Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2014, 13:38   #32
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Amelia Ander, Gaspar Wyrmspike i Theodor Greycliff

-Ja też mam dla was propozycję.- rzekł Gaspar w odpowiedzi stając pomiędzy nimi, a dziewczyną. Jego dłoń wykonała kilka gestów, a usta wyszeptały kilka słów by opleść umysł stojącego za nimi mężczyzny i zmienić w swego kamrata.- Może wy się rozejdziecie do domów. Na pewno to jest lepsze rozwiązanie sytuacji, niż to co planujecie tutaj. Naprawdę szkoda by było zostać ranionym lub nawet zginąć w taką piękną noc, prawda?
- Hej, facet mówi z sensem. Chyba nie płacą nam tyle… - odezwał się do swoich trzech kumpli stojących kawałek dalej ten, który znajdował się obok Gaspara i jego towarzyszki.
- Zamknij ryj i pilnuj ich albo pogoń. - warknął jeden z trójki i wrócili do interesowania się osaczonym.
Osaczony Theodor zaklął w duchu. Niemniej, wraz z pojawieniem się drugiego mężczyzny i jego towarzyszki sytuacja zmieniła się na lepsze. Odrobinę.
“Dranie zabiją ich by nie było świadków” - pomyślał ze smutkiem.
Nagle zauważył, że tamten rzuca dyskretnie jakieś zaklęcie. Theo miał niezłego nosa do magii. Wyglądało na to, że Tymora w porę wyrwała monetę Beshabie.
Wyglądało na to, że tamten był magiem. A trudno było spotkać maga nie mającego jakiś zabójczych sztuczek na podorędziu. Los znów się do niego uśmiechnął.
Widząc, że oprychy na chwilę skupiły się na magu, Theodor, nie tracąc więcej czasu, płynnym ruchem dobył rapiera i zaatakował najbliższego przeciwnika.
Pierwsza zasada walki - zawsze atakuj pierwszy…
Przeciwnicy się tego zupełnie nie spodziewali. W sumie kto przy zdrowych zmysłach atakowałby, gdy wróg ma przewagę jeden do trzech? Theodor jednak najwyraźniej ufał Tymorze… i zapewne pokładał także trochę nadziei w magu. Wyprowadzony cios ugodził nieprzygotowanego przeciwnika w bok wyłączając go ze starcia, ale wciąż pozostało dwóch. Dwóch, którzy nie próżnowali.
Theodor zdołał uniknąć pierwszego ciosu, ale drugi zagłębił się boleśnie w jego prawym ramieniu.
Gaspar widział, co się dzieje i zauważył, że najwyraźniej jego nowy “przyjaciel” ma zamiar dołączyć się do tej nierównej zabawy.
-Powstrzymaj swych kumpli zanim któryś zginie!- wrzasnął oburzony Gaspar do swego “sojusznika”, jednocześnie tuląc do siebie przyjaciółkę z którą tu przyszedł. Dłonią wykonał jakiś gest w kierunku jednego z atakujących bandytów i szeptał do uszka Amelii słowa… które czułe nie były. Smoczy język magii przemienił gest w katalizator sprawiający że jednego z napastników Theodora opadł pas, koszula, spodnie, rękawice, buty zsunęły się wraz z onucami, wreszcie gacie. I ów zbój zaczął świecić golizną… i dyndającym ptaszkiem.
Zbir był… lekko mówiąc zszokowany. Co miał zrobić? Najpierw się ubierać, czy najpierw atakować? W pierwszym odruchu zaczął robić to pierwsze pozostawiając swojemu koledze robotę. “Sojusznik” Gaspara krzyknął do swoich kumpli:
- Hej, dajcie już spokój, spadamy! - i ruszył w ich kierunku.
Amelia zrobiła wielkie oczy na to przedstawienie i odruchowo schowała twarz w ramieniu Gaspara, aby nie widzieć tej sztuki.
Theodor nawet nie mrugnął kiedy ostrze otworzyło mu ramię uwalniając strumyk czerwieni. Pomógł mu w tym obraz jednego z opryszków padającego pod ciosem jego rapiera. A chwilę później kolejnemu z morderców zafundowano magiczny striptease. Morderca, najwyraźniej bardzo dobrze wychowany, zajął się podciąganiem portek, zostawiając dzieło kamratowi.
To był ten moment. Theodor zdecydowanie natarł na przeciwnika, wykonał błyskawiczną fintę na twarz, po czym nieoczekiwanie opadł nisko w kolanach wystrzeliwując niskim podstępnym pchnięciem na brzuch.
To była kolejna rzecz, której oprych się nie spodziewał. Cudem uniknął wyprowadzonego ciosu w twarz, jednak nie zdołał już się obronić przed pchnięciem w brzuch. Ostrze zagłębiło się w jego ciele wyciskając z niego powietrze i powalając krwawiącego i cierpiącego na ziemię.
-To już zostało dwóch was przy życiu. Dobrze będzie, mój przyjacielu, jak się oddalisz.- rzekł z troską w głosie Gaspar do swego “przyjaciela”.
Mężczyzna spojrzał na swoich towarzyszy, później na rannego Theodora i na Gaspara. Szybko ocenił swoje szanse i najprawdopodobniej nawet bez magii wybrałby tak samo. Bez słowa puścił się biegiem w uliczki Waterdeep.
No i został jeden przeciwnik. Gaspar tuląc Amelię sięgnął po strzałkę ukrytą przy pasie. I mając ją dłoni wyinkantował kolejny strzał, posyłając w kierunku ostatniego przeciwnika strzałę z kwasu.
Mężczyzna krzyknął bardziej z zaskoczenia niż bólu, gdy magia dobrała się do niego. Złapał się za zranione przedramię i - spojrzał wściekle w kierunku Gaspara, który nie dość, że go poniżył to jeszcze teraz sprawiał mu ból. Obecność jednak Theodora, który najwyraźniej niezgorzej radził sobie z orężem zmniejszyła chęci zbira na stawianie oporu. Uniósł niewysoko ręce.
- Dobra, ja spadam.
-Tak ci się tylko zdaje - syknął Theodor, po czym wyprowadził mordercze pchnięcie w gardło zbira - Pozdrowienia dla Machy. Niedługo się spotkacie.
Wiedział, że wychodzi, w oczach maga, na żądną krwi hienę, ale teraz szczerze mało go to obchodziło. Tym gnojkom należało się coś ekstra, choćby w zamian za ranę w ramieniu. Smacznego, panowie.
-No tak...Macha.- westchnął Gaspar tuląc Amelię do siebie.- Powodzenia, chłopcze. Przyda ci się jeśli chcesz się samotnie rzucać na szefa kasyna w Skullport.
Po czym cmoknął w policzek obejmowaną ramieniem dziewczynę. -Już jest bezpiecznie, moja droga. Źli ludzie nie żyją, a my możemy udać się do mnie, by delektować się pięknem i rozmawiać o sztuce.
Kobieta wyglądała na podenerwowaną, ale spojrzała w kierunku Theodora, a później znów na Gaspara.
- Jemu chyba przydałoby się opatrzyć tę ranę…
-Ja nie znam się na leczeniu. Jestem pisarzem, dramaturgiem, poetą, aktorem… ale nie medykiem.- zaprotestował Gaspar i westchnął.- Możemy jednak zaprowadzić go do najbliższej świątyni, która mogłaby pomóc.
-Jak miło - mruknął Theodor - Wielkie dzięki, ale chyba sam dotrę do uzdrowiciela - w porę się zreflektował - Szanowna pani, łaskawy panie. dziękuję za pomoc. Gdyby nie wy chyba było by ze mną krucho - ukłonił się lekko - Jestem Theodor. Theodor Greycliff. Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć to mówcie. Tylko szybko, jeśli łaska bo, jak widzicie, tracę krew - uśmiechnął się dając w ten sposób znak, że żartował.
-Zbytek łaski, naprawdę.- odparł Gaspar obserwując Theodora. W tej chwili rzeczywiście ów młodzian ledwo mógł pomóc komukolwiek.- Jestem jedyny i niepowtarzalny Gaspar Wyrmspike. Mistrz pióra i dramatu.
- Amelia Ander… Cieszę się, że mogliśmy pomóc. - kobieta uśmiechnęła się do Theodora i wtuliła się w ramię Gaspara.
-Gaspar? Gaspar Wyrmspike? Ależ mi się dzisiaj wiedzie! - Theodor pokręcił głową jakby w niedowierzaniu - Byłem niedawno na “Poskromieniu złośnicy” pańskiego pióra. Powaliło mnie wręcz na kolana! Wspaniałe dzieło. - odchrząknął - Pewnie słyszał pan to nieraz, ale pańskie powołanie jest ze wszech miar godne szacunku. Gratuluję talentu - przerwał na chwilę by przyjrzeć się uważniej Amelii - I gratuluję pięknej narzeczonej. - skinął głową - Jeszcze raz dziękuję i, jeśli pozwolicie udam się teraz do uzdrowiciela. Miło było poznać...
-Nawzajem.- odparł artysta kłaniają się Theodorowi i tuląc Amelię. Był przywykły do takich słów uznania, był też przywykły do nazywania go “amatorskim gryzipiórem”, “plagiatorem”, “gorszycielem kobiet” czy też “tanim komediantem”… zwłaszcza że przez zazdrosnych kolegów po fachu i pruderyjnych kapłanów bardziej praworządnych bóstw.
 
Jaśmin jest offline