Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2014, 21:53   #40
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
~ Na razie jest dobrze, na razie jest w porządku. Wszyscy zdrowi, dziękuję - pokręcił głową kiedy czarodziej chciał mu wręczyć pochodnię - wszyscy zdrowi w strasznym lesie~ oczy niziołka były wielkie jak spodki kiedy wjechali między drzewa. Rozglądał się na wszystkie osiem stron świata jednocześnie, cud że sobie karku nie nadkręcił. Węgielek siedział zwinięty w kieszeni i jak na początku wiercił się trochę, to teraz zamarł nasłuchując wszystkiego wokół.
~ Co za debil, chciał tu jechać po zmierzchu, no który to? - Zerknął po kompanach szukając winnego i uśmiechnął się smutno. ~no tak, to ja… Ale cholibka no trzeba było, prawda?
Jak nad głową zakrakały mu kruki wielkie jak orły mało nie spadł z konia. No a zaraz potem rzeczywiście spadł i narobił przy tym rabanu jak cholera. Wszystkie garnki i patelnie zatłukły się metalicznie i zaklekotały w plecaku, kiedy kucharz poszorował po listowiu umierając ze strachu. Co to u diabła rogatego jest…
Wyglądało jak Węgielek tylko wielkie jak stodoła. Na początku chciał wyjąć zwierzaka z kieszeni, no niech się darmozjad na coś przyda. Złapał za karczek i wyciągnął w stronę tej najbliższej, tak jakby chciał powiedzieć “No patrz, ja lubię takie futrzaki! Karmię je i w kieszeni noszę, no!” Ale kiedy łasica syknęła i obnażyła zęby, Węgielek wypruł w las jakby go ktoś wystrzelił z procy w kierunku majaczącej wieży.
Kucharz odczołgał się na łokciach kilka kroków do tyłu, bo choć był trochę z dala od bestii, to zdawało mu się że ta biała właśnie jemu chce odgryźć głowę. Cofał się i cofał, aż w końcu oparł się plecami o pień drzewa i zamarł. Wielkolud najwyraźniej stawał do walki, ale nawet on wyglądał marnie w porównaniu do Węgla.
Niziołek trzęsącymi rękami sięgnął do pasa i do woreczka ze sztuczkami. Jak zwykle ukłuł się o zębate troczki drugiej sakiewki, poziom paniki wzrósł niebezpiecznie. Jakoś zaciskające się palce na składniku dodały mu skrzydeł bo nie myśląc wiele spojrzał na drugą z łasic i wyskandował inkantację. Na początku nic się nie stało ale kucharz mamrotał dalej, machając rękami i nie przestając mamrotać. Nad łasicą pojawiła się… sowa. Łasice boją się sów, nie? No Węgielek się ich boi, w sumie to on się wszystkiego boi no ale już niech będzie sowa. Ptak tak po prawdzie to przypominał miks kalekiej sowy z indykiem, dziwnie podobnym do tego, który zeszłej zimy nastraszył Burra na przednówku i zagnał go na drzewo starej Robertowej. Miał wielkie, czerwone korale i był strrrraszny. Niziołek zasapał trochę i skupił się mocniej, korale sowy zniknęły, zaś piekielna czerwień pojawiła się w jej oczach. No i Sowa była wielka jak dom, miała przecież odpędzić łasicę wielką jak koń! Niziołek sięgnął do woreczka znowu i po chwili sowa zaszamotała skrzydłami i zahukała przeraźliwie, tak że aż liście się z drzew zaczęły sypać, tuż za plecami swojego celu. Potwór atakujący Thoga skulił się odruchowo i zaczął rozglądać za nowym wrogiem; natomiast łasica, która zamierzała pożreć Vara nie stanowiła już dla drużyny problemu.
 
Harard jest offline