Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2014, 14:42   #13
Bergan
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość
Mekon: Wizje zaczęły odpływać z Twojej głowy wraz ze zmniejszającą się zawartością procentową alkoholu we krwi. Poczułeś także kilkukrotnie potrzebę pogrzebania w ziemi i wyjedzenia kilku robaków, chociaż w tym mieście mogłeś najwyżej wygrzebać kawałek zardzewiałego lemiesza i niezjadliwe starożytne grobowce. Potrząsnąłeś głową, przytrzymałeś dziób, który zaczął się zamieniać w klasyczne wahadełko Nutona (czyt. fizyk-cyrkowiec, który przed naturalną śmiercią w wyniku upadku z wysokości odkrył siłę grawitacji) i wziąłeś się za perfekcyjną robótkę drzeworytową. Wycięte w...pniu...linie wyglądały jak rozjechane robale z autyzmem, ale kto powiedział, że efekty prawdziwej sztuki muszę koniecznie mieć postać bogatych łon, dużych cycków i mokrej gazety codziennej? Gdy skończyłeś wycinankę, szybko wziąłeś się za linę. Cholera opierała się jak zabetonowany w górach samochód osobowy, ale po chwili człowiek-sosna spadł z łoskotem na podest. Wcześniej zmrożony ciekłym azotem podest runął, a Ty runąłeś wraz z dwoma pozostałymi kompanami ciekawej scenki obyczajowej. Od razu przypomniał Ci się pierwszy eksperyment nad ciekłokrystalicznym bimbrem z olszówek.

Lug Morda-w-kubeł: Kula ognia pomknęła z połowiczna prędkością kosmiczną w przestworza. Niezrażonym swoim brakiem kultury, którą definiowałeś jako chęć zaśpiewania po pijanemu w campusie studenckim, ruszyłeś do Mekona, który bawił się w domorosłego snycerza, a potem w dobrego bohatera. Akurat wlazłeś na podest, gdy kompan skończył przecinać stryczek z zamontowanym do niego człowiekiem-sosną. Przyznałeś od razu Mekonowi, że za cholerę nie umiesz wyczytać pokrak wyrytych w skórokorze biedaka po czym wszystko pod waszymi nogami się rozpieprzyło. A mogłeś iść dzisiaj na uczelnię...

Joe: Dzięcioł wydłubał Ci robaka z głowy po czym poleciał w sobie jedynie tak jakby znanym kierunku. Gdybyś tylko miał swojego Mosina. Ptakołak, będący jeszcze bardziej wydziwioną osobliwością chorej psychiki ludzkiej, zaczął Ci robić tatuaż. Nic nie bolało, bo kora dawno zamieniła się w papier ścierny "osiemdziesiątkę", ale równie dobrze mógłbyś dać w mordę swojemu wybawcy za taką robotę. Dobra, okej, była za darmo i można było uznać, że to tatuaż typu tribal, ale mógłby przynajmniej zapytać czy może odciąć Ci zdrewniały palec. Czułeś jak żywica odpływa Ci z mózgu, gdy poczułeś się lekki, a potem obijany przez kwintale desek i gwoździ zatrutych tężcem i syfilisem. Cholerni dendrofile...

Mekon, Lug i Joe: Było cicho. W tle wesoło trzaskała pożoga wywołana nieumyślnym postępowaniem maga-krasnoluda. Podest bardzo was zabolał, ale waszym wykwintnym charyzmom osobistym i wyglądom raczej nie miał prawa bardziej zaszkodzić. Zanim wasze ciała zrozumiały, że nogi to nie ręce, a tyłek nie służy do artykułowania zdań prostych, złożonych i bełkotliwych, pojawił się nad wami spory cień. Spojrzeliście równocześnie w górę i ujrzeliście dużo stali. Czyżby związkowcy ze stalowni przyjechali na kolejne zawody w polo na piasku?

-W imieniu króla, wszyscy jesteście zaaresztowani! - Lug i Mekon znali tego krzykacza. Analfabeta z zawodu i łamacz czaszek z powołania. Sierżant Yee Oppson. Skurczybyk ganiający studentów uczciwie i kulturalnie pijących piwo w parkach; służbista polerujący miecz językiem; największy moczymorda we wszechświecie i okolicach, miłujący nad życie prytę jabłkową i borygo. - Nie macie praw! Możecie sobie gadać, ale wtedy chętnie pokażemy wam, jak wygląda wasz brak praw! Zaprać, eee, zabrać tych gnojków do aresztu!

-Panie sierżancie. - Odezwał się drugi głos. Nie widzieliście jego posiadacza, ale musiał mieć piękną buzię, długie nogi i na prawdę odpowiednie walory ułatwiające podjęcie zawodu osobistej asystentki prezesa spółki węglowej. - Proszę ich zostawić. Zajmę się nimi osobiście, mmm.

OOO! To wam się spodobało! Mekonowi zaświecił się tyłek, a Joe'mu korzenie stanęły dęba. Lug za to chlapnął sobie po kryjomu skroplonych resztek gorzały z manierki skończonego bimbru.

-Ale, sze Pani, to niebezpieczne wymoczki! - Sierżant pomimo próby przyjęcia dżentelmeńskiego tonu zapewne zapluł biedaczkę śliną wymieszaną z tytoniem do żucia. - Oprawimy ich najpierw, żeby nie mieli czymkolwiek ruszać, a wtedy oddamy ich do Pani dyspozycji, sze Pani! Języki im zostawimy!

-Sierżancie. - Usłyszeliście kroki. Pani o głosie brzmiącym jak bita śmietana zlizywana z klaty chyba podeszła do Yee Oppsona. - Spierdalać stąd.

MMmmmffffff, ostra.

-Taaaajest! Ooouuuuddziauuuł, wymarsz! - Zakomenderował sierżant-cham-gnojek-zasraniec-niech spieprza, co oddział szybko wykonał mając nadzieję na dalsze odbycie służby przy kościach i tanim winiaku.

Stal zniknęła wam sprzed oczu, a na tle nieba rysowała się ONA. Za cholerę nie widzieliście szczegółów, bo słońce waliło wam w gęby, jak oddech nieświeżego rozmówcy spod wyszynku całodobowego, ale mieliście nadzieję, że stoi nago.

-Wstawać, łamagi. Mam dla was robotę. Tylko bez sztuczek, mam wszędzie goblińskich snajperów wyborowych. Trzeźwych.

Zrobiła w tył zwrot i zeszła ze sterty pola zniszczeń, które wesoło wykonaliście swoimi zadkami.
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!

Ostatnio edytowane przez Bergan : 17-06-2014 o 14:53.
Bergan jest offline