Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2014, 02:48   #25
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Marek “Mark” Czyżewski - uśmiechnięty, krótkościęty brunet



Mark zafrapowany tym, że mógłby stracić dzień bez sprawdzania w sieci bardzo ważnych dla niego rzeczy złapał jeszcze gospodynię w przedsionku. Przedstawił się, usłyszał, że pani ma na imię Barbara i przypomniała mu, że będzie tu codziennie bo jakoś wyleciało mu to z głowy tak, że było sympatycznie. Dopiero zamurowała go wieścią, że nie ma tu zasięgu i nie ma neta. Stanął jak wryty. ~ Nie ma sieci?! Co za barbarzyństwo! Przez 3 tygodnie?! Toż to jest chore normalnie! Dzieci w Afryce mają sieć a tu w centrum Zachodniej Europy i jednej z najgęściej zaludnionych miejsc kontynentu... Nie ma... Co za zadupie! ~ podziękował machinalnie i smętnie wrócił do czekającego obiadu.

- Słuchajcie, rozmawiałem właśnie z panią... - zawahał się bo nie wiedział jak powiedzieć "gospodyni"... - ... Rozmawiałem z Barbarą...To ta starsza pani co tu była... - wskazał kciukiem za siebie jakby wspomniana osoba była za nim a nie wychodziła już na zewnątrz. - I ona mi powiedziała, że tu nie ma sieci. - a chwilę zamilkł i dało się zobaczyć, że ta wiadomość bardzo mu nie odpowiada, frapuje i generalnie martwi. - Jak wrócicie do swoich pokojów możecie sprawdzić swoje lapy? Może jednak ktoś coś łapie? Bo tak trzy tygodnie off line... - tym razem skrzywił się jakby połknął ćwiartkę cytryny.

Następnie jednak zajął się jedzeniem. Nie był zbyt wybredny ot musiało nie być za mało, nie uciekać z talerza i dobrze by było jakby zimne nie było. Z tego powodu mógł stołować się prawie wszędzie i u każdego. Czyli obiad mu smakował. Wraz zapełnianiem żołądka humor mu wracał. Własciwie nawet jakby byli bez neta tutaj to we wsi musiał być. Mógł się tam bujnąc rowerem by zażyć trochę cywilizacji i spojrzeć na świat. Przy okazji mógł coś kupić w sklepie jakby potrzebował, może nawet komuś jak się nie okaże burakiem.

Ponadto to było off line a reszta działała. Lap przynajmniej działał i światło było i w ogóle... Ponadto tak by pewnie siedział przed kompem w sieci a tak to może wreszcie skończy figsy kleić i malować. W sumie nie było tak źle. Po obiedzie zgarnął swoje naczynia i poszedł je oporządzić w zmywaku. Po paru tygodniach praktyki w kuchni miał w tym taką wprawę, że obrabiał je wręcz w maszynowym tempie sprawniej niż przeciętna hauswife... W sumie jakby ktoś poprosił to też mógł i jego stuff oporządzić. A jakby co to po sobie pomył a jakby jakieś kolejki były czy co to już miał z bani...

Wreszcie wolne. Wrócił do swojego pokoju na górze i sprawdził lapa jeszcze raz. No lap działał. Ale netu jak nie było przed obiadem tak i nie było nadal. Co za zadupie... W końcu po zastanowieniu zabrał planszówkę i lapa na dół. Okazało się jednak, że w międzyczasie wszyscy się gdzieś rozleźli i nawet nie było jak zaproponowac tej planszówki. Otworzył jednak pudło, przygotował planszę i zastanawiał się czy nie zacząć gry samemu ze sobą... W końcu na pewno by wówczas wygrał ale i na pewno przegrał... W końcu machnąl ręką. Może później napatoczy się ktoś kto kuma klimaty "Osadników" w końcu kupował już tu na Wyspie to nawet tubylczą wersję miał.

