Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2014, 22:21   #101
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Jaskinie Merkurego na granicach Utraconych Prowincji

Drużyna bohaterów zagłębiła się w tunele, widząc w nich nadzieję na przetrwanie w obliczu natarcia Legionu Ciemności. Nietypowy skład zespołu, powiększony o oddział Cybertronicu i Imperialu, nakazywał zachować daleko posuniętą czujność. W annałach Kronik sojusze były wielokrotnie zrywane zależnie od rozwoju sytuacji. Zdrada i podstęp nikomu nie były obce i każda z Megakorporacji miała w tym względzie swoje "zasługi". Nawet członkowie świętego Bractwa w swej historii dopuścili się różnych przewin, tylko nie zostały one nigdy ujawnione, aby nie zachwiać wizerunkiem Zakonu Duranda.

"Rusty" zaminował wejście, nie mając pewności czy w okolicach nie ma innych dróg, bo "Deathworm" silnie naruszył skalisty płaszcz jaskini. Mogło się zdarzyć, że jego starania nie przyniosą oczekiwanych efektów i pomiot apostoła znajdzie nowe ścieżki do tuneli. Warto było jednak zaryzykować...

Czuli się jak grotołazi eksplorujący nowe terytoria. Z pewnością ludzka noga nie stanęła jeszcze w tym labiryncie jaskiń. Niczym pionierzy wytyczali szlak, który miał zaprowadzić ich do wolności i dać ocalenie. Mapy Dunsirna tylko do pewnego momentu prowadziły ich i były czytelne. Później niespodziewana interwencja Tatsu i jego konsultacje z Derrenem pozwoliły wybrnąć z impasu. Mishimczyk dysponował dokładniejszymi informacjami i podzielił się nimi z sobie tylko znanych pobudek.

Przeciskali się przez wąskie szczeliny, trafiali na pieczary zasnute mgiełką, zraszającą różnego kształtu kamienie, draperie skalne i jaskiniowe nacieki. Kilkukrotnie omal nie zsunęli się w zdradliwe czeluście ukryte przed ich wzrokiem. Wzajemnie asekurowali w niebezpiecznych miejscach. Nie miała znaczenia przynależność korporacyjna. Jedynie szaserzy nie okazywali uczuć, do końca wyzbyci ludzkich odruchów. Chociaż bacznie nasłuchiwali, żołnierze nie usłyszeli huku eksplozji. Co mogło niepokoić.

Marcus ostrożnie stąpał po kamieniach, otoczony niebieską poświatą. To właśnie on dawał światło drużynie w pomrokach merkuriańskiej nocy. Myśli bohaterów chwilami biegły gdzieś daleko, do rodzin, do świata, do wspomnień. Głęboko w podziemiach po raz kolejny uświadamiali sobie ludzką znikomość. Jednocześnie wiedzieli, że posiadają przedmiot o olbrzymiej wadze i znaczeniu dla przyszłości uniwersum. To zadanie napędzało ich w karkołomnej wyprawie.

Nie stracili rachuby czasu dzięki cyber-żołnierzom, którzy skwapliwie podawali czas ekspedycji, dane na temat składu powietrza, temperatury i ciśnienia oraz informację na jakiej znajdują się głębokości.
Na swój sposób były pożyteczne, odrywając ich od natarczywych myśli i pytań.

Kiedy na powrót uderzył w nich podmuch zimnego powietrza, poczuli, że są blisko wyjścia. Zatęsknili za zimowym krajobrazem i wkrótce taki ukazał się ich zmęczonym oczom.


Nie było to jednak to, czego oczekiwali. Otoczeni pierścieniem wrogich sił, tracili powoli ostatki nadziei. Pretoriańscy Łowcy, Razydzi i podległe im liczne drużyny Nekromutantów patrolowali okolicę. Ich sylwetki wyraźnie odznaczały się na tle śnieżnego pustkowia. Szczególnie ci pierwsi budzili uzasadnione obawy. Upiorne istoty zamknięte w zmechanizowanym pancerzu. Narzędzie zagłady Algerotha i postrach na polach bitew wszystkich planet.



Niewątpliwie kwestią czasu pozostawała chwila, kiedy zostaną wykryci. "Szóstka" miała świadomość, że krąg wokół nich niechybnie się zaciska niczym pętla na szyi skazańca.

Gdyby jednak sojusz międzykorporacyjny okazał się trwały, była szansa na przebicie się przez kordon wrogich sił..

