Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2014, 16:22   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dni Wielkiego Targu to nie były chwile, gdy należało odwiedzać Cyth. Przynajmniej nie po to, by spędzić tam noc. Noc na śnie, dokładniej mówiąc. Każdy, kto chciałby spędzić noc na pijaństwie, hazardzie, rozpuście czy też wszystkich tych rzeczach jednocześnie, oczywiście mógłby liczyć na spełnienie owych pragnień.
Twem akurat nie zaliczał się do tej dość szerokiej, spragnionej rozrywek, grupy mieszkańców i przybyszów. Interesy wiodły go raz tu, raz tam, a w czasie załatwiania interesów raczej nie było czasu na różnorakie rozrywki.
- Na drugi raz zażyczę sobie dopłaty za trudne warunki pracy - mruknął Twem, przedzierając się przez zapchane ulice. I pilnując tak przesyłki, jak i sakiewki.
Okazja czyni złodzieja, a taki tłum oznaczał jedno - bardzo dużo okazji. A pozwolić się okraść to by było niezbyt mądre. No i trzeba by to jakoś odrobić, na co - nie da się ukryć - szkoda było czasu.

Wsadziwszy łokieć pod żebro wpychającego się na niego młodziana, nadepnąwszy dość boleśnie na palce jakiegoś opasłego, nie patrzącego pod nogi kupca, odrzuciwszy ofertę spędzenia czasu z jedną z sióstr oferenta Twem dotarł wreszcie do znacznie mniej zatłoczonej uliczki, prowadzącej do siedziby kupca i rolnika zarazem, Nurra Hammiego.
Oczywiście Twema stać było na pokój nawet w "Pawiu" czy w "Pękatym Dzbanie", ale takie postępowanie nie skończyłoby się najlepiej dla sakiewki młodego Lladre.
- Nigdy nie wydawaj więcej, niż musisz - powtarzał (do znudzenia) Tyv, senior rodu Lladre, a prywatnie ojciec Twema. A Twem już parę razy zdołał się przekonać o słuszności tego powiedzenia.
Nie mówiąc już o tym, że złodzieje znacznie chętniej odwiedzali wykwintne pokoje w wykwintnych gospodach, niż pełne siana stryszki w chlewikach.

***

Brama Wchodnia przywitała Twema nieco zdziwionymi i nieco zaspanymi spojrzeniami strażników.
- Miłego dnia - rzucił w przelocie Twem, po czym poklepał Straffera po szyi.
Przyspieszył nieco, by po chwili zniknąć z oczu znudzonych strażników.

***

Nerun. Lotem ptaka - czterysta kilometrów z okładem.
Prowadziły tam dwie drogi - jedna wiodła traktem Nathar-Kur i miała jedną wadę - trzeba było się przeprawiać przez Małe Morze, jak zwano niekiedy jezioro Karrun, nad którym leżało miasto-port Nerun. A wada owa kosztowała niekiedy i trzy dni podróży, o kosztach sięgających od dziesięciu brązowych rivów w górę. A owa góra zależała nie tylko od ilości pasażerów, ale i od liczby dni, kiedy to trzeba było czekać na brzegu na prom.
Nawet jeśli ktoś nie reflektował na nocleg, to jeść trzeba było, a trudno było liczyć na śniadanie biegające sobie niedaleko traktu Nathar-Kur.
Jeśli komuś się aż tak nie spieszyło, lub też nie miał zamiaru tracić pieniędzy na fanaberie typu domowe obiadki czy noclegi pod dachem.
Istniała jeszcze inna droga - okrążający jezioro od południa Trakt Kupców - dłuższy, tańszy i, według niektórych - dużo lepszy.

- Prom? - Brodaty karczmarz (wbrew ogólnie przyjętym standardom chudy jak szczapa) pokręcił głową. - Masz pan pecha. Ze dwie godziny temu odpłynął. I wcześniej niż za dwa dni nie wróci. Ale mam pokoje - dodał, zachęcającym gestem i spojrzeniem wskazując schody prowadzące na piętro. - Tanio - dodał.
"Tanio" to było pojęcie bardzo względne. Dla jednych tuzin złotych rivów to było tanio, dla innych tuzin brązowych to była drożyzna nie do opisania.
Twem nie należał ani do tych pierwszych, ani do tych ostatnich, ale nie zamierzał wyrzucać jeszcze nie zarobionych rivów na tak pospolite rzeczy jak siedzenie z kuflem piwa w gronie podpitych podróżnych.
- Zastanowię się - skłamał.

***

Nocleg w lesie to nie było coś, z czym Twem miałby do czynienia po raz pierwszy. Zaciszne miejsce, strumyk, krąg kamieni, w którym nieraz rozpalano ognisko. Czegóż więcej trzeba, skoro w jukach znajdują się zapasy na dobre kilka dni, a dwie godziny wcześniej nieostrożny królik nie zauważył na czas bełtu?


Jeszcze tylko kilka przygotowań, by sporządzić sobie w miare wygodny materacyk i, choćby prowizorycznie, zabezpieczyć obozowisko, i można było zabrać się za kolację.

***

Ognisko dogasało. Ogień, pozbawiony kolejnej porcji pożywienia, zadowalał się resztkami, które wcześniej zlekceważył.
Zawinięty w koc Twem już zasypiał, gdy z drogi w objęcia snu obudziło go ciche parsknięcie Straffera.
Koń wart był każdego riva, jakiego Twem na niego wydał. Nie pierwszy to raz ostrzegł swego pana o przyjściu niezaproszonych gości. A aktualni, sądząc ze sposobu, w jaki się zbliżali do obozowiska, nie zamierzali zbyt wcześnie obudzić gospodarza.
Novio, wbrew nazwie ciemny niemal jak noc, nie raczył nawet warknąć, tylko dotknął zimnym nosem dłoni swego pana.

Twem odczołgał się bardziej w cień. Jego szare ubranie idealnie zlewało się z brakiem nocy.
Któryś z nocnych gości zaklął, zaplątawszy się w rozciągniętą wokół obozowiska linkę i kolejnym przekleństwem skwitował fakt, iż nie zdołał utrzymać równowagi i z łomotem wylądował na ziemi.
- Pieniądze albo życie! - warknął jeden z napastników, mierząc z kuszy do leżącego na posłaniu cienia. Cień poruszył się, jakby ktoś, zbudzony ze snu, chciał się podnieść i wtedy Twem strzelił.
Dwa bełty wbiły się w pierś kusznika, który padł na ziemię.
Jeden z napastników, zaskoczony śmiercią kompana, zaatakował wstającą sylwetkę, by z zaskoczeniem zaobserwować, że ostrze na sylwetce nie robi zbytniego wrażenia.
Zbyt długo się nie dziwił, bo kolejny bełt trafił go w oko, wybijając z głowy wszystkie myśli. Przypadki, najwyraźniej, chodzą po ludziach. A ten, najwyraźniej, nie był sprzyjający dla trafionego.
Ciemna sylwetka wstała wreszcie z posłania. W jej dłoni pojawiło się długie, lśniące nawet w mroku ostrze. Napastnicy, do których dołączył się trzeci (zdążył się jakoś pozbierać i podnieść z ziemi) cofnęli się o krok, zastanawiając się, czy bardziej opłąca się walczyć, czy lepiej wziąć nogi za pas i uciekać.
Twem strzelił po raz kolejny, zmniejszając nieco mobilność jednego z bandytów, po czym odrzucił kuszę i z rapierem w dłoni wyszedł na polankę.
- Sakiewki i broń na ziemię - zaproponował.
Mógł, co prawda, zacytować swoich nieproszonych gości i poprosić o pieniądze albo życie, ale wersja z bronią wydała mu się bardziej rozsądna.
Jemu tak, bandytom jednak nie.
- Zabić go! - wrzasnął jeden z nich.
- Zabij! - prawie jak echo odparł Twem.
Czworonożny kształt rzucił się jednego z opryszków. Przewrócił go na ziemię i warcząc zabrał się odgryzanie mu głowy.
Pozostali dwaj bandyci rzucili się na Twema.

Gdy atakuje cię dwóch przeciwników, nie należy skupiać się na jednym, bo wtedy drugi może stać się niebezpieczny. Śmiertelnie niebezpieczny.

Twem zręcznym unikiem ominął atakujące go ostrze, a jego rapier wykreślił krwawą pręgę na ręce napastnika. Ten syknął i podwoił intensywność ataku, a w tym samym czasie jego kompan usiłował zajść Twema od tyłu.
Twem przesunął się szybko, by mieć obu przeciwników przed sobą. I w tej chwili potęzny podmuch wiatru poderwał garście popiołu z ogniska i sypnął nim prosto w oczy jego przeciwników.
Takiej okazji nie można było nie wykorzystać. Nim się obaj bandyci zdołali otrząsnać, trzymane w dłoni Twema ostrze wysłało najbliższego z nich w objęcia Tahary.
Z ostatnim nie było już problemu.

***


- Dzieki Ci, Władco Wiatru. - Twem wlał w resztki ogniska kilka kropel wina.


***

- Ty leniu paskudny! Jeden ci starczy? - Twem z potępieniem spojrzał na Nivio, który odpłacił mu obojętnym spojrzeniem. - A pozostałymi ja się muszę zajmować? Po co ja cię karmię, czarna paskudo?

Smoliście czarna mieszanka mastifa z nie wiadomo czym odpłaciła mu wywaleniem czerwonego jęzora.

- Leń - mruknął raz jeszcze Twem, po czym zabrał się za sprawdzanie, czy pokonani bandyci definitywnie wyzionęli ducha, a potem za sprawdzenie ich dobytku.


Najwyraźniej rozbój był zajęciem średnio dochodowym, bowiem bandyci nie byli zbyt dobrze uzbrojeni, prócz - zapewne - herszta, którego miecz był zdecydowanie dobrej jakości. No a sakiewki też nie były zbyt pełne.
Garść srebra, garść brązu. I żadnych innych trofeów.
Za to ten, co miał najlepszą broń, miał na ręce dziwny tatuaż, przedstawiający niezbyt sympatycznego stwora.

Kliknij w miniaturkę



Pozbycie się truposzy, nawet prowizoryczne, nie było zbyt łatwe. Co prawda Novio mógłby zeżreć kawałek jednego, ale co z resztą? Niezbyt się nadawali na towarzyszy noclegu, a wrzucenie ich do strumyka mogło zaszkodzić biednym rybkom.
Parę dobrych chwil zajęło Twemowi wykopanie prowizorycznego grobu i przykrycie go gałęziami, a potem wreszcie można było iść spać.


Mimo niezbyt spokojnego początku nocy Twem wstał skoro świt i po szybkim śniadaniu ruszył śladem bandytów, którzy - takie przynajmniej miał Twem nadzieję - powinni mieć gdzieś jakąś swą siedzibę.
Novio szedł po tropie bandytów jak po sznurku.
Trop wiódł na południe - mniej więcej w stronę Sideł Rozetty. Co prawda tylko kretyn miałby ochotę mieszkać na przeklętych bagnach, ale po pierwsze grasujący na traktach bandyci zwykle nie należeli do najbardziej rozgarniętych, a po drugie, mało kto miałby ochotę kogoś szukać w tamtych okolicach.


Do obozowiska Twem dotarł koło południa.
No i niestety rozczarował się srogo. Trzy byle jak sklecone szałasy, wypalony krąg po obozowym ognisku. I żadnego skarbu.
- Można się było tego spodziewać - mruknął Twem.
Pogłaskał Nivio po kudłatym łbie, poklepał Straffera. - Dobra robota, ale teraz wracamy - dodał.
Skąd przyjechali bandyci, czy była tam jakaś większa grupa - to go nie obchodziło. Nie był strażnikiem, jego interesowały ewentualne pieniądze.
Po raz ostatni rozejrzał sie dokoła, po czym ruszył w stronę Nerun.
 
Kerm jest offline