Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2014, 16:46   #324
Manji
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przesłuchanie więźnia Olina ,początki. Komistariat Milicji w niskiej cytadeli


Cela była taka jaka Grundi zapamiętał z poprzednich przesłuchań, jedynym co ją odróżniało mogły być odchody, zaschnięte plamy wymiocin i krew która poczerniła już drewniany blat stołu. W kącie skulony leżał pojmany człowiek, ten jednak nie kwilił, nie błagał o litość i nie prosił o przebaczenie… tkwił w ciszy, to właśnie odróżniało go od sąsiada zza ściany, bo Grubasa słychać było aż tutaj. Gdy Grundi zbliżył się do skulonego człeczyny, ten podniósł wzrok i zmrużył powieki, ledwie widział i wcale to khazada nie dziwiło, półmrok, naturalne środowisko wizualne dla krasnoludów było czymś czego umysł człeczyny objąć nie mógł, dlatego jeszcze łatwiej można było na Kulawym wywierać strach. Gdy już wzrok człowieka przyzwyczaił się jako tako do wspomnianego półmroku, wtedy nie tylko oczy otworzyły się szerzej ale i usta dały znać że nie stworzono ich tylko by pić i żreć.

- Czego chcesz? - Pytanie krótkie, proste ale odpowiedź na nie choć nie mogła pomóc Kulawemu to na pewno pozwalała na jakiś komfort psychiczny. Grundi widział że Kulawy jest brudny a jego ubranie stare, zarost wskazywał że nie golił się od dawna, a widać było że nie jest to osobnik z facjatą nawykłą do brody długiej. Włosy skołtunione, ręka ranna, bark pewnie zgruchotany po potyczce w zaułku… tak też właśnie wyglądał Kulawy, źle, jego akcent jednak był dziwny, Grundi kawał świata zwiedził i rozpoznał w głosie Kulawego dziwną nutę. Człowiek mówił w reikspielu, mowie rzeki Imperium nad którą wyrosło, ale ten akcent… to musiał być tileańczyk.

Fulgrimsson po wejściu do pomieszczenia i zamknięciu za sobą drzwi postawił na stole małą lampkę oliwną którą oświetlał sobie drogę i podszedł do mężczyzny siedzącego w kącie.

- Wstań i siadaj na krześle, nie będę z Tobą rozmawiał jak z psem. Powiedział chłodno, po czym na chwile się zadumał.

Kulawy podniósł swe umęczone ciało i jęcząc pod nosem ruszył w stronę stołu. Po kilku krokach usiadł przy nim, nie był on przykuty do stołu czy ściany, miał na sobie jedynie kajdany Grundiego.

- Tilea? Dobrze słysze? Daleko Cię przywiało... Bardziej stwierdził niż zapytał, po czym splótł ręce na piersi i utkwił wzrok w twarzy człowieka, być może czekając aż ten podejmie rozmowę.
- Kto was wynajął? Zaatakowanie oddziału politycznych to nie rabunek jakiegoś zapyziałego straganu na podbramiu. Dobrze wiedzieliśta co robicie, albo przynajmniej tak wam się zdawało. Jak wam zapłacono? Kosztowności nie mieliśta żadnych, a wasza aparycja wskazuje na wiele, ale nie na majętność.


Po powrocie na komisariat, złożeniu raportu kapralowi Detlefowi o wynikach pogoni za kusznikiem, Dirk został skierowany do przesłuchania pojmanych więźniów. Na dole posesji, tam gdzie mieściły się tymczasowe więzienia, także na schodach biegnących z poziomu centralnego posesji słychać było wrzaski. Wrzaski dobitnie świadczące o tym, że przesłuchania są w toku. Dirk z nadzieją w sercu zaglądnął do pomieszczenia cichszego, licząc, że tu właśnie jest kulawiec, że nie będzie musiał pracować z katem, który inicjuje wrzaski dochodzące z jednej z cel.Z ulgą rysującą się na tle zielonego oka, Dirk powitał kulawego więźnia i gwardzistę Grundiego Fulgrimssona. Wchodząc zasalutował Grundiemu. Towarzyszył temu stuk podkutych butów.

- Kapral Detlef wydał rozkaz, którego treść mam przekazać. Dirk spojrzał się na więźnia i ponownie na Grundiego, a następnie w stronę drzwi. Wyszedł następnie z sali gdzie przebywał więzień, nie zamknął za sobą drzwi, czekając na Grundiego.
Gdy więzień ponownie pozostał sam, za zamkniętymi drzwiami celi, Dirk już mniej służbowo zwrócił się do Grundiego. Mówiąc na tyle głośno by Grundi go usłyszał, ale na tyle cicho aby więzień w celi nie mógł tego dosłyszeć. Milkł w czasie gdy wrzeszczał inny więzień.

- Jestem tu by brać udział w przesłuchaniu kulawego. Mam także kilka informacji. Mianowicie, ci co nas zaatakowali, współpracowali z łowcami nagród. Ten kusznik co do ciebie strzelił właśnie do siedziby łowców nagród się udał. Tych co złapaliśmy wynajął pewnie ten kusznik. Może o tym świadczyć różnica w przyodziewie i aparycji tych tu pojmanych obwiesi, a kusznika. W podobnym schemacie działają ludzie w miastach dzielnicy Ostermarkt i pewnie innych. Do grupki zaczepnej jest prawdziwy napastnik, dzisiaj był to kusznik. Jednak się przeliczyli, ktoś lub ktosie co byli sprawcami dzisiejszych zajść. Obok składu drewna mieliśmy dobry widok, a to co widziałem układało się w jedną zbalansowaną reakcję. Zbyt było to uporządkowane aby mogło być zbiegiem okoliczności, choć... pozory mylą.

Słuchając Dirka, Grundi spokojnie nabijał sobie fajkę. Gdy ten skończył mówić, Fulgrimsson skinął tylko głową na znak że zrozumiał i odwracjąc się w stronę drzwi, ręką dał znak żeby ten za nim podążył. Będąc już w pomieszczeniu wznowił. - A więc zacznij mówić, Tileańczyku! Nie musze się chyba powtarzać.

Dirk ruszył za starszym stopniem milicjantem i w milczeniu obserwował mowę ciała oprycha przesłuchiwanego przez Grundiego. Aby zająć czymś ręce spisywał zeznania więźnia, robiąc przy tym miny jakie według niego robią skrybowie.

- Nie musisz… i nie jestem z Tilei, jestem rodem z Księstw Granicznych. Zatem źle słyszysz krasnoludzie. - Chrząknął głośno kulawy i poprawił jakby włosy na głowie swymi zakutymi w kajdany rękami.

- Ten którego zabiliście, Oswald, on nas wynajął. Dosiadł się do mnie w karczmie i zagaił, powiedział że jest robota, nie było mowy o strażnikach miejskich, gdybym wiedział to bym dupy nie podniósł z zydla w knajpie. Dostałem złocisza więc nawet gdy was spostrzegłem postanowiłem zrobić swoje i co teraz? Tak na prawdę niczego nie zrobiliśmy. Oswald do was zagadywał, on was straszył, na mnie nic nie macie. Taka jest prawda. - Uśmiechnął się pod nosem Kulawy.

- A kim w takim razie był kusznik? Też wynajęty przez Oswalda w karczmie? Wszak odróżniał się od was ubiorem znacznie. Zapytał spokojnie Grundi zaciągając się fajką.

- Jaki kusznik? Było nas tam tylko trzech, ja, Salvo oraz Oswald. Nikogo więcej nie było z nami. Mam nadzieję że te pytania gdzieś zmierzają, bo choć i ja i wy domyślamy się co miało się stać to i tak do niczego nie doszło. Nie było zajścia to i nie ma sprawy. Zresztą, my też chyba mamy jakieś prawa. Prawda? - Zakończył pytaniem swą wypowiedź Kulawy.

- Możliwe że jakieś macie… Grundi zaczął chłodno po czym zrobił krótką pauzę. - W której karczmie zwerbował was Oswald? Rozumiem że ten Salvo również stamtąd. Wynajmowałeś tam pokój? No i czy tego Oswalda widywałeś tam już wcześniej?

- Tak, widywałem wcześniej Salvo oraz Oswalda, kilka razy piliśmy razem, wszyscy trzej zatrzymaliśmy się w Spiżowym Dzwonie, od kiedy zamknięto wrota tego miasta jesteśmy uwaleni na dupie jak ta lala. Sami wiecie jak trudno uczciwemu człowiekowi jest znaleźć zajęcie w krasnoludzkim mieście, a trzeba jakoś żyć. Za złoto które Oswald nam dał wykupiliśmy pokoje i jadło na nadchodzące tygodnie i tyle. Kto najął Oswalda, tego nie wiem, zresztą nie pytałem, co to za różnica skoro potrzebowałem pieniędzy to sami wiecie… darowanemu koniowi i tak dalej. - Kulawy dziarsko zgrywał się przed milicjantami, zupełnie jakby takie przesłuchania nie były dla niego niczym nowym.

- A zwiesz się jak? No i czemu przybyłeś do twierdzy na początku, skoro wiesz jak trudno uczciwemu człowiekowi znaleźć prace w krasnoludzkim mieście. Fulgrimsson wytrzepał z fajki popiół i zaczął ją ponownie nabijać.

- Jestem Olin Brauhm ze Stadheim. To co robię w Azul wielką tajemnica nie jest. Podróżowaliśmy z północy, byliśmy najemną grupą strzegąca przejazdu kupców kislevskich, gdy zawitaliśmy w wasze strony okazało się że trwa wojna i że najlepiej jest się ukryć wewnątrz miasta i przeczekać burzę, tak zrobiliśmy no i trwamy tu po dziś dzień. - Bez namysłu odpowiedział wiezień.

- Jak myślicie, długo tu będziemy? Wszak nic złego nie zrobiliśmy, na nikogo ręki nie podnieśliśmy, a to co se Oswald tam gadał do was to jego sprawa, kara go spotkała jak widać za to. Co by nie było, ja i Salvo jesteśmy niewinni. - Olin spojrzał na własne paznokcie i zrobił grymas który mówił jak bardzo musi być niezadowolony ze stanu swych dłoni. Pewność siebie wyzierała z każdego ruchu i każdego słowa tego człowieka.

Urgrimson siedział z boku zaopatrzony w kartki papieru i inkaust z piórem gęsim. Siedział i notował informacje.
- To czy jesteście niewinni orzekniemy my, milicja polityczna królestwa Azul. A tak długo jak tu siedzisz, chłopie, do bezpieczeństwa ci strasznie daleko. Ot możemy w przypływie gniewu łeb ci rozwalić, a w raporcie się napisze, że więzień mimo próśb zatrzymania się, nadal uciekał i jedynym co pozostało to o chamski łeb jego żywot zubożyć. - Dirk przemawiał z nienaturalnym spokojem i obojętnością mrożącymi krew w żyłach.

- Olin ścierwojadzie, podaj nazwisko i imię kupca z którym tu rzekomo przybyłeś. Poczekał aż człowiek odpowie i od razu zadał kolejne pytanie nie dając mu czasu do namysłu.

Olin był wyraźne zaskoczony reakcją milicjanta o rudym zaroście i oku pokrytym bielmem z lewej strony, jednak nie wyglądało na to że Urgrimson wzbudził w nim strach, było jakby odwrotnie, Olin uśmiechnął się szyderczo ukazując szereg równych, zdrowych zębów.

- Kupiec zwie się Remigio Sabelli herbu Vorberga… czy jakoś tak. On jest tileańczykiem, a wy głupcami skoro tileańskiego akcentu od granicznego odróżnić nie potraficie… - Nagle przerwał mu Dirk, zadając kolejne pytanie.

- Miejsce pobytu tego kupca i czym handluje? Znów odczekał chwilę na odpowiedź.

- Nie znam miejsca jego pobytu w Azul, ostatni raz widziałem go w karczmie Bluszcza, tam rozliczył nas i zniknął, myślę że można go znaleźć w jednej z lepszych tawern. Sabelli handluje wszystkim, ale gdy sam rusza na trakt zabiera tylko towary lekkie, przyprawy, zioła, płótna i kamienie szlachetne. - Odpowiedział tym razem bardzo rzeczowo Olin.

- Jakim traktem szliście tutaj z kislevu? Po otrzymaniu odpowiedzi, natychmiast zadał kolejne pytanie.

- Trzymaliśmy się krasnoludzkich twierdz i waszych szlaków. Z Potoska ruszyliśmy szlakiem prowadzącym z Karak Raziak na twierdzę Kadrin, przez Przełęcz Szczytu na zamek Zherden na wschodzie Stirlandu, stamtąd na więżę w Galler i później w pobliżu twierdzy Zhufbaru, obok wielkiej wody weszliśmy na Srebrny Szlak do Karaz a Karak. Stąd mieliśmy łodziami ruszyć w dół rzeki do Barak Varr i tym sposobem znaleźć się w Księstwach Granicznych, ale gdy tylko barki odbiły od brzegów nadeszły wieści o dużych grupach orczych maruderów i musieliśmy zawrócić. Sabelli nie chciał czekać, postanowił się przemknąć i wrócić do Księstw nim jeszcze wojna rozgorzeje na dobre, nie udało nam się i musieliśmy umykać Starą Drogą Jedwabną do Przełęczy Śmierci, no i tyle, tym sposobem zawitaliśmy tutaj. Mam nadzieję że te informacje na coś się przydadzą w oswobodzeniu nas. - Olin opowiedział wszystko dokładnie, z tego wynikało, że albo faktycznie tak było albo wersję miał dograną w każdym szczególe.

- Powiedz co wiesz o łowcy nagród, który wynajął Oswalda i was. Dirk notował odpowiedzi tak aby później móc zapytać o to samo lecz w innym kontekście, by mieć porównanie zeznań i ocenić czy delikwent łże czy tez mówi prawdę.

- Nic nie wiem o żadnym łowcy, już wam mówiłem. Mnie i Salvo najął Oswald, kto wynajął jego już nie jest mi wiadome, Jak widzicie współpracuję, mówię jak było a na dodatek nic nie zrobiłem. Nie musicie wierzyć mym słowom ale to nie znaczy że będę zmyślał historyjki na swoją niekorzyść. - Dopowiedział Olin, trochę wyprowadzony już z równowagi.

- Co mieliście zrobić na rynku? Po otrzymaniu odpowiedzi Dirk pytał dalej.

- Oswald rzucił nam po złociszu i powiedział ze trzeba obić trzy mordy, które stoją u szczytu traktu. Skąd wiedział że tam będą tego już nie wiem, pewnie ktoś musiał was obserwować, nie wiem. Nam jednak nic nie powiedział o tym że mamy napaść na straż miejską. Nie wiem jak Salvo ale ja bym na to nie poszedł nigdy gdybym wiedział. W zamkniętym, krasnoludzkim mieście napadać na krasnoludy to graniczy z szaleństwem. - Uspokoił się nie co jeniec i rozsiał wygodniej, przekonany o racji swych słów.

- Do czego Oswald was wynajął? Jaka była twoja rola? Kolejna pauza na odpowiedź.

Olin spojrzał zdziwiony na zadającego mu pytanie krasnoluda. - Już powiedziałem. Nic się nie zmieniło. Mieliśmy obić ryło komuś i basta.

- Rozumiem, że sztuka złota była zaliczką, ile mieliście dostać po robocie?

- To było wszystko. Oswald nie obiecał nam nic więcej. Z góry dostaliśmy po złociszu, z góry go niemalże wydaliśmy, a po chwili już biegliśmy ze Spiżowego by zrobić do czego nas najął. Tyle. Co teraz? - Więzień stracił odrobinę ze swej pewności siebie ale wciąż trzymał się nieźle, przekonany o swej racji czekał na odpowiedź milicjantów. Grundi odpuścił odrobinę i wycofał się na czas gdy Dirk przejął inicjatywę w przesłuchaniu, wtedy też oczom Urgrimsona ukazała się rzecz bardzo ciekawa. Gdy spojrzał na Fulgrimsona, tam, na łańcuchu zawieszonym u szyi khazada, był jakiś znak, insygnium które Dirk widział już wcześniej. Przyjrzawszy się dokładniej krasnolud stwierdził iż był to dokładnie ten sam znak który Dirk widział nad drzwiami siedziby łowców, trójkątny znak Grum Valgar.

- Nie wychodź chłoptasiu z roli, ja zadaję pytania, a ty na nie grzecznie odpowiadasz, a w nagrodę dostaniesz może coś do żarcia. Na chwilę obecną jesteś więźniem politycznym i grozi ci stryk. Zobaczywszy na szyi Grundiego symbol zanotował w głowie aby o to zapytać gdy opuszczą salę przesłuchań.

- Mogę nie pytać. - Olin wzruszył ramionami, a kajdany i łańcuchy zabrzęczały. - Jednak trochę i ja na tym świecie żyje i wiem że nic na mnie nie macie. Takie są fakty, byle znawca prawa by mnie wykręcił z tego oskarżenia, a i trzymać mnie bez końca tu nie możecie. Poinformujcie moich towarzyszy w Spiżowym Dzwonie lub niech ktoś z was nawiąże kontakt z faktorią Księstw Granicznych w Azul, oni mi pomogą i tak tej sprawy nie zostawią. Fakt to wasze miasto, ale nie znaczy że po przekroczeniu jego progu stajemy się waszymi niewolnikami. - Olin rozejrzał się nerwowo po ścianach i napiął wszystkie mięśnie, stresował się.

- Pierdolisz. Jak słusznie żeś zauważył, wojna jest. Wystarczy samo oskarżenie żeby utrudnić komuś żywot, szczególnie obcemu. A ty nie dość że brałeś udział w wywoływaniu i podsycaniu zamieszek to jeszcze przyjąłeś za to zapłatę, do czego sam się przyznałeś. Jak na mój gust tyle wystarczy na pętlę, a może i publiczną egzekucję. Grundi lekko podniósł głos robiąc dwa szybkie kroki w kierunku przesłuchiwanego, złapał go za fraki i nieznacznie podniósł z krzesła. Gdy ich twarze już się zbliżyły, powoli wypuścił kłąb dymu prosto w gębę więźnia i trzymając fajkę w zębach wycedził:

- Ciekawe to bardzo. Kulawy najemnik podróżujący jako obstawa karawan. Musiało być ciężko chodzić tak za wszystkimi kiedy nie idzie użyć koni. Szczególnie przeprawy przez góry bywają męczące dla piechura. Fajka przed twarzą Olina rozjarzyła się na moment gdy Fulgrimsson lekko się zaciągnął.
- Może i nie powieszą Cię. Możliwe nawet że kiedyś odzyskasz wolność. Ale jeśli połamiemy Ci drugą nogę, co wtedy? Albo zmiażdżymy stopę? Nawet wolny nie będziesz w stanie opuścić tego miasta o własnych siłach. A kalekim najemnikiem nikt się nie przejmie, a już szczególnie nie kupiec co ceni zyski i bezpieczeństwo. Do końca swoich nędznych dni utkniesz pod ziemią żebrząc o resztki na podbramiu. I resztę swojego krótkiego żywota pełzać będziesz jak robak po zaułkach. Gdy nieskrywana groźba wybrzmiała w powietrzu, Grundi mocno pchnął więźnia z powrotem na krzesło i zaciągnął się ponownie.

Olin szarpnął się raz i drugi gdy milicjant uniósł go odrobinę. - Puść mnie do stu demonów. Mówię prawdę, nic nie zrobiliśmy. Czego chcesz, bym nazmyślał ci kto nas wynajął? Jedynym kto znał odpowiedzi był ten którego ubiliście, moja to wina? Bogowie widać nie byli wam przychylni. Taki los. - Człowiek wciąż szarpał się i napinał mięśnie.

- Że niby jak jestem kulawy to gór nie przekroczę? Gadanie głupca. Od lat robię to co robię i jakoś daje radę, choć fakt, przeprawa przez góry łatwa nie jest, ale widać żeś nie podróżował z wozami przez góry nigdy. Myślisz krasnoludzie że wspinałem się po ścianach, po graniach? Wozacy obierali trakty szerokie, unikaliśmy dzikich przejść, podróżowaliśmy głównymi traktami, a ja spędziłem większość czasu w siodle. Jednak skąd może to wiedzieć ktoś kto całe żywota swe schodził jeno kilka par buciorów! - Głos Olina przechodził we wrzask, był wściekły.

- Zresztą, róbcie co musicie. Ja więcej nie wiem. Pomogłem na ile mogłem. - Człowiek usiadł i ręką poprawił ubranie, na tyle na ile pozwalały mu na to kajdany. Kilka razy przełknął ślinę i z nienawiścią spoglądał na Grundiego, widać było że jeśli kogoś się w tym pomieszczeniu bał to był to Fulgrimsson, Dirk nie robił na nim takiego wrażenia.

Silne uderzenie na odlew, posłało człowieka wraz z krzesłem na ziemię.
- Nie prowokuj mnie łajzo! O starszeństwo nie będziemy się tutaj spierać i radzę spokornieć bo ktoś Ci kiedyś ten ozór utnie. Powiedział chłodnym głosem Grundi po czym splunął na podłogę i skierował wzrok na Dirka.
- Jednak wolę już walczyć z ogrami. Przynajmniej nie trzeba tyle języka strzępić. Co o tym myślisz? Zapytał ze znudzeniem.

- Skurwielu! - Wysyczał Olin leżąc na boku. Splunął krwawą plwociną i spojrzał na Grundiego z nienawiścią. - Rozkuj mnie i wtedy pogadamy twardzielu. - Dodał i splunął ponownie.

- Leż póki możesz. Jeszcze pożałujesz wstania. A teraz odpowiadaj. Jak długo znaliście się z grubym i tym Oswaldem? Grundi ponownie przeniósł wzrok na człowieka leżącego na ziemi.

- Jeszcze tego pożałujesz kurwi synu. Taki z ciebie bohater jest, łańcuchami skutego katujesz. Pies cię jebał. Wszystko już powiedziałem. Róbcie co musicie i kończmy to. Wiem że zabić mnie nie zabijecie, a nie tacy jak wy już mi w życiu ból zadawali. Moi ziomkowie wkrótce dowiedzą się gdzie jestem i upomną się o mnie. Zobaczycie. Już wkrótce. - Wysyczał przez zęby Olin i szarpnął się kilka razy, nic mu to jednak nie dało. Mężczyzna choć zły na milicje to nie wydawał się poddawać strachowi i groźby nie miały na niego wielkiego wpływu jeśli jakiś w ogóle. Ten człowiek nie wydawał się łatwym orzechem do zgryzienia. Gdy Grundi i Dirk spoglądali na Olina, wtem z celi obok, tam gdzie Malvoin i Ergan przesłuchiwali, dało się słyszeć potężny ryk i odgłos łamanego drewna.

- O nie, skonczymy kiedy my uznamy że to już koniec. Powiedział Grundi podchodząc do więźnia od tyłu i podnosząc go razem z krzesłem do pionu. Po krótkiej chwili przysunął przesłuchiwanego bliżej do stołu, a sam stanął po drugiej stronie. - A i Twoi ziomkowie chuja się dowiedzą. Za to my z chęcią się dowiemy kim oni są. Ale do tego jeszcze dojdziemy. Fulgrimsson zrobił pauzę na zaciągnięcie się fajką.
- Zapytam jeszcze raz, skąd znasz Oswalda i tego Salvo? Radze odpowiedzieć i przypominam żebyś nie pierdolił więcej o prawach bo obecnie żadnych nie masz. Mów! Grundi pod koniec wyraźnie podniósł głos wbijając wzrok w przesłuchiwanego.

Olin smarknął na podłogę krwawym glutem i szarpnął się raz jeszcze w krześle, a gdy tylko usiadł prosto, przekrzywił głowę na bok, raz i drugi, coś strzeliło w jego karku a mężczyzną nabrał powietrza w płuca i przeciągnął się. Rękawem otarł nos i i uśmiechnął się, jego zęby pokryte były krwią a na czoło i skronie wystąpił pot.

- Mówiłem już. Głuchy jesteś jeden z drugim? Powiem jednak raz jeszcze, do skutku będę mówił, co by nie było że utrudniam wam wasze, pożalcie się bogowie, śledztwo. Oswalda poznałem w karczmie Spiżowy Dzwon, tak samo było z Salvo i wieloma innymi ludźmi. Od dwóch miesięcy siedzimy w tej zapyziałej melinie prowadzonej przez równie zapyziałego krasnoludzkiego karczmarza. Zamknięci w tej podziemnej norze którą nazywacie swym miastem, jesteśmy udupieni. Chwyciłbym się byle jakiej roboty, tak samo Salvo i Oswald, ale takowej tu nie ma, bo khazadzi nie ufają naszej, ludzkiej pracy. Zapamiętam jednak dobrze tą lekcję i tym samym będę wam się odpłacał w przyszłości. - Olin spojrzał na Grundiego z nienawiścią w oczach i splunął kątem ust na podłogę. - Ty zaś krasnoludzie, masz ty jakieś imię bym cię mógł w przyszłości odnaleźć, zapamiętam cię sobie, to ci obiecuje, możesz być pewien tego jak kolejnego wschodu słońca nad Księstwami Granicznymi. Tak, tak… wy zadajcie pytania. Wiem i sram na to. Powiedz mi jednak jak cię zwą byśmy mogli zobaczyć kiedyś czyja stal prawdę mówi. - Olin rzucał groźbę, a może wyzwanie Grundiemu.

Dirk cały czas pilnie notował. Zrobił przerwę gdy nieco się uspokoiło, a w sali słychać było jedynie ciężki oddech przesłuchiwanego. Wydobył z tuby na zwoje, w której trzymał najcenniejszą rzecz poza laboratorium, przepisy alchemiczne. Pogmerał przez chwilę, będąc zaszczycanym jedynie ukradkowymi spojrzeniami obu obecnych. Wydobył przepis i zaczął porównywać go z tym co napisał w przesłuchaniu, chwilę to trwało nim Dirk zabrał głos.
- Olin, jeśli tak masz na imię, przykro mi to stwierdzić ale twoje zeznania się nie pokrywają w wielu punktach z zeznaniami twojego kumpla. Normalnie to twoje słowo bym stawiał ponad słowo tego grubasa, ale niestety to jemu wyrywają paznokcie, to go przypalają czerwonym żelazem. A nasz Mistrz Mało Dobry jest bardzo biegły w swej robocie. Dirk zrobił pauzę aby obwieś przetrawił informacje. Po czym podjął dalej. Będzie trzeba zweryfikować raz jeszcze twoje zeznania, teraz zostawimy cię tu samego, przemyśl, ułóż wszystko w głowie, tak byś nie marnował naszego czasu. Jeśli jutro nam ponownie nałgasz, trafisz w inne ręce, straciwszy nieco paznokci i po przypaleniu skóry mniemam, że staniesz się rozmowniejszy i bardziej prawdomówny

- Mówcie co chcecie. Ten półgłówek Salvo nigdy by niczego złego na mnie nie powiedział bo boi się mnie bardziej niż was… - Olin nie zdołał jednak dokończyć swej wypowiedzi, po korytarzach komisariatu przeszedł potężny ryk i donośne słowa wykrzyczane w reiskpielu zrobiły wrażenie na Olinie.

- Olin! Skurwielu! Odwołaj to bo cię zabije!!! - Dało się usłyszeć głos Salvo, grubasa z celi obok. Temu wrzaskowi towarzyszyły uderzenia pięści o drzwi. Olin spojrzał na milicjantów z czymś co można by nazwać zgrozą… nic jednak nie mówił.

- Więc to było by na tyle jeśli chodzi o jego strach przed Tobą. Powiedział ironicznie Grundi. - W sumie to czemu miałby bać się bardziej Ciebie niż nas? Przecież poznaliście się w karczmie i staraliście się przeczekać oblężenie. Czemu niby kolega od kufla miał by się tak bardzo Ciebie bać? Milicjant odczekał chwilę z kolejnym pytaniem.
- No i zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Tam w zaułku... Olin, twój kolega od kufla, nie był przekonany co do walki i zwrócił się do was po imieniu. Pamiętasz jak Cię nazwał? Heinrich i Oswald. Kto Oswald już ustaliliśmy. Tylko Heinrich mnie zastanawia i wygląda na to że łżesz. Może i przedstawiasz się jako Olin. Może i Olin wynajmuje pokój w karczmie, ale to nie wyglądało na zwykłe przejęzyczenie. Więc? Dlaczego gruby nazwał Cię Heinrichem? Może wie więcej niż na to wygląda... Głos milicjanta był twardy i pewny. Grundi wzrok ciągle wbity miał w więźnia.

Olin parsknął jedynie, spojrzał w podłogę i uśmiechnął się, po chwili przeniósł spojrzenie na Grundiego. - Dlatego ze mnie nie obowiązuje prawo, to które wam zabrania robić pewne rzeczy. W naszym świecie, karczm takich jak Spiżowy Dzwon, zdrada karana jest ostrzem po gardle, tyle to chyba nawet wy powinniście wiedzieć. - Gdy milicjant zadał pytanie o Heinricha, Olin spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Tak mnie także zwą, jednak to tylko przydomek pod którym znany jestem na ziemiach imperium. Łatwiej robotę znaleźć u tych pachołków z północy gdy myślą że żeś spod jaj samego imperatora Franza wypadł. Heinrich, Albrecht czy Remigio, różnie na siebie każe wołać, taka praca. Dziwi was to? Dobra, dobra, wiem, to wy jesteście od pytań. - Olin przetarł rękawem czoło i skroń, nic z jego mowy ciała czy może spojrzenia nie wskazywało na to że kłamie, jednak powiedzieć że mówi on prawdę też nie można było. Choć Dirk mógł być tą odpowiedzią już usatysfakcjonowany to Grundiemu coś tu nie grało, jeszcze nie wiedział co, ale coś było nie tak.

Dirk chwilami miał wrażenie jak gdyby kulawiec był szlachcicem lub miał ze szlachtą coś wspólnego. Buta, którą kulawiec okazywał, znajomość prawa, którą podkreślał, pewność, że ktoś by go starał się wydobyć z opresji, a na dodatek maniera paniczyka, strojnisia. Dirk notował nie tylko słowa, ale także gesty i mowę ciała. Pamiętał też, że ludzie w półświatku nadają sobie przydomki, które często wskazują czym zasłynął bandzior.
- Jaką masz ksywę Olin? Dirk podszedł doń bliżej z ciekawości zerknąwszy na palce gdzie zwykle szlachta nosi pierścień rodowy. Wypatrywał odcisku lub jaśniejszego paska skóry. Następnie zwrócił się do Grundiego pokazując mu, że chciałby pogadać z nim na osobności.

Olin nie krył swego zdziwienia pytaniem milicjanta który zdawał się być bardzo spostrzegawczym pewnie dzięki temu, że więcej on obserwował niż strzępił języka. - Różnie. Puchacz mnie wołali za młodu, dobrze zawsze ten dźwięk robiłem. - Więzień uśmiechnął się i ponownie ukazał zakrwawione zęby, zupełnie jakby wracał myślami do przeszłości. - Teraz mówią Ostry. Olin - Ostry, rozumiesz, rymuje się. - Cwaniakował Olin, wiadomo, jego ksywka nijak się rymowała z imieniem. Dirk spoglądając na dłonie Olina dojrzał jaśniejsze miejsca, widać było że nosił on kiedyś sporo biżuterii, to jednak nie było nic dziwnego, wielu najemników tak robiło używając pierścieni i bransolet jako waluty w dalekich krajach. Poza tym nie było więcej nic.

- Ostrryyy. Ironicznie przeciągnął Dirk. - A to ci dopiero, ha! Ostry. Bardziej pasuje ta ksywa do wprawnego nożownika, a nie takiego pchlarza jakim jesteś. Taki przykładowy nożownik nie srałby w gacie na widok trójki khazadów, nie trzęsły by mu się łydki jak u jakiej dziewki. Do ciebie bardziej pasuje posraniec, albo królicze serce. Prowokował Dirk. Musiał znaleźć słaby punkt w kulawym. Musiał mieć doświadczenie, był graczem, ale każdy zdezinformowany gracz popełnia błędy. Dirk liczył na łut szczęścia, mając nadzieję, że złość spowoduje opuszczenie gardy przez Olina. Wiedział natomiast, że strach nie rozwiąże mu języka. Gdzieś w środku swojej czarnej duszy Olin czerpał siłę, ta jego pewność siebie była poparta jakimś solidnym filarem. Ważną wskazówką była informacja o faktorii Księstw Granicznych, tam Dirk spodziewał się odkryć słabość Olina będącą obecnie jego tarcza. Urgrimson postawił sobie za cel by odkryć źródło pewności siebie Olina i rozpieprzyć je w drzazgi. Mimo wszystko jednak potrzebował naradzić się z Grundim, aby zaplanować proces przesłuchiwania, aby skonsultować wnioski jakie do tej pory wyciągnął. - Grundi, myślę, że powinniśmy coś zjeść i się napić. Do tego ścierwa wrócimy później.

Olin świdrował wzrokiem Dirka, nie widać było po tym człowieku nawet cienia strachu, tym razem nic nie mówił ale i nie żartował już. Być może był to zły znak, a może dobry… może pękał albo właśnie działo się odwrotnie i obrastał on w gruby pancerz. Obie strony pojmowały już że pierwsza runda nie zakończy tego spotkania, kolejna miała być poważniejsza. Oblicze Olina stwardniało, spojrzeniem miotał gromy, obiecywał nim że nie odpuści i nie daruje. Ten człowiek choć nie rzucał gróźb otwarcie, tak jak mieli to w zwyczaju robić nagminnie więźniowie, jedyną zemstę przyobiecał Grundiemu… jedna zemsta na raz, nie więcej.

- Jasne. A i do grubego może wpadniemy zobaczyć jak idzie robota? Zbierajmy sie. Odpowiedział Fulgrimsson i powoli zaczął iść w stronę wyjścia.
Dirk potakująco pokiwał głowa, na odchodne rzucił do Olina - poukładaj sobie w głowie wszystko co masz nam do powiedzenia, bo jak wrócimy i nakłamiesz to będziesz głodował. Dirk i tak miał zamiar tego śmiecia przygłodzić, a także nie dać mu spać.

- Chuj z głodowaniem… wpierdol będzie i coś mu w końcu obetnę. Rzucił do Dirka Grundi i opuścił pomieszczenie.

Olin odprowadził obu milicjantów wzrokiem do drzwi, znów bez słowa sprzeciwu, odezwy czy uszczypliwości, a gdy tylko wyszli...
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline