Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2014, 05:26   #9
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Uczciwe postawienie sprawy, acz nierozważne z twej strony. Nie należy bowiem odmawiać, nie znając sytuacji.- skinął głową Tankrist. Uśmiechnął się ironicznie i dodał.- Odmówić zawsze można zdążyć.

Wykonał prosty gest dłoni i pomiędzy palcami zamigotał blady ogieniek intensywnie niebieskiej barwy. Nie sztuczka i nie iluzja. Coś innego.- To jest czysta moc. Wbrew temu co się wydaje maluczkim, dość powszechna… zwłaszcza u dzieci. Każde niemal dziecko ma pewien potencjał ku magii, w większości przypadków niezbyt silny. I szybko zaprzepaszczany. Gdzieś w okresie dojrzewania, gdy dzieci stają się dorosłymi ten potencjał magiczny zwykle zanika całkiem. Dlatego wśród szlachty tak dużo jest magów. Wielmożów stać, by dzieci mogły rozwijać swój potencjał… zamiast marnować czas na pomaganie przy obejściu czy warsztacie. Dzieci z pobliskich wiosek, z racji przeszłości tych ziem, mają nieco większy potencjał.
Płomień w dłoni maga urósł nieco.-Większy tylko odrobinę. Mimo to, wystarczający jednak by ktoś, postanowił go zebrać.

Płomyczek zaczął szybko dzielić się na kolejne identyczne płomienie, niebieskiej barwy.- I zaczęły ginąć dzieci i dorośli obdarzeni talentem. Problem z którym jednak zaczął się borykać nasz porywacz, polegał na tym, że…- płomyczki zaczynały szybko gasnąć jeden po drugim, aż został tylko jeden.- Że dzieci w tej wiosce prawie się skończyły, w dodatku… pojawiły się wojownicy, którzy mogli poradzić sobie z jego sługami. Pewnie skieruje więc swe potwory ku innej wsi. Ale… na szczęście pojawiłaś się ty.- płomyczek unoszący się nad jego dłonią, nagle urósł do płomienia sporej pochodni.-Osoba obdarzona dużą mocą, która w dodatku nie potrafi właściwie nią władać. Czyż to nie szczęśliwa okazja.
Tankrist spojrzał wprost w oczy Eshte.- Odmówiłaś i możesz odjechać. Jestem pewien, że przyciągniesz jego uwagę i że cię złapie. No cóż… tak czy siak, jako przynęta wskażesz nam do niego drogę. Oczywiście, jeśli będziesz w jego łapach… mogę nie mieć dość siły by cię odbić.
-Nie
– odparła mu krótko i stanowczo elfka unosząc karcąco swój palec wskazujący. Poruszała nim na boki przy każdym kolejnym wypowiadanym przez siebie zaprzeczeniu -Nie, nie, nie. Wcale nie. Jeśli, mając na uwadze to ostrzeżenie o pomylonym magu, wyruszę dalej tą drogą pozwalając mu się złapać, to będzie to tylko i wyłącznie z mojej własnej woli. Tyle, że mogę teraz zawrócić na główny trakt, prawda?

Mogła. Nie było to jej w smak, bo nie przepadała za nadrabianiem drogi, ale jeśli miała wybierać pomiędzy porwaniem przez jakiegoś dziecioluba, a dodatkowym dniem w podróży, to wybór był całkiem oczywisty.

-Jeśli zaś zgodzę się wziąć udział w Twoich knowaniach, to będę musiała być przynętą i wierzyć, że pomoże mi dopiero co napotkany czarownik z zakonu. To nawet dla mnie brzmi wielce nieprawdopodobnie-rozłożyła bezradnie ręce. Nie było przecież jej winą, że tak ciężkie było zaufanie obcym, szczególnie, gdy od nich miało zależeć jej życie. Nic nie mogła na to poradzić. Tak po prostu było.

Dopiero teraz zainteresowała się wcześniej wskazanym jej krzesłem. Nonszalanckim ruchem kapelusza otrzepała siedzenie z ewentualnych pyłków czy tam okruchów, i potem usadowiła się na nim wygodnie wyciągając nogi przed siebie i krzyżując je w kostkach, tak samo jak ręce na piersi -Nie przywitaliście mnie i mojego kompana zbyt ciepło. Nie możesz oczekiwać, że się radośnie zgodzę na taki pomysł.
-To prawda, możesz zawrócić. Ale myślę, że on… uderzy gdzieś w okolicy. Możesz nie dotrzeć do traktu nim ponownie jego sługi zapolują.-odparł w odpowiedzi Tankrist. Jego oczy się lekko zmrużyły.- Może jednak ci się uda, może nie...
Czarownik oparł się wygodnie plecami o oparcie krzesła.- Możesz też dać się wynająć na jedną noc. Próbuję już kilka dni wytropić jego kryjówkę z miernym skutkiem. Jednakże udało mi się zawęzić obszar poszukiwań. I może mając ciebie jako żagiew, uda mi się rozświetlić mroki tej nocy. I nie będziesz ryzykowała za darmo. Zostaniesz sowicie opłacona w dowolnej walucie jaką wybierzesz. Czy to będzie złoto, czy też moc, czy nawet wiedza. Może i nie napawać cię entuzjazmem ta współpraca, ale nawet ty musisz przyznać, że Zakon to uczciwy pracodawca. Możesz być pewna, że dług wobec ciebie zostanie spłacony. Zresztą…- sięgnął do pasa i położył na stole ciężką sakiewkę.-... jak widzisz, na gołotę nie trafiłaś. Możesz więc podjąć się zadania i otrzymać zapłatę, możesz ryzykować swoje życie uciekając samotnie na trakcie. Twój wybór panienko. Jeśli potrzebujesz czasu do namysłu, to zapraszam na wieczerzę. Jeszcze nie jadłem posiłku.
Po tych słowach wstał i szybko zagarnął kieskę doczepiając ją do swego pasa.

Miała mu wygarnąć zły dobór słów, że jeśli szuka kobiety do wynajęcia na jedną noc, to porwał złą elfkę, ale widok sakiewki i brzęk monet wystarczająco ją uciszył. W tej kwestii. Teraz zaś miała ochotę mu zarzucić skąpstwo i brak znajomości zasad istniejących pomiędzy kuglarzem a jego publiką. Przecież tak się nie robiło! Patrzenie nie było za darmo! Co za niewychowane paniczystko.

Wiedza i moc były jej zbędne. Nigdy wprawdzie nie sprawdzała, ale głęboko powątpiewała, aby karczmarze przyjmowali je w formie zapłaty. Co oznaczało, że nie mogła się nimi najeść, napić ani umyć. Wiedza na dodatek bywała niebezpieczne, a moc.. cóż, jeszcze jej nieświadoma mogłaby rzeczywiście doprowadzić do prawdziwego wybuchu w czasie występu. Ale monety.. one potrafiły zmiękczyć serce tej elfki. Odrobinę.

-Ale właściwie, to czemu sam nie postawisz się w roli przynęty, co? - zapytała podejrzliwie, unosząc jedną brew wysoko pod rondo nasuniętego na głowę kapelusza -Przecież też jesteś magiem. Wystarczy, że pozbędziesz się tej aury wielkiego pana czarownika i tez okażesz się być wystarczająco kuszący do porwania. Potem tylko czekać, aż uratuje Cię ten Twój białowłosy rycerz na równie białym koniu.
- Czemu…? Bo jestem magiem właśnie.
- odparł Tankrist zatrzymując się w pół kroku. Potarł dłonią podbródek w zastanowieniu zerkając na elfkę.- Jakby ci tu… to… hmmm… Może tak…
Zadowolony z tego że znalazł odpowiednie porównanie, zaczął perorować tonem doświadczonego maga, tak nie pasującym do fizjonomii gołowąsa młodszego przecież od Eshte.

-Jesteś diamentem Eshtelëo Meryel, pięknym i błyszczącym. Kuszącym blaskiem, ale i nieoszlifowanym. Twoja magia i aura płoną mocą, ale też są pełne nierówności. Jesteś surowym materiałem ledwie dotkniętym jeno przez dłuto jubilera. Ja zaś …- skłonił się dwornie.- ...ja zaś jestem brylantem, błyszczącym mocą i potęgą, ale i wyszlifowanym dyscypliną i kontrolą. Doświadczony badacz magii zauważy to nawet, gdybym przebrał się w strój żebraka. Owe stwory czy też sługi, też pewnie potrafią to wyczuć… ergo… postrzegają pewnie świat w sposób odmienny niż ty czy ja…
Po czym uśmiechnął się ironicznie odwracając kota ogonem.- A więc wpadł i w twoje oczka najmłodszy dziedzic hellsmirskiej ziemi, co? Nie tobie pierwszej i nie tobie ostatniej. Powściągnij jednak swój ostry języczek. Ja mogę być wyrozumiały, on naiwny, ale w Grauburgu będzie sporo szlachciców, a każdy ze sługami…. którzy sprawnie wymierzą plagi na plecy pyskatej elfki, która nieopacznym słowem obraziła ich pana.
Obrócił się do niej plecami kontynuując.- Wierz mi, niewielu z nich potrafi do cenić cięty języczek. Znacznie bardziej wolą uległe usta dookoła swej kuśki. Na szczęście dla ciebie, ja cenię buńczuczne dziewczęta, zwłaszcza jeśli są wygadane. To jak… masz ochotę na posiłek za darmo, czy też wolisz się unieść dumą i płacić za tutejsze wiktuały? Bądź pewna, że nie są warte ceny które przyjdzie ci za nie zapłacić.
-To nie tak, że któryś z was zapłacił mi za pokaz, czyż nie?
- syknęła w odpowiedzi elfka, jednocześnie wstając z krzesła, co by czarownik przypadkiem nie poszedł bez niej. Nie dość, że popisywała się przed nimi za darmo, że się tym zmęczyła, to jeszcze pomimo braku zarobku miałaby płacić za posiłek? Chyba był śmieszny, że w ogóle wychodził z tak absurdalną propozycją -Mieszkańcy poprzedniej wioski też sobie popatrzyli, ale sięgać do sakiewki to już nie było komu. Jedynie krasnoluda mi podrzucili, a tego to żaden karczmarz nie weźmie w formie zapłaty. Za brzydki.

Wzruszyła ramionami. Nie skomentowała ani słów mężczyzny o „wpadnięciu jej w oko” białowłosego młodzika, ani tych o diamencie i pięknie. Pierwsze musiały być wynikiem głodu jaki pewno nękał maga i nie pozwalał do końca myśleć rozsądnie. A drugie.. brzmiały jej nienaturalnie. Przyzwyczajona była do słuchania, że jest elfim bękartem, demoniszczem, odmieńcem, podpalaczką, tym, „nie zbliżaj się córciu” i wieloma innym przydomkami o podobnych znaczeniach. Diament do nich nie pasował.

-Ale Ty możesz sobie go zostawić za darmo, bo macie coś wspólnego. Mówienie o oczywistościach z takim przekonaniem, jakbyście arkana podróżnicze i sztuki kuglarskiej otwierali przed jakim niedorostkiem – wykrzywiła wargi w zadziornym uśmiechu, czarującym na swój prowokacyjny sposób -Jakże udało mi się tak długo przeżyć bez waszych złotych rad?
-No właśnie. Jak długo?
- zapytał retorycznie Tankrist nie przejmując się jej zadziornością.- Jak długo podróżujesz sama? Nie widziałem jeszcze elfiej kuglarki podróżującej samotnie. W grupach, elfy widywałem nader często… Samotne, co najwyżej wiszące na drzewach. A czasem…- wzdrygnął się nagle i dodał przepraszającym tonem.- Wybacz... Skierowałem rozmowę na nieprzyjemne tory.

W niedużej małej izbie do której ją zaprowadził, stał już gnący się w pokłonach gruby karczmarz, który patrzył spode łba zarówno na Eshte, jak i na czarownika. Tyle że Tankrist wzbudzał nim dodatkowo strach.
- Donieś i dla mnie.- rzekł mag do karczmarza wykładając dwie monety na stole, które po chwili znikły błyskawicznie pod jego fartuchem. Zaś sam mag usiadł naprzeciw żytniej polewki z pajdą razowego chleba i kuflem cienkiego piwa do popitki, wyraźnie tym dając znak że elfka nie musiała czekać na posiłek.
Następnie położył kilka monet przy samej misce. Widać było że subtelna sugestia kuglarki wystarczyła, by zapłata jednak się pojawiła.

Po prawdzie to nie była pewna, czy bardziej cieszyła się z posiłku – ciepłego i darmowego, nawet jeśli niezbyt obfitego, czy może z widoku tych monet, tak ślicznie błyszczących w oczach ciężko pracującej elfki. Zwinnie zagarnęła zapłatę dłonią, prawie jak w sztuczce polegającej na znikaniu przedmiotów (czasem bez wiedzy właściciela) tyle, że po chwili jedna z błyskotek zaczęła obracać się pomiędzy jej palcami.
-Wiem już, że moja skromna pomoc jest Tobie i rycerzykom niezbędna – sposób, w jaki to powiedziała wcale nie wskazywał na jej wielkie poczucie skromności, czy miłosierności względem tego czarownika i jego potrzeb. Już przeliczała je na kolejne podzwaniające słodko monety -Ale na co wam Kranneg? Chcecie go rekrutować na kolejnego braciszka Zakonu? Bo chyba nie jest jakim.. krasnoludzkim magiem ukrywającym się po wioskach jako kowal, którego chcecie przebrać za tutejszego dzieciaka i wypuścić jako przynętę? Nie to, żebym nie chciała tego zobaczyć..
Zachichotała sobie cicho oglądając ten obraz jaki podsunęła jej wyobraźnia.

-Dodatkowy topór czy miecz… zawsze się przyda.- odparł spokojnym głosem Tankrist, aczkolwiek z ironicznym uśmiechem na obliczu.- Nasze siły tutaj nie są zbyt liczne. Mam wrażenie, że komturia w Grauburgu nie potraktowała tej wyprawy poważnie. A raczej podesłała patrol dla świętego spokoju. Co by lamentujący wieśniacy nie zakłócili zbliżającego się ślubu swym lamentowaniem.
Po chwili zjawił się karczmarz z posiłkiem dla czarownika, za co otrzymał od niego kilka monet.
-Niemniej otrzymasz swojego krasnoluda z powrotem.- dodał pomiędzy jednym, a drugim machnięciem łyżki.
Eshte zdjęła z głowy kapelusz, po czym położyła go na blacie stołu. O dziwo, tym razem nie zajął się ogniem.
-Oh, bez obaw. Młody ma się uczyć życia, po to właśnie się wyrwał ze swojej wioski, a ja przecież nie mogę zawieść zaufania jego ojca. Nie trzeba go oszczędzać – odparła mu stanowczym tonem o zadziwiająco wychowawczym brzmieniu.

Sama nie była tak ufna do jedzenia jak czarownik. Nim zanurzyła weń łyżkę, najpierw długo przyglądała się zalewajce, czy aby ponury gospodarz nie postanowił przyprawić jej czymś od siebie. Tak specjalnie dla dwójki adeptów sztuk magicznych, niespodzianka karczemna. Ciężko jednak byłoby odróżnić jego plwociny od reszty dania, więc elfka jedynie przy przełykaniu zerkała na tamtego mężczyznę, czy przypadkiem nie uśmiecha się jakoś podejrzliwie satysfakcjonująco -I tutejsi nie wydają się być zachwyceni wizytą wysłanników Zakonu. Czy to może jedynie wina Twojego uroku, a białowłosego panicza goszczą z uśmiechami i stołami ze swoimi najlepszymi specjałami?
-Giną dzieci, magiczne sługi je porywają… Niechęć do czarowników jest więc uzasadniona
.- stwierdził w odpowiedzi Tankrist, nie mając takich obaw jak ona, co do składu posiłku. I szybko wyprzedzając elfkę.- Jak i strach przed nazwiskiem von Taelgrim
A ona nie zdołała spytać o to nazwisko, bo do izdebki wpadł Kranneg przyglądając się badawczo kuglarce.- Wszystko w porządku? Nie narzuca ci się on? Cosik długo tu sobie gruchacie.
-Czyżby… między wami coś było?
- spytał okularnik z bezczelnym uśmieszkiem goszczącym na obliczu. Niewątpliwie wizja elfio-krasnoludzkich umizgów bardzo go bawiła.

I się zakrztusiła elfka, tak niespodziewane były te wszystkie pytania. O ile te krasnoluda nie były jeszcze aż tak zaskakujące, o tyle to zadane przez czarownika..
Z jego winy właśnie, coś poszło nie tak w trakcie przełykania jedzenia przez Eshte. Jaka grudka poleciała nie tam gdzie powinna, gdy ta chcąc się obronić przez tymi zarzutami, jednocześnie próbowała także pośpiesznie przełknąć i prychnąć śmiechem w rozbawieniu. Zakończyło się to na gwałtownym kaszlu i równie zażartej próbie złapania powietrza w płuca. Zdołała to opanować dopiero po chwili, i po kilku uderzeniach dłonią w mostek, po których zapłakana mogła w końcu odpowiedzieć kowalowi słabym głosem -Chce mnie zabić, widzisz? A nawet jeszcze nie zdecydowałam, czy chcę im tu pomóc.
-Właśnie widzę…. dziwny sposób na zabijanie. Mi też zaproponowano krótki kontrakt, ale obiecałem cię doprowadzić całą i zdrową do Grauburga, więc nie mogę zdecydować bez konsultacji z tobą.
- stwierdził Kranneg troskliwym, acz poważnym tonem głosu. A sam czarownik uśmiechając się ironicznie przyglądał się Eshte.
-Coś nie wywiązujesz się najlepiej ze swojej obietnicy, prawda? Poskarżę Twojemu ojcu - ucięła krótko kuglarka, będąc niezadowoloną zarówno z niezręcznej troski krasnoluda, na którą przecież się wcale nie zgadzała, jak i ze spojrzenia czarownika zza szkiełek okularów, które z nonszalancją starała się ignorować. -I wiele do wyboru nie mam w tej decyzji. Obecny tu Thaaaneekrist jasno mi wytłumaczył, iż mogę dać mu się wynająć na jedną noc – specjalnie użyła podobnego sformułowania co wcześniej mężczyzna, co by jego zamiary wobec niej brzmiały jeszcze bardziej złowieszczo - Albo zaufać własnemu szczęściu w dalszej podróży. A ono mi coś nie sprzyja na tych waszych ziemiach…
-Na jedną noc? Nie wypa… da ?
- Kranneg niewłaściwe zrozumiał wypowiedź Eshte, ale też nie znając zbytnio elfki nie wiedział jak na nią zaregować, co znów wywoływało ironiczny uśmieszek maga. Który zwrócił się wpierw do Krannega mówiąc.- Wypada, wypada… można wynająć na jedną noc jeśli nie złotem, to klejnotami lub czułymi słówkami. Wszystko zależy od waluty, a ty…
Spojrzenie zza okularów spoczęło na Eshte.- Możesz mi Puchacz mówić moja droga, skoro masz takie problemy z mym imieniem.

Usta elfki zadrżały niebezpiecznie. Tym bardziej był to nieodpowiedni moment, że przecież starała się dojeść do końca swoją zalewajkę, a tu prawie znowu by się zakrztusiła, gdyby nie powstrzymała zbierającego w niej rechotu. A powodem był.. Puchacz. Tak, właśnie tak. Jej przewrotnie rubaszny umysł przywołał na myśl jakże podobne temu przezwisko, różniące się jedynie pierwszą literą. Nijak jednak nie pasowało ono do siedzącego naprzeciwko mężczyzny, bo i postura nie taka, zachowanie za mało prostackie. Nawet ni razu nie raczył jej wspomnieć o swym mocarnym wyposażeniu, któremu nie potrafi się oprzeć żadna kobiet od gór, po morza i lasy!

-Nie, nie. Zostańmy przy Thaanekriiście, tak będzie bezpieczniej – odparła po tym, jak powstrzymała swój krótki chichot, którego nijak nie mogła utrzymać w ukryciu. To rozbawienie też sprawiło, że zamiast obruszyć się na sugestie wiszącą w powietrzu po mylnym odebraniu jej wypowiedzi, ona zaledwie błysnęła psotną iskierką w jednym oku. Pozostawienie krasnoluda w takim przeinaczeniu było całkiem zabawne.
-Słodkie słówka pewnie i bywają w cenie, ale nie w tym przypadku. Ale z chęcią przyjmę wszelkie drogocenne błyskotki, tak jak i błyszczące monety. A sama noc ma zawierać tylko to o czym rozmawialiśmy - w trakcie mówienia łyżka opadła ze stuknięciem na pustą już misę, a sama kuglarka mając wolne dłonie, zaplotła ręce na piersi w stanowczym geście. Uniosła także podbródek wytrzymując spojrzenie czarownika -Inaczej nie ma umowy.
-Błyskotki? Nie. Albo pieniądze , albo moc. Nie wszystko na raz
.- stwierdził stanowczo mag, dając tym do zrozumienia o jakich “błyskotkach” myśli. O klejnotach w które zdolny mag potrafił wlać nieco magicznej energii i zmagazynować ją. A także wydobyć z nich w chwili potrzeby. Nie były to klejnoty służące tylko do ozdoby, choć często i tę rolę pełniły wprawione w sygnety, bransolety, naszyjniki czy diademy.
-Pięćset srebrnych cesarskich, nieskrawanych. Tyle mogę zaoferować… to znaczy Zakon może. Zgoda?- zapytał po chwili w ramach negocjacji. Trzeba było przyznać, że suma robiła wrażenie, tym bardziej że wyrażona w monetach wszędzie akceptowanych, bo pochodzących sprzed upadku Cesarstwa. Kiedy jeszcze wszędzie obowiązywały takie same miary kruszcu w monetach.

Rozmarzyła się na samo wyobrażenie wagi sakiewki zawierającej tyle monet, że nie wspominając o cudownym brzmieniu ich pobrzękiwania i blasku takiej ilość. Jak gwiazdy zamknięte w skórzanym mieszku tylko na jej własność. Ileż mogłaby kupić za taką zapłatę, będąca równowartością przynajmniej dwóch miesięcy kuglarskich sztuczek i okazjonalnego podkradania możnym ich błyskotek! Mogłaby sobie pożyć trochę w luksusie z codziennymi posiłkami, kąpielami i nowymi ubraniami. Może nawet wyjątkowo zleciłaby komuś ich uszycie, zamiast jak zwykle sama się tym zajmować?

Jeszcze kilka chwil takich kuszących wizji, a Eshte musiałaby wytrzeć sobie ślinę ściekającą z kącika jej ust. Zdołała się jednak w porę pohamować, co by nie dać czarownikowi więcej możliwości do żartowania sobie jej kosztem. Nie chciała także dać mu odczuć, że może sobie z niej zrobić swoją marionetkę po byle zawróceniu jej w głowie pokaźnymi kwotami pieniężnymi. Nawet jeśli było w trochę iskierki prawdy, to Thanekrist nie musiał o tym wiedzieć.

Dlatego po napełnieniu brzucha podniosła z wolna swój tyłeczek z krzesła, mówiąc od niechcenia – Podziękowania za posiłek, ale zgody nie ma. Muszę się jeszcze zastanowić nad Twoją propozycję, ale.. to chyba nie robi problemu, prawda? Wszak to nie tak, że Ty i reszta rycerzyków gdzieś się wybieracie.

Uśmiechnęła się do niego słodziutko. Miała przecież rację. Grupka wysłana przez Zakon niejako tutaj utknęła, dopóki nie rozwiążą sekretu dzieci znikających z okolicy. Mogliby najwyżej zmienić wioskę na kolejną niechętną obcym, ale nie na powrót do jednego ze swoich zamczysk czy tam innej twierdzy. Potrzebowali jej, by móc się stąd wynieść. Ona ich zresztą też.
Tak troszeczkę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem