Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2014, 05:30   #10
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Myślała, aby przejść się po wiosce, odszukać każdego z żołdaków, który śmiał obejrzeć jej występ za darmo, i domagać się od nich zapłaty niczym jaki lichwiarz. Nie była to typowa praktyka w czasie popisów, bo i zwykle widownia była tak rozemocjonowana, zaskoczona i zadziwiona jej sztuczkami, że monety same wlewały się miedzianymi, czasem srebrnymi strugami do kapelusza elfki. Naturalnie, była to lekka przesada, ale Eshte miała nadzieję, że i tak się w końcu zdarzy ku jej uciesze.
Aczkolwiek porzuciła ten zamysł. Pachołki Zakonu zapewne nie posiadały zbyt pękatych mieszków, a całą swoją skromną zapłatę woleli wydawać na trunki, hazard lub mało wymagające kobiety, niż odpowiednio docenić sztukę kuglarską. Nie zdziwiłaby się także, gdyby chcieli przed łaskawym wrzuceniem monety jeszcze trochę zmacać jej ciałko. Co w sumie już zrobili co poniektórzy z nich, i za co też powinna im policzyć według najstarszych reguł świata.

Potem pomyślała, aby poszukać Zygryfa i na nim wymóc jedną, większą zapłatę za wszystkie oczy jakie miały czelność za darmo oglądać jej spektakl. W tym także i jego, o długich rzęsach niczym wachlarze wypudrowanych szlachcianek. Tak, miała okazję się przyjrzeć, kiedy prezentowała mu ognisty kwiat – obserwacja była przecież ważnym elementem jej profesji. Nie wątpiła, że odpowiednim doborem słów, głównie traktujących o jej ciężkim życiu zarówno na trakcie jak i w miastach, byłaby w stanie poruszyć w tej panieneczce potrzebę wspomożenia słabszej, długouchej istotki.
Ale i ten pomysł postanowiła w końcu odrzucić. Wystarczyło do tego wyobrażenie sobie ironicznego uśmieszku na ustach czarownika, czemu towarzyszyłyby kolejne insynuacje jakoby patrzyłaby na rycerzyka inaczej niż tylko jak na źródło łatwego zarobku. Głupoty jakieś. W końcu, gdyby odczuwała potrzebę znalezienia sobie towarzysza na samotne, zimne noce w wozie, to na pewno nie szukałaby sobie takiej panienki bardziej kobiecej od niej. Wymarzony mężczyzna kuglarki powinien być... i mieć... a jego... cóż, nie wiedziała jaki właściwie powinien być. Jakoś życie na trakcie nie sprzyjało romansom, jeśli nie gustowało się w szczerbatych chłopach, zwalistych strażnikach, karczemnych łachudrach lub synach kowala. Ale była pewna, że jeśli kiedyś trafi na odpowiedniego, to jakieś tajemnicze reakcje w ciele od razu ją o tym powiadomią.

Zatem skoro żaden z jej planów się nie urzeczywistnił, a sama wioska nie posiadała w swych granicach zbyt wielu atrakcji, elfka wróciła do swojego wozu stojącego na jej obrzeżach.
Przysiadła sobie ciężko na schodkach prowadzących do środka jej skromnego domku na kołach, po czym odetchnęła.. równie ciężko i głęboko na dodatek. Sprawiała wrażenie zmęczonej, i to nie tylko na duszy przez przyprawiające ją o ból głowy rozmowy z czarownikiem. Przede wszystkim na ciele, jak gdyby te dzisiejsze arystokratyczne popisy wyssały z niej zbyt wiele sił. Nie była to do końca prawda, choć zapewne ta częściowa była mniej wstydliwa niż rzeczywistość, w której tak duże użycie magii do wzniecenia iluzorycznych płomieni wyczerpywało ją bardziej niż jakikolwiek wycisk na tle fizycznym. Mięśnie i gibkość ciała mogła wytrenować, ale ta moc płynąca w jej żyłach.. ona była jak zupełnie inne istnienie żyjące w niej i pozwalające z siebie korzystać. Nie do końca okiełznana, jak najbardziej przydatna, a ceną za jej pomoc była energia elfki. Czy warto zatem było opierać swoje popisy na czymś tak bardzo niepewnym? Oczywiście.

I właśnie z powodu tego zmęczenia, które zaczęła odczuwać jeszcze zanim poszli zjeść posiłek w gospodzie, Eshte poczuła potrzebę zniknięcia z oczu zarówno przezabawnego Thanekriista, co i zadziwiająco opiekuńczego krasnoluda. Ten pierwszy zapewne uśmiechnąłby się ironicznie dodając, że przecież on nigdy nie ma takich problemów, może nawet przez sen wzniecić płomienie, a i tak się bardzo dobrze wyśpi. Przemądrzalec jeden.
Kranneg zaś, z winy jakiejś podejrzanej tajemnicy złożonej swojemu cwanemu ojcu, zaraz zacząłby skakać wokół niej, bo może czegoś potrzebuje, może coś jej zaszkodziło, może jedzenie, a może ten łotr czterooki jednak jej zrobił co niedobrego. Być może gdzieś w jego żyłach płynęła kropla krwi chochlika?

Nie, nie. Nie miała nerwów, żeby się na pierwszego jeszcze bardziej złościć, a drugiemu tłumaczyć i wymigiwać. Stąd i potrzeba „namyślenia się” co do przedstawionej jej propozycji, chociaż tak naprawdę już podjęła decyzję jeszcze siedząc przy stole. A raczej pięćset srebrnych cesarskich, nieskrawanych podjęło ją za nią, bo i nie było to coś, czemu się łatwo odmawiało. Wszak kobieta musiała jakoś sobie radzić w życiu i zarabiać na swoje kaprysy, samotne przetrwanie w cywilizacyjnej dziczy.
Kiedyś zaś miała możliwość mało zachęcającego wyboru pomiędzy zdaniem się na łaskę przesądnych wieśniaków, zgodzeniem się na bycie przynętą dla jakiegoś okolicznego szaleńca i zatrudnieniem się w jednym z elfich zamtuzów w mieście, to odpowiedź była oczywista.







***






Słońce już chyliło się ku zachodowi, kiedy elfka odnalazła czarownika znowu w karczmie, zajadającego się tym razem kolacyjnymi pomyjami tutejszego mistrza kuchni.

Zniknęła na cały dzień, tłumacząc się potrzebą przemyślenia jego propozycji, jednakże tak naprawdę tylko czerpała złośliwą, wewnętrzną satysfakcję z podtrzymywania go w niepewności. A to, że większość ze swych „rozmyślań” spędziła słodko drzemiąc w swym wozie, pozostawało jej tajemnicą. Jednakże dzięki temu odetchnięciu w ciszy i spokoju zdołała ponownie nabrać sił, tak na kolejne magiczne sztuczki, co i na droczenia się z Thanekristem. Nie wierzyła bowiem, że ten tak po prostu przyjmie jej decyzję, nie racząc jej jakiś prześmiesznym zapewne komentarzem. Cóż, była na to przygotowana.

Lekkim kopniakiem otworzyła sobie drzwi wcześniej wspomnianej gospody, choć ta nazwa tak naprawdę była komplementem dla przybytku. Jakże urocza, spoglądająca niechętnie spode łba sylwetka właściciela także niezbyt zachęcała podróżnych, a przecież Eshte widziała już w swoim życiu niejednego karczmarza. Przeważnie, ci o podobnej aparycji prowadzili lokale pełne zabijaków, gdzie równie niebezpiecznie było przebywać, jak i próbować coś zjeść. Ale.. ten tutaj równie dobrze mógł być wyjątkiem od reguły, prawda?
Na próbę posłała mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów, na który zareagował grymasem i jakimś mamrotaniem pod nosem.

Nie przejęła się ni odrobinę tym, że postawny mężczyzna nie dołączy do grona miłośników jej popisów. Była już bowiem w drodze do czarownika, zdecydowanie wyróżniającego się na tle towarzystwa, któremu bardziej pasował wystrój izby. Przystanęła pewnie przy jego stole, i bez żadnego „witaj”, „smacznego” ani choćby „udław się”, powiedziała:



Masz swoją przynętę, Thaneekririście.




Splunęła na swoją prawą dłoń pozbawioną osłony delikatnej rękawiczki i wyciągnęła ją ku niemu. W oczach o fiołkowych tęczówkach tańcowały zadziorne kurwiki.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem