział tam tylko porytą ziemię. Po kilku godzinach drogi zaczęła siąpić mżawka. Wtedy też nieliczne rozmowy toczone pomiędzy krasnoludami ustały i każdy z nich pogrążył się w swoich myślach. Akolita wciągnął kaptur swojej burej szaty kapłańskiej na głowę i patrzył pod nogi. Nie wiadomo ile tak szli aż tu nagle całkiem blisko sługi bożego w ziemię wbiła się strzała.

- Cie pieron – tyle zdążył pod nosem wymamrotać Balin kiedy zza krzaków ktoś się odezwał.

- Stójcie odmieńcy! Ani kroku dalej, bo podzielicie los swoich kamratów!

Pierwszy zareagował Oswald.

- Przestań się wygłupiać! - warknął w stronę strzelca. - Gdzie tu widzisz odmieńca?

Balin też nie stracił rezonu. Zwrócił się w stronę z której jego zdaniem padł strzał, rozłożył szeroko ręce i krzyknął:

- Wiym, że wraz z Drugom niy są my najpiękniejsi we świecie i facjaty momy pokiereszowane i paskudne. Ale daja słowo khazadzkiego akolity, że ani my ani nikt inny we naszej grupie nie je przebrzydłym odmieńcem! Miarkuj swe czyny kim kolwiek jesteś. Zaroz obaczysz z kim mosz do czynienia. Tutaj sięgnął ręką pod płaszcz i wyciąnął ukyty symbol Vallayi. Jeśliś strzelił ze strachu albo z przekonania, że widzisz tukej woga wiedz, żeś się mylił. Wybaczamy Ci to yno wyleź ze tych krzoków bo niy bydymy się przekrzykiwać kiedy we pobliżu mogą być prawdziwe chaośniki!
 
KurtCH jest offline