Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2014, 19:36   #14
Emek
 
Emek's Avatar
 
Reputacja: 1 Emek ma wyłączoną reputację
Post wspólny Emka i DrNikta

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bm5Vc7gyChM&feature=youtu.be[/MEDIA]

Ostry, wręcz kłujący chłodem wiatr wył niczym dzikie zwierze i mroził kości. Wydarty z emocji powoli zamieniał nieruchomy jacht w element otoczenia, w bryłę śniegu i lodu okrytą niepewną przeszłością. Na jego pokładzie jednak wciąż trwały dwie, równie niewzruszone sylwetki. Ikony nowej ery, których misja przepleciona silną wizją dawała ponadludzkie możliwości.


Diemientji i Siergiej podawali się za żołnierzy w randze odpowiednio: Majora i Sierżanta. Jakie miało to tutaj znaczenie? Dla obcych żadne, lecz dla uświadomionych w prawdzie już tak. To właśnie oni, jak i wielu innych działaczy Odrodzonego Związku Radzieckiego mieli bohatersko poświęcić swe życia dla lepszego jutra innych. Ich stopy stanęły w miejscu tak zepsutym, tak odległym wizji słusznego porządku lecz nie lękali się. Bo prawdziwych Rosjan nie da się złamać. Chociaż każdy z nich z dumą nosił w sercu czerwień i każdy miał jedną, i tą samą, wspaniałą matkę, to trzeba było kogoś kto w swej mądrości nakieruje zagubione bez socjalizmu dusze.

-Nu Siergiej, widzi mi się utknęliśmy - podjął jak na sytuacje całkiem spokojnym głosem oficer- Zabezpiecz “Maszę”, opuszczamy pokład! No i trzeba znaleść jakąś farbę jak te kapitalistyczne wariaty mogly nazwać jacht “DET-154GF”? A czort w nich.

-... Mać. Amjerikański złom. - mężczyzna zaklął pod nosem w odpowiedzi i zrywając się z kwaśną miną obrzucił krytycznym spojrzeniem “okręt”. - Da, tawarisz Major!

Major usiadł na dziobowym siedzisku wyciągając w zamyśleniu z plecaka dziennik. Spoglądając spodełba na poczynania sierżanta podumał jeszcze chwilę, poprawił czapę, poprawił gwiazdę na czapie, otworzył kajet, wyjął ołówek i znów się zamyślił. Rozejżał się powoli uważnie. Śniegł i mgła, wiele nie zobaczył, przeklną w myślach słaby stan osobowy jego drużyny i brak zwiadowcy. Skarcił sam siebie w duchu, wiedział przecież że ciągłe łatanie braków jest mniej wydajne niż efektywne wykorzystanie dostępnych zasobów, nawet tych skąpych. Dwoje ludzi kilka sztuk broni i amunicji tyle co kot naplakał. Mało jak na przekonanie Ameryki o potędze Sajuza niosącego wybawienie. Ale myśl o tym jak afgańczycy kopali dupska całemu NATO z kałaszami i na snickersach poprawił mu humor. My w końcu mamy jakieś mięso. Niespiesznie sporządził wpis w swym dzienniku, po czym zamknął go wyjął inna kartkę papieru kładąc ją na sztywnej okładce. Kilka ruchów jak by szkic kilka zdań w punktach.

Do lądu było jeszcze trochę, a sierżantowi nie uśmiechało się iść z całym swoim ładunkiem po lodzie. Wszystkie te klucze, narzędzia które tyrał na plecach trochę ważyły, a i na pewno nie pomogłyby w pływaniu. Siergiej choć był żołnierzem, to jego największą smykałką była mechanika. Dłubał w sprzęcie już od dziecka, a klucz francuski robił mu za grzechotkę. Z wiekiem poznał znacznie szerszą ilość jego zastosowań jak na przykład wybijanie zębów lub kruszenie czaszki. Żaden powód do dumy, ale niektórym potrzebna była taka, mało subtelna perswazja. Mimo dość dobrze zbudowanej sylwetki i postury Siergiej nie był agresywnym prostakiem. Miał głowę na karku i lubił z niej korzystać.
Szarpnął jeszcze burtą jachtu, sprawdzając jak bardzo utkneli. Major miał rację, trzeba było opuścić łajbę i iść dalej. Być może byłby w stanie nawet ją uwolnić, ale nie przebiłaby się przez lód tak czy inaczej. Gdy sierżant uniósł wzrok, osłaniając się od sypiącego po oczach śniegu zobaczył żagiel cały twardy od lodowego nalotu. Uderzając o niego, wiatr szarpał niemiłosiernie uwięzioną Maszą. Nie było na co czekać. Być może Masza jeszcze kiedyś popłynie, teraz jednak musiała zapaś w zimowy sen, podobnie jak większość okolicy. Siergiej ściągnął pewnym ruchem ożaglowanie i zerknął ku towarzyszowi notującemu coś pod ręką. Jego obecność dodawała mu otuchy bo tu, tak daleko od domu mało kto znał się na gościnie. Takie wrażenie odniósł po swoim przelotnym pobycie w Detroit, a z Diemientiim pijąc wódeczkę można było wrócić wspomnieniami do Kremla, Moskwy i poczuć się prawie jak na dalekiej wycieczce, z której jednak kiedyś się wróci.
Silne dłonie mechanika zgrabnie zwinęły materiał w równą kostkę, a olinowanie zostało szybko ściągnięte. Pozostało jeszcze tylko schować wiosła i… Siergiej wyjrzał przez burtę na lodową taflę na którą opuścił ostrożnie kotwicę. Lód zdawał się twardy. Kotwica zaś została na wypadek gdyby jakimś cudem lód się roztopił i łódź miała ochotę bezwiednie odpłynąć. Nie wiedzieli wszak, kiedy tu znów wrócą.

- Gotowe, o ile jankeski sprzęt wytrzyma te warunki! Pozwól że ja zejdę pierwszy, jak ten lód mnie wytrzyma, wytrzyma i wszystko. - Sierżant krzyknął przez zawieruchę, poprawiając uszankę na głowie. Tu na otwartej przestrzeni wiało niemiłosiernie.

Buszczenko zanim uniósł wzrok na towarzysza odhaczył coś na papierze. Plan i działania zgodne z planem, tak wypracowuje sie sukces, krok po kroku.

-W pariadkie, podoba mi się Twój entuzjazm. Ale przy zejściu na lód będę Cie asekurował. Ino najpierw inna sprawę mam. - Zachęcił gestem technika do podejścia i pokazał mu kartkę. Górna połowa ukazywała naszkicowany plan widzialnej okolicy, z zaznaczonym w przybliżeniu położeniem ruin po drugiej stronie akwenu, dolna zaś połowa była wypełniona wypunktowaną listą zadań, z czego przy pierwszym “zabezpieczyć okręt” widniał już plusik.

- Tu zdziełane, teraz pujdziemy do tamtych chat, zrobimy razwietku i zgodnie z planem przygotujemy się do nocy a jak czasu zostanie zrobimy dalszy zwiad. - rzekł Major.

Siergiej wymacał swój płaszcz szukając czegoś i uniósł broń, podmieniając magazynki. Śrut skutecznie powinien zatrzymać jakiekolwiek dzikie zwierzę, choć w sumie niewielu ludzi zignorowałoby lecącą w ich stronę chmurę śrucin.

- Charaszo. - Przytaknął Kurczenko rozbawionym głosem i przeleciał przelotnie wzrokiem po karcie towarzysza. Diemientji zawsze miał plan. Jak i teraz. Mechanik nie miał nic do dodania, wszytko miało okazać się już niebawem.

- No to w drogę, za Sajuz i wszystkie krasivnyje dziewuszki które zostawiliśmy za oceanem! - Parsknął pół gorzko pół wesoło mężczyzna opuszczając wpierw na lód swój plecak, potem zaś z pomocą Majora stawając pewnie na lodzie. Przez chwilę żołnierz zamarł, oceniając grunt pod nogami. Przeciągnął silnym ruchem plecak dalej i rzucił pogodnie. - Możno śmiało schodzić Majorze! Eto nie Sibir, ale wode ścięło szybko.

- No i priekrasna! -Również z asekuracją towarzysza zszedł na ośnieżoną i zamarzniętą taflę ze sprawnością godną rekruta. Po czym dodał raźno - Dawaj idiom na pierod. Tylko Siergieju chłopie, widzę coś Cię trapi, skazi mienia szto Tiebie?

Kurczenko zrobił kwaśny grymas i przystanął tylko na moment.

- Eto pewnie to że została już tylko odna butelka vodki, hehe. - Uwaga rozbawiła obu maszerujących, po czym dodał już poważniej. - Pamiętasz jeszcze Ruski Standard? Sibirskaya Strong czy Belugę?

- Wody w koło jak okiem sięgnąć, a Ty i tak znajesz kak mienia suchość w gardle narobić. Oczywiścię że pamiętam i brakuje mi jej. - podjął raźno temat - Tolka Ty znajesz szto ja zawsze lubil swojski samagon, ni żadne fabryczne wode. Pamietasz jak Ci mówiłem kak w naszej dzierewni mówiono? Czterdzieści kilometrów to...

Tu co zaskoczyło oficera, sierżant przerwał mu kończąc wypowiedź, parodiując go.

-... nie odległość, minus czterdzieści to nie mróz, a czterdzieści procent to NIE ALKOHOL - Rzucił bez przekonania Siergiej nieco znudzonym głosem. - Ale i tak lepszy niż te jankeskie szczyny lub pusta butelka. Zobaczy Major, tylko znajdę jaką Ruską vodkę. Wypijemy i zmieni Major zdanie!

Mężczyźni przerwali i przez moment słychać było tylko skrzypienie śniegu pod ich stopami i bezustannie wyjący wiatr.

- Myślałem o tym ile jeszcze pracy przed nami. I jak by to było widzieć powiewającą czerwoną flagę na szczycie każdego ratusza. Chciałbym by widniała ona godnie i dumnie, nie zaś na szczycie jakiegoś gruzu…

- To trudne i mozolne zadanie przed nami przyjacielu, ale nie jest aż tak strasznie, bo widzisz z komunizmem jak z domino kilka pierwszych klocków wystarczy by wszystko się samo odpowiednio potoczyło. Właśnie na tym gruzie dzięki naszym ideom będą powstawać wspaniałe gmachy! Bo to nie jest zwykły gruz, to gruzy pomyłek ich przeszłości, nie trudno będzie im wskazać właściwą drogę - Wyrecytował z przekonaniem profesora na auli uniwersytetu, Major jednak od kilu zdań przyglądał się uważnie towarzyszowi, i po krótkiej ciszy podjął dalej. - Siergieju Nikolajewiczu pamiętaj jednak że nie jestem okopowym oficerem - trepem, i wódką mnie nie zagadasz, więc skoro mamy ten fragment za sobą mówmy wprost. Brakuję Ci normalności? Jak każdemu z nas, i faktycznie na własnej ziemi łatwiej było by to znosić ale mimo kwitnięcia tam czerwieni, tam też nie jest normalnie, tam też musimy zmagać się z tym Molochem, i innymi skutkami przed wojennej imperjalistycznej dominacji jankeskiego kapitalizmu. Brzemię jest ciężkie, ale nie znam nikogo kto zniósł by je mężniej niż Ty czy ja.

- Nie ma obawy towarzyszu Majorze, może pan na mnie polegać! Wspominam dawne dzieje, bo grzechem byłoby zapomnieć skąd i kim jesteśmy, a pamięć ta dodaje nam sił i przypomina do czego dążymy! - Odpowiedział śmiało sierżant technik i szarpnął pewniej plecak.

- W jedności siła drugu - Major zatrzymał się, dochodzili właśnie do brzegu i coś na powierzchni śniegu przykuło jego uwagę, ściągnął z pleców AK 107 odwinął połę kurtki odpiął od pasa bagnet wskazał nim na śnieg po czym złożył go na lufę. - Ty smatri, ślady, świerze, zaprzęg jak się nie mylę ale w głąb jeziora chyba w stronę tych ruin cośmy je widzieli zawtra

Siergiej zrobił krok do przodu i skupiając wzrok, przez sypiącą ścianę śniegu rozejrzał się. Poza śladami nie było widać nic, ale czujność trzeba było zachować. Zarzucił plecak na grzbiet i dobył pewniej Saigi.

- Charaszo, czyli nie trafiliśmy na pustkowie. Rozejrzyjmy się na wprost, po tej wiosce. Chyba że zmieniłeś zdanie Majorze?
- Nie, trzymamy się plana. Jednak uwzgledniając obca obecność nocne warty nas nie ominą. Wiemy dokąd prowadzą ślady, mnie jedno ciekawi skąd? Broń pod ręką i ruszamy do zabudowń. - Ruszył wychodząc na przód a ostatnie zdanie dodał sobie niesłyszalnie pod nosem - Schronienie, ognisko, zabezpieczenie, razwietka,sen.

Już w ciszy wyszli na brzeg, niby wszystko śniegiem przykryte ale od razu odróżnili nierówny zmarznięty grunt od płaskiej tafli lodu. Bez chwili zawahania czy słowa komentarza udali się do najbliższego z trzech zabudowań znajdujących się w zasięgu wzroku. W ich okolicy poza śladami zaprzęgu ginącymi w lesie innych nie było. To dobry znak, budynki pewnie są porzucone i puste, odnaleźli drzwi do największego z nich. Nie było to trudne gdyż wielkie przesuwne drzwi stały otwarte skierowane wprost na akwen. Był to pewnie niegdyś “garaż” na jakąś motorówkę czy coś takiego świadczył o tym wybetonowany pas od brzegu aż po sam budynek. Warto zauważyć że w tuż obok miejsca w którym pas się kończył zaczynał się już zniszczony przez czas stary drewniany pomost. Gdy weszli do środka w iście wojskowym stylu asekurując się nawzajem całkiem szybko utwierdzili się w przekonaniu że raczej nikogo tu nie zastaną. Wejście było przysypane nawiewanym przez wiatr śniegiem, jednak w głębi chronionej w znacznej mierze przed wiatrem na betonowej posłodzę było widać wiele rupieci, nawet kilka starych śladów po ogniskach, na kilku ścianach widać było ewidentnie po wojenne malowidła przypominające bardziej bazgroły czwartoklasisty niż graffiti. Po drugiej stronie były drugie mniejsze zwyczajne drzwi, zablokowane deską od tej strony bez wątpienia prowadziły na zewnątrz, jednak postanowili ich nie otwierać. Major puszczając swobodnie na pasie broń uzupełnił swoją kartkę o kilka zdań. Drugi budynek okazał się mieszkalnym drewnianym dwu piętrowym domkiem, okazał się nim być kiedyś, teraz stał zawalony i żadne z pomieszczeń nie ostało się w pierwotnej ani szczelnej formie. Trzecia konstrukcja okazała się być altanką z solidnym rozłożystym dachem i wiklinowymi pół ściankami. Dopiero stojąc na jej podeście okazało się że przed chwilą przeszli przez zamarznięty basen. Całość wyglądało po prostu jak letnia rezydencja jakiegoś nowobogackiego sprzed wojny, choć stare ślady takie jak ogniska czy pożal się boże “graffiti” świadczą o tym że przy lepszej pogodzie przybytek ten cieszy się również nie małą popularnością nawet po zagładzie.

- Siergiej - odezwał się w końcu Diemientji, zabezpieczając broń i przewieszając przez plecy - Ten garaż wygląda całkiem solidnie musimy tylko zasunąć to cholerne wrota.

Kurczenko również zabezpieczył broń przytaknął jedynie skinieniem głowy i podążył w ślad za oficerem. Z początku sporo szarpali się z tymi wrotami, bez żadnego skutku, szybko jednak doświadczony technik zauważył że lud i śnieg blokuję szynę.

- Diemientji eto z pietnatcać minut zajmie zanim drzwi uwolnię - oznajmił z lekkim niesmakiem.

-Wsio radno, ja sprawdzę więc jeszcze jedną rzecz. - odpowiedział Major.

Oboje skinęli do siebie głowami, i technik odrazu wziął się do roboty, a szło mu sprawnie. Sprzętu miał pod dostatek a nie można wyobrazić sobie nic prostszego niż kruszenie lodu młotkiem i dłutem. Buszczenko wiedział że nie ma sensu zawracać mu głowy, i że chłopak raz dwa upora się z problemem. Udał się więc obejrzeć coś co dostrzegł będąc na podeście altanki. Nie opodal niej znajdował się częściowo zatopiony stary wojskowy pojazd. Spod śniegu wystawała tylko paka, jak się okazało pusta a sądząc po stopniu korozji nawet odkopany pojazd do niczego by się nie nadał. To liche odkrycie nie dało nic poza dwoma wnioskami, pierwszy i prosty wskazuję że przed wojną mogły znajdować się tu struktury militarne, drugi że zbiegiem okoliczności żołnierze mieli jakikolwiek powód by porzucić go akurat tutaj. Choć przeczucie podpowiadało mu że to raczej nie zbieg okoliczności. Wzruszył ramionami i wrócił do szopy.

W tym samym czasie Siergiej w trakcie kruszenia lodu połapał się że jedno z kółek które miały prowadzić drzwi po szynie prosto mówiąc rozpadło się naście lat temu. Drugie drzwi wciąż jednak owe posiadały więc nie było nic prostszego jak zasunąć wpierw jedne, wymontować kółko i przełożyć do drugich wrót, zostawiając je sprawne. Wewnątrz było już cieplej, bo mroźny wiatr nie zawiewał z każdej strony. Sierżant uprzątnął jeszcze jako tako gruz, wszak Major nie powinien pracować w takich warunkach. On sam zaś był przecie mechanikiem, umiał dostosować się do warunków i nie jeden syf musiał znosić. Wziął łyka z piersiówki, a palące ciepło przyjemnie zagrzało w środku. Na myśl ile czekało ich jeszcze pracy przetarł twarz z roztopniałych płatków śniegu. Poustawiał resztki mebli na tyle sensownie by w razie czego zasłaniały od kul i rozmówił się z Majorem. Poszedł on nazbierać nieco drwa na opał, zaś Siergiej z nazbieranego złomu i śmieci sklecił na lince prowizoryczny system ostrzegania gdyby do ich lokum odchodziło jakieś zwierze, czy nieostrożny człowiek. Jedna z puszek zawisła przy samych drzwiach inne zaś dookoła budynku. Siergiej rozejrzał się. Okolica wydawała się bezpieczna, bynajmniej do czasu. Golnął sobie na drugą nóżkę...
 
Emek jest offline