Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2014, 18:13   #28
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Wychodzenie na zewnątrz podczas ulewy nie było jednak najgenialniejszym pomysłem. Człapiąc powoli na piętro Erin pozostawiała za sobą szlak drobnych kropel, ciurkających zarówno z rudych włosów, jak i przemoczonych ubrań.
Nie minął nawet jeden dzień, a ja już dewastuję dom - przemknęło jej przez myśl. Stare, drewniane podłogi nie znosiły kontaktu z wilgocią, lecz w tej chwili dziennikarka nie potrafiła wykrzesać z siebie jakiegokolwiek poszanowania dla cudzej własności. Bardziej przejmowała się dokuczliwym zimnem i szczękającymi zębami, chcąc jak najszybciej wypić coś mocnego i owinąć wychłodzone ciało kocem. Przeziębienie było ostatnią rzeczą, której potrzebowała do szczęścia podczas urlopu. Przechodząc korytarzem ujrzała smugę światła wydobywającą się zza uchylonych drzwi jednej z sypialni. Wszechobecna szarość pokoju z miejsca poprawiła dziewczynie humor. Bura strefa należała do poznanego wcześniej taksówkarza, a skoro oboje postanowili odłączyć się na moment od ogólnointegracyjnej imprezki, grzechem było go nie pomęczyć.
-Puk, puk - wydusiła dzwoniąc kłami i prawie odgryzając sobie język. Słowom towarzyszyły trzy szybkie stuknięcia we framugę.

Przemoczona dziewczyna ujrzała mężczyznę starannie chowającego rzeczy do szafki. Na dźwięki pukania zamknął drzwiczki przez co jedyne co mogła dostrzec to barwne koszule i pasujące do tego podkoszulki. Mężczyzna odwrócił głowę, uśmiechnął się na widok dziewczyny. Spodziewał się, że przyjdzie, jednak nie wiedział kiedy. Jej mokre włosy lepiły się do ramion i szyi, w ciemnej czerwieni wisząc jak cieniutkie nici makaronu z których efektywnie wyciekają krople wody spływające po ramionach by upaść na ziemię z ledwie słyszalnym uderzeniem. Odłożył trzymaną w ręce książkę na szafeczkę nocną. Sięgnął do plecaka i wyjął z niego ręcznik pasujący do koloru ścian. Podszedł powoli rozkładając go, rozpostarł przed rudą czekając aż wejdzie by się w nim schronić i wytrzeć.
- Znudzona zabawą na dworze z Murphy'm? – Zapytał. - Zdążyłem w tym czasie się tu urządzić.

-W-właśnie w-widz-dzę - spróbowała się uśmiechnąć, lecz drgające w niekontrolowany sposób usta nie chciały jej słuchać. Zrezygnowana machnęła ręką i weszła do środka, kierując się wprost ku rozłożonym zapraszająco ramionom taksówkarza - Przyg-gotowałeś s-się. N-nawet ręcznik-k m-masz sz-szary.
Stanęła tuż obok niego, dygocząc i bezskutecznie próbując nie kapać na dywan.

- Czysty przypadek – mruknął dość cicho z delikatnym uśmiechem na ustach. - Śmiało możesz się wytrzeć. Wziąłem dodatkowe dwa na zapas – dodał podchodząc do drzwi, przymknął je odrobinę. - Zaparzyć Ci herbaty? Albo przynieść Twój zielony, magiczny płyn na rozgrzanie? – uśmiechnął się troszkę mocniej patrząc jak dziewczyna tonie w szarości bawełnianego prostokąta.

- W-wybier-ram br-ramkę num-mer dw-wa - burknęła, okręcając się podarowanym ręcznikiem. Od razu poczuła się trochę lepiej. Dreszcze zelżały, choć wciąż targały drobnym ciałem. Dziewczyna usiadła obok łóżka, podciągając kolana pod brodę i oplotła je ramionami, dzięki czemu szary materiał zakrył ją od czubka nosa po końce palców u stóp.

Mężczyzna wyszedł z pokoju na moment zmierzając do sypialni Erin. Dało się słyszeć szybkie bicie obcasów o parkiet jęczący co jakiś czas pod butami. Nie dłużej niż dwie minuty później w drzwiach pojawił się taksówkarz ze znaną dziewczynie, kryształową butelką.
- Trzymaj – podał butelkę Erin ówcześnie odkręcając zakrętkę. - Mam nadzieję, że nikt poza nami się nie dobrał do zawartości – dodał. Usiadł na łóżku, mogąc patrzeć na dziewczynę z góry.

Szybki rzut oka na zawartość szkła rozwiał wszelkie wątpliwości, odnośnie tego czy ktoś trzeci dobrał się do alkoholu. Zielona granica pozostała dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio. Wiadomo więc było z miejsca, że żaden krasnoludek ryja w absyncie nie umoczył.
Po pierwszym łyku Erin przestała dzwonić zębami, po trzecim pozbyła się dreszczy. W końcu oderwała usta od szyjki, łapiąc z sykiem powietrze. Rozkaszlała się porządnie gdy trunek zapiekł nieprzygotowane na taką dawkę procentów gardło. Westchnęła z ulgą i wcisnęła Richardowi butelkę, ponaglając spojrzeniem do działania
-Kolejny raz udało się przeżyć...swoją drogą zasłużyłam na order z ziemniaka, albo wieniec z drutu kolczastego. Przez cały obiad korciło mnie żeby powiedzieć coś głupiego pod adresem Bri. Ciekawe jakby odebrała coś w stylu… - odchrząknęła, by po chwili rozłożyć dłonie i zmienionym głosem wyrecytować z pamięci - I Święty Attyla wzniósł granat ręczny wysoko, mówiąc - O Panie błogosław ten granat ręczny, który rozniesie nieprzyjacioły twe na malutkie kawałeczki w łasce twojej. A Pan skrzywił się w uśmiechu a ludzie spożywać poczęli owce, leniwce, karpie, orangutany, płatki śniadaniowe, przetwory owocowe…

Butelka stawała się coraz lżejsza, a majacząca w niej zielona substancja znikała systematycznie. Richard wziął kolejny łyk, równie niewielki co kiedyś. Degustacja alkoholu przynosiła mu niezwykłą frajdę co można było dostrzec w jego oczach oraz po tym, jak napawa się każdym łykiem.
- Nie rozumiem tej całej szopki katolickiej. Księża to w większości zwykli ważniacy uważający, że mają misję wynikającą z powołania. A parafianie fanatycznie wyznający swoją wiarę czasem mnie przerażają. Tyle forsy zostawia się w tych marmurowych skarbonkach mówiąc, że to na cele wyższe. Tak bardzo ludzie wierzący potrafią być zamknięci w zaściankowych poglądach... - urwał, nie chcąc się dalej nakręcać. - Z całą pewnością zgarnęłabyś naganę od Bri za złe postępowanie - uśmiechnął się odpowiadając, tym razem, bardziej konkretnie. Zrobił jeszcze jeden łyk i podał butelkę Erin.

- Taaa...jeszcze by mi kazała leżeć krzyżem na posadzce, albo klęczęć na grochu - Erin zachichotała. Z każdą kolejną kolejką uśmiechała się coraz szerzej i coraz bardziej beztrosko. Na bladych policzkach zakwitły rumieńce, a ręcznik przestał otulać ją na podobieństwo kokonu. Spoczywał teraz na ramionach dziewczyny, podczas gdy ona opierała się łokciami i brodą o materac łóżka.
- Powiedz Richie...dlaczego opuściłeś Nowy York? - zaczęła z innej beczki, obdarzając mężczyznę powłóczystym spojrzeniem. Wodziła nim po jego twarzy i torsie, co jakiś czas zatrzymując się dłużej na oczach.

- Przyleciałem tu po śmierci ojca - odpowiedział po chwili milczenia, chciał wziąć kolejny łyk, jednak zawahał się, w efekcie postawił butelkę na podłodze. - Jakoś mieszkanie w starym domu było dość dobijające. Sprzedałem stare auto, wziąłem oszczędności i przyleciałem tu. Pięć lat minęło od kiedy mieszkam w Galway - odpowiedział z lekkim grymasem na twarzy. Dość dobrze maskował emocje.

Ruda drgnęła jakby jej ciało przeszył prąd. Po reakcji bruneta można było wywnioskować, że temat nie należał do przyjemnych, zresztą nic dziwnego. Nikt nie lubił rozmawiać o zmarłych, szczególnie gdy należeli oni do najbliższej rodziny.
- Przykro mi Richie. Pewnie twój tata był fajnym gościem, ojcowie w większości przypadków tacy są. - odparła łagodnie, wychylając się do przodu. Przesunęła rękę i zacisnęła zimne palce na nadgarstku mężczyzny, próbując przywołać na twarzy pokrzepiający uśmiech. - Masz jakieś rodzeństwo? Ja mam dziesięciu braci...rodzice nie marnowali czasu. - mruknęła.

Chłód dłoni był nieprzyjemny, chociaż taksówkarz nie dał po sobie tego poznać. Alkohol też robił swoje, rozgrzewając całe ciało od środka. Rich rozpiął górny guzik przy kołnierzu koszuli.
- Ciekawe jest to, że powodem śmierci ojca była Twoja obawa o amerykańską wolność. Tata wstał obudzony przez pager. Był ochroniarzem w jednej z większych agencji ochroniarskiej wtedy. Pojechał na miejsce włamania i kiedy wszedł do budynku to przestraszony złodziej strzelił do niego. Po dwóch dobach w szpitalu ojciec zmarł – mężczyzna uśmiechnął się dość płytko. Uśmiech nie pasował do tego co mówił, był nieszczery. Mający na celu zapewnić dziewczynę, że wszystko z nim w porządku i nie musi się martwić poruszeniem tego tematu.
- Owszem, mam siostrę - Victorię. Starsza ode mnie o osiemnaście lat, zastępowała mi matkę, która zmarła zaraz po moim porodzie. Teraz mieszka w domu po ojcu z mężem i dwójką dzieci – dodał. - Wiem, moje życie jest dość pogmatwane.

W pewnym momencie ruda cofnęła dłoń, chowając ją na powrót pod wilgotnym już ręcznikiem. Zrobiło się jej nieprzyjemnie, jakby Richard winą za strzelaninę obarczył siedzącą naprzeciwko niego dziewczynę. Jakby wspominając o broni Erin stała się współodpowiedzialna za wszystkie nieszczęśliwe wypadki i morderstwa z pistoletem w tle. Zmilczałaby, gdyby wypity alkohol nie szalał wewnątrz jej żył.
-Wbrew pozorom całe zło świata nie jest moją winą - syknęła przez zaciśnięte zęby, podnosząc się z ziemi. Ściągnęła z ramion szarą płachtę i złożyła ją na pół, a potem jeszcze raz na pół - Tak samo jak ty nie jesteś winny śmierci Aileen, choć jeździsz pierdoloną taksówką. - wydusiła z siebie, mrugając raz po raz. Całą uwagę skupiła na ręczniku, wyrównując kanty i wygładzając zagięcia materiału.

- Nie wspomniałem o tym, że to Twoja wina. Bardziej miałem na myśli, że Twoja obawa o życie w Ameryce jest po części słuszna – sprostował widząc jak Erin staje na równe nogi.
- Wiadomo, nie każdy kto ma broń musi napadać na przechodniów i strzelać im w plecy. Ale ogólny dostęp do tego śmiercionośnego narzędzia jest łatwy – Rich wstał, chwycił Erin za dłoń.
- Nie bierz wszystkich słów tak bardzo do siebie. A teraz daj, rozwieszę ręcznik na krześle by wysechł, a Ty usiądź i powiedz co stało się z Aileen. Proszę – facet mówił spokojnie i pewnie. Akcent zza oceanu był ledwie słyszalny w tym momencie, a czasem bywał powodem do nieporozumień.

Erin stanęła niezdecydowana, a chęć ucieczki rosła w niej z sekundy na sekundę. Mruganie nabrało na intensywności, usta zadrżały. Najchętniej znalazłaby jakiś ciemny kąt i zaszyła się w nim, byleby tylko nie musieć odpowiadać na pytania. Każdy niósł na plecach własny krzyż i bez względu na dobroć otoczenia musiał robić to samemu. Udawało się, albo człowieka wypłaszczało doszczętnie. Nie chciała się rozklejać, nie przy obcym facecie. Uniosła więc głowę do góry i uśmiechnęła się, choć uśmiech ten nie sięgał zimnych jak lód oczu.
-Ja…- zaczęła cicho, przełamując opór ściśniętego gardła - Co mam ci powiedzieć? Jej już nie ma i nic tego nie zmieni. Dzięki za troskę, jestem dużą dziewczynką...dam sobie radę.

Ręcznik zawisnął na starym krześle pomalowanym na szaro. Taksówkarz podszedł do dziewczyny i położył dłonie na jej ramionach. Spojrzał w oczy sprawdzając czy w dolnej powiece nie zbierają się łzy.
- Moich rodziców też od dawna nie ma – zaczął z delikatnym głosem. - I tego też nic nie zmieni. A jednak o tym mówię. Jak widać nasze historie nie są zupełnie kolorowe. Ja jestem prostym, szarym jak ten pokój, taksówkarzem którego rodzice nie żyją. Który uciekł od problemów na inny kontynent. A Ty? Jesteś prostą dziennikarką? Jaka jest Twoja historia? – spytał.

- To trochę inna sytuacja - mruknęła odwracając głowę w stronę okna, jakby za szybą działo się coś wielce ciekawego. Nie wyrywała się, ani nie reagowała na dotyk. Po prostu stała w miejscu -Dwa miesiące temu Aileen wracała wieczorem z imprezy. Na przejściu dla pieszych sto metrów od domu uderzyła w nią taksówka. Kierowca nie zatrzymał się, tylko pojechał dalej...a ona przez pół godziny konała na asfalcie. Umierała w bólu i strachu, sama jak palec - mówiła drewnianym, wypranym z emocji tonem, jakby relacjonowała film - Mieszkała w dość odludnej okolicy, więc nim ktokolwiek się zorientował minęło trochę czasu i było za późno. Na szczęście skurwiel nie uciekł. Policja znalazła go półtora kilometra od miejsca zdarzenia. Wpadł do rówu i usnął...nic dziwnego, gdy się ma we krwi ponad półtora promila.

- Dlatego dostałaś urlop w pracy? - spytał

- Nie no, wiesz...naczelny stwierdził że ma za dużo ludzi - dziewczyna prychnęła - więc zrobił losowanie i banda szczęśliwców dostała wolne akurat na czas wakacji, kiedy to najwięcej ciekawego się na świecie dzieje. Miło z jego strono, co nie? Dba o swoich czarnuchów żeby się nie przemęczali - zachichotała pod nosem.

- Może po prostu porzućmy ten temat. Nie chcę byś miała się rozkleić. Dla mnie też jest trudne rozmawianie o przeszłości. Może porozmawiajmy o przyszłości? - Zaproponował sięgając po butelkę. Usiadł na łóżku i pociągnął, alkohol powoli zaczął działać.
- Masz kogoś? Co robisz gdy wrócisz z pracy?

Zmiana tematu nastąpiła w najlepszym możliwym momencie. Erin za bardzo nie wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć, nie wdając się w zbędne szczegóły i nie zepsuć bardziej i tak gęstej atmosfery. Obiecała swojemu doktorowi od szajbusów, że nie będzie uciekać od tego jednego, konkretnego problemu…że zacznie o nim gadać. Metodą małych kroczków jakoś cel realizowała, co z tego że po drodze zdążyła komuś zrujnować dobrze zapowiadający się wieczór? Na szczęście Richard jakby podświadomie wyczuł sytuację. Głębokiego, pełnego ulgi oddechu nawet nie próbowała maskować.
- A istnieje jakieś “po pracy”? - zażartowała wciąż odrobinę spięta, robiąc kilka kroków w stronę bruneta. Nim zdążył zareagować ściągnęła buty i wskoczyła na łóżko, siadając wygodnie po turecku tuż obok. Jednym kolanem stykała się z jego udem, ale nie przeszkadzało jej to w najmniejszym stopniu- Po robocie albo wracałam do domu i padałam nieprzytomna, albo szłam ze znajomymi do baru, a dopiero potem wykonywałam plan podstawowy. Jakoś tak wyszło...za bardzo nie miałam głowy do związków. To mój pierwszy urlop od dłuższego czasu, więc na dobrą sprawę wypadłam z formy - klepnęła taksówkarza w ramię, po czym spytała siląc się na lekki ton - A jak to wygląda u ciebie? Jest ktoś kogo wozisz swoją furą bez włączania taksometru?

- Z początku miałem trochę zarobić na Murphym i Edwardzie, ale zapomniałem włączyć licznik i przywiozłem ich tutaj za darmo – rozpoczął gdy dziewczyna ułożyła się wygodnie na jego łóżku.
- To chyba jeden z nielicznych przypadków kiedy przewiozłem kogoś nie domagając się zapłaty – stwierdził w lekkim zamyśleniu. Wsunął się mocniej na łóżko, oparł plecami o ścianę z wyprostowanymi przed sobą nogami. Buty zawisły w powietrzu kilka centymetrów od krawędzi.
- Nie mam nikogo tak na dobrą sprawę. Zdarzyło mi się parę przelotnych romansów, ale nic z tego nie wyszło i tak. Wstaję dość wcześnie, wracam do domu o której chcę. Godziny pracy ustalam sobie sam, więc czasem zamiast jeździć po nocy po prostu odstawiam taksówkę na parking i wpadam na drinka do jakiegoś klubu.

- Ciężko uwierzyć - pokręciła głową, a mokre włosy zatańczyły wokół bladej twarzy. Jeden z kosmyków przykleił się dziewczynie do policzka. Odsunęła go niedbałym gestem, posyłając za ucho - Spoko, mieszkanie samemu jest w porządku, ale na dłuższą metę robi się nudne. Wracasz do domu za każdym razem, a tam pustka i cisza...dlatego mam psy. Przynajmniej ktoś się kręci po domu. Jest z kim pogadać, kogo podrapać za uchem. Czasem przytulić. Dodatkowo rozwiązuje to problem walających się po kątach brudnych skarpet i przepoconych koszulek, zwisających smętnie z każdego krzesła w domu - westchnęła, przekręcając się i położyła się na boku twarzą do Richarda - Może warto zmienić nastawienie, hm? Pomyśleć o czymś więcej niż puknięciu na imprezie i zakończeniu znajomości?
- Czemu Cię to dziwi? Możliwe, że wyrywanie panienek nie jest moją mocną stroną – stwierdził obrywając kilkoma kroplami w twarz. Starł je dłonią. - Mieszkanie samemu faktycznie należy do męczących rzeczy. Telewizora nie mam, czasem korzystam z komputera. Tak na dobrą sprawę nawet nie mam kiedy posprzątać tych wszystkich puszek po Mountain Dew walających się na biurku. Z chęcią bym zmienił tryb życia, ale jak do tej pory żadna ze mną jeszcze nie wytrzymała dłużej niż kwartał. A próbowałem już kilka razy – prychnął sam do siebie jakby słowa które wypowiada go bawiły. Spojrzał na dziewczynę która czuła się jak u siebie.

- Hmmm… - Erin potarła w zamyśleniu brodę, ściągając bri na kształt litery “V”. Postawione przez taksówkarza pytanie sumiennie zignorowała, nie chcąc się nad nim rozwodzić w sytuacji gdy wypity absynt na dobre zagościł w jej organizmie. Subtelne rozmycie obrazu i lekki słowotok były tego najlepszym potwierdzeniem. Zamiast odpowiedzieć skrzywiła usta w połowicznym uśmiechu i mruknęła - Już widzę w czym problem. Nie wiem, czy ogarniasz...ale słowo “dziewczyna” nie jest synonimem sprzątaczki. Zlew pełen garów nie jest najlepszym prezentem walentynkowym...lepszy kwiatek, albo kino...albo kolacja i przejażdżka samochodem. Nie żebym była feministką, ale przypisywanie danych czynności porządkowych tylko do jednej płci ssie. Z drugiej strony facet z odkurzaczem jest bardzo seksowny - warto to wykorzystywać z premedytacją i bez litości. Korona ci ze łba nie spadnie, a druga strona poczuje że też ci zależy. Taki duży facet, a nie rozumie podstawowych mechanizmów przetrwania w związku? - spytała, szczerząc się ironicznie.

- Naprawdę lubisz przypisywać do facetów seksistowskie zachowania, co? – wyszczerzył się do niej równie bardzo co ona do niego. - Przecież sprzątam, zwyczajnie mi się nie chce. I nie potrzebuje kobiety która będzie odwalać całą domową pracę za mnie. Jestem już dużym chłopcem i wiem, że o wiele bardziej podniecająca jest wizyta w restauracji niż sprzątanie zasuszonych skarpetek z podłogi – zaśmiał się delikatnie. - Kobiety wcale takie święte też nie są. Te na które trafiałem traktowały mężczyznę jako synonim wypchanego pieniędzmi portfela, a jego wartość oceniały po rodzaju i kolorze karty kredytowej. Niestety zarobki kierowcy są dość przeciętne, i tego chyba znieść nie mogły.

- Uwierzę jak zobaczę! Gadać to sobie można dużo, ale jak przychodzi co do czego zazwyczaj gadanie pozostaje główną aktywnością - przekręciła się na brzuch i posłała taksówkarzowi kuksańca w żebra - Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna. A jeśli chodzi o resztę ludzkich samic...widocznie trafiałeś na wybrakowane egzemplarze, wadliwe już od momentu produkcji - wzruszeniem ramion zaakcentowała błahość problemu - Blachar niestety nie brakuje...no co ja mam ci powiedzieć? Są ludzie i parapety, ale żeby się klamką urodzić to już sztuka.

Taksówkarz lekko się odsunął kiedy Erin słała w niego stronę uderzenie. Złapał ją za rękę w nadgarstku i zaczął gilgotać pod pachą oraz po żebrach i karku.
- Będziesz musiała uwierzyć mi na słowo, bo nie mam jak Ci tego udowodnić – uśmiechając się nie przestawał jej gilgotać. -Mówiłem na początku, że tatuś wychował mnie jak należy. Lepiej mi powiedz czemu Ty nikogo nie masz. Hmm?

-Nie! - ruda pisnęła i w odruchu bezwarunkowym zwinęła się w kłębek próbując uciec poza zasięg ruchliwych dłoni. Richard niestety trzymał ją mocno, nie pozwalając na odturlanie się. W oczach stanęły jej łzy, a z gardła wydobywał się potępieńczy chichot, którego nie była w stanie opanować. Wiła się i uciekała na boki, ale na niewiele się to zdało.
- Już będę grzeczna, obiecuję! - wydyszała pomiędzy kolejnymi spazmami - Tak, wierzę we wszystko i na wszystko się godzę, tylko przestań!
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 20-06-2014 o 18:15.
Zombianna jest offline