Lugowi błysnęły oczy. Robota oznaczała dla niego kilka podstawowych, a pewnych jak podatki rzeczy.
Po pierwsze, primo: Być może uda się dzięki niej olać pozostałe wykłady w tym tygodniu, co w praktyce oznacza, że nie będzie musiał znowu godzić się z myślą, że może wysadzić w powietrze mały szyb kopalniany tylko na niego patrząc.
Po drugie, primo: "Robota" oznaczała, że będzie z tego zysk, a zgodnie z regułą wypłaty, trzeba ją przepić z kolegami z pracy.
I wreszcie po trzecie, primo: Zawsze da się na podstawie tej roboty wykręcić zwolnienie ze studiów pod pretekstem "praktyk studenckich"! Ha! Genialny plan.
Spojrzenie krasnoluda skrystalizowało się na mówiącej kobiecie.
- Więc mówisz, ma'am, że potrzebujesz usług mnie i moich drogich companiheros?- Postanowił od razu wystąpić jako nieformalny przywódca grupy, ponieważ wciąż przechodził fazę dobrego mówienia i jako jedyny spośród tych czterech bęcwałów, z których dwaj byli ptakami, a dwaj pozostali drzewami, władał biegle Wspólnym nawet po pijaku.
- Jestem krasnoludem, krzaku!- Wykrzyknął na pytanie Joe'go.- Ciach, ciach, to-moja-złoto, gdzie-moje-piwo, dajcie-więcej-tego-złota/piwa, czas na-dniówkę-w-kopalni! Tak to wygląda.-
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |