Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2014, 23:52   #4
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zbliżające się święto Jol niosło ze sobą niepokój. Jarl Knudsson odmówił uczestniczenia w zwołanym przez króla Frodiego tingu, tłumacząc nieobecność uroczystością, w czasie której jego młodsza córka, Jorun, zostanie namaszczona jako przyszły jarl i spadkobierca Kjari.

Taka była oficjalna wersja, jednak ludzie wiedzieli swoje. Znane było oddanie Hrolfa królowi Odensy, jak i niechęć tego ostatniego wobec Frodiego Uzurpatora. Mordercy własnego brata. Frodi długo oczekiwał hołdu i przysięgi od wszystkich jarlów królestwa Danii, a Jol w Rohald był tylko pretekstem, by tego nie czynić. SKoro ludzie wiedzieli, to wiedział i Frodi, a z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego.

Frodi się niecierpliwił i lada chwila mogło dojść do nieszczęścia. Co prawda klany zamieszkujące Fyn popierały Odensę, jednak czy starczy im honoru by trwać przy Beinirssonie, gdy Frodi postanowi ukarać krnąbrnego jarla? Ludzie szemrali. Nie chcieli wojny. Choć ta, jak to zwykle bywało, wcale nie zamierzała pytać ich o zdanie. Dość powiedzieć, że choć stosunki Odensy z Hleidrą nie były otwarcie wrogie, to przyjaźni próżno było szukać. Ludzie czekali. Bali się.

Sigurd należał do tych, którzy z wojny zrobili sposób na życie. Przeciwnie do pragnących pokoju bondi on tęsknił za nią, gdyż wtedy właśnie miał możliwość udowodnienia swego męstwa w bitwie. Chociaż przez ostatnie tygodnie nie narzekał na brak zajęcia i zbrojnych wypraw, to poszukiwanie wciąż umykającego wroga wśród spowitych gęstą mgłą lasów i moczarów na południowych rubieżach ziem Kjari nie było tym, czego oczekiwał. Napastnicy, których zadanie wytropienia przydzielił mu Knudsson, pojawiali się nieregularnie i zawsze nagle. Grabili jedną lub więcej osad i znikali. Z reguły zabijali wszystkich mieszkańców, bez wyjątku mężczyzn, kobiety i dzieci, i palili zabudowania, pozostawiając po sobie zgliszcza kryjące coraz bardziej bestialskie mordy. Nie byli ludźmi honoru. I dlatego Ivarsson ich nienawidził.

Tak naprawdę nie tylko dlatego. Poprzysiągł zemstę najeźdźcom, gdyż w czasie jednego z rajdów puścili z dymem jego rodzinną wieś - Hemmet. Jak poprzednio nikogo nie oszczędzono, w tym Ivara - starszego osady i ojca Sigurda oraz mieszkańców jego domu. Od tamtej pory nieustannie tropi napastników z nadzieją, że wreszcie przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz z Yngve, wodza klanu Tryggve odpowiedzialnego za ataki. Nie zapomina przy tym o Frodim Uzurpatorze, którego srebro sprowadziło na Fyn uppsalskich najemników, majacych pomagać w realizacji jego planów.

Tym razem nie wyruszył z oddziałem na południe, jak czynił to przez ostatnie miesiące. Spodziewający się wielu gości jarl polecił mu pozostać w Rohald podczas odbywającego się w Rohald święta Jol. Było to zrozumiałe, ponieważ nadmiar miodu sprawiał, że mężczyźni łatwo sięgali po oręż i ruszali mścić się za rzeczywiste lub urojone zniewagi. Knudsson musiał zapewnić spokój osadzie i dlatego Sigurd był potrzebny na miejscu. Decyzję Hrolf przekazał mu osobiście - wtedy również nakazał mu strzec bezpieczeństwa swej córki i dziedziczki klanu Kjari - Jorun. Było to dla Ivarssona zaskoczeniem, jednak nie zwykł podważać decyzji suwerena. W końcu był hirdmanem. Elitą wśród wojowników i lojalnym żołnierzem jarla.

* * *

Obudził się jak zwykle przed świtem. Długi dom zamieszkiwany przez drużynę przyboczną jarla rozbrzmiewał spokojnymi oddechami i chrapaniem śpiących mężczyzn. Zamieszkiwali go ci, którzy nie założyli jeszcze swoich rodzin lub z innych powodów wybrali życie bez poślubionej kobiety i gromadki dzieci. Hird sprawiał, że nie czuli się samotni. Żyli razem, mieszkali razem, razem jedli i pili, razem walczyli i razem ginęli. Stawali ramię w ramię i tarcza w tarczę przeciwko wrogom Kjari. Nigdy, póki żył inny hirdman, nie byli sami. To była ich siła. I z niej czerpali, kiedy szli do walki.

Przetarł oczy i przeciagnął się. Podniósł się z ławy, na której spał i wykonał kilka okrężnych ruchów ramionami, by krążąca szybciej krew rozbudziła wciąż ospałe ciało. Sięgnął czerpakiem w głąb stągwi stojącej przy wygasłym teraz palenisku i napił się chciwie chłodnej wody. Dobrze, że nie wypił zbyt dużo poprzedniego dnia, bo zapowiedziane na dziś polowanie byłoby męczarnią. Zresztą był pewien, że wielu właśnie takim je zapamięta.

Resztę wody wylał na dłonie i przemył twarz. Przystojną, jeśli wierzyć tym kobietom, których zainteresowanie namiętnie odwzajemniał. Rzeczywiście mógł się podobać. Był wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną o twarzy okolonej krótką i zadbaną brodą. Włosy miał długie, zwykle rozpuszczone z kilkoma zaplecionymi warkoczami. Niebieskie oczy świdrowały każdego nieznajomego, gromiły wroga, skrzyły wesoło podczas biesiady z towarzyszami broni i czarowały niewiasty.

Na dobre rozbudzony począł wiązać owijacze wokół nogawek lnianych spodni, a gdy te były już gotowe poprawił wiązania zdobnymi krajkami i wzuł wysokie buty. Założył nieco jaśniejszą od reszty stroju lnianą koszulę, haftowaną przy mankietach i wokół szyi. Na nią przyszła podszyta lnem i zdobiona haftem tunika, na którą założył lamelkową zbroję. Do niej przymocował naramienniki z utwardzonej skóry i takież nagolenniki do butów. Narzucił na siebie wełniany i podszyty lnem płaszcz, który następnie zapiął zdobną fibulą. Na głowę wsunął hełm i zabrał wzmocnioną metalowym guzem tarczę oraz oręż - miecz i toporki do rzucania. Te ostatnie po prostu wetknął za pas z żelazną klamrą, do którego wcześniej przywiązał pochwę miecza.

Był gotów.



Hirdmani zaczynali się budzić, jednak niektórzy wciąż śnili o dalekich wyprawach, skarbach i tyłkach chętnych dziewek. Wychodząc strzelił w ucho najgłośniej chrapiącego Bjorna i wylał zawartość kolejnego czerpaka na Eskila. W ślad za Sigurdem wychodzącym na rześkie powietrze poranka poleciały przekleństwa i rechot świadków żartu. Zapowiadał się udany dzień. I nic pewnie nie różniłoby go od poprzednich spędzanych na długich biesiadach, gdyby nie polowanie. Skierował swoje kroki w stronę placu przed domem jarla - tam mieli zebrać się uczestnicy łowów.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 16-06-2014 o 00:39.
Gob1in jest offline