Sadiver szacował możliwe straty takiego przedsięwzięcia na poziomie 30 procent...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 08-06-2014 o 22:29.
Deszatie jest offline  
Stary 12-06-2014, 15:27   #102
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Brak eksplozji jakoś nie napawał Corteza entuzjazmem. Znaczyło to mniej więcej tyle, że Legion był gotowy czekać, aż niepewny sojusz wyjdzie z jaskiń, lub sam się wybije. Biorąc pod uwagę na to, jak do tej pory oddziaływał odnaleziony artefakt, akuratnie dziwiło go to wcale. Znaczyło jedynie, że na posiłki nie mają co liczyć, ale to w zasadzie wiedział od samego początku. W milczeniu przeciskał się więc przez jaskinie i tunele. Prawie komiczne była różnica między mapami jakie udostępnili Team Six a Mishimczykom, mimo podobno tej samej misji. Przez chwilę zastanawiał się nad postawienie po prostu kogoś w bazie przed sądem polowym i wpakowaniem mu kulki w głowe. Tyle, że żeby to zrobić, musiałby najpierw wrócić do bazy, mniej więcej w jednym kawałku. Na to sie zaś chwilowo nie zapowiadało.

Wyjście z tunelu było miłą odmianą, nawet pomino całego legionu czającego się na zewnątrz. Cervantesovi brakowało piwa, tym bardziej, że swoją manierkę poświecił już jakiś czas temu. Była szansa że może uda mu się zebrać nieco śniegu po drodze, żeby zaspokoić pragnienie chociaż w minimalnym stopniu. Był jeden drobny problem, przekonanie wszystkich do współnego, na wpół samobójczego ataku by przerwać pierścień i mieć szanse na ucieczkę. Puszka wyciągnął zapalniczkę i zaczął się nią bawić.
- 30 procentowe straty? Mógłbyś oszacować straty jeśli sie nie przebijemy i zostaniemy tutaj chociaż odrobinę za długo? – Spojrzał w kierunku legionistów przez płomień i schował ja z powrotem głeboko.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 13-06-2014, 14:47   #103
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Zanurzył się w jaskinie z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony zostawiał za plecami hordy Legionu, z drugiej nigdy nie było wiadomo co żyje w tych cholernych jaskiniach. Choć jeśli miał wybór to wolał jaskiniowe paskudztwa. Uczucie niepokoju potęgował fakt ich przygodnych towarzyszy. Sojusz zawiązany na szybko, na polu walki był o wiele więcej wart niż napisany na papierze przez dyplomatów obu stron. Nie musiał się martwić jak długo potrwa i czy ktoś ich zdradzi. Miał niezachwiana pewność, że jeśli którąś ze stron uzna, że uda jej się wynieść życie i artefakt, to tak zrobi. Było to miłe uczucie, gdy wiedział, że maszyny i ludzie maszerujące razem po społu otworzą do siebie ogień zaraz po wyjściu z jaskini.

- Albo i nie. – Mruknął enigmatycznie do siebie gdy okazało się, że legionowego cholerstwa jest na pęczki przy drugim wyjściu z tunelu. – No. Trzydzieści procent to nie jest tak dużo. – Skwitował podobnie jak puszka.

„Tym bardziej jeśli się postaramy by te straty rozłożyły się równo na naszych sojuszników.”

- Chyba, że nasi dowódcy zdecydują się na kolejny spacer. Ja tam zapalonym speleologiem nie jestem, ale pod lufy pretoriańskich mi się nie pali. No chyba, że Markus zna takie chocki klocki, żeby zawalić im kawał sufitu na głowy. To by nam wiele problemów rozwiązało.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 15-06-2014, 18:57   #104
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ruszyli tunelami. Mimo zmęczenia i trudnych warunków podróży, spieszyli się jak mogli, aby jak najszybciej oddalić się od zaminowanej części tunelu. Im dalej, tym mniejsze ponosili ryzyko, że wybuch uszkodzi sufit nad ich głowami i pogrzebie ich żywcem. A czas był ograniczony.
Sama "wycieczka" po jaskiniach była dość męcząca, ale zajmowała umysł kolejną przeszkodą, kolejnym przejściem, kolejnym obiektem do którego dążyli. Zawsze było co wymijać, przed czym się schylić i przez co przeciskać. Nie był to monotonny marsz, zmuszający ich umysły do martwienia się sytuacją ogólną. Pokonywali kolejne przeszkody i na tym się skupiali... A przynajmniej Sara tak robiła.
Osobiście nie miała większych problemów z przemieszczaniem się. Jedynie z początku, na widok ciasnego przejścia obawiała się trochę, że wypukłość na jej pancerzu - a konkretniej to dwie wypukłości, mogą sprawiać jej pewne problemy. Nie mniej jednak, gdy Cortez się przecisnął, była już pewna, że i ona bez trudu da radę. I tak właśnie było. Tym razem, to największy z nich miał najtrudniej... A co zrobią jeszcze większe stwory Legionu Ciemności? Wielki Nefaryta, z pewnością nie pójdzie bezpośrednio za nimi. Musiał więc wybrać inną drogę...
Odnośnie innej drogi. Sarę zastanawiało gdzie właściwie prowadził ich Tatsu, który pod koniec całej wyprawy, nagle stał się cichy, potulny i pomocny. Osobiście sądziła, że kieruje ich do swoich, aby Imperial czy Cybertronik nie mieli wiele do powiedzenia w sprawie artefaktu. Czy to samo miało się tyczyć Kartelu i Bractwa? Należało iść w tamtą stronę, z dwojga złego lepsze spotkanie z przedstawicielami Mishimy, którzy będą wiedzieć kim jest Team Six, niż z jakimiś zupełnie obcymi siłami. A już na pewno z Legionem Ciemności. Nie mniej jednak, postanowiła mieć się pod tym względem na baczności.
Nadal nie mieli stuprocentowej pewności, czy tunelem którym szli, uda się przejść do jakiegoś wyjścia. Jednak, w pewnym momencie ewidentnie należało już wysadzać podłożone wcześniej ładunki. Przy odrobinie szczęścia, nawet jeśli Legion nie ruszył za nimi, tylko innym tunelem, wybuch mógł sprawić, że i tamte inne się zawalą. Team Six i ich tymczasowi sojusznicy, z pewnością byli już bezpieczni przed oczekiwanymi skutkami eksplozji, która powinna była wreszcie nastąpić.
- Coś nie słyszę fajerwerków - powiedziała Sara. Mówiła szeptem, nie chcąc aby jej głos zdradził ich pozycję.
Nie miała jednak zamiaru się zatrzymywać. Cokolwiek spowodowało brak detonacji, nie mogli już nic na to poradzić. Powinni byli wysadzać wcześniej... Ale kto mógł przewidzieć problemy? Zresztą, wtedy istniało zagrożenie, że eksplozja zaszkodzi im bardziej niż wrogowi.
To Derren zakładał ładunki, ale nawet on nie mógł wiedzieć co się stało. Wiedziała, że zna się na tym i zrobił wszystko prawidłowo. W sprawie awarii pozostaną już w domysłach.

Nowa sytuacja i konieczność przebicia się przez siły Legionu, nie wyglądały zachęcająco. Co gorsza, po chłodnej kalkulacji w wykonaniu Szaserów, nawet członkowie Team Six mieli pewne wątpliwości.
- Nie możemy czekać. Musimy walczyć zanim zjawi się tu cała kohorta Legionu albo Nefaryta - powiedziała stanowczo Sara.
W zależności od tego, które 30% miało zginąć, była bardziej lub mniej skłonna, aby ruszać od razu tak jak stali. Wystarczy przecież postarać się, aby nie padło na Team Six i to jej zadaniem będzie dopilnować, że właśnie tak się stanie. Zresztą, czyż to nie byli ci sami Szaszerzy, którzy raz już ich zostawili, minimalizując w swych obliczeniach ich szanse na przeżycie? Nawet oni się mylili.
Potrzebny był dobry plan. Kobieta nie zdziwiła się, że to Derren zaproponował coś konkretnego. Odpowiadał jej podział na dwie grupy - jedną na przynętę i drugą przemykającą. Zwłaszcza, że pośród dość licznej przynęty, będzie tylko jedna osoba z Team Six - w dodatku jedna z tych, która raczej poradzi sobie potem w przemykaniu na polu walki.
- Popieram pomysł - odpowiedziała Sara, jednocześnie rozglądając się na tyle na ile mogła, aby ocenić teren. Widok był znajomy - byli już w tej pokrytej śniegiem, potężnej jaskini! Sara zdawała sobie sprawę, że obecnie obserwowała teren z zupełnie innego punktu widzenia i mieli jeszcze spory kawałek do przejścia. Nie mniej jednak, zbliżali się do wyjścia i uczucie to było bardzo budujące.
- Postarajcie się obejść tamto wzniesienie, najlepiej z jego prawej strony. Potem was zasłoni, oddalicie się i odbijecie w lewo. My przemkniemy wzdłuż tamtej półki skalnej. Będziemy mieć wzniesienie na oku i w razie czego damy znać. Gdy dotrzemy na miejsce wejścia do kolejnego kompleksu tuneli, zapewnimy osłonę waszego odwrotu - powiedziała dość cicho, ale wyraźnie i zdecydowanie.
Półka skalna, czy też outcropping, wzdłuż której miała zamiar skradać się wraz z pozostałymi, nie była zbyt wysoka. Grunt po jednej stronie był o metr z haczykiem wyżej niż po drugiej. To była jednak wystarczająca różnica, aby stanowić skuteczną osłonę, zwłaszcza, że śniegu było nieznacznie więcej na górze, niż na dole. Etoiles Mortant umieli wykorzystać każdą osłonę jak najlepiej i Sara nie odstawała pod tym względem.
Jeśli plan się powiedzie, oddziały wroga, które będą na prawo od niej, powinny zainteresować się ich wystawioną przynętą, a nie nimi. Różnica w wysokości terenu osłoni ich zaś przed oczami tych po jej lewej stronie, którzy nawet biegnąc w stronę przynęty mogą ich ominąć. Zeskakując na niższy grunt, mogą nawet przeskoczyć nad ich głowami i wcale ich nie zauważyć... Szkoda tylko, że z obecnej pozycji nie widziała jak daleko sięgała ich osłona. Mogła chronić ich całą drogę, albo jedynie do połowy. Ryzyko istniało zawsze. Najważniejsze, aby nie dali się zauważyć, jeszcze zanim tam dotrą - to by była katastrofa.
Sara wiedziała, że większe szanse na przemknięcie mieliby, gdyby to oni dysponowali białymi barwami maskującymi. Gdyby plan zaproponowała Blondyna lub Sadiver, Sara mogłaby pomyśleć, że to oni będą przynętą wystawiając się na największe straty, a grupa zamaskowana przemknie bez szwanku. Derrenowi jednak ufała, wszak był jednym z nich. Pomijając już fakt, że artefakt miał idący w ich grupie Marcus... Oby tylko Nefaryta się nie pojawił, bo artefakt zaraz go przyciągnie. Jeśli ich manewr się uda, powinni przeżyć w większym gronie.
Sara odmontowała tłumik od snajperki i przymocowała go do swego Punishera. Oczywiście pasował do obu broni. Przekradając się nie będzie mogła wspierać drugiej drużyny snajperką, a warto było mieć możliwość cichego unicestwienia wroga w pobliżu. Cichego i szybkiego - zanim zaalarmuje on resztę przeciwników.
Do Punishera miała też znacznie więcej naboi niż do snajperki, a wraz ze spadkiem zapasów amunicji, jej wartość znacząco wzrastała. Należało mądrze tym rozporządzać.
Jednocześnie, nadarzała się dość interesująca okazja. Sara miała zamiar poprowadzić swoją część ekipy - idąc z początku na przedzie. Potem się wymieszają. Osobiście spodziewała się, że Blondi będzie szła za Markusem, licząc na okazję, aby bez ryzyka odebrać mu artefakt lub plecak. Licząc na okazję - albo samej ją wywołując.
Było zabezpieczenie w postaci granatu, a nawet potem Sara mogła wysadzić artefakt... o ile ładunki były dostatecznie silne. Warto jednak było znaleźć się o krok do przodu. Jeśli Blondyna faktycznie połasi się na artefakt, Sara wykorzysta okazję, że ta została sama oddelegowując swoich i pośle ją do piachu... A raczej do śniegu, zważywszy na ich obecną sytuację. Sama z siebie, nie miała jednak zamiaru nikogo mordować - jeszcze nie.

- Powodzenia - powiedziała Sara na odchodne, gdy ruszała pierwsza ekipa.
Oni sami mieli przekradać się inną trasą i ruszyć krótko potem. Nie czekało ich proste zadanie, ale to właśnie strach mógł zadecydować o porażce i należało nad nim zapanować.
- Odwagi. Nisko i cicho, za mną - powiedziała, chcąc dodać pozostałym nieco otuchy i zająć ich umysły konkretnym działaniem.
 
Mekow jest offline  
Stary 16-06-2014, 01:47   #105
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
/dopisał się Mekow

Coś poszło nie tak. Derren był przekonany, że właściwie założył ładunek wybuchowy, jednak nie miał swojego sprzętu i korzystał z tego, co udało mu się znaleźć i ukraść z obozu Imperialu, kiedy wszyscy patrzyli na kreta. Znalazł ładunek i niestety tylko jeden zapalnik, który nie gwarantował jednak eksplozji – jak mawiali jego instruktorzy z Demolition Training: „Jeden to mniej niż zero a dwa to jeden”. Coś musiało pójść nie tak. Może temperatura uszkodziła spłonkę, lub zamarzł timer. Nie było to w tym momencie ważne, fakt faktem – nie było wybuchu, co powodowało, że ich plecy nie były kryte. Korytarzem nadciągali legioniści ciemności. Jedyną możliwością była ucieczka do przodu i przebicie się przez patrole pretoriańskich łowców. Sadiver oceniał ich szanse na 30%. Jeżeli miałby przeżyć co trzeci członek Team Six… było to zdecydowanie za dużo ofiar. Cóż, skoro matematyka była przeciwko nim, trzeba było skorzystać z taktyki i tych elementów, które stanowiły ich najmocniejszą stronę.
- Sara, nie wiem co z tym ładunkiem, eksplozja powinna nastąpić minutę temu. Może coś nie tak było z zapalnikiem. Trzeba się przedostać do następnej sieci jaskiń prowadzących do kolejnej pieczary, jednak jak zaczniemy strzelaninę, będziemy mieli na karku całą armię. Powinniśmy się jakoś podzielić. Powiedzmy dwie drużyny ogniowe powinny narobić trochę hałasu i odwrócić uwagę łowców, kiedy reszta będzie się przemieszczać dalej.
- Popieram pomysł
- odpowiedziała Sara, jednocześnie rozglądając się na tyle na ile mogła, aby ocenić teren. - Postarajcie się obejść tamto wzniesienie, najlepiej z jego prawej strony. Potem was zasłoni, oddalicie się i odbijecie w lewo. My przemkniemy wzdłuż tamtej półki skalnej. Będziemy mieć wzniesienie na oku i w razie czego damy znać. Gdy dotrzemy na miejsce wejścia do kolejnego kompleksu tuneli, zapewnimy osłonę waszego odwrotu. - dodała dość cicho, ale wyraźnie i zdecydowanie, pokazując orientacyjnie wymieniane lokacje.
-Brannaghan – Rusty zwrócił się do Nikoli - najlepiej aby jako harcownicy wystąpiły Wilki. Mają najlepszy kamuflaż. Pewnie nie będziesz chciała spuścić z oczu artefaktu, więc pożycz mi swój polarny ghillie suit, bo w tym czarnym pancerzu jestem widoczny na śniegu jak ognisko w nocy. Pójdę z komandosami a ty zostaniesz z Team Six. Kaptanie Sadiver, może ktoś z pańskich żołnierzy ma pancerz-lustrzankę i może iść z nami? – Rusty wolał, żeby pozostała część Teamu nie została ze zbyt dużą liczbą wojowników z wrogiej Imperialowi mega korporacji. Mimo przyjaźni z Mallorym, stare animozje cały czas dawały osobie znać.
- Lustrzanek nie mamy. Dwaj pójdą z wami – Sadiver odezwał się beznamiętnym głosem, przekazując maksimum treści w minimum słów.
Rusty przyjął ghillie suit od Nicoli.


- Dzięki, jestem ci winny kawę w Longshore
- Najpierw musisz przeżyć. Poza tym, brzydzę się najemnikami – odpowiedziała chłodno.
Derren przebrał się w nowe odzienie, dogadał z Wilkami i Szaserami sposób komunikacji, ustalił sposób przemieszczania i rozdał funkcję w oddziale. Zabrał też komunikator Kenshiro w miejsce swojego, aby mieć kontakt z resztą Teamu Six.
- Gotowi.
- Powodzenia. - powiedziała Sara na odchodne.
„Będziemy go potrzebować” – pomyślał Rusty, mając na uwadze ściągnięcie na siebie uwagi pretoriańskich łowców. „Będziemy go bardzo potrzebować”.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 16-06-2014, 10:59   #106
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Jaskinie okazały się ciężkie do przejścia, ale stare nawyki i wiedza z poprzedniej bytności na Merkurym przygotowała Marcusa do takiej wycieczki. Strome skały, wąskie przejścia, wilgoć kapiąca ze ścian. Wszystko okraszone lodem, zimne i przerażająco piękne. To mogło by być niezłe miejsce dla turystów Ocenił Marcus. Jednak dzisiaj żaden turysta nie chciałby zwiedzać tych urokliwych korytarzy.

Abazar. Mistyk wciąż wracał myślami do przywódcy mrocznej hordy, oceniając swoje szanse, i przygotowując się mentalnie do stawienia mu czoła. Widział, że wielu próbowało i niewielu przeżyło spotkanie z potężnym sługą ciemności by móc o tym opowiedzieć. Wróg był przebiegły, nie tak jak wielu nefarytów preferujących bezpośrednie, proste rozwiązania. Mrocznym apostołom zależało na tym artefakcie.
Co dokładnie mam w plecaku? zastanawiał się Marcus i nie do końca pasowało mu aby artefakt był zły. Kolejna broń ciemności, znacznie potężniejsza mogła zostać przygotowana w licznych cytadelach na Nero, daleko po za zasięgiem ludzi, lub wręcz sprowadzona prosto z otchłani. Fakt, że mroczni apostołowie pożądali tego odłamka, nie mogąc sami go wytworzyć lub przywołać mógł świadczyć o jednym. Prawdopodobnie nie była to broń ciemności. Pomimo wypaczenia, wciąż był obiektem pożądania mrocznej duszy. Marcus poczynił już pewne spostrzeżenia. Artefakt dosyć dobrze przyciągał moc - Marcus był wyczerpany. Wysiłek po zabiciu nefaryty Demnogonisa był ogromny. Seria wizji zesłanych przez tropiącego ich nefarytę powinna pozostawić go nieprzytomnego już jakiś czas temu. Tymczasem wciąż był zdolny do operowania mocą, co więcej przychodziło to stosunkowo łatwo. Nie wspominając, że miał na tyle duzo sił, by nadążyć za resztą teamu, narzucającego niezłe tempo marszu. Co prawda obawiał się w tej chwili rzucać silnych zaklęć, bojąc się wykrycia, ale małe dawki mocy dawały się okiełznać stosunkowo bez problemu.

Ładunki wybuchowe, założone tak starannie przez Darrena nie wybuchły. Team Six długo wsłuchiwał się w odgłos wybuchu, który nie nastąpił. Nie wiadomo dlaczego – żołnierze podejrzewali awarię zapalników. Marcus nie wykluczał daru mrocznej harmonii. Nefaryci Algerotha mogli wpływać na technologię ludzi, wypaczać ją i przystosowywać do swoich celów. Stabilizator działał bez zarzutu i Marcus wciąż mógł wyczuwać stężenie mocy, gdyby nie pewien drobiazg w plecaku – jedyna wykrywalna rzecz w promieniu kilkudziesięciu metrów, która w zasadzie przykrywała wszelkie odczyty emanacją mocy. Dywagacje niewiele im zresztą dawały a sugestia Darrena, aby przeć do przodu i się jak najszybciej wyrwać była bardzo sensowna. Zanim wrogi dowódca przepchnie swoje hordy przez ciasne i poplątane korytarze, mogło minąć sporo czasu. Każda minuta przewagi była w tym wypadku bezcenna.

Jaskinia do której dotarli wyglądała znajomo. Marcus rozpoznawał charakterystyczny układ skał i sufitu. Nawet wzgórza wyglądały znajomo. To była ta sama ogromna jaskinia w której starli się z siłami legionu po raz pierwszy. Jednak wyszli od całkowicie innej strony, co dawało pojęcie o ogromie całego kompleksu jaskiń i korytarzy. To dawało sporo możliwości taktycznych.
Sytuacja nie wyglądała jednak najlepiej – po całej jaskini błąkały się czarne punkty – czujki i patrole legionu. Marcus zauważył też, że wrogi dowódca przyłożył się do pilnowania, aby zwierzyna mu nie uciekła – patrole składały się głownie z Razyd i Pretoriańskich Łowców, straszliwych, nekrobionicznych wojowników, operujących najczęściej parami. Kosy Semai, lkmy z dołączonym arsenałem miotaczy ognia, granatników, łańcuchowych bagnetów i Kardynał wie czego jeszcze omiatały horyzont, szukając celu.
Marcus dołączył do grupy, która miała zadanie przekraść się. Cały Team Six pracował nad zamaskowaniem swojego ekwipunku, a zwłaszcza pancerzy. Używając małych dawek mocy Marcus pokrył szronem swoje granatowe naramienniki. Potem podobnie zrobił z większymi elementami pancerza reszty Teamu. Całkowicie nie zamaskowało to koloru pancerzy, ale szron spowodował rozjaśnienie i rozmycie barw pancerzy, upodabniając je do okolicznych skał. Mróz robił resztę, nie pozwalając takiemu naturalnemu maskowaniu się rozpłynąć.

Marcus odmówił szeptem modlitwę do Kardynała, widząc znikających między skałami żołnierzy. Wszystko było teraz na jego łasce i Marcus modlił się, aby starczyło jej dla wszystkich.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 16-06-2014 o 21:09.
Asmodian jest offline  
Stary 16-06-2014, 22:00   #107
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Jaskinie Merkurego, Rubieże Utraconych Prowincji



Wszystko szło zgodnie z planem do pewnego momentu. Atak nadszedł z niespodziewanej strony. Pozorni sojusznicy pokazali swoje prawdziwe oblicze. W chwili kiedy grupa "Rustiego" skupiła uwagę sił Legionu Ciemności, umożliwiając Sarze wraz z pozostałymi żołnierzami przemykanie się niemal pod okiem Pretoriańskich Łowców nastąpiła zdrada i zerwanie sojuszu...

Jeden z szaserów chwycił za plecak Marcusa, wyrywając z niego drogocenną zawartość. Nastąpiła eksplozja, która odrzuciła zaskoczonego cyborga. Jego oderwane, metalowe ramię pofrunęło w śnieg. Ogłuszony Summers upadł w zaspę. Sadiver podniósł szkatułę oplecioną ładunkami wybuchowymi. Sara idąca na przedzie obróciła się z zaciętym wyrazem twarzy, zareagowała instynktownie. Kolejny potężniejszy wybuch rozrzucił fragmenty pół-maszyny w promieniu kilkudziesięciu metrów.

Tatsu i Kenshiro poderwali się zza zasłony i ruszyli do miejsca gdzie spadł artefakt. Cortez i Mallory postawili zasłonę z ognia. Nekromutanci, Razydzi i zamknięci w metalowych puszkach, przerażający Łowcy skierowali się w stronę Mishimczyków. Sara zaklęła w duchu, bo stało się coś czego chciała uniknąć - przedwcześnie odkryli swoją pozycję i znajdowali się między dwiema licznymi grupami Legionu. Wzdrygnęła się kiedy usłyszała strzały na wzgórzu. Miała nadzieję, że Derren zachowa czujność i nie da się zabić... Teraz musiała skupić się na ocaleniu reszty "Team Six". Łowcy, cuda apostolskiej nekrotechniki, zbliżali się nieubłaganie, siekąc wokoło swoją śmiercionośną bronią. Kosa Semai - ciężki karabin, granatnik i miotacz ognia w jednym. Zabójczo perfekcyjna kombinacja. Wkrótce za ich sprawą rozpętało się prawdziwe piekło...



Derren czuł się dobrze, prowadząc grupę w trudnych warunkach. Znakomicie wywiązali się z pierwszej części zadania. Przemknęli niepostrzeżenie na wzniesienie, skąd mogli razić przeciwników. Była to zasługa świetnego kamuflażu oraz nieprzeciętnych umiejętności jego, a także wilczych komandosów.
I kiedy osiągali pierwsze sukcesy, eliminując groźnych wrogów wydarzyło się coś niespodziewanego. Eksplozja w szeregach "Team six" zmroziła mu serce. Przez ACOG dojrzał Marcusa leżącego w śniegu. Kilka metrów dalej Sadiver chwycił czarny, połyskliwy przedmiot. "Rusty" błyskawicznie pojął, co się święci, jeszcze zanim usłyszał detonację. To uratowało mu życie... Najbliższy mu komandos znieruchomiał rażony precyzyjną serią w plecy. Refleks ocalił Dunsirna. Sturlał się w dół, unikając strzałów. Odpowiedział natychmiast wściekłym ogniem, uszkadzając wizjer szeregowca szaserów. Oprócz niego jeszcze tylko jeden z Wilków zdołał wymknąć się zimnym zabójcom. Kolejne pociski chybiły, nie wiedział czy uszkodził system celowniczy czy po prostu dopisało mu szczęście. Pół-cyborg zbliżał się w jego stronę z wiadomym zamiarem. Drugi polował na jego pobratymca z Imperialu...



Cortezowi skończyła się amunicja, zdołał jednak przedtem powalić umięśnionego Razydę i jednego Pretoriańskiego Łowcę, który zbliżał się z szybkością przyprawiającą olbrzyma o dreszcze. Ostatnie pociski rozbiły skorupę pancerza i Capitolczyk mógł odetchnąć z ulgą. Pozbył się bezużytecznego Dragonfire"a, sięgając po wierny pistolet. W samą porę, bo nekromutanci byli już naprawdę blisko...

Widział jak Mishimczycy toczą beznadziejną walkę, jak Kenshiro pada ścięty z nóg serią kolejnego potwora. Obserwował jak Tatsu szarżuje z wzniesionym mieczem na strasznego, mechanicznego wroga, którego jedynym żywotnym organem jest mózg pulsujący w opancerzonej, czaszkowej puszce...

"Skorpion" celowała w najwrażliwszy organ upiornego przeciwnika. Tatsu udowadniał, iż godzien jest miana samuraja, otwarcie nacierając na Pretorianina. Thorne skupiła się, posyłając kule, które przebiwszy kilkuwarstwowe osłony zrobiły miazgę z mózgu bestii. Nadciągała jednak kolejna fala Legionu, wiedziała, że dłużej nie mogą zostać w tym miejscu. Musieli czym prędzej się wycofać zanim pomiot Algerotha zamknie pierścień okrążenia...

Brannaghan ponaglała ich, motywując do szybszej decyzji. W tym samym czasie niewzruszenie i sprawnie eliminowała wrogów.

Braxton pomógł mistykowi pozbierać się z ziemi. Najważniejsze, iż ten był w jednym kawałku. Podobnie jak współtowarzysze wiedział, że ważą się losy całego "Team six". Tatsu wspierał skrwawionego Oishiego, który spojrzał na zbliżających się wrogów. Pochylił się nad uchem młodzieńca i zaczął szeptać słowa. Poważne, bo chociaż z tej odległości nie widzieli mimiki twarzy, instynktownie to czuli. Gwałtownym ruchem zerwał nieśmiertelnik z szyi i wraz z artefaktem, wręczył go Tatsu. Ten buntował się przeciw zachowaniu starszego kolegi, lecz przymuszony uległ jego namowom i biegiem rzucił się w stronę "Szóstki".

Kenshiro związał swój los z Merkurym, dając drużynie szansę na ocalenie z koszmaru. Taka była jego wola i choć decyzja była bolesna dla kompanów uszanowali ją, jak wszystkie wcześniejsze poczynania ronina. Widzieli jego samotną sylwetkę, na tle oddziałów Algerotha, których uwagę ściągnął na siebie. Pośpiesznie ruszyli w stronę, gdzie znajdowało się znajome wejście do kompleksu tuneli. Nie mogli dopuścić, aby ten akt poświęcenia okazał się daremny... Byli to winni synowi korporacji Mishima, a przede wszystkim ich przyjacielowi....

Kenshiro Oishi zapisał ostatni wers w kronice życia.



花は桜木、人は�-�士
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 16-06-2014 o 22:22.
Deszatie jest offline  
Stary 21-06-2014, 14:05   #108
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
*Na co nam wrogowie i Legion, sami się wykończymy * Przemknęło przez głowę Capitolczyka, kiedy rozległy się pierwsze strzały zza pleców. Miał tyle celów, a tak niewiele naboi. Wątpił jednak czy nawet stojąc teraz na magazynie amunicji byłby w stanie wystrzelać wszystkiego co na nich pędziło. W żyłach miał lawę zamiast krwi, mimo śniegu dookoła nie było mu teraz ani trochę zimno. Może się nieco trząsł, ale nie czuł tego ani przez chwilę, łowcy i razydzi bardziej zajmowali jego uwagę. Jednak pomimo skupienia na przeciwnikach, roześmiał się na wpół szaleńczo, kiedy usłyszał kolejne eksplozje od strony artefaktu. Jednak marnowanie ładunków na to miało sens. Ze zdwojonym entuzjazmem szpikował wojowników legionu stalą, aż do momentu, kiedy lufy smutnie zafurkotały i karabin zamilkł na dobre, rzucił go zwyczajnie w śnieg, natychmiastowo tworząc małą kałużę i sięgnął po Punishera. Teraz była to już czysta ekonomia amunicji, starał się nie myśleć o problemach jakie to mogło ze sobą nieść.


Ocenił sytuację, byli mniej więcej w takim miejscu, gdzie jedynie Jezus i Hose zapuszczali się w Capitolskich więzieniach. Może nawet ciut głębiej. Potem zrobiło się dwojako, kiedy stało się jasne co planował Kenshiro, to było samobójstwo, honorowe, odważne, dające reszcie szansę na ucieczkę, ale jednak samobójstwo.
- Kenshiro, łap! - Rzucił samurajowi nieduży ładunek wybuchowy. Jeden ze swoich na godzinę tuż po najczarniejszej. Starczyło że stracą samuraja, nie miał zamiaru ani ochoty stawać z nim kiedyś twarzą w twarz na innym polu bitwy. Zacisnął zęby, porwał AC41 od mistyka, który obecnie i tak nie był w stanie nic z nim zrobić, jedną rękę na chwilę uwolnił i szybkim gestem wskazał w kierunku dziury w pierścieniu nekromutantów. Trzeba było stąd wiać, póki była choćby taka mała szansa. Starał się jak najszybciej biec, odwracając się co trochę jedynie po to, by puścić serię z karabinu. Musiał przyznać że tym jeszcze nie ćwiczył. Musiał jednak przyznać, że działał doskonale, nie zmieniało to faktu, że serie z jego strony były krótkie i sporadyczny, więcej uwagi przykładał ewakuacji i oszczędzaniu amunicji. - Następnym razem bierzemy atomówkę. - Wycedził przez ciągle zaciśnięte zęby.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 22-06-2014, 21:37   #109
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
„Pieprzone trzydzieści procent.” – Myślał obserwując jak Rusty z Wilkami wtapiają się w tło i znikają w przedzie. Niebawem przyszła ich kolej i próbując wkleić się w grunt ruszył do przodu. Głowa nisko, palec na spuście i nerwy na wodzy. Nie miał wątpliwości, że zaraz się rozpęta piekło i kule zaczyna szukać swego przeznaczenia. Jednak pewnym zaskoczeniem okazało się źródło chaosu. Cóż, Mallory skłamał by gdyby powiedział, ze akcja Cybertronicu go zaskoczyła. Wiedział, że to tylko kwestia czasu, ale sam stawiał na to, że zdradzą ich dopiero na koniec. Wybuch granatu i kanonada były jednak dowodem, ze mylił się w ocenie.

„Sadiver musiał upaść na ten blaszany łeb, albo bliskość artefatku zrobiła mu jakieś spięcie. Przecież teraz to kurwa 10 procent nie wyjdzie stąd żywa.”

Myślał to wyciągając kończyny w stronę mistyka. Dopadł go w kilka chwil ostrzeliwując się jedynie z pistoletu. Nie to, że nagle zapałał jakąś miłością do przedstawiciela bractwa, ale już dawno podjął decyzję, że on najlepiej sprawdzi się przy atakach mroczną Harmonią.

„Gdybym tak miał pancerz z tego metalu, z którego zrobiony jest artefakt.” – Rozmarzył się jedną ręką podnosząc za kark Marcusa ze śniegu, a drugą posyłając podwójne serie w najbliższe cele. Rzut oka na twarz tamtego wystarczył mu, żeby stwierdzić, że nie jest z nim najgorzej. Oczywiście biorąc pod uwagę standardy „Szóstki”.

- Koniec przerwy żołnierzu. Ruszaj dupę jeśli chcesz przeżyć. – Przeładował i schował pistolet. Słyszał rozkazy, więc rzucił dwa granaty dymne w stronę, w która się mieli ewakuować. Pchnął Marcusa by nadąć mu dobry kierunek i uklęknąwszy zaczął strzelać z karabinu. Starał się wspierać ogniem walczących najbliżej korzystając z okazji, że żadna z paskud nie chce mu odrabiać głowy. Może dla tego widział co wyczyniają samurajowie. Jego trening obejmował również czytanie z ruchu ust lecz w tym przypadku nie było mu to potrzebne. Widział obrazy jak w zwolnionym tempie. Obrