Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2014, 11:37   #26
Nimitz
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Pani Barbara nie zważając na pogodę szalejącą na zewnątrz opatuliła się szczelnie płaszczem i zerknąwszy raz jeszcze na towarzystwo siedzące, w jadalni pokręciła jedynie głową. I wraz z tajemniczym mężczyzną opuściła domostwo. Smagane wiatrem i deszczem postacie odjechały powoli na swoich rowerach w kierunku ciemnego lasu.
Podczas obiadokolacji Erin miała wrażenie, że Nathan próbował nogą smyrać ją pod stołem, przynajmniej do momentu, w którym usłyszałaś niezbyt głośne łupnięcie, a sam mały nie zanurkował rozmasowując sobie piszczel, na pytanie Briany odpowiedział jedynie, że chyba uderzył się o drewnianą belkę wspierającą ciężki stół, jednak zdawało ci się, że dostrzegłaś jak Nat puszcza do Ciebie oko.
Po posiłku każdy zdawał się zdążać w swoją stronę poznając domostwo.
Niektórych powoli zaczynała niepokoić nieobecność doktora, który zorganizowawszy grupę sam przepadł jak kamień w wodę. Cisza w domu, przerywana była jedynie szumem grubych kropli uderzających o szyby domu.


- Kochani, ja i Nathan to chyba, położymy się wcześniej spać. – Powiedziała do wszystkich, jak zawsze pogodna Briana i pociągnęła małolata za sobą po schodach, życząc dobrej nocy.
Wszyscy jak by na to czekali. Lenny postawił podłączony do ipoda głośnik na starej, zrobionej z ciemnego drewna etażerce, i już po chwili niezbyt głośno pomieszczenie wypełniły dźwięki .


Nataly, podzwaniając całą kolekcją bransoletek zdobiących jej szczupłe nadgarstki nachyliła się nad kominkiem rozgrzebując popiół za pomocą pogrzebacza, zajżała ku wylotowi komina, otworzyła klapkę i chyba nie zauważywszy, delikatnego śladu jaki sadza zostawiła na jej policzku z uśmiechem ruszyła w stronę wyjścia powracając z kilkoma belkami drewna, które ułożyła w palenisku.

- Brrrr... Powiedziała jakby zdziwiona, ocierając wodę ze swojej twarzy, tym samym rozmazując odrobinę sadzę na swoim policzku. - A jednak, to nie jest „ciepły letni deszcz”. zaśmiała się, gdy Lenny rzucił w nią swoją kurtką, szykując się do ponownego wyjścia na zewnątrz.



Pierwsze co przykuło uwagę taksówkarza był duży fotel stojący na wprost paleniska. Duże oparcie lekko odchylone w tył, podłokietniki oraz miękka poducha,wszytko obite skórą w odcieniu ciemnej zieleni, obudowane polakierowanym, ciemnych dębowym drewnem na czterech ciężkich nogach. Richard od razu dobrał się do siedziska przecierając je gdzie trzeba zabraną z kuchni ścierką. Usiadł wygodnie, rozprostował nogi patrząc na dziewczynę rozpalającą ogień.

Już po chwili, ogień zaczął trawić drwa wrzucone do kominka, dymiąc okrutnie i wyglądało na to, że dziewczę nie radzi sobie najlepiej.

Rich wstał dość niechętnie, jednak pozwolenie aby dym opanował pomieszczenie zepsułoby cały wieczór. Podszedł do dziewczyny, ukucnął przy niej.
Daj, ja spróbuję - uśmiechnął się ładnie by wypaść bardziej przekonująco, i wprawnie rozgarną drwa za pomocą pogrzebacza.
Nataly z lekką ulgą przekazała Richardowi honory rozpalania ognia i z uśmiechem zakręciła się w rytm muzyki. Mężczyzna sięgnął do dźwigni sterującej klapką, która osłaniała wylot komina. Otworzyła się ona niechętnie pod naporem jego dłoni, a ciemny dym ku uldze wszystkich obecnych odnalazł ujście w wylocie komina. Już po chwili powietrze oczyściło się i jedynie mało przyjemny zapach unosił się jeszcze jakiś czas w pomieszczeniu.

Kliknij w miniaturkę

Wypity przed posiłkiem alkohol rozluźnił Erin do tego stopnia, że nawet zaczepki ze strony małolata nie były w stanie zepsuć jej humoru. Najedzona pod gwizdek zamarudziła chwilę w kuchni. Wstawiła czajnik z wodą, z szafki wyciągnęła puszkę kawy i w miarę nieobtłuczony kubek. Po kilku minutach pojawiła się w salonie z porcją parującego naparu. Słysząc muzykę uśmiechnęła się do Lennego, kiwając z aprobatą rudą głową. Gdy tylko Richard podniósł się z fotela wykorzystała okazję i podsiadła go, przerzucając nonszalancko nogi przez jeden z podłokietników.
- Ktoś ma numer do doktorka? - Rudowłosa spytała ogółu, a wzrok utkwiła w nierozpalonym jeszcze kominku.

- Nat ma chyba wszystkie potrzebne numery… - Rzekł markotnie Mark wstając od lapa i przeciągając się. Od obiadu już minęło nie wiadomo ile i nie wiadomo jak szybko. Jak to zawsze z zombiakami. Wzruszył ramionami i też podszedł do kominka i rozwalonej obok na fotelu dziewczyny.
- A po co ci jego numer? - Spytał już trochę bardziej przytomnie.

- Przydałaby się pizza...albo worek cementu. - dziewczyna westchnęła, odwracając się i posyłając ponurakowi kpiący uśmiech - Noc długa, możemy zgłodnieć ze dwa razy nim Babuleńka raczy przytelepać się do nas z ciepłymi bułeczkami i świeżym mleczkiem na śniadanie.

Nataly przestała pląsać w rytm muzyki i z uśmiechem puściła oko Lennyemu, który tęsknym wzrokiem odprowadzał wchodzącego po schodach Edwarda.
- W sumie, to my z Lennym mieliśmy nadzieję, trochę bardziej wypocząć i wzięliśmy co nieco, choć niestety w takich warunkach pizza, nie przetrwałaby zbyt długo ale zawsze coś się znajdzie. Powiedziała dziewczyna rozpromieniona.
- A i rzeczywiście, telefony do wszystkich zgarnęłam ze sobą. - Stwierdziła ponownie poruszając biodrami w rytm muzyki.

- To może zadzwoń do niego spytaj się gdzie i kiedy będzie? Może utknął w tej burzy i jutro dojedzie? Wtedy byśmy mieli dzień ekstra dla siebie… - Rzekł Mark już bardziej włączając się do dyskusji i spoglądając na pół-polkę.

- A worek cementu… A wiesz, że to dobry pomysł jest? Spuściłbym temu zombiakowi na łeb to by się oduczył tak skradać znienacka od tyłu… - Rzekł wskazując kciukiem za siebie w kierunku lapa. - Bo te zombie to takie szybkie są… Wam powiem, ze za szybkie je teraz robią. Kiedyś to umieli robić porządne zombie a teraz? No co to ma być? - machnął w zniechęceniu ręką i w dał lekki upust swojej pretensji do za szybkich zombie.

- A tak serio, to po co worek cementu? - Zapytała Nataly przesuwając kciukiem listę na ekranie swojego dużego telefonu.

- Zacementowałbym go. Albo dał mu do dźwigania. Albo zrzucił na niego. Albo w niego. Coś bym wymyślił jakbym miał. - Wzruszył obojętnie ramionami. Tym razem jak zaczął wymieniać kolejne opcje dało się słyszeć stopniowe ożywienie i zaciekawienie które rosło w jak mówił. W sumie temat zaczynał mu się podobać.

-A wy jakbyście załatwili swojego zombiaka jakbyście mieli go załatwić w dowolny sposób przy pomocy codziennych narzędzi albo przedmiotów? - spytał już wyraźnie zaciekawiony odpowiedzią.

Dziennikarka słuchała wywodu o zombie z rosnącym zdziwieniem. Nawiedzony dom prędzej oferował garstce śmiałków duchy i jakieś upiory, a nie ożywione w tajemniczy sposób ludzkie zwłoki. Podjęła jednak zabawę, nie chcą wyjść na ignorantkę i zrażać do siebie dziwnego faceta od laptopa.
-Swojego posłałabym na coroczne świąteczne przemówienie naczelnego z mojej redakcji. Umarłby z nudów już po piętnastu sekundach i po problemie. - Odparła śmiertelnie poważnym tonem.

- Zebranie naczelnego? Jesteś dziennikarką? - Spytał Erin gdy opowiedziała swój sposób załatwienia zombiaka. Tak sobie wyobraził taki zombiak przy stole konferencyjnym który ma odwalić kitę na “śmierć z nudów”. - Śmierć z nudów… A wiesz, że to byłoby bardzo ciekawe do zrobienia? Pewnie potrzeba by podpasować to pod jakiś atak serca… Albo jakieś duszenie… Tylko zombiakom z założenia nie bije serce i nie muszą oddychać… No ale to trzeba by nad tym pomyśleć… No na pewno niecodzienna metoda załatwiania zdechlaków… - Uśmiechnął się pod wąsem do dziennikarki.

Ogień strawił rozpalone zapalniczką gazety w kilka sekund przerzucając się na kawałki drewna stawiające mu większy opór. Rich dopiero teraz zauważył, że Erin zajęła jego miejsce rzucając jej przyjemne spojrzenie. Odkryte nogi dziewczyny rzucone przez podłokietnik przykuwały uwagę, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Podszedł do okna z zainteresowaniem obserwując oberwanie nieba. Cała okolica tonęła w strugach ciężkiego deszczu.
- Nie zastanawia was gdzie pojechała ta starsza kobieta i jej cichy towarzysz? – Spytał obecnych wpatrując się w podwórko.

Erin
wzruszyła ramionami, upijając łyk kawy. Starsza pani miała swoje życie i nikt nie uwiązał jej do dziwnego domu.
- Pewnie wróciła z kolegą do domu, albo motelu. Co tam bedą robić to już ich prywatna sprawa. - Mrugnęła do taksówkarza, starając się zachować poważną minę.

Nat, słysząc dyskusję o zombie przestała tańczyć i zaśmiała się serdecznie.
- Wiecie co ? To tak, nie godzi się o suchym pysku tego typu dywagacji prowadzić. Podeszła do Lennyego i wzięła kluczyki od zielonego Hiluxa którym przyjechali. Po chwili wróciła jeszcze bardziej mokra niż wcześniej choć śmiała się serdecznie. W ekologicznej pobżękiwały charakterystycznie jakieś butelczyny.
- Dobra, po przekąski to już nie idę, bo jest tam ziiiiimnoooo. - Powiedziała udając, że sama siebie obejmuje dla zachowania ciepła.

-Niby tak, ale z drugiej strony w taką pogodę? Nawet mnie nie chciałoby się przejść stu metrów na parking po auto. A oni pojechali rowerami. - Odrzekł równie spokojnie opierając się o parapet. Z zainteresowaniem spojrzał na torbę którą przyniosła Nat.
Co masz tam dobrego?

Potem jego uwagę przykuła Nat. A właściwie jej wyczyn wyjścia na dwór. Szczerze mówiąc podejrzewał, że ściemnia trochę z tym, że pójdzie na dwór i się jakoś kimś spróbuje wyręczyć czyli Lennym no ale jednak ku jego zaskoczeniu poszła sama. No i z czym wróciła!
- Eeeeejjjj! ty na pewno masz w sobie polskie geny, ja ci to mówię dziewczyno! Pozwól, że pomogę ci nieść tę ciężką torbę… - Rzekł skupiając swój wzrok na pobrżekującej torbie i wyciągając po nią ręce.
- Nie tylko geny mam polskie. - Uśmiechnęła się do niego pokazując żubrówkę .
- Kocham cię! - Rzekł wyszczerzając sie do niej autentycznie szczerze. - Zmarzłaś? Choć no ogrzeję cię… - Rzekł do niej zagarniajac ją ramieniem a drugą przejmując strategiczne dobra w pobrzękującej torbie. - Choć wstawimy to do lodówki bi się biedactwa zgrzeją… - Rzekł wskazując wspomniany kierunek.
Odwzajemniła uśmiech u ruszyła pokornie pod naciskiem twojej dłoni.

Kliknij w miniaturkę

McManus stał z boku przyglądając się zebranym. Palił w milczeniu papierosa i tylko słuchał. Posiłek był całkiem smaczny i dobry. Troszkę za mało jak dla niego, ale cóż nikt nie obiecywał mu tu rarytasów. Co jakiś czas zerkał w stronę Erin, obserwując kobietę i to jak się zachowuje. Jedna fajna babka na tylu facetów. Może być tłok a jak zdążył poznać już swoich towarzyszy, to Candle zaraz zacznie się do niej dostawiać. Na szczęście chłopczyk poszedł spać. Kolejny raz się zaciągnął głęboko i wypuścił gęsty dym z ust.
Zombie? Ci ludzie naprawdę byli dziwni. A może po prostu sobie kpią z niego. Potrząsnął głową z niedowierzaniem i podszedł do paleniska wrzucając dopalającego się papierosa. Przechodząc koło wszystkich uśmiechał się delikatnie tylko, choć i tak jego lekko poznaczona bliznami i bruzdami twarz nie mogła uchodzić za zbyt sympatyczną. No chyba, że ktoś lubił lekkich obdartusów z zarośniętą twarzą i dziwnym błyskiem w oku.
- No dobra… kto ma ochotę przejść się po całym domu...no chyba że boicie się że… - lekka pauza -tu straszy ? No dziewczyny...i koledzy… Zapraszam na wycieczkę turysytyczną po Villa de Zadupie

Dokładnie w momencie kiedy to powiedział za oknem rozległ się potężny grzmot, a światła w domku na chwilę zgasły. Murphy mógłby przysiąc, że w tym momencie zobaczył na brzegu lasu charakterystyczny płomyczek świadczący o tym, że ktoś stoi na brzegu ciemności paląc spokojnie papierosa. Jednaj zaledwie po chwili, gdy kolejna błyskawica przecięła nieboskłon rozjaśniając okolicę, miejsce, w które spoglądał zdawało się być puste. A pełni obrazu dopełniał jedynie dym unoszący się kłębem w ciężkim powietrzu...a może to była wstająca mgła.
Zaledwie po chwili zagrzmiało ponownie, a Erin mogłaby przysiąc, że wraz z tym odgłosem zlał się inny, dziwnie przypominający odgłos pracującego głośno silnika.

Murphy pokiwał tylko głową i uśmiechnął się pod nosem. Dziwne. ale możliwe. Może dym z papierosa lekko podrażnił mu oko, albo pewnie od tych ich gadek mu się przywidziało. Nie wierzyl w duchy, kosmitów i takie tam więc milczał, bo co miał im powiedzieć. A nawet jeśli tam był, to pewnie jakiś ciekawski wieśniak chciał zobaczyć kto urzęduję w tym “straszącym domu”. Tak czy inaczej...było minęło i nie zamierzał wypowiadać się na głos.
Jeszcze i jego będą chcieli zaprosić do "klubu wariatów”. Poczekał czy ktoś się zgłosi na spacer a jeśli nie zamierzał udać się sam. To i tak lepsze niż słuchanie o zombich, wampirach czy hefalumpach mieszkających w szafach i kradnących wieczorami skarpetki.

Wśród grzmotu dało się wychwycić coś jeszcze, Erin była tego prawie pewna. Z drugiej strony zmęczenie podróżą i odrobina alkoholu mogły płatać figle jej zmysłom.
- Chyba doktorek do nas jedzie. -Powiedziała wstając z fotela. - Też słyszeliście silnik, czy mi już pada na łeb?

-Pójdę na ganek zobaczę czy ktoś się zbliża… - zaoferował się Murphy -A potem idę sobie zwiedzać.. - Po tych słowach ruszył ku wyjściu i drzwiom

Vance przeczesał ręką włosy stawiająć je ponownie do góry. Trochę znudzony dołączył do Murphy’ego. Obsacy zastukały o parkiet.
- Możemy zapalić jeśłi będzie miejsce by spokojnie usiąść. Trzeba dobrze zaplanować ile fajek dziennie można spalić. Jak wypalimy całe zapasy przed końcem “projektu” to będzie kiepsko. - Rzucił do Mc’Manusa.

Wychodząc Murphy spojrzał się dziwnie na Vance’a i odpowiedział mu spokojnie:
-Stary wyluzuj..ja mam z dwa kartony więc na tydzień jak nie dwa wystarczy… Zawsze jak coś można wyskoczyć do miasta lub poprosić babunię o kupienie tego i owego. Gotówkę chyba każdy wziął ze sobą… - Uśmiechnął się i ruszył dalej.

- Ja mam jedną rakietę jedynie, dziesięć paczek. - Odpowiedział szybko. - Więc chyba jesteśmy ustawieni na długi czas. Paliwo do zapalniczki też mam - Dodał zadowolony idąc razem z dużym sprawdzić czy doktorek przyjechał.

Ruda parsknęła, podchodząc do debatujących mężczyzn. Według tego, co mówił Richard drugi musiał mieć na imię Murphy i być “tym dużym”. Opis w jakimś stopniu się zgadzał. Oparła dłonie o ich ramiona, na moment zawieszając cały ciężar na żywych podporach.
- Spokojnie panowie, drzewko z jogi i głęboki wdech. Nie jesteśmy na Anktarktydzie, w okolicy na bank mają jakiś monopolowy. - Westchnęła - W razie nagłego wypadku da się przecież podskoczyć którymś wózkiem, a jak pogoda dopisze to i spacer urządzić...chociaż narazie ten deszcz nas nie rozpieszcza. Miejmy nadzieję, że jutro się wypogodzi, całkiem przyjemna okolica. Jak na nawiedzony dom, oczywiście..
Wyminęła panów i ruszyła na ganek. Papieros po obiedzie jest zawsze dobrym pomysłem.

Gdy ruda się tylko oparła o McManusa ten wziął delikatny oddech chcąc sprawdzić jak kobieta pachnie. Lubił zapach dobrych perfum a jeszcze jej bezpośredniość. Ciekawy przypadek musiał przyznać ale postanowił trochę rozluźnić atmosferę, tym bardziej że znów wspomnieli o nawiedzonym domu. Gdy dziewczyna ruszyła już w stronę drzwi, McManus podbiegł do niej i złapała ją na wysokości kolan i przerzucił sobie na ramię biegnąc w kierunku wyjścia. Trzymał ją mocno by jej nie wypuścić i rzucił tylko:
-Komuś przydałby się zimny prysznic. - A potem wyszedł na zewnątrz z nią przewieszoną przez bark.


 
Nimitz jest offline