Odpalił więc lapa. I dalej bez sieci... Grzebał chwilę w ikonach i grzebał... Ostatecznie zdecydował się na coś na podniesienie adrenaliny i kliknął czaszkowatą ikonkę. Ponadto kupił grę niedawno i jeszcze się nie nagrał. Żeby nie przeszkadzać postronnym przepiął słuchawki z mp3 do lapa i już był w grze.

Zombie byli wszędzie, no nie było chwili wytchnienia... Cały czas trzeba było biec ale wówczas pasek energii spadał. Jak spadł do zera to można było tylko iść a to nie było dobre. Ale lepsze niż stanie w miejscu zwłaszcza jak się walczyło. Wówczas zlatywały się inne. I w ogóle bycie głośnym niezbyt było rozsądne w tej grze.

Ale ostatnio odblokował nową świetną broń: piłę łańcuchową! Był głośna jak cholera w tabelce na hałas tylko broń palna jej dorównywała. Ale kurde, jak się nią cieło! Normalnie szło się czasem jak kombajn przez zboże! Póki paliwo się nie skońćzyło... To była ta fajna część nowej zabawki Mark'a. Mniej fajna było własnie to, że paliwo się kończyło i zwabiała zombiaki. No i była dość ciężka i nieporęczna co w grze przejawiało się tym, że dość wolno zadawała ciosy i spowalniała bieg i zajmowała sporo miejsca w ekwipunku. No ale jak cięła! Generalnie broń była typu, że jesli ktoś się nauczył nią władać to była masakratyczna ale miała sporo wad więc nie była zbyt popularna wśród większości graczy. No ale Marka rzadko można było zaliczyć do standardu jakiegokolwiek a w grach to już w ogóle.

Zbierał własnie PDki na abgrejd. Jeszcze nie do końća wiedział czy powiększyć zbiornik na paliwo do piły czy zwiększyć se tempo albo zasięg biegania lub zmniejszyć ciężar piły. Wszystko wydawało sie równie potrzebne i pożyteczne. Własnie minął samochód, wbiegł zza róg i naciął się na dwóch zombiaków. Miał jakąś sekundę by podjąć decyzję czy ich spróbowac minąć czy podjąć walkę.

Zaryzykował. Z dwoma powinno pójść szybko. Pierwszy atak z biegu poszedł mu średniodobrze: obciął zombiakowi ramię tak trochę powyżej łokcia. ~ Ale kozacko ta krew sika! ~ To osłabiało atak zdechlaka no ale jak to ze zdechlakami bywa nie zatrzymywało go.

Mark jednak nie zwlekał tylko od razu dał susa w bok do następnego i znów go ciął w przelocie. Tym razem piła śliiiiicznie weszła w bok korpusu wcinając się tak tuż pod żebrami i doszła do połowy. Dalej jednak wytraciła impet i zaczęła się wyrzynać sobie drogę na drugą stronę. Wizualnie wyglądało śliiicznie! Caly zombiak się trzęśł i podrygiwał, piła też a i postać Gracza również co byłopokazane poprzez trzęsący się obraz. No i jak czadersko krew wraz z flakami rozbryzgiwała się na każdą stronę! Jakii czzaaad! Dawno Mark nie spotkał tak dobrze zrobionego efektu rozbryzgiwania się ciała na kawałki. Ktoś się ostro postarał nad tym efektem.

Ale nie było tak calkiem fajnie. Mark najchętniej pobawiłby się w Kubę Rozpruwacza i posztukował zdechlaka. Jednak ten bez ręki już był złośliwie blisko. ~ Oni chyba mają zaprogramowane by stać w takiej prowokującej do ataku odległości od siebie, że niby powinno się udać a tu... ~ pomyślał rozemocjonowany Mark próbując ocenić prędkość nadchodzącego zombiaka i przerzynania się piły. I tak mu kurde remis wychodził...

No ale za przecięcie zdechlaka na pół było duzo więcej PDków niż tak do połowy. No i wówczas już tylko czołgać się mógł a tak to by nadal się tak gibał i szwendał i w ogóle... Postanowił zaryzykować i ciął dalej. Niestety o ile nie trafił się krytyk to korpus przecinało się dość ciężko. Co innego szyję, łeb czy końćzyny, te sie dekapitowało za jednym ciachnięciem.

Zombiak był tuż tuż, Mark już rozpoznawał wstepna sekwencję ruchu ramion jako początek ataku. Mógł wytrzymać kilka uderzeń zdechlaków ale to tyle. - No dwaj, dawaj, jeszcze trochę! - wycedził przez zęby. Wówczas spadł na niego pierwszy cios, jeszcze nie tak źle bo miał apteczkę. I wreszcie... Piła przeżarła się ostatecznie przez zdechlaka. W słuchawkach słyszał od razu jak silnik wzmógł obroty uwolniony od oporu martwej masy. W niebo pięknył łukiem poszybowało coś karminowo - brunatnego o konsystencji brudnej wody i kwałki kostne czegoś bielszego i jeszcze jakieś półpłynne ciągnące się fragmenty flaków. Pięęęęękneee!

Od razu cofnął się twarzą do zombiaka bez ręki który wciąż tak fajnie sikała jucha z tego ociętego kikuta i jeszcze zostawiała ślad na ziemi. Czasem jak nie było czasu można było tak znaleźć jakiegoś niedobitka z jatki. A właśnie jatka... Bo biegł przecież...

Zza tego samego rogu zza ktorego wcześniej wybiegł własnie "wybiegła" w swoim zombim tempie oczywiście grupka martwiaków. No kurde przecież nie biegł by na darmo i bez potrzeby no nie? Było ich tak z pięciu czy sześciu. No i ten bez ręki przed nim. Powinien uciekać... Zdążyłby... No moze załatwić tego jednegorękiego bandytę... Ale... Gdzieś na forum czytał, że ponoć jakiś koleś załatwił 5 zombiaków na raz piłą i to był obecny rekord na tę broń... On sam załatwił dotąd maksymalnie czterech... Więc...

Ruszył do ataku! Minąl tego jełopa z kikutem i już był przy gromadce zombich. Przy takiej walce mieli morderczą przewagę liczebną a on, że nie zdążył użyć apteczki nie miał pełnego paska zdrowia. Wystarczyłoby im ze 3-4 trafienia by go załatwić co jak znał tę grę na tylu przeciwników było do zrobienia. Ale on też miałs swoje sztuczki!

Gdy był już prawie na miejscu wcisnął odpowiedni klawisz i kopnął pierwszego zombiaka. Dmg był minimalny ale liczyło się, że został odepchnięty. To wyczyściło miejsce na cios. Zombiaki na moment prawie się zatrzymywały i nieruchomiały jak zaczynały machać odrostami do ataku. Wówczas były prawie nieruchomym celem. Można je tak było sprowokować do zatrzymania się zwłaszcza jak się miało miejsce. Tak zrobił teraz Mark.

Pierwszy zombiak wpadł na tego za nim i zablokował go. Ten trzeci trochę z boku sam się zatrzymał szykując się do ataku. To wykorzystał Polak i ciął na odlew swoją piła. Z szyi buchnęła gdzieś na dwa metry w góre brązowo - czerwona fontanna. Głowa zaś odskoczyła jak piłka i potoczyła się po zakurzonym betonie. Pierwszy! Jeszcze pięciu...

Podobnie jak poprzedniego kopnął go i ten znów wpadł blokując idącego za nim. Mark nie czekał tylko wrócił z powrotem do pierwszej pary i uzył drugiego trybu ataku. Piła więc ruszyła do przodu wrzynając się w brzuch pierwszego zombiaka wyszła mu plecami i powtórzyła cała operację z drugim jego kolegą. Łańcuchowe ostrze charatało trzewia nieumarłych powodując trzęsawkę i ich i operatora ale nie mogło zabić czegoś co nie żyje. A przynajmniej nie w ten sposób. Wyrwał więc piłe i od razu zaatakował klasycznie tyle, że w głowę. Dwie głowy ponownie potoczyły się po betonie i ponownie został obryzgany juchą która zachlapała mu obraz. Ale była to komputerowa krew która sama znikała po klikunastu sekundach. Tyle, że te kilkanaście sekund to było dla niego być albo nie być! A póki co... Drugi i trzeci! Jeszcze trzech...

- Au! - krzyknął trochę na prawdę przestraszony gdy zombiak z boku machnął grabami i zadał mu ranę zgarniajć trochę życia ze sobą. Tym razem musiał uciec bo już go pozostała dwójka podeszła tuż pod niego a ten kolejny też już się odblokował jak ten pierwszy bezgłowiec upadł na glebę w końcu.

Miał obecnie całkiem niezły wynik. Trzech w jednym akszynie ale i zostało mu z połowę Żywotności. Mógłby zwiać z czystym sumieniem, połowa HP tp była rozsądna granica by przestać ryzykowac jakieś specjale... Ale... Wówczas nie pobije rekordu! Nie mógł odskoczyć za daleko bo przestanie się liczyć jako jedna akcja. A i po wcześniejszym bieganiu pasek Wytrzymałości mu się końćzył to z bieganiem w ogóle było krucho. Nie mógł nawet odskoczyć na tyle by użyć apteczki! Jeszcze się wahał ale jeden z zombiaków sam się prosił...

Wykonał jeden z podstawowych ataków jakie w ogóle te zdechlaki miały czyli właczył se speed i ostatnie kilka kroków przebiegł sprintem. Takim w zombiakowym stylu i tempie oczywiście ale i tak był szybszy od kolegów. Ale to oznaczało, że się od nich oddzielił a więc wystawił na atak Marka. W kupie trzech byli ciężkim orzechem do zgryzienia ale z pojedynczym prawie robił co chciał.

Miał już ten motyw przećwiczony. Wyczekał do ostatniej chwili i odsunął się jednocześnie ciął nisko bo na uniesienie piły nie było czasu. Wibrujące ostrze weszło i wyszło mniej więcej przez kolana zdechlaka a ten się zachwiał i padł jak kłoda desperacko młócąc rękami powietrze. Nie był jeszcze wyłaczony z akcji ale już stracił swoją sensowną mobilność. Teraz wystarczyło go dobić lub zostawić. Wolałby dobić ale...

Dwóch pozostałych na nogach zombie było już przy nim. Już go atakowali. Udało mu się sparować piła atak pierwszego ale ten drugi go chlasnął i już mu zostało naprawdę niewiele tych HP...

Nie czekał na kolejne ciosy tylko odskoczył w bok. Mógł sparować całkiem skutecznie ataki jednego ale nie dwóch. Znów ciął w przelocie ale znów tylko obciął ramię jednemu. Zaskoczył ich jednak bo od razu obiegł ich dookoła i zaatakował tego ostatniego sprawnego. Tamten oczywiście na moment znieruchomiał by go zaatakować i to wykorzystał Mark uderzajać z góry na dół w głowę martwiaka. Piła wrzarła się w czaszkę i wśród wizgu zaczęła rozchlapywać jej zawartość na wszystkie strony. Zombiak dostał trzęsawki wyjątkowo miło wizualnie dla oka Marka. Czwarty! Jeszcze dwóch...

Jednak bliski kontakt z rozchlapywaną juchą dorzucił swoje do zachlapanego ekranu a odniesione rany sprawiały, że obraz przyciemniał i stracił na wyrazistości. Miał więc trudność z oceną odległości do tego bez ręki. Zbliżał się i był niebezpiecznie blisko. Dostrzeżenie detali było na tyle utrudnione, że wymagało skupienia i faktyczne spowalniało reakcje albo stawały się chaotyczne gdy gracz próbował bardziej zgadnąć niż dostrzec.

Chciał się upewnić, że tego z rozoraną czaszką ma z głowy ale i nie chciał ryzykować. Nie teraz gdy był tak blisko! Został mu już tylko jeden na chodzie i jeden do dobicia! Ale i on sam był "na strzał"... Miał już czterech na koncie co było jego życiowym rekordem tej gry ale wciąż mógł go jeszcze polepszyć!

W półmorku i ze sporą częścią "zachlapaną" krwią ruszył na ostatniego zombiaka. Widział i wiedział gdzie on jest ale nie na tyle precyzyjnie by zadać cios. Niestety ataki piłą były wolniejsze niż ataki zaombiaka a jak był na strzał to jedno trafienie od zdechlaka mogło zakończyć walkę. ~ Co tu robić?! ~ czuł, że zaczyna panikować. Był w kulminacyjnym momencie kiedy presja by wygrać i by przeżyć, obie wydajace mu sprzeczne dyrektywy, osiągnęły swego rodzaju stan chwiejnej równowagi. Wahał się. W końcu nikt prcz niego nie wiedział, że obiecał pobić rekord. Jakby się wycofał to siary by nie miał a i rozsądne by to było... ~ Kopnięcie! ~ tak! To było to!

Kopnięcie było szybsze nawet od uderzenia zdechlaków. Widział większość sylwetki martwiaka i zaczął go kopać. Kilka pierwszych trafień trafiło w próżnie ale tego się spodziewał skoro nie widział dokladnie gdzie jest tamten. Ale w końću elektroniczny but wydał inny odgłos a sylwetka wyraźnie odskoczyła. Teraz dała znac wparawa Gracza. Nie musiał widzieć dokładnie. Wystarczył wyćwiczony odruch, ruch do przodu i już piła szybowała natykajac głowę choć celował w szyję ale nie narzekał. Znów silniczek piły zawył natrafiajac na zwiększony opór i znów ostrze wgryzło się w kolejną czaszkę. - Yes! - krzyknął rozentuzjazmowany Gracz. Było tak źle a jednak się wykaraskał! Dał radę! Piąty! Jeszcze tylko jeden...

Zatrzymał się. Szukał wzrokiem po ziemi. Widział powalone sylwetki ale szukał tej jednej. W końcu dostrzegł ruch. Zombie z obciętymi wcześniej nogami czołgał się ku niemu i już był calkiem blisko szczerze mówiąc. Jakby walka z tymi dwoma potrwała dłużej to by go pewnie zaszedł od tyłu. Teraz jednak Mark wręcz z nonszalancją czekał na niego. - No chodź cwelu, chodź... - mruknął czekająć na satysfakcjonujący moment. W końcu się doczekał. Zdechlak doczłapał się tak blisko, że Marek uniósł piłę i z impetem i satysfakcją opuścił na dół. Wierzgający metal wbił się w kość czaszki i zaczął ją rozjeżdżać. Kość ugieła się i pękła pod naporem szarpiącej stali. Kuternoga zaczął charakterystycznie wierzgać i po chwili znieruchomiał. - Sześć! Mam rekord! Pobiłem drania! - krzyknął niczym kibic gdy jego druzyna strzela upragnionego, decydującego gola w ciżkim meczu.

Nagle usmiech zamarł mu na wargach gdy na ekranie pojawił się czerwony rozbłysk, HP zameldowały spadek do 0 a obraz zaczął gwaltownie spadać jakby postać upadała na ziemie. - Zabili mnie? Ale jak!? Przecież ich wykosiłem! Wszystkich sześciu! Mam nowy rekord! - czekał bo wiedział, że zawsze na końcu po smierci postaci jest scenka z niezywym bohaterem i jego zabójcą.

- Ahaa... No tak... - rzekł smętnie kiwając głową gdy go zobaczył. Zombiak. Ten bez ramienia którego zostawił jak poleciał kosić tamtą szóstkę. Jakby był sprawny i nie taki podekscytowany pobiciem rekordu pewnie bez problemu by go zaciukał czy umnknął albo podleczył się apteczką no ale tak... Ehh... Może następnym razem...
 
Pipboy79 jest offline