-
Chciałabym zamienić biżuterię na pieniądze - zwróciła się bezpośrednio Luna do “druida” neutralnym tonem. -
Znasz jakichś paserów? -Tak… znam pewnego niziołka, który kupi od nas biżuterię. Mogę wziąć i twoją mu sprzedać.- odparł mężczyzna drapiąz za uchem swego niedźwiedzia.-
Dziś wieczorem będziesz miała pieniądze. Ile oczekujesz za swoją część?
-
Nie wiem, ile warta jest ta biżuteria. Ale potrzebuję minimum 500$ na Colenrota, około 1000 na części do samochodu... Wyjdzie minimum 2000$. -Dwa tysiące… Zobaczymy ile ten sknera z siebie wydusi.- zastanowił się druid i drapiąc za uchem swego zwierzaka spytał.-
Jadłaś już?
-
Tak - odparła Luna głosem wypranym z emocji. Z twarzą wypraną z wszelkich emocji.
Luna nigdy się nie uśmiechała. Nigdy się nie smuciła. Nigdy nie okazywała żadnych emocji. I tak cały czas podczas kilkugodzinnej znajomości z tym druidem od siedmiu boleści (cokolwiek to znaczyło).
I nic więcej nie dodała. Nie ceniła sobie czczych pogadanek bez konkretów.
Obróciła się na pięcie, jej uwaga była już pochłonięta grzebaniem w samochodzie.
-
Daj znać, jak zdobędziesz te 2000$ - rzuciła na odchodnym.
* * *
Luna przeliczyła otrzymane pieniądze na szybko. 2200$. Niech będzie. Przynajmniej nie jest gołodupcem. Zresztą nigdy nie świeciła gołą dupą (ciekawe, gdzie miała zwoje i instalację zamontowaną, żeby takie zjawisko było możliwe). Była wszak odziana… jakoś tam. W używane, ciemne łachy. Zresztą ma w czym chodzić. Najważniejsze, żeby mogła w ciszy i w spokoju grzebać w samochodzie.
-
Zgadza się. Jest co najmniej 2000$ - pokiwała głową “druidowi”. Nie podziękowała za pieniądze.
Zamiast tego otworzyła maskę automobila i zaczęła grzebać przy silniku.
Druid jedynie wzruszył ramionami dodajac.-
Tess wskaże ci pokój w którym możesz spać, jeśli zamierzasz zatrzymać się tu do wieczora.
-
Loony, weź siekierę i zaciukaj drania, niech przestanie pierdzielić o jakichś teslach - zamruczał czerwony pająk, co utkał czarną sieć pod maską. -
Przecież każdy wie, że to gówno to przeżytek. Teraz dają te convo czy jakiś inny szajs od gnomów...
Wydawało się że dziwaczność Luny nie przeszkadzała mu w ogóle. Podobnie jak i reszcie mieszkańców tej gospody. Choć niewątpliwie sprawiała, że Luna była po prostu ignorowana.
-
Milcz. Pająki nie mówią - odpowiedziała niewidzialnemu bytowi Luna.
Luna najwyraźniej nie dosłyszała słów druida, być może naprawa samochodu była dla niej ważniejsza. I chyba nie myślała nad możliwością zamieszkania w tym miejscu.
* * *
Kilka godzin później.
Pieniądze szybko się upłynniły do postaci Colenrota 343, kaliber 9 mm, pasterza chroniącego jej nieświecącą jak lampa naftowa, sprawiedliwą dupę w dolinie ciemności, nowszych filtrów i tłoczków do samochodu oraz kilkuset dolarów w postaci papierkowej. Luna jechała ulicami Downtown własnym, naprawionym i podrasowanym przez nią samochodem i z załadowaną, lekko podrasowaną przez nią bronią.
Musi znaleźć sobie jakąś robotę. Ile można gmerać przy paruset kilogramowych sejfach, które dają się przełamać dopiero po kilku godzinach zabawy z palnikiem i gmerania przy śrubach?
Aż poczuła się głodna. Luna przystanęła na szybko przy piekarni, kupiła sobie parę bułek, w spożywczaku załatwiła sobie wędlinę, ser oraz wodę. Zjadła na szybko posiłek w samochodzie. Po tym czekała ją wycieczka po sklepach z zabawkami mechanicznymi.