Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2014, 18:22   #15
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nel, nie czekając pozostałych, walczących się z liną towarzyszy, ruszyła ostrożnie do przodu.
Pomieszczenie, w którym się znaleźli, służyło głównie jako pralnia - stąd brał się nieprzyjemny zapach przepoconych ubrań.
Dalej, wąski korytarz w kształcie odwróconego “L” prowadził prosto przed siebie, a następnie zakręcał ostro w prawo.

- No to prowadź - Randal zwrócił się do Thubedorfa, który w międzyczasie zdążył dostać się do korytarza. - Mam nadzieję, że pamiętasz, którędy iść - dodał.
Wcześniej mag jakoś nie pomyślał o tym, że przecież biegnący na oślep krasnolud może nie pamiętać drogi, którą przebył.
Thubedorf w odpowiedzi podrapał się po łysej głowie wlepiając wzrok w korytarz, którym ruszyła Nel.
- Idąc tym korytarzem powinniśmy dostać się na wyższe kondygnacje. Nie przypominam sobie, bym jakoś specjalnie błądził w podziemiach, ale no cóż… miałem wtedy nieźle wypite, a po pijaku wszystko wydaje się łatwiejsze - wskazał wymownym ruchem głowy jedyną możliwą drogę prowadzącą z pokoju.
Podwójnie łatwiejsze, uśmiechnął się w myślach Randal. A zdawać by się mogło, że przeszkód powinno się widzieć dwa razy tyle.

Na ziemi, nieopodal rozmawiających najemników, leżała spanikowana dziewczyna wodząc spojrzeniem szaleńca po otaczających jej twarzach.
- Jesteś cała? - Verin spytał półelfkę. Przykucnął obok niej patrząc przez maskę. Czerń gościła wewnątrz przez co nie można było dostrzec najmniejszego nawet szczegółu jego twarzy. - Pomogę Ci wstać - Półelf wyciągnął rękę w stronę trochę jeszcze otępiałej Etsy.
- Nie dotykaj mnie! - Etsy odrzuciła propozycję odrzuciła ze zmieszanym strachem i groźbą, następnie wstała na kolana i uciekła na parę metrów. - Gdzieście mnie zaciągnęli kretyni?! Porwaliście mnie! - dorzuciła krzywiąc się i przykładając dłoń do bolesnego miejsca w które została uderzona przez krasnoluda. - Zbliżycie się to zacznę krzyczeć!
Całkiem jakby już się nie darła.
- Krzycz, mała, krzycz - mruknął pod nosem Randal, zdecydowanie bardziej zinteresowany tym, co przed nimi, za zakrętem, niż wywnętrzającą się Etsy. - I tak nic ci to nie da.
- Uciszcie ją!
- syknął dla odmiany Thubedorf, idąc kilka metrów za plecami Nel.

Nel wyjrzała ostrożnie za winkiel i natychmiast się cofnęła. Nie miała najmniejszego zamiaru pokazywać się strażnikowi, który maszerował w ich stronę, oświetlając sobie drogę pochodnią. Był jeszcze daleko, ale...
Odwróciła się do reszty i gestem nakazała wszystkim zachowanie ciszy. Wystawiła jeden palec by pokazać liczbę przeciwników
Poczekajcie, aż podejdzie - pokazał gestami Randal - a potem za gardło i w łeb.
Albo rozebrać Etsy i podsunąć jako prezent-niespodziankę.
Ostatnia rada, choć być może i dobra, została jednak zlekceważona. Verin zniknął z oczu patrzących, po czym ruszył korytarzem w stronę gwardzisty, zaś Thubedorf chwycił za topór i zbliżył się do zakrętu korytarza.
- Zbliży się to trzepniemy go przez łeb - wyszeptał.
Nel również przygotowała się do spotkania ze strażnikiem - chwyciła swój sztylecik i położyła się tuż przy ścianie o krok przed krasnoludem, gotowa dźgnąć nadchodzącego wroga ledwo ten wyłoni się zza zakrętu. Randal stanął przy ścianie, parę metrów od rogu, tuż za Etsy, która - zamiast zgodnie z pogróżkami kontynuować krzyki - przymknęła się w końcu, bojąc się kolejnych rękoczynów w wykonaniu krasnoluda. Jak się okazało, jedno solidne potrząśnięcie w zupełności wystarczyło.

Nieświadomy obecności fechmistrza strażnik zwolnił nieco. Usłyszane wcześniej krzyki - dzieło Etsy - rozbudziły jego ciekawość, ale i zwiększyły ostrożność, lecz ta ostatnia nie ustrzegła go przed wpakowaniem się w pułapkę.

Gdy strażnik był już dwa kroki za rogiem Thubedorf przeskoczył nad leżącą na ziemi Nel, zamachując się toporem w stronę zaskoczonego przeciwnika. W tej samej chwili zaatakował Verin.
Topór Thubedorfa zatonął w podbrzuszu wartownika. Dokładnie w tym samym momencie katana Verina, który niespodziewanie pojawił się za plecami strażnika, przebiła serce mężczyzny. Podwójny atak był celny i szybki. Trafiony dwa razy strażnik nie zdążył nawet krzyknąć. Podtrzymany przez Verina powoli osunął się na ziemię.
Zamiast krzyku strażnika, po pomieszczeniu, zaraz po wydźwięku szczęknięć metalu broni zabójców, rozległ się mocno stłumiony krzyk służki, która przyciskała swoimi usta obiema dłońmi.
- Na litość boską, niech ktoś uciszy tą rudą dziewkę. Powoli zaczynam żałować, żem ją tu zaciągnął - skomentował krasnolud, na co z przerażeniem Etsy pisnęła raz jeszcze obawiając się takiego samego losu, jaki przypadł w udziale strażnikowi. Ignorując kolejne krzyki krasnolud podał rękę Verinowi - Dobra robota fechmistrzu.
- Etsy, albo pójdziesz z nami
- powiedział cicho Randal - i będziesz cicho, albo cię tu z nim zostawimy. Z tym truposzem. Jak sądzisz... na kogo spadnie wina za jego śmierć? A tak w ogóle, to możesz zabrać jego broń i kubraczek. Tak na oko... - obrzucił dziewczynę wzrokiem - będzie ci całkiem nieźle pasować.
Jakiekolwiek propozycje związane z trupem dziewczyna odebrała jak ponury żart, z którego nikt nie chciał się zaśmiać.
- Randal ma rację - wtrącił się krasnolud. - Być może okaże się to pomocne w niedalekiej przyszłości.
- Porozmawiaj z nią
- poprosił Randal, ściągając kurtkę z trupa strażnika. - Ja się go pozbędę i, mam nadzieję, przekonasz ją do tego czasu.
- Nie ma co rozmawiać. Wkładaj na siebie te ciuchy albo znowu przypadkowo stracisz przytomność, ale wtedy nie będę ciebie dźwigał ze sobą
- burknął krasnolud.
Nie tracąc czasu Randal przeciągnął truposza i zrzucił w dół. Jako że nikt się nie zainteresował, zabrał znajdującą się przy zabitym strażniku leczniczą miksturę i niezbyt wypchaną sakiewkę.

Verin zamaszystym ruchem strzepnął krew z broni. Nadal trzymając katanę ruszył długim, pokrytym pajęczynami korytarzem. Było tu stosunkowo ciemno, ale półelf widział doskonale. Po pewnym czasie dotarł do schodów, a następnie ostrożnie ruszył do przodu.
Mała Nel szybko go dogoniła i oboje przylgnięci do schodów wyjrzeli z nad krawędzi. Był tam kolejny długi korytarz, który kończył się identycznymi, białymi jak marmur schodami, lecz w przeciwieństwie do poprzedniego ten był usłany licznymi bocznymi drzwiami, przejściami i innymi mniejszymi korytarzami krzyżującymi się w tym miejscu.
Po chwili pierwsze drzwi po ich lewej otworzyły się wypuszczając na zewnątrz urzędnika. Mężczyzna stanął na środku korytarza wciąż rozmawiając z kimś kto stał wewnątrz pomieszczenia. Po wymienieniu uprzejmości obaj uścisnęli sobie dłonie, po czym urzędnik oddalił się w stronę schodów. Drzwi do pomieszczenia wciąż pozostawały otwarte.
Verin przykleił się do ściany i, stąpając cicho, podszedł do uchylonych drzwi. Wykorzystując koniec ostrza, spróbował zobaczyć, co jest w środku.
Hartowana stal ukazała pomieszczenie skąpane w jasnym świetle.
Długi pokój był usłany licznymi, stojącymi pod ścianami biurkami, a przy których siedzieli urzędnicy. Na samym końcu, pod wiszącą na ścianie tablicą, stało dwóch mężczyzn w długich sięgających ziemi szkarłatnych szatach instruujących resztę urzędników, którzy pilnie skrobali na pergaminach. Z tej odległości Verin był w stanie wychwycić tylko pojedyncze słowa - “Skazańcy… egzekucja… o północy…”. Wspomniano też coś o pewnym tajemniczym pakunku, zdobytym w rzecznej przystani.

Thubedorf okazał się nad wyraz przekonujący.
Etsy nie dość że zamilkła, to jeszcze posłusznie przebrała się w kurtkę strażnika, mimo wyraźnie się malujących na jej twarzy uczuć - strachu i obrzydzenia.
Gdy tylko na jej głowie znalazła się wciśnięta tam przez krasnoluda czapka, ruszyli dalej, po kilku chwilach dołączając do reszty drużyny.
Widząc nadchodzące posiłki Verin odsunął się trochę od drzwi. Odwrócił się w stronę kompanów i pokazał na migi, ile osób znajduje się w środku.

Półelf poczekał, aż jego kompani będą gotowi, chwycił pewnie broń i wszedł do środka. Ostrze jego katany wylądowało na szyi najbliższego urzędnika.
- Witam serdecznie moi mili. A teraz stać spokojnie i broń na podłogę, lub jego głowa wyląduje na drugim końcu pokoju.
Randal i Thubedorf weszli z groźnymi minami bronią w dłoniach, swą postawą demonstrując poparcie dla Verina.
Byli jednak, jak się okazało, za mało przekonujący.
- Co? Ktoście za jedni?! - krzyknął zakapturzony mężczyzna, ale nie czekając na odpowiedź zaczął rzucać zaklęcie. To samo uczynił jego towarzysz. Siedzący przy biurkach urzędnicy stanęli na równe nogi i przylepili się do ścian chcąc zejść z toru zaklęciom.

Randal, nie czekając ni chwili, rzucił w jednego z “zakapturzonych” magicznym pociskiem, zaś Verin zerwał się z miejsca i rzucił się biegiem w kierunku jednego z magów. Zaszarżował przez środek pomieszczenia, lecz nim zdążył dopaść czarodzieja dosięgnął go ognisty promień, wystrzelony z ręki maga. W tym samym momencie wystrzeliły magiczne pociski z ręki Randala trafiając w pierś drugiego czarodzieja. Mężczyzna zacisnął zęby i udało mu się zapanować nad tkanym zaklęciem. Palący promień wystrzelił z jego ręki raniąc Randala.
Ten co prawda wiedział, jaki to czar, ale ani nie potrafił uniknąć zranienia, ani też nie potrafił odpłacić się tym samym zaklęciem.
Verin dotarł do czarodzieja wykonując szalone cięcia, lecz przeciwnik zgrabnie uniknął jego ataku. Sprawę ułatwiło mu to, że Verin nadal czuł na sobie ognistą pożogę zaklęcia i nie mógł się skupić na walce. Thubedorf, który podążał tuż za fechmistrzem, stanął obok niego atakując toporem. Krasnolud spisał się dużo lepiej - jego broń wbiła się w ramię czarodzieja, raniąc go dotkliwie.
Nel starała się nie rzucać nikomu w oczy. Podczas gdy wzrok wszystkich skupił się na walczących, ona podpełzła do miejsca starcia, chcąc znaleźć się za plecami odzianych na czerwono magów. Po drodze ściągnęła swój lniany pasek od sukienki. Z sercem na ramieniu przyklęknęła za jednym z czarodziejów i założyła mu pętlę dookoła kostek - na tyle ciasną aby się przewrócił robiąc krok.

W przeciwieństwie do pozostałej czwórki Etsy nie zamierzała się wplątać w żadną awanturę. Ba, nawet nie miała ochoty obserwować tego, co działo się w sali. Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami, przez moment zastanawiając się, co robić - stać, iść dalej, czy może uciekać, gdzie pieprz rośnie.

Skuleni przy swoich biurkach urzędnicy z przerażeniem oglądali magiczną potyczkę. Żaden z nich nawet nie pomyślał o tym, by włączyć się do trwającej walki.
Czarodziej, który walczył z Verinem i Thubedorfem, wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie, które okryło go błyszczącym pancerzem, a które Randal rozpoznał jako czar zwany popularnie „zbroją maga”. Chciał następnie wyciągnąć rapier i zaatakować nim przeciwników, ale w zrobieniu ten ruchu przeszkodziła mu założona przez Nel pętla. Mag potknął się i runął na ziemię. Wykorzystał to Verin, który zamachnął się kataną i zatopił jej ostrze w sercu czarodzieja.
Z dłoni Randala wystrzeliła kolejna seria wielobarwnych pocisków, trafiając w pierś drugiego czarodzieja i zabijając go na.
Walka była skończona.
 
Kerm jest offline