Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2014, 21:37   #109
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
„Pieprzone trzydzieści procent.” – Myślał obserwując jak Rusty z Wilkami wtapiają się w tło i znikają w przedzie. Niebawem przyszła ich kolej i próbując wkleić się w grunt ruszył do przodu. Głowa nisko, palec na spuście i nerwy na wodzy. Nie miał wątpliwości, że zaraz się rozpęta piekło i kule zaczyna szukać swego przeznaczenia. Jednak pewnym zaskoczeniem okazało się źródło chaosu. Cóż, Mallory skłamał by gdyby powiedział, ze akcja Cybertronicu go zaskoczyła. Wiedział, że to tylko kwestia czasu, ale sam stawiał na to, że zdradzą ich dopiero na koniec. Wybuch granatu i kanonada były jednak dowodem, ze mylił się w ocenie.

„Sadiver musiał upaść na ten blaszany łeb, albo bliskość artefatku zrobiła mu jakieś spięcie. Przecież teraz to kurwa 10 procent nie wyjdzie stąd żywa.”

Myślał to wyciągając kończyny w stronę mistyka. Dopadł go w kilka chwil ostrzeliwując się jedynie z pistoletu. Nie to, że nagle zapałał jakąś miłością do przedstawiciela bractwa, ale już dawno podjął decyzję, że on najlepiej sprawdzi się przy atakach mroczną Harmonią.

„Gdybym tak miał pancerz z tego metalu, z którego zrobiony jest artefakt.” – Rozmarzył się jedną ręką podnosząc za kark Marcusa ze śniegu, a drugą posyłając podwójne serie w najbliższe cele. Rzut oka na twarz tamtego wystarczył mu, żeby stwierdzić, że nie jest z nim najgorzej. Oczywiście biorąc pod uwagę standardy „Szóstki”.

- Koniec przerwy żołnierzu. Ruszaj dupę jeśli chcesz przeżyć. – Przeładował i schował pistolet. Słyszał rozkazy, więc rzucił dwa granaty dymne w stronę, w która się mieli ewakuować. Pchnął Marcusa by nadąć mu dobry kierunek i uklęknąwszy zaczął strzelać z karabinu. Starał się wspierać ogniem walczących najbliżej korzystając z okazji, że żadna z paskud nie chce mu odrabiać głowy. Może dla tego widział co wyczyniają samurajowie. Jego trening obejmował również czytanie z ruchu ust lecz w tym przypadku nie było mu to potrzebne. Widział obrazy jak w zwolnionym tempie. Obrazy były tak wyraźne, że wiedział iż zapamięta to do końca życia. Co wcale nie musiało być długim okresem.

- Ty durniu. – Wstał z klęczek i zaczął iść w stronę z której nadbiegał Tatsu. Zatrzymał się jednak w pół kroku. Moduł kontrolowania emocji nie był doskonałym narzędziem lecz dawał mu namiastkę tego co powodowało Sadiver’em. Pozwolił na chłodno wyliczyć szanse. Ofiara Mishimczyka sprawiała, że ich szanse rosły, a artefakt bezwzględnie nie mógł wpaść w ręce Legionu.

Do tej pory Braxton walczył z Legionem tak jak wszyscy. Bo walczyła jego korporacja. Bo to była walka o być albo nie być. Propagandowe bla bla bla. Teraz jednak sprawy się zmieniły. Teraz to była już sprawa osobista.

Spojrzał w oczy mijającego biegiem Tatsu. Oblicze Mallorego mogło przypominać maski używane na hełmach przez rodaków Oshiego. Moduł kontrolowania emocji powinien sprawiać, że jego oblicze jest idealnie obojętne. Tym razem jednak chyba nie podołał zadaniu bo rysy „Konowała” zniekształciła czysta nienawiść. Jego wzrok prześliznął się po Tatsu obojętnie bo był tylko kolesiem niosącym artefakt. Nie unosząc nawet karabinu do oka cofając się, strzelał z biodra do nacierających niedaleko Legionistów. Nigdy wcześniej i pewnie nigdy później nie strzelał z taka skutecznością. Miał wrażenie, ze każdy jego pocisk niesie śmierć. Mimo tego czuł smutek bo wiedział, że to za mało. Usłyszał słowa Corteza o atomówce i to go lekko otrzeźwiło. Rzucił jeden z ostatnich granatów i wyciągnął nogi w biegu w kierunku jaskiń. Miał tylko nadzieję, że za chwilę nie wynurzą się z nich Legioniści. Choć biorąc pod uwagę jego nastrój to mieliby oni prawdziwego pecha gdyby Braxton dobiegł do nich pierwszy. Lubił Kenshiro. W sumie spędzał z nim sporo czasu na treningach walki wręcz. Mimo to klął teraz jego „głupotę.” Bo nic innego mu już nie zostawało.
 
malkawiasz jest offline