Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2014, 00:32   #94
Azrael1022
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Steakhouse Paola Gianniego wydawał się być żywcem wyrwany z Silver Ring i wklejony w jedną z wielokulturowych Brooklyńskich ulic. Za młodu Michael spędzał w restauracji całe wieczory, zajmując się table hoppingiem, czyli chodzeniem od stolika do stolika i pokazywaniem trików iluzji close up klientom oczekującym na dania. Oni się nie nudzili, Michael dostawał napiwki, Paolo nie miał skarg, że jedzenie pojawia się na stole za późno. Wszyscy byli zadowoleni. Ile to już lat nie był w miejscu, gdzie trenował swój fach i wprawiał się w trudnej sztuce kontaktu z widzami? Stanowczo zbyt wiele, niestety los wrzucił go w wycinek przeszłości w mocno niesprzyjających okolicznościach.

Sławna na całe miasteczko restauracja była niegdyś miejscem gwarnym, tętniącym życiem, wypełnionym pięknym zapachem smażonej wołowiny. Montblanc pamiętał całe rodziny stałych klientów chętnie przychodzące na steki, burgery i osławioną sałatkę z młodych ziemniaków. Dzieciaki dokazywały biegając między stolikami lub przy ładnej pogodzie szalejąc na zewnątrz, rodzice korzystali z chwili spokoju i rozkoszowali się leniwą atmosferą. Obecnie Stakehouse był bardzo daleki od wizji, jaką iluzjonista miał w umyśle - przypominał grobowiec lub kostnicę. Cisza, kwaśny zapach dawno nie wietrzonego pomieszczenia, brudne szyby, oraz martwi ludzie przy stolikach – wszystko to składało się na złowróżbną atmosferę tego miejsca.

Montblanc rozpoznał kucharza a zarazem właściciela przybytku po fartuchu szefa i niezapomnianej plakietce z imieniem: Paolo, NIE Paul. Groteskowa sylwetka, przypominająca figurę woskową bez twarzy być może kiedyś była Paolem, jednak teraz był to jedynie trup. Dlaczego Diavolo chciał go żywego i w jaki sposób Michael miał tego dokonać, pozostawało tajemnicą. „Mia, Paolo – ludzie, których znam umierają lub przytrafiają się im jeszcze gorsze rzeczy” – pomyślał, wspominając tajemniczą postać, która wciąż posiadała jego asystentkę sceniczną. „Komuś bardzo zależy na mojej śmierci. Tylko dlaczego?” – zadał kolejne pytanie, na które nie spodziewał się otrzymać spójnej i logicznej odpowiedzi.

Iluzjonista podszedł bliżej kontuaru za którym stał Gianni i walcząc z obrzydzeniem wyciągnął rękę by sprawdzić, czy faktycznie ma do czynienia ze zwłokami czy może jednak jakąś makabryczną rzeźbą. Gdy palce Montblanca zbliżały się do ręki kucharza nagle z hukiem otworzyły się drzwi na zaplecze i wybiegły z nich szczury. Michael nie chciał ryzykować biegu do wejścia, gdyż armia gryzoni odcięła mu właśnie tą drogę, zamiast tego wskoczył na krzesło, potem na stół i wypalił ze sztucera w okno. I jeszcze raz. Huk, zwielokrotniony echem, był niemal ogłuszający. Szyba pokryła się gęstą siecią pęknięć i zaczęła trzeszczeć. Iluzjonista wziął dwa kroki rozbiegu, bo tylko na tyle pozwalał mu stół i skoczył, trzymając przed sobą broń. Przebił się przez mocno naruszone okno i wylądował na chodniku wśród tysięcy odłamków szkła, po czym nie oglądając się za siebie rzucił się do samochodu i drżącymi rękami uruchomił silnik. Zwolnił hamulec i wcisnął pedał gazu do oporu, zostawiając za sobą wciąż powiększającą się falę szczurów. Zwierząt było ponadprzeciętnie dużo, iluzjonista nigdy nie widział stada takiej wielkości. „Dobrze przynajmniej, że jestem bezpieczny i się od nich oddalam” – pomyślał Michael, jednak chyba zrobił to w złym momencie, gdyż chwilę później opuszczone samochody ustawione gęsto na jezdni stworzyły barierę nie do przebycia. Koniec jazdy.

Iluzjonista wziął ze sobą wszystkie zdobyczne rzeczy i ruszył przed siebie, aby profilaktycznie zwiększyć dystans do szczurów. Wciąż miał w pamięci obraz tego, co się stało z Paolem i nie chciał tak skończyć. W tej rozgrywce nie był myśliwym, tylko zwierzyną. To gryzonie urządzały sobie łowy na niego. „Łowy… całkiem jak na tym świstku papieru dołączonym do karty tarota, którą ktoś podrzucił mi w szpitalu. Co tam jeszcze było napisane? Jakiś bełkot o maskach czy przebraniach?” – rozmyślał przemierzając wyludnione ulice, przypominające Green Point. Co jakiś czas odwracał się i kontrolował sytuację, sprawdzał, czy pogoń nie depcze mu po piętach. Póki co pościgu nie było widać, ale iluzjonista wolał profilaktycznie poruszać się tylko głównymi, szerokimi ulicami, dającymi możliwość dojrzenia niebezpieczeństwa z daleka. Klucząc zaułkami straciłby ten element, który mógłby zadecydować o jego dalszej egzystencji.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 22-06-2014 o 11:48.
Azrael1022 jest offline