Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2014, 15:11   #350
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Zasady

Ruchy spiczastouchego powili wytracały na szybkości. W końcu zatrzymał się w miejscu. Rozejrzał się uważnie po wnętrzu zamku. Wyżsi członkowie bractwa nieraz gościli u króla na bardziej, lub mniej oficjalnych spotkaniach. Surokaze nigdy na takie nie był zabierany, podobnie z resztą jak inni nowicjusze. Dopiero teraz do białowłosego dotarło, jaki błąd zrobili w przygotowaniu planu. Nikt nie przeprowadził rozpoznania terenu. Czegoś, co dla elfa było podstawą działania. Nie lubił poruszać się po nieznanym terenie. Czy założył, że reszta będzie znała zamek? Najwyraźniej tak. I to chyba był błąd.
- Jak myślisz, ktoś będzie na tyle grzeczny i nam powie gdzie jest ten cały król i jego pomocnik, bez zbędnego obicia mu mordy? - zapytał swojego towarzysza. Oczy szermierza zaczęły się lekko świecić, gdy jego wietrzny zmysł przeszukiwał okolicę, w celu znalezienia jakiegoś gwardzisty.
- Wątpię że znajdziemy osoby wystarczająco lojalne, by oddały życie za swego pana. Większość pewnie traktuje to tylko jak źródło utrzymania. - strażnik równowagi odpowiedział w nieco wymijający sposób. Z jednej strony jego ciało zdążyło polubić walkę, z drugiej jednak - umysł ciągle wolał jej unikać. Po co pozbawiać dusz kolejne istoty?
Ten znalazł się kilka pomieszczeń dalej. Co prawda otoczony był przez kilku kolegów, ale dla Suro nie było to wyzwaniem.
- Słuchaj no… mam dla ciebie propozycję. - elf uśmiechnął się szeroko, co nadało jego ozdobionej blizną twarzy demonicznego charakteru. - Albo powiesz mi gdzie jest król lub jego pomocnik, z dokładnym dojściem z tego miejsca, albo pobiję cię i wtedy mi to powiesz. Co wybierasz?
Potrzebne informacje zostały dość szybko udzielone. Najwyraźniej w stolicy zatrudniali ciut inteligentniejszych strażników niż w Lurkozie.
- Grzeczny chłopiec. A teraz przyjemnych snów. - Uderzenie tępą stroną włóczni w tył głowy wysłało gwardzistę na spoczynek.
- Trochę mamy do przejścia. To co… kto pierwszy na górze, czy kto obezwładni więcej strażników? - Suro zapytał Fausta, gdy do niego wrócił.
- Wydaje mi się, że poruszamy się wystarczająco szybko, by po prostu ignorować strażników. - Faust zaśmiał się w odpowiedzi. Podobał mu się sposób działania Suro. Jego metody były nieco brutalne, jednak nie zawierały w sobie siania śmierci w każdym możliwym kierunku. Ba, elf wolał nawet obezwładnić kogoś, niż pozbawić go żywota.
- Kto wie, może w całej gwardii królewskiej znajdą się jacyś ciekawi osobnicy. - dodał po chwili. Jego umysł niemalże przypomniał mu tego typu sytuacje przedstawiane w epickich powieściach. Jeśli miały w sobie chociaż ziarnko prawdy, to z całą pewnością nie dojdą do króla i jego doradcy bez utrudnień.
- Prowadź. - blondyn wysunął przed siebie prawą dłoń, obracając się twarzą do Suro. Pojedyncze słowo wystarczyło, by ostatecznie odrzucić wszelakie propozycje zakładów. Ten, który znał drogę musiał poruszać się jako pierwszy. Skoro zobaczy potencjalnych przeciwników szybciej, niemal oczywistym było jego pierwszeństwo w rozbrojeniu takowych.
Blondyn nie mylił się mówiąc, że byli zbyt szybcy dla przeciętnego strażnika. Połowa z gwardzistów nawet nie zarejestrowała ich obecności. Niektórych nswet sami pędzący nie zauważyli, bowiem wyglądali jak rozmazane plamy. Dopiero niedaleko komnat króla, coś się zmieniło.
Mijali jakiegoś osobnika, gdy nagle jego miecz, śmignął przed twarzy Fausta. Kosmyk blond włosów, został ścięty, a obaj bohaterowie zahamowali gwałtownie. Strażnik równowagi kojarzył facjatę wroga… był to jeden z szaleńców których w swej szalonej formie, czerwona koszula widziała na froncie.



Dzika twarz, obnażone muskuły i dwa ogromne miecz, wszystko czego potrzebował każdy barbarzyńca. W pewnym sensie jego postura przypominała kata, w jego oczach czaiła się taka sama dzikość. Zakręcił w milczeniu dwoma ogromnymi tasakami, obserwując Surokaze i czwartego z rodu zdrajców.
- Uch, aleś ty brzydki. - rzucił elf, odskakując w tył. - Że też w stolicy jest miejsce dla takich jak ty.
Włócznie szybko zostały zamienione na na miecze. W korytarzu można było wyczuć coraz silniejsze powiewy wiatru.
- To co, który z nas się nim zajmie? - zapytał swojego blondwłosego towarzysza.
- Witaj! - Faust przywitał się z barbarzyńcą. Pokryta bliznami facjata przypominała mu pewne wydarzenie. Przeszłość, którą nawet nie chcąc, musiał pamiętać. Wyprostował się nieco, wyciągając swoją lewą nogę do przodu.
Śmierć była czymś wspaniałym. Można było wtedy ujrzeć najwiekszego ze wszystkich króli. Tylko nieliczny dworzanie byli w stanie poprosić go o więcej niż jedną audiencję. Faust, o dziwo, był jednym z nich. Jego serce zabiło szybciej.
“- Nie chcesz udowodnić, że bez szaleństwa jesteś silniejszy? - anioł o czerwonych włosach przemówił z głębi duszy Fausta. Kolejne uderzenie serca, nieco przyśpieszony oddech. Tego właśnie spodziewał się po Mephisto - zachęcania go do każdej możliwej walki.
- Walka nie zawsze najlepszym rozwiązaniem, ale… to szaleniec! - perłowy kat wrzasnął, zaś jego głos roznosił się wewnątrz umysłu Fausta. Strażnik równowagi nie miał zbytniego wyboru, musiał słuchać swoich przełożonych.”
- Widzę nie porzuciłeś nauk Hakaia… - mruknął nieco zasmuconym głosem. Jego głowa przechyliła się w kierunku Suro, zaś w prawej dłoni pojawiło się perłowobiałe ostrze.
- Chyba miałeś własną motywację dla tej wizyty, prawda? - czwarty z rodu zdrajców zrobił coś niewyobrażalnego dla wszystkich znających jego charakter. Zapytał się kogoś innego o jego zdanie. Ba! On nawet zamierzał rozważyć słowa elfa.
Białowłosy wsadził do ust rękojeść jednego ze swych mieczy. Wyciągnął w stronę Fausta zaciśniętą pięść.
- Wygrany… walczy… - powiedział niewyraźnie i uniósł pięść do góry. Widać szermierz zamierzał rozegrać ten pojedynek w sposób dość zaskakujący jak na taką okoliczność. - Papier… kamień… nożyce… Na trzy…
- Zakładając cokolwiek złego, skończcie z szaleństwem w moim miejscu - Faust nie dawał złudzeń otoczeniu. Jego misja ciągle mu przyświecała, wiedział co jest jego celem. Po prostu zamierzał skupić się na nieco innym aspekcie tego zadania. Doprowadzić wszystkich uprawnionych do “walki” z ostateczną inkarnacją do miejsca takowej. Jeśli któryś z herosów umrze nim Faust zdąży się tam dostać, tym bezpieczniej dla równowagi. Ot, jeden potencjalny kłopot mniej.
Słowa blondyna były tylko reakcją na wynik tego pojedynku. Wygrał. W tym właśnie momencie zdoła spełnić wszystkie roszczenia swych, tylko czasami miłych, patronów.
- Idź przodem więc. - stwierdził, uderzając w specjalny punkt na jego ciele. Energia krążąca po jego ciele zaczęła poruszać się nieco sprawniej, płynniej.
- Powodzenia. - Suro ograniczył się do krótkiego pożegnania. Jego sylwetka zafalowała i stała się jakby rozmazana. Zrobił krok do przodu. Sprawiło to, że pojawił się drugi obraz jego osoby. A później trzeci. Nie zamierzał walczyć. Przegrał “pojedynek”, z czego w sumie był rad. Chciał się przedostać obok przeciwnika, a jeśli ten okazałby się zbyt ruchliwy zamierzał udać się do najbliższego okna i zwyczajnie obejść barbarzyńcę z zewnątrz.
Faust czekał na reakcję swojego przeciwnika. Jeśli przepuści Suro bez nawet pojedynczego otwarcia w jego postawie, bez najmniejszej oznaki zwątpienia, to elf i tak spotka na swojej drodze kolejnego przeciwnika. Możliwe, że główny antagonista tej przygody przygotował całość tak, by mieć nieco prywatności z którymś z herosów.
Gdyby okazało się inaczej, a szaleniec otworzy się, blondyn błyśnie, by pojawić się tuż przed przeciwnikiem i wykorzystać jego pomyłkę, by skończyć pojedynek. Perłowobiałe ostrze było dzisiaj wyjątkowo głodne szalonych dusz.
Gwardzista nie drgnął, obserwując dziwaczny pojedynek dwóch herosów. Kiedy Surokaze mijał go, odprowadził elfa spojrzeniem, widać był gotowy zareagować na każdy akt agresji ze strony długouchego.
- Mówiono mi o tobie. -zwrócił się w stronę Fausta gdy elf zniknął w głębi korytarza. - Jesteś jednym z tych których wysłaliśmy. Faust, tak? - jak na barbarzyńcę mówił o dziwo dość składnie i opanowanie.
- Kiedyś mnie wysłaliście, a ja teraz powracam. - strażnik równowagi przytaknął swemu rozmówcy, oraz zapewne przyszłemu przeciwnikowi. Jego prawa dłoń zacisnęła się na rękojeści nieco bardziej. Ból stworzony za sprawą nieco zbyt dużego nacisku pozwalał nie myśleć o losie zamkniętego w słoiku Watahy.
- Jednak nie jestem jak syn marnotrawny. Nie wróciłem do ojca. Nie idę do szaleństwa jak kogoś, kto dał mi żywot. - rozwinął swe poprzednie słowa, odnosząc się do powszechnie znanej przypowieści. Uścisk nieco osłabł, a wraz z oddalającym się bólem powracała pełna świadomość. Jego wzrok analizował zarówno pomieszczenie, jak i barbarzyńcę.
- Na mojego - Faust zatrzymał się na kilka chwil, szukając w głowie odpowiedniego słowa. - Towarzysza - w końcu znalazł słowo, którego tak rzadko używał. Stan ten zapewne przestanie być prawdą, gdy tylko manifestacja szaleństwa zostanie pokonana, jednak tego nie musiał już wiedzieć jego rozmówca.
- Też czeka jakiś strażnik? - zapytał.
- Niekoniecznie, to byłoby niezgodne z nasza matematyką. Algebrą, którą zaraz cie pokona. -powiedział, osobnik, popisując się znajomością zaawansowanego słownictwa. - Aktualnie nie ma tu równowagi. -dodał, obserwując blondyna. - Przegrywamy. -dodał, uśmiechając się chytrze.
- To dobrze. - odparł krótko wyraźnie rozbawiony słowami barbarzyńcy blondyn. Najwyraźniej szaleństwo, które w nim gościło, zdążyło poznać nieco jego wspomnień, albo ktoś znajdujący się po ich stronie barykady był wystarczająco poinformowany, by znać sposób działania blondyna. Uśmiech na jego twarzy zniknął, ustępując miejsca grobowej wręcz powadze.
- Czyżbyś oferował mi przyłączenie się i wspieranie waszej sprawy? - zapytał w końcu blondyn. Jego wzrok kierował się już tylko w kierunku twarzy swego rozmówcy. Cierpliwie oczekiwał odpowiedzi, wiedząc że kilka minut nie zmieni zbyt wiele z perspektywy całego najazdu na to miejsce. Ot, może kilka dodatkowych głów jego kamratów wyląduje na ziemi.
- Czy może oczekujesz, że zamienię się w obserwatora? A może w nadmiernie ciekawego uczonego, który podróżuje i włamuje się do bibliotek? Starając się za wszelką cenę udoskonalić samego siebie. - kolejne dwa pytania wypłynęły z ust blondyna. Ton jego głosu nie wskazywał na oburzenie, zaś wszelakie grymasy na jego przystojnej twarzy wskazywały, że każda z tych opcji jest dla niego przyjemną wizjom..
Uścisk na katanie blondyna rozluźnił się jeszcze bardziej, jakby zachęcając znajdującego się przed nim wojownika do dalszych zwierzeń. Chciał poznać jego stronę tych wydarzeń. Kto wie, może nawet będzie wystarczająco przekonująca, by na kilka chwil przechylić się nieco w inną stronę oddzielającego dwie zwaśnione frakcje płotu.
- Niczego nie chce, pokazuje jedynie że znajdujesz się na szalce, która aktualnie ciągnie wagę w dół. -mówiąc to wykonał rękoma obraz tych słów, dalej trzymając w nich miecze. - Dobrze wiemy jak z wami walczyć, Ciebie zas można pokonać w najefektowniejszy sposób, zaczynając przegrywać. -wyjaśnił dość pokrętny, acz całkiem logiczny punkt widzenia.


- Właściwie to masz rację. - Faust oddalił wolną rękę od siebie, pokazując rozmówcy wnętrze swych dłoni. Nie mógł wykonać pełnego gestu uległości. Odsłaniał się tylko w tej sprawie, nie zapominając o tym, że ciągle znajduje się na polu bitwy.
- Gdyby królewski doradca wykorzystał chociaż odrobinę swego umysłu i lojalność wobec swej wizji swemu pracodawcy, znajdowałbyś się teraz w najpiękniejszym pośród pałaców. Obecny stan tego miasta nie dorastałby do slumsów jego ówczesnej wersji. - strażnik równowagi nauczył się podczas tej podróży znacznie więcej, niż mógłby się tego spodziewać na jej starcie. Dostrzegał we wszystkich jeszcze więcej dobra, niż przed nią. Jakby wyrównując wspomniane przez barbarzyńcę szale, zauważał również znacznie więcej występków. Był w stanie komplementować mordercę za pięknie wykonany akt, widząc okrutność każdej jego sekundy. Ahh… taki był już wcześniej.
Krew rodu zdrajców w dziwny sposób wpływała na umysł każdego z jej posiadaczy. Widzieli świat przez zakrzywiające go zwierciadło, a większość kolorów była albo biała, albo czarna. Wszystko, co między nimi zdawało się być tylko wypadkową odpowiedniej mieszanki dobra i zła. Gdy opuścił akademię sztuk walki, na długo zanurzył się w książkach. Bawiła go otwartość świata, możliwa do przyswojenia wiedza. Wtedy też poznał losy swoich przodków.
Pierwszy z nich przez całą wojnę pomagał agresorom, prowadził swoje wojska jako jeden z bardziej uzdolnionych hetmanów. Rebelia pochłaniała kolejne miasta, następne twierdze upadały. Świat zdawał się zmieniać, a stary porządek powoli wykrwawiać niczym przebite kilkoma strzałami ofiary.
Wioski płonęły, kobiety były gwałcone. Ot, nic nowego. Pan czarnej wieży miałby tam niesamowicie wielu podkomendnych. Byłby czczony jak idealny wódz…
Nie warto jednak rozwlekać się nad meandrami historii, która pod wpływem czasu zatacza coraz to nowe koła, pozornie tylko zmieniając swój bieg. Ważnym jest kluczowy moment historii Fausta I. Ostatnia walka wojsk Bernta oraz ówcześnie rządzącego króla. Wszystko działo się u podnóża twierdzy Ravenholm. Przodek blondyna czekał aż znajdujące się tam mury upadną, by…
Odwrócić wszystkich podległych mu żołnierzy i ruszyć w kierunku przywódcy rebelii. Szkoda słów by opisywać dokonaną tam masakrę. Jeszcze bardziej żal wylanych przez osierocone dzieci łez. Rozpacz zalewająca kraj była wtedy tak ogromna, że jej ewentualny awatar byłby niepokonany…
Tak też powstał jeden z bardziej unikalnych herbów pośród szlacheckich rodów - wąż oplatający skradzioną Temidzie wagę.
- Niestety los zawsze przekręca nasze plany niczym dżin bawiący się treścią życzeń. - kolejne słowa blondyna wypłynęły z jego ust po niecałej minucie ciszy. Jego oczy powędrowały teraz w kierunku sklepienia, oddając hołd wszystkim, którzy odeszli, przynajmniej o ile jego ojciec jeszcze żył. - Tak jak Bernt buntownik założył posłuszeństwo mojego przodka, tak twój pan widział wybranych przez siebie osobników jako niezmiennych. - dodał po chwili wyraźnie rozbawiony tym faktem. Powaga zniknęła z jego ust, wolna dłoń ponownie znalazła się przy boku jego ciała.
- Chociaż muszę przyznać, że jestem zaszczycony twą wiedzą o mych zasadach. - powiedział, opuszczając nieznacznie głowę. Pewna forma rumieńca nieśmiale pokrywała jego policzki.
- Szkoda, tylko że nie analizujecie informacji ze zrozumieniem… - mruknął pełnym niezadowolenia głosem. Sylwetka blondyna powróciła do pierwotnej pozy.
- To blef, czy naprawde porzuciłeś zasady? -zadziwił się jego przeciwnik, szalony gwardzista, którego niepozorny wygląd skrywał olbrzymi potencjał intelektualny. - Rzadko kiedy myle się w obliczeniach… -dodał, mrużąc potężne brwi.
- Słowa, które opisują zasady mają pewnie… ograniczenia. - Faust odpowiedział uczciwie swemu rozmówcy.
- Tak długo, jak coś nie posiada zarówno umysłu jak i duszy, nie będzie posiadało woli. A bez niej nie możliwe jest dokładne sprecyzowanie znaczeń. - blondyn z przyjemnością dopełnił swą odpowiedź, byle tylko ułatwić swemu zaskakująco inteligentemu rozmówcy pełnie przyswojenie jego słów. Póki co pomijał najważniejszy aspekt jego niesamowitej wręcz swobody w zwalczaniu szaleństwa.
- A jesteś pewny, że znajdziesz tu z czym chcesz walczyć by obejść zasady? Czy to warte jest ryzyka złamania twych praw? -nawet na chwile wojownik nie przestał kręcić ostrzami.
Wykonał wolny, nieznaczy krok do przodu. Jego wzrok padał teraz na ostrza barbarzyńcy.
- Jeśli jest inaczej, to chyba powinieneś to teraz udowodnić. - strażnik równowagi odpowiedział po dłuższej chwili. Jego rozmówca zapominał o najważniejszym elemencie zawartego niegdyś kontraktu. Dłoń blondyna poprawiła nieco uścisk na rękojeści ostrza. Miał dziwne wrażenie, że gdy nie zostanie przekonany, rozmówca odniesie się do nieco innych metod.
- Gdybym musiał cie jeszcze przekonywać, już byś zaatakował. Wnioskuje więc, że aktualnie ejstes w punkcie, w którym nie wiesz która strona niezłamie twego kontraktu. A czy taki paradoks, nie jest dla mnie najlepszy? -zapytał w uśmiechu obnażając krzywe zębiska.
- Khahahahaha - śmiech Fausta zdominował całe otoczenie. Nie tylko korytarz, w którym się znajdował, ale i pobliskie pomieszczenia uginały się teraz pod wpływem emocji blondyna. Od dawien dawna nie był aż tak rozbawiony.
- Wy na prawdę przygotowaliście się do spotkania ze mną? - zapytał, gdy jego lewa ręka znalazła się na brzuchu. Najwyraźniej jej bliskość miała ukorzyć płynący z nadmiernego śmiechu ból. Właściwie to sam nie był pewny, czy powinien ich chwalić, czy też wyśmiać. Obie opcje były tak kuszące...
- Nadal nie zmienia to faktu, że najchętniej pozwoliłbym się wam zabić nawzajem, ewentualnie dobić resztki. - tym razem uśmiech na jego twarz był nieco bardziej drapieżny, chaotyczny. Nie było już na nim oznak prymitywnego rozbawienia, czy też uczucia wyższości nad rozmówcą. Faust w tych słowach zdawał się być inkarncją nie Perłowego, lecz Szkarłatnego Kata. Ot, taki pokaz nowych możliwości.
Gwardzista przyglądał się blondynowi z uśmiechem. - nikt nie mówi o wybijaniu, wystarczy utrzymać to równanie w takiej formie byś nie mógł do niego dołączyć. Obserwowaliśmy was, przygotowaliśmy się na każdego z osobna… no może po za tym elfem o którym mało nam wiadomo. My wysłaliśm ywas na misję, my ustawiliśmy na waszej drodze większość przeszkód. Wszystko to po to, by móc przygotować ten moment. -prymitywna twarz, z każdym słowem wykrzywiała się w coraz większym uśmiechu. - Nawet nie wiesz, jak ciekawym zadaniem było wymyślenie sposobu, by nie odejmując wartości waszemu piratowi, sprawić by istniał w tej wojennej algebrze do końca. Nawet to, że jesteście bohaterami… nie było przypadkowe. Tylk otakich jak was, nie dziwiło, że w każdym miejscu na waszej trasie czekało jakieś niebezpieczeństwo. -dodał, obserwując strażnika.
- Jak głupiec u mądrości wrót, stoję i tyle wiem, com wiedział wprzód! - Faust odparł prowokacyjnie. Po tym, jak Mirro wyjawił strzerzoną przez bogów tajemnicę, wszystko ułożyło się w całość. Słowa barbarzyńcy nie tyle odkrywały przed strażnikiem równowagi czegoś nowego, co zwyczajnie utwierdzały go w jego domysłach. Nie mógł doczekać się spotkania z archmenesis tej przygody i usłyszenia z jego słów “all planned”. Gdzieś, w innym wymiarze, Aizen Sousuke właśnie zakładał dwie dłonie na siebie, chcąc dodać sobie nieco splendoru.
Kolejny powolny krok blondyna zrównał się z rozpoczęciem kolejnej wypowiedzi. - Jeśli twa teoria jest prawdą, co zrobisz, gdy znajdziesz się w dominującym położeniu? - zapytał, spoglądając na gwardzistę.
- Nie może byc dominującego położenia, bo wtedy włączysz się do walki. -zauważył gwardzista. - Muszę poczekać, by dominacja przyszła w momencie, gdy niczego już nie będziesz wstanie zrobić.
- Oh! - blondyn klasnął dłońmi z zadowolenia. Tym razem stał w miejscu. Nie zmieniał swego położenia niemalże tak, jak nie zmieniał swoich pragnień. Jedynym celem była równowaga. Co robił, by ją osiągnąć, nie miało już wielkiego znaczenia. Jedynie dobro idei wystarczająco wspaniałej, by łączyć, nie dzielić. Blondyn zmienił dzierżącą perłowe ostrze dłoń, zaś w jego ustach pojawił się odpalony papieros. Dym nieśmiało unosił się do góry.



Jego, teraz już wolna, prawa dłoń zetknęła się z jego skronią. Stworzony z niej pistolet właśnie mierzył w głowę Fausta, zaś potencjalny wystrzał byłby zakończeniem wszelakich przygód. Blondyn jednak nie był smutny. Jego usta ciągle były wykrzywione w uśmiechu, który teraz zdawał się przekazywać dziwne uczucie dominacji nad otoczenie.
- Czyli jednak dojdzie do sytuacji, w której będę chciał wkroczyć? - zapytał, zaś środkowy palec nacisnął wyimaginowany spust. - A wasze czyny nie są obojętne na równowagę świata? - dodał po chwili.
Kolczyk na prawym uchu zadrżał nieco, gdy głowa blondyna przekręciła się wyraźnie na bok.
- Największym przeciwnikiem naszych planów jesteśmy my sami. Każda istota rozkopuje swoj własny grób. Kawałek po kawałku przygotowuje swą ostateczną porażkę. - stwierdził sentencjonalnie. W jego niebieskich oczach płonęła teraz naturalna radość, pewność siebie. Jeśli chodzi o to małe starcie, to w najgorszym razie - zremisował.
- Każde twe słowo było jak jeden zamach. - Faust rozpoczął swą metaforę, świadom, że kilka dodatkowych sekund nie zmieni zbytnio wyniku całej sytuacji. Przerzucił broń do prawej dłoni, bawiąc się upływającym wolniej niż zwykle czasem.
- Zobacz jak wielki grób sobie wykopałeś - dodał, obnażając białe niczym perła zęby.
- W tym momencie nasze czyny są całkowicie obojętne. Nie możesz działać w przód… wtedy twoje zasady byłyby bez sensu. -rzekł pewnie mężczyzna. - Jeżeli mógłbyś kierować się tylko domysłami, wybiegającymi do przodu mógłbyś usprawiedliwić każde swe działanie,twój kodeks został zaś wprowadzony by Cię ograniczyć, od dominacji nad tym światem. -żąchnął się wojownik, niezbyt zastraszony słowami Fausta.
- Jedyną przesłanką na korzyść waszej sprawy są twe słowa. - Faust odpowiedział krótko, wyraźne rozbawiony postawieniem tej sprawy w ten właśnie sposób. Wykonał kolejny krok do przodu, coraz bardziej zbliżając się do swego rozmówcy. Każdy z ruchów blondyna był wolny, jakby starał się on przyzwyczaić swego rozmówcę do nieco innej prędkości. Nawet jego słowa nie były wypowiadane błyskawicznie, a przerwy pomiędzy poszczególnymi częściami jego wypowiedzi były nieco dłuższe niż zwykle.
- Zaś nawet w nich podajesz mi dodatkowe powody, które zapewniają mnie o słuszności mych działań. - dodał po chwili.
Wojownik zmrużył oczy niezadowolony. Przez chwile chyba chciał coś powiedzieć, ale zamknął usta i splunął w bok. - Miskalkulacje zdarzaja się zawsze… dobrze, że zawsze przygotowuje kilka metod. -mruknął, zerkając na jedno z okien. - możesz wchodzić, plan nie zadziałał… -dodał w stronę szkła, które zafalowało delikatnie.
Z szyby poczęła wyłaniać się ręka, posiadaczowi chyba jednak niezbyt się spieszyło. Póki co jedynie biała rękawiczka i kawałek czerwonego garnituru wynurzył się z tafli.
 
Zajcu jest offline