Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2014, 14:36   #50
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[media]http://fc07.deviantart.net/fs71/f/2012/187/e/a/wreck_by_moonxels-d2vavqw.jpg[/media]

WRAK "GEHENNY"

- Naprzód!!! - lider wyskoczył z okopu i pognał przed siebie, nawet nie klucząc po rozrytym pociskami i kraterami gruncie. Za nim z płytkiego okopu gramolili się żołnierze, krzykami dodając sobie odwagi. Nierówna linia dobiegła mniej więcej do połowy długości ziemi niczyjej, kiedy wznosząca się przed nimi żelazna ściana ożyła i plunęła śmiercionośnym ogniem; ukryci bezpiecznie za metalowi osłonami dzikusi i heretycy skwapliwie wykorzystali miażdżącą przewagę i korzystając ze wspomagania jeszcze działających działek wraku, zalali nacierającą piechotę gradem ołowiu i z rzadka - smugami laserów. Mimo bohaterskiej szarży dowódcy - dobiegł aż na osiemdziesiąt metrów od ściany, ustanawiając tym nowy rekord - linia natarcia załamała się i rozproszyła. Resztki karnej kompanii, wiedząc, że odwrót spowoduje taką samą odpowiedź ze strony imperialnych sił, rozpierzchły się w nieładzie po pobojowisku, gdzie po kolei wykańczali je pochowani we wraku snajperzy.

Ariadna przyglądała się temu żałosnemu widowisku przez składaną lunetę, korzystając z dogodnego punktu obserwacyjnego, jakim była wieżyczka stojącego na wzniesieniu czołgu. Gdyby do ataku szła Żelazna Gwardia...

Ale nie szła. Oblegające od kilku tygodni wrak "Gehenny" siły składały się z głównie z karnych regimentów i innych, mniej wartościowych jednostek, a przydzielona im część 12 Regimentu Pancernego w sile niecałej kompanii pasowała tu jak pięść do nosa. Oficerka pozwoliła sobie na lekkie westchnięcie - od czasu lądowania na Malice, siły "dwunastki" były regularnie rozpraszane; pancernych zawsze brakowało, a w gęstym terenie wojennego teatru działań nie można było użyć ich do frontalnego ataku pełnym składem. Zresztą, nie bardzo było przeciw komu: wróg był tchórzem - czego zresztą można było spodziewać się po plugawych odpadkach - i walczył zupełnie bez honoru, chowając się w każdej możliwej dziurze, pod każdym możliwym kamieniem i za każdym węgłem. Co z tego, że jego słabiutka broń nie mogła zaszkodzić ciężkim pancerzom, jak z drugiej strony siły pancerne nie miały możliwości w pełni pokazać swojej mocy?

Na samym początku walk o Malice tubylcy jeszcze stawali do otwartych potyczek; przejeżdżające po nich bez wysiłku pancerne zagony szybko nauczyły ich jednak respektu i od dłuższego czasu pani porucznik nie brała udziału w bitwie z prawdziwego zdarzenia. Owszem, jej czołg miał za sobą długi szlak bojowy na planecie, ale w większości przypadków pojawienie się pancerniaków zamieniało wyrównany bój w nierówną masakrę. I choć siekanie hord przeklętych wrogów radowało za każdym razem jej oddane Bogu-Imperatorowi serce, żadnej takiej pacyfikacji nie można było uznać za godne wyzwanie, do którego paliła się jej ambitna dusza.

A teraz od kilku tygodni tkwiła tu, czując ciepło rozgrzanego metalu i przechodzące przez jej ciało przyjemne drgania, świadczące o tym, że duchy Ojcowskiej Dumy są zadowolone i bez problemów spełniają prośby obsługujących je ludzi. Miały ku temu powody: ten Leman Russ Exterminator w czerowno-złoto-niebieskim malowaniu Mordaińskiej Żelaznej Gwardii wyglądał, jakby dopiero zszedł z taśmy produkcyjnej. Bliższe oględziny pokazałaby jednak, że pancerz nosi ślady wielu doświadczeń, ale każda rysa, skaza czy ślad po uszkodzeniu została starannie wyklepana, oczyszczona i pomalowana. Niektóre fragmenty pancerza różniły się nieco od reszty, jakby zostały wzięte z innej maszyny; poprzednie Dumy, należące do braci Ariadny, zginęły w ogniu bohaterskiej walki z Wrogiem, a ich fragmenty zostały wkomponowane w nową maszynę, by przedłużyć rodowe dziedzictwo. Przypominały też o tym cztery metalowe relikwiarze w kształcie czaszek, umieszczone na burcie wieżyczki pod złotym imperialnym orłem i ozdobione szarfą z napisem "Chwała bohaterom rodu". Zawierały one doczesne szczątki jej rodziny, świadczące o chlubnej przeszłości i sprawiające, że za każdym razem, gdy kobieta na nie patrzyła, przypominała sobie, jakie są jej obowiązki wobec Imperatora i nazwiska; choć zdobyła w swojej karierze wiele odznaczeń i sławy, nie dorównała jeszcze blaskowi chwały jaki otaczał jej poległych braci.

Niestety, zachowawcza taktyka pułkownika, który dowodził przeciągającym się ponad miarę oblężeniem wraku nie niosła większych nadziei, by ambicje Ariadny szybko się spełniły. Mając niewiele cięższych pojazdów, za to sporo piechoty, dowódca operacji wolał trzymać czołgi w rezerwie, by użyć ich w decydującym momencie, kiedy piechota przełamie umocnienia wroga. Jeśli przełamie, oczywiście...Bowiem za każdym szturmem, choć siły imperialne dosięgały coraz dalej, topniała liczba żołnierzy, a wsparcie coś się spóźniało. Owszem, każda kolejna fala była bliżej morderczej ściany, ale czy wystarczy ludzi, nim dotrą do jej podnóża?

Kobieta odwróciła wzrok od rozgrywających się przed nią scen - utrata morale pod ogniem nieprzyjaciela, nawet przez karny oddział, była czymś tak gorszącym, że prawy Gwardzista nie powinien tego nawet oglądać - i skierowała wzrok na stojącego przy voxie oficera łącznikowego. Tak jak się spodziewała, ten po chwili uniósł chorągiewki w pozycję "odwrót", dając tym samym znak, że pancerniacy mają zejść ze swoich pozycji. Następny szturm zapewne będzie miał miejsce dopiero za kilka godzin; do tej pory trzeba było dać odpocząć maszynom i przygotować je na kolejną ofensywę. Ją samą czekało zaś omówienie sytuacji taktycznej w sztabie.

Stuknęła lekko ręką we pancerz maszyny i czołg zgrabnie ruszył, zajmując swoje miejsce w szeregu. Ariadna chwilę lustrowała otoczenie wzrokiem, a potem zniknęła we wnętrzu pojazdu. Tu, dotykając najważniejszych części czołgu, zmówiła krótką, ale żarliwą modlitwę, dziękując Duchom Maszyny za ich gotowość i przepraszając je, że tym razem nie dane im było zasmakować ognia walki i heretyckiej krwi; czuła, jak mruczą zadowolone i uspokojone, ale wyczuwała też niecierpliwe ponaglenie ze strony milczących braci; Leman był stworzony do walki i odmawianie mu jej mogło spowodować gniew trybów...Póki co, jej modlitwy były wysłuchiwane, zapewne też dzięki nieustannie powtarzanemu Świętego Imienia Imperatora, ale w całej maszynie dało się wyczuć pewne delikatne napięcie...


Zanim zostawiła czołg pod opieką swojej załogi i ruszyła do dowódczego baraku, wydała jeszcze szczegółowe rozkazy i dokonała pobieżnej inspekcji swoich ludzi. Na szczęście jej nie zawiedli; mimo że wokół panoszyło się rozprężenie i degrengolada, żołnierze Mordaińskiej Gwardii zachowali niewzruszony porządek i nieugiętą dyscyplinę. Przeszli z nią niemal cały szlak bojowy z Calixis i nauczyli się razem współpracować; tylko przydzielony już na Malice na miejsce ciężko rannego żołnierza starszy szeregowy Heron Koloban - choć też Mordianin - był trochę niepewnym ogniwem w tej żelaznej pięści. Ariadna wiedziała, że sam ma ambicje dowódcze i choć za każdym razem starał się udowodnić swoją wartość, nie potrafił ukryć, że nie zgadza się z niektórymi posunięciami porucznik. Nie było mowy oczywiście o jakimkolwiek buncie, czy nawet sarkaniu jej na decyzje, ale pewna tajona niechęć była aż nadto wyczuwalna.

A skoro o sarkaniu mowa, to w załodze, trzymanej przez oficerkę żelazną ręką, tylko jedna osoba miała na nie przyzwolenie: chorąży Cyrus Romnel, zrzęda, maruda i prawa ręka dowódczyni. Doświadczony żołnierz, który, gdyby chciał, mógłby mieć już wyższy stopień za przebyte dotychczas walki. Wojna jednak wypaliła w nim duszę tak doszczętnie, że wszystko, co nie łączyło się bezpośrednio z walką i przeżyciem - na przykład dbanie o własną karierę - było mu wysoce obojętne. Z tego powodu też cieszył się zaufaniem porucznik, jako cenny zastępca, który jednocześnie nie był dla niej zagrożeniem.

O lojalność nie Ariadna musiała się martwić też w przypadku sierżant Melity Patron. Ta cicha i skromna dziewczyna, która pracowała w iście piekielnych warunkach, podając pociski wiecznie głodnym lufom czołgu, była absolutnie zapatrzona w dowódczynię i uważała ją za niedościgniony wzór na tej samej zasadzie, na jakiej Ariadna czciła wielkich bohaterów swojego rodu.

Drugi z sierżantów, równie głęboko zagrzebany w trzewiach maszyny, kierowca Damien Kost był zaś wniebowzięty już z samego faktu tego, że mógł trzymać w rękach sterownicze drążki. On jeden uważał obecny brak walki za coś pozytywnego; można byłoby uznać to za przejaw tchórzostwa, niegodnego Gwardzisty - który przecież żyje, by walczyć - ale niezachwiany optymizm Damiena kazał mu widzieć same pozytywy w każdej sytuacji, nawet tak złej, jak poważna awaria czy ciężki wrogi ostrzał. Miał ku temu zresztą powody: niezwykły fuks, jaki towarzyszył mu przez całą karierę w wojsku tylko utwierdzał go w przekonaniu, że wszystko w końcu zmierza ku lepszemu, rzecz jasna dzięki opiece Miłościwego Imperatora.

Skład czołgu dopełniał jeszcze kapral Zeno Blits - zwalisty mężczyzna o bardzo "niemordiańskim" sposobie bycia. Głośny, życzliwe nastawiony do innych, wciąż dowcipkujący i rozgadany, stanowił dość jaskrawy kontrast do reszty dość sztywno trzymającej się załogi, jak i samej Ariadny. Niemniej jednak był wyśmienitym żołnierzem - choć może nieco zbyt brawurowym - a dodatkowo miał talent kucharski, którym potrafił zaskarbić sobie wybaczenie u wszystkich, którym nadszarpnął nerwy. Mogłoby się wydawać dziwne, że taka drobnostka jak umiejętność gotowania może tak drastycznie zmieniać nastawienie ludzi, ale po miesiącach jedzenia żelaznych racji każdy, kto choć spróbował potraw kaprala od razu uznawał go za swojego najlepszego przyjaciela i gotów był zrobić naprawdę wiele, by nie wracać już do papki, jaką serwowały bez znieczulenia regularne polowe kuchnie.

Cała ta grupa, choć zróżnicowana, pod dowództwem surowej pani porucznik zrosła się w jeden, bezbłędnie działający mechanizm, w którym nie było miejsca na najmniejsze niedociągnięcia. Żelazna Gwardia była najlepszą formacją Imperium - przynajmniej tak uważali Moradianie - 12 Regiment był najlepszym z jej sił pancernych, a Ojcowska Duma i Ariadna Matchek miała ambicję być najlepszą załogą z całej jednostki. I dbała o to z morderczą konsekwencją.


Tym razem posiedzenie sztabu było inne niż dotychczas. Przyszyły rozkazy nakazujące przyspieszenie ofensywy i zdobycie wraku w nieprzekraczalnym terminie sześciu dni. Atmosfera wśród dowódców zrobiła się nieco nerwowa, szczególnie że jednocześnie odmówiono przysłania posiłków. Dotychczas Ariadna nie komentowała poczynań wyższych szarż: cokolwiek zostało zaplanowane przez stojących wyżej w hierarchii, wypełniała co do joty, nie pozwalając sobie nawet na niegodne Gwardzisty myśli. Kilka razy jednak "udało" się jej zrugać "w głowie" stojącego nad nią majora, który najwidoczniej nie rozumiał idei walki pancernej. Za każdym razem odpokutowała to potem żarliwą modlitwą i pokajaniem się przed kapelanem; słów dowódcy nie wolno podważać nigdy, nawet w samotności - tak została nauczona i tego się trzymała.

Milczała więc, kiedy omawiano sytuację i gdybano nad możliwymi rozwiązaniami; niżsi rangą oficerowie byli wzywani do sztabu tylko w charakterze obserwatorów. Wyjątkowa sytuacja wymagała jednak wyjątkowych środków i tym razem porucznicy zostali dopuszczeni do stołu, na którym leżały rozrysowane mapy "Gehenny" i rozmieszczenie sił Imperium. Ariadna długo wpatrywała się w pokreślone liniami nieudanych natarć plany i kilkakrotnie sięgała po narzędzia kreślarskie, mierząc bez słowa interesujące ją szczegóły. Dopiero kiedy w sztabie zapadła pełna wyczekiwania cisza, a w powietrzu zawisło pytanie "Jak wyjść z tego impasu?", w powietrzu rozległ się zdecydowany kobiecy głos:

- Porucznik Ariadna Matchek prosi o pozwolenie zabrania głosu, sir!
- Udzielam - pułkownik machnął z rezygnacją ręką. Nie spodziewał się, by doktryna walki pancernej miała w tej sytuacji jakieś większe zastosowanie, ale skoro już pozwolił brać udział w obradach wszystkim oficerom...
-Dziękuję, sir. Wydaje mi się, że mam pewien pomysł na przełamanie obrony wroga...


Stubber zadudnił, zasypując podłogę gradem metalowych łusek; po chwili do chóru dołączyły dwa sprzężone autodziałka czołgu, zamieniając uciekającą masę tubylców w kupę dymiącego mięcha. Resztki zmasakrowanego oddziału usiłowały szukać osłony za prowizoryczną barykadą z lekkiej blachy, ale celowany wystrzał z lasarmaty pozbawił ich złudzeń, że gdziekolwiek jeszcze mogą być bezpieczni. Gąsienice zachrzęściły i stalowa bryła Lemana ruszyła z gracją do przodu, miażdżąc niedobitków, którzy jakimś cudem przeżyli huraganowy ogień. Czołg przejechał do końca galeryjki, zatrzymując się na chwilę przy wylocie tunelu wentylacyjnego, gdzie wcisnęła się garstka przeciwników, pewnych, że do tak małego otworu nie zmieszczą się żadne lufy; ich pojedyncze strzały odbijały się od metalu pancerza, nie czyniąc mu żadnej szkody, ale drażniąc czołg, tak jak mucha drażni byka. To była śmiertelna naiwność; umieszczony z boku wylot flamera buchnął nagle ogniem, a wrzask palonych żywcem heretyków brzmiał w uszach Ariadny jak najpiękniejsza muzyka anielskich chórów. Gdy umilkł, nic, prócz hurgotu silnika, nie zakłócało już ciszy wnętrza tej części wraku.

Porucznik spojrzała na chronometry i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Mieli jeszcze trochę czasu, nim natarcie piechoty z drugiej strony żelaznej ściany wedrze się do wnętrza, tym razem nie zatrzymane ogniem obrońców, którzy właśnie gryźli ziemię bądź dogorywali po morderczym ataku czołgu, który niespodziewanie nadszedł...z tyłu.

Plan przełamania był bowiem prosty: patrząc na plany "Gehenny" Ariadna doszła bowiem do wniosku, że obrońców od frontu nie ma zbyt wielu - są tylko mądrze rozstawieni, a konstrukcja działek statku czyni ich niewrażliwymi na czołowy atak. Należało więc zaskoczyć ich od tyłu, i to właśnie zaproponowała. Korzystając z osłony, jaką był kolejny atak na wrak, samotny Leman Russ oderwał się od głównych sił uderzeniowych i ruszył wzdłuż boku olbrzymiego statku, szukając miejsca, którym można było dostać się do wnętrza.

Przerzucenie całej kompanii w takie miejsce na pewno nie uszłoby uwadze wroga i zajęłoby zbyt dużo czasu; pojedyncza jednostka, poruszająca się pod osłoną nocy, przemknęła niezauważona w cieniu wybebeszonego giganta i wiele kilometrów za frontem przeniknęła do środka. Dwa dni bez snu i odpoczynku zajęło załodze Ojcowskiej Dumy dotarcie do celu, odnalezienie drogi w labiryncie wnętrza statku i na sam koniec wymiecenie niczego nie spodziewającej się obrony. Nie oznaczało to oczywiście, że statek był zdobyty; w kolosie zapewne kryło się więcej plugastwa, ale impas został przełamany i piechota mogła się wreszcie zająć dorzynaniem reszty w ciemnych zakamarkach, a nie wykrawaniem się na ścianie płaczu.

Póki co jednak byli tu sami. Atak z zewnątrz miał nastąpić dopiero za jakiś czas. Owszem, uderzenie na związanego walką przeciwnika byłoby bezpieczniejsze - temu właśnie służyło ustalenie zawczasu godzin natarcia - ale Ariadna była przekonana, że poradzi sobie i bez tego. I nie zawiodła się.

Zeskoczyła z pancerza, z satysfakcją tnąc monoszablą pozostawiony przez wroga sztandar - teraz podziurawioną, burą szmatę na nędznym kiju, i przyjrzała się swojemu pancernemu rumakowi. Duchy Maszyny i braci były zadowolone - słyszała ich pochwały w regularnych obrotach silnika i syku krążącego w przewodach oleju. Leman był spryskany krwią niemal po wieżyczkę, brudny od rdzy i syfu zgromadzonego we wnętrzu statku i opalony ogniem. Ariadna postukała końcówką szabli w cholewę buta i ze zgrozą zauważyła, że skóra jej oficerek też pokryta jest warstwą kurzu. Spojrzała jeszcze raz na chronometr: zdążą.

- Załoga! Baczność! - wydała rozkaz - Za dziewięćdziesiąt minut wejdzie tu piechota. Byłoby hańbą dla Żelaznej Gwardii, gdyby ujrzeli nas w tym godnym pożałowania stanie. Za sześćdziesiąt minut widzę "Dumę" i was czystych i zadbanych! Wszystko ma lśnić!

I tak było.


Pergamin pachniał jak spełnienie marzeń. I tym właśnie był; ciężki od woskowych pieczęci dokument wypisany zawiłą kaligrafią przenosił porucznik Ariadnę Matchek i jej czołg pod dowództwo komisarza Diesla, do wydzielonych oddziałów Officio Sabatorum. W krótkim uzasadnieniu wspomniano o "całkowitym oddaniu Imperium" - czyż nie ma piękniejszych słów dla wiernego Gwardzisty ? - i - nieco mniej (w opinii Ariadny) ważnym - "niestandardowym myśleniu taktycznym" oraz "rzadkiej zdolności do indywidualnego działania i podejmowania inicjatywy".

Akurat po samotnym rajdzie na "Gehennę" porucznik nie była całkiem pewna, czy jej ojciec pochwalałby takie naruszanie odwiecznej mordainskiej doktryny wojennej, jakiego się dopuściła, ale z drugiej strony walka w szeregach OS była zaszczytem, który z nawiązką wyrównywał tę niedogodność i niejako usprawiedliwiał tą akcję. Przed młodą i pełną niezaspokojonych ambicji panią porucznik otworzyły się nagle szerokie perspektywy i - rzecz jasna - nowe możliwości lepszego służenia Bogu-Imperatorowi.

Czy nie było lepszego dowodu na to, że bezgraniczne oddanie Imperium jest cnotą, która prowadzi człowieka ku wyżynom, a żarliwe modlitwy zostaną zawsze wysłuchane, jeśli płyną ze szczerego, czystego i wiernego ideałom Gwardii serca?




Soundtrack

[MEDIA]http://fc03.deviantart.net/fs70/f/2014/119/3/8/eschatos_by_leoncio_harmr-d7ggy9j.jpg[/MEDIA]

TWIERDZA KORKAR

Ku zaskoczeniu - starannie ukrywanemu - Ariadny zasady i reguły obowiązujące w OS'ie były dość...luźne, jak na rangę i zakres działań tej formacji. Być może wynikało to z jej mieszanego charakteru i stawianych przed nią zadań, ale mimo wszystko rozprężenie było widoczne i nie wróżyło dobrze na przyszłość. Rzecz jasna nie wypowiedziała nawet pół słowa sprzeciwu - po prostu Żelazna Gwardia będzie nadal trzymać się *własnych* i *odpowiednich* reguł, nie pozwalając sobie na gorszące rozpasanie widoczne w grupie operacyjnej. I po jakimś czasie samo się okaże, kto miał rację i na kogo spłynie łaska Imperatora...


Szczupła, blada kobieta o dumnej, wyprężonej sylwetce, trzymająca wysoko głowę weszła do sali pewnym krokiem i stanęła w odpowiedniej odległości od komisarza. Jej mordiański mundur pancerniaka był nieskazitelnie czysty i zadbany, jakby właśnie wrócił z pralni, podobnie jak sama oficerka, która aż pachniała czystością. Jedynym drobnym odstępstwem od absolutnej przepisowości stroju była wpięta obok baretek niewielka brosza z metalu, przedstawiająca biały kwiat, pasujący swoją barwą do jasnoblond włosów, przyciętych równo ze szczęką kobiety. Błękitne oczy uważnie lustrowały każdego "meldującego się" żołnierza, a kiedy przyszła kolej na nią, postąpiła krok do przodu. Stuknęły obcasy, ręka jak napędzana sprężyną powędrowała do czapki, podczas gdy druga spoczęła na rękojeści szabli; salut był wykonany idealnie jak w podręczniku.

- Porucznik Ariadna Matchek, 12 Regiment Pancerny Mordaińskiej Żelaznej Gwardii, obecnie drużyna Alfa Wydzielonej Specjalnej Grupy Operacyjnej "Turbodiesel" Officio Sabatorum. Chwała Imperatorowi!!! - wyrecytowała na jednym oddechu, przechodząc do pozycji "na baczność". Obserwując poprzednie "przywitania" spodziewała się, że tak przepisowy salut ściągnie na nią ciekawskie - i zapewne nieżyczliwe - spojrzenia. I właśnie o to chodziło.

Niech ta banda niezdyscyplinowanych łajz patrzy i uczy się, jak powinien prezentować się Imperialny Gwardzista...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline