Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2014, 14:29   #6
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Poprzedniego dnia

Baba wrócił pod wieczór ze swego patrolu. Wszystko zasnute było śnieżnym puchem. Zbliżając się do bunkru nawiązał kontakt radiowy z barney 'em, by otworzyli mu właz. Wszyscy ciężko pracowali by przywrócić systemy bunkru do używalności. Oczywiście, bezpieczeństwo było całkiem na górze sporej listy rzeczy do zrobienia. A Barney wraz z resztą co jakiś czas dopisywali nowe pomysły do listy.
Baba nie rozumiał wszystkiego. Ale ochoczo i z poświęceniem pracował. Jego mama mówiła zawsze, że ciężka praca cieszy Jezusa. Więc Baba pracował ciężko. Ale nie wiedział czy Jezus się cieszy, nigdzie go nie widział ani nie słyszał.
Niczym biały cień, wielki mutant wślizgnął się do środka. Otrząsnął się, zrzucając z ramion i stóp miękki biały puch.
Potem ruszył w dół, tam gdzie było cieplej. Bardzo się cieszył, że koledzy uruchomili ogrzewanie. Teraz na dole było tak przyjemnie. Baba lubił mróz, ale jeszcze bardziej lubił gorąco.
Zdał chłopakom raport z patrolu. krótki dość, bo nic ciekawego dziś nie wypatrzył ani nie napotkał. Baba już się nie łudził, że uda mu się odnaleźć Cindy tutaj. Dziewczyna na wiała z wyspy tyle był pewien. Ale z pewnością nie mogła zajść daleko. Baba wątpił też, by podróżowała w tą pogodę. Liczył na to, że zaszyła się gdzieś w jakiejś wiosce dookoła.

Po złożeniu raportu udał się do kuchni. Maria przygotowała mu gorącej kawy. Silny aromat rozniósł się w kuchni. Czarna kobieta podsunęła mu też talerz z kolacją. Uśmiechnięty od ucha do ucha Baba chwycił za widelec. W jego wielkich niczym bochny chleba łapskach, to małe narzędzie wyglądało jakby używał zestawu dla lalek. Jedzenie może nie było jakieś wytworne, lecz mimo to, Baba nie szczędził szczerych słów pochwały i podziwu. Rzeczywiście, w porównaniu z tym co Baba jadał, przyrządzone przez Marię potrawy były pyszne. W szczególności, że pani domu miała teraz dojście do pełnej kuchni. Może nie zostało tam za dużo prowiantu, ale za to było aż nadto przypraw.
- Proszę pani... - zagadnął nieśmiało Baba. Ale Maria wyglądała na jeszcze bardziej onieśmieloną. - Tak? - zapytała wyczuwając coś niedobrego. - No bo... ja obiecałem coś Jenny.... - wydukał baba.
Maria zmarszczyła brwi. Ale kiwnęła tylko głową, zachęcając by Baba kontynuował.
- No bo, widzi pani, Jenny chciała na biwak. No i jej obiecałem... i... no... czy pani pozwoli bym zabrał dzieci?.
Z początku Maria się nie zgodziła. Ale Baba uporczywie i z niewinnością dziesięciolatka wiercił jej dziurę w brzuchu, aż wreszcie się zgodziła. Być może bała się, że w końcu Baba straci cierpliwość... i rozszarpie ją i zje zamiast przygotowanej przez nią kolacji. na to wszak ak wskazywała jej mina.

Jenny pisnęła i skoczyła w ramiona baby, gdy ten powiedział jej, że jej mama się zgodziła. Baba poderwał dziewczynkę w górę i okręcił się szybko dookoła własnej osi, wymachując piszczącą z radości Jenny, tak że zatoczył nią młynka.
Tim, młodszy brat Jenny, przyglądał się zabawie. Baba odstawił Jenny i przyklęknął. - Chcesz też? - zapytał Baba. Ale chłopiec pokręcił jedynie z paniką w oczach głową. Jenny zaczęła coś ćwierkotać, o tym, jak Tim nie lubi latać. Ale Baba dobrze widział, że mały się nadal go boi. Choć nie tak jak kiedyś. Baba miał nadzieję, że kiedyś dotrze do małego. Może dziś.

Mutant zabrał dzieciaki na zewnątrz. Słońce zachodziło już, malując śnieg na czerwono. Baba zabrał dzieciaki na miejsce, jakie wcześniej przygotował. Palił się tam już ogień, tak że Baba musiał tylko dorzucić trochę chrustu.
Potem z uśmiechem małego nicponia wyciągnął torebkę słodkich pianek. Podał dzieciom też patyki, na których mogli je piec nad ogniem. Nawet Tommy wziął patyk.
Przez pewien czas w trzech siedzieli tak nad ogniskiem, opatuleni w koce. A Jenny opowiadała im jakąś bajkę. Baba i Tommy równie pilnie przysłuchiwali się jej słowom.
Gdy nagle w głowę Baby trafiła śnieżka. Mutant tak dał się zaabsorbować opowiadanej bajce, że nawet nie zauważył , jak Tommy przygotowuje pierwszą śnieżkę. Nieco zdezorientowany Baba spojrzał na mniej więcej ośmiu letniego chłopca, który przyglądał mu się jak gdyby nigdy nic. Baba zamrugał. W jego słuchawce odezwał się syntetyczny głos jego komputera. Ocenił Tim 'ego jako zagrożenie znikomego stopnia, sugerując profilaktyczną likwidację celu. Tak... czasem maszyna miała odchyłki. Ale Baba nauczył się dawno rozróżniać między przyjaciółmi a wrogami. Z czym maszyna najwidoczniej miała nieraz problemy.
Nim Baba jednak zrobił cokolwiek, Jenny z drugiej strony cisnęła w niego drugą śnieżką. Baba odwrócił się błyskawicznie w jej stronę. I oberwał kolejną prosto w twarz. Jenny się zaśmiała. - Spróbuj mnie trafić! - zawołała biegnąc dookoła ogniska. Baba przekrzywił głowę i wstał. Pochylając się, zaczerpnął w swe wielkie niczym łopaty dłonie śnieg. Jenny zatrzymała się, znów wołając i prowokując go. Nim ruszyła dalej, spadła na nią wielka kupa śniegu. Jenny aż przysiadła na tyłek. Plując i prychając dziewczynka otrząsnęła się z białego puchu. - Oj ty! Ja ci dam! - zawołała pochylając się by nabrać znów śniegu w ręce i lepiąc śnieżkę, która zaraz powędrowała w stronę Baby. Baba roześmiał się tubalnym głosem, gdy Jenny znów trafiła go prosto w twarz.

Po walce na śnieżki nadszedł czas na mały film. Baba kazał swej Si wyszukać Bambie , a potem za pomocą wbudowanego projektora, komputer Baby wyświetlił film na śniegu. Baba nie widział obrazu, jego wrażliwe na ciepło oczy nie były w stanie dostrzec kolorowego światła, ale Jenny przyszła mu z pomocą służąc jako narrator, komentując z wielką ekspresją każde poczynanie. Gdy mamusia bambie umarła, oba dzieciaki wtuliły się chlipiąc w Babę, a najgłośniej chlipał sam Baba.

***

Baba podziękował kowalowi za miecz. I dał coś ekstra. Nie dalej jak kilka dni temu odnalazł pod hangarem ciężki młot. Podarował go więc miłemu kowalowi. Ot, tak, jako wyraz jego wdzięczności.
Dla żony kowala miał też coś. Dwie filiżanki, takie małe i kruche... ale kobiety to lubiły. Dał więc zawinięte w miękka szmatkę filiżanki kowalowi. No... bo jego żona to raczej nie zbliżała się do Baby, a czasem nawet uciekała ryglując za sobą drzwi. Smuciło i bolało to Babę. Ale przywykł już do tego. Po jakimś czasie zaczęło go nawet bawić zachowanie kowalowej żony.
Kowal był w porządku. Może właśnie ze względu na swą żonę mężczyzna był tak miły do Baby. Cóż. Małżeństwo to coś dziwnego.
Prezenty Baba ukrył, Will by tego z pewnością nie pochwalił... Ale Baba lubił sprawiać prezenty innym. choć nie zawsze chcieli coś od niego przyjąć. Ale kowal był w porządku. Uczciwy i miły mężczyzna. Baba go lubił.
Wychodząc Baba sobie o czymś przypomniał i wrócił się do kuźni. Znów wyciągnął zdjęcie, jakie Will znalazł niegdyś przy martwym gangerze. Znów pokazał je Kowalowi z tym samym pytaniem co zawsze. I jak zawsze kowal pokręcił głową. Cierpliwy, ale stanowczy.

Nieco zamyślony, Baba wyszedł z kuźni. Włóczył się trochę bez celu przez wioskę. Nowy miecz wisiał na jego plecach, tak by nie przeszkadzał w szybkim biegu. Śnieg go irytował. Skrzypiał tak niemiłosiernie. Tu w wiosce nie miało to może wielkiego znaczenia, ale w dziczy? Baba postanowił udać się do kościoła i się trochę pomodlić do pana boga, Jezusa i Mari matki bożej.
Z zamyślenia Babę wyrwało dziwne uczucie, rozejrzał się dookoła i spostrzegł jakąś szczupłą dziewczynę. Jej ciało jarzyło się w podczerwieni na tle wszechogarniającego niebieskiego zimna. Baba uśmiechnął się niepewnie. Dziewczyny nadal go onieśmielały. - Dzień dobry, panience. - zaczął przedstawiać się Baba, ale dziewczyna rzuciła się do ucieczki. - .. Baba jestem... - dokończył już półgłosem spoglądając za dziewczyną.
Uciekająca dziewczyna wyzwoliła w nim najwidoczniej instynkt łowcy, gdyż niemalże natychmiast wielki mutant rzucił się do pogoni. Spod jego szponiastych trójpalczastych kończyn, wzbijały się chmury śniegu. By spokojnie, beztrosko opaść z powrotem na ziemię.
Baba był szybki, niewyobrażalnie szybki. A sylwetka dziewczyny świeciła się w podczerwieni niczym latarnia morska.
- Identyfikacja - zakomenderował Baba do swej SI. Komputer przewiną ostatnie nagranie, by wybrać najlepsze ujęcie dziewczyny. Zbliżył i wyostrzył twarz, po czym przystąpił do porównania z bazą danych, szukając zgodności.
 
Ehran jest offline