Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2014, 20:31   #5
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Deyr fé
deyja frændr
deyr sjálfr it sama
en orðstirr
deyr aldregi
hveim er sér góðan getr


Niebo było szare jak morze. Skute zimnymi wiatrami, milczące i ciemne zdawało się opadać ku ziemi. I nawet kruki, nawet krzykliwe mewy latały niżej, jakby przygniecione jego ciężarem. Gdzieś z oddali docierały do niej postrzępione echa rytualnego zaśpiewu thurla, gdzieś z oddali docierały pokrzykiwania, ujadanie psów, dźwięk kamienia i stali uderzającej o drewno. To Rohald przygotowywało się na święto Thora.

Nadchodził Dziki Gon.
Nadchodziło Jol.

Z klifów prawie mogła zobaczyć zarys łodzi, którą budowali hirdmani, prawie mogła wypatrzyć dach budynku, w którym na nóż i sznur Klemeta oczekiwała dwójka jej przyjaciół. Wyraźnie za to widziała długi dom, małą chatkę w której mieszkała Hild wraz z ojcem i dwójką braci. I nawet z tego oddalenia potrafiłaby wskazać gdzie są, czym się właśnie zajmują mieszkańcy jej miasta. Znała ich, znała ludzi jarla, znała te przeklęte ziemie jak własne serce, pełne teraz niepokoju i wyczekiwania.

Nadchodził czas zmian, za które trzeba będzie zapłacić czerwienią.

Ale jeszcze nie dziś. Jeszcze nie tego dnia i jeszcze nie tej nocy.
Jeszcze nie teraz.

Tego dnia jeszcze mogła wyrwać się ze świątecznego zgiełku do ukochanego miejsca jej dzieciństwa. Oparła się plecami o kamień szary jak morze i niebo. To tu bawiła się z Hild, to tu przychodziła wraz z bratem podkradać ptakom jaja z gniazd, to tu chowała się wściekła na Sigurda, gdy ten był ledwie obcym, intrygującym intruzem w jej domu, na jej ziemi. To tu zawsze szukała samotności i chwili wytchnienia. I tylko kilka najbliższych osób wiedziałoby, że to właśnie tu należy jej szukać.

- Hrolfsdottir!

Śnieg zaskrzypiał pod butami niemłodego mężczyzny. Blizna po cięciu miecza wgryzała się w jego twarz na kształt czerwonej rozpadliny przecinającej bladą, okrągłą równinę. Z jego ust unosiła się para, jakby ktoś w płucach rozpalił mu dwa paleniska.

- Hrolfsdottir! - powtórzył z wyrzutem, na który mogła się tylko uśmiechnąć samymi kącikami ust. Kilkoma krótkimi ruchami otrzepał jej tunikę ze śniegu, rozwinął trzymany w rękach płaszcz i zarzucił jej na ramiona. - Twoje spacery, pani, kiedyś mnie zabiją - zagderał.

- Jeszcze nie dziś - mruknęła, zapinając klamrę. Jeszcze nie teraz. - Czas wracać?

Skinął głową.

Ostatni raz wciągnęła głęboko powietrze smakujące zimnem i solą, po czym odwróciła się i zaczęła iść ku miastu.

- Jak nasi szlachetni goście? - spytała po kilkunastu krokach, wypłukując z głosu wszelkie ślady niepokoju i złośliwego przekąsu.

- Tak jak ich zostawiłaś, pani. Dorisson rozmawia z jarlem, rozmawia z twoim stryjem, skąpi sobie i miodu, i dziewek. Wendeler węszy, dużo gada i jeszcze więcej obiecuje. Nie przybił jednak żadnego interesu. Alvida twierdzi, że widziała go jak golił sobie głowę. - Trygve wzruszył ramionami, zrównując z nią krok. - Największy ze skaldów nie zdążył wytrzeźwieć i znów jest pijany. - Wyszczerzył mocne, żółtawe zęby. - Obecnie chyba zaległ gdzieś koło obejścia Ansgara.

Obserwowała go kątem oka. Trygve. Godny zaufania. Zasłużył na to imię przez wiele lat służby jarlowi. Zasłużył na przywiązanie i miłość przez wiele lat służby jego młodszej córce. Trygve. Niewolny, którego wyzwoliła wola Hrolfa. Jej piastun o silnych rękach, rzednących włosach i twarzy naznaczonej na zawsze mieczem jarla. Jej sługa o bystrych oczach i czułym słuchu, dzięki któremu wiedziała o rzeczach, które inaczej mogłyby jej umknąć. Zdrady, swary, kłamstwa i sekrety. O tak, Trygve potrafił plotkować lepiej niż znudzona swoim życiem kobieta.

- Sigr?

- Gunnarsson to człek wielce zajęty. Dorissona nie ruszył. Ale za to powadził się z Uffe i Keldem. Zaraz potem pogodził się z nimi nad kielichem miodu, tylko po to, żeby rzucić złe słowo do Gulbranda, choć sądzę, że do tej pory to nieporozumienie mogło zostać już zażegnane.


Ile jej nie było w Długim Domu? Godzinę? Dwie? Zgarnęła dłonią biały puch z włosów. Otuliła się ciaśniej płaszczem. Rzęsy miała ciężkie od płatków śniegu, twarz zmarzniętą na kamień. Czuła się jakby zanurzyła się w Gjöll pełnej lodowatego zimna i ostrych noży. Westchnęła tylko.

- A Gjurd i Hjelmar? - zapytał mężczyzna z ledwie słyszalną troską.

- Zakończyłam z nimi swoje sprawy - odpowiedziała sucho. - Teraz są w rękach Gandalvssona.

Pożegnała się z nimi, gdy udawali się do miejsca swojego odosobnienia. Żadne z nich nie powiedziało nawet słowa. Żadne z nich nie ulało nawet jednej łzy. Był tylko uścisk dłoni - długi, mocny i spojrzenie, które mówiło więcej niż setki pustych słów, które zaraz porwałby wiatr i uszy ciekawskich ludzi. Ale nikomu, nikomu oprócz Hild nie przyznała jak trudno było jej odpleść palce z ich rąk, jak trudno było pogodzić się z ich decyzją, jak trudno było po prostu pozwolić im odejść. Uczucie dumy z ich odwagi splatało się ze smutkiem, który ciążył na sercu i przybierał barwę ołowianego nieba.

To był kolor Jol.
Szarość skropiona czerwienią.
To był kolor czekającego polowania.

To był kolor nachodzących zmian.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 17-06-2014 o 06:45.
obce jest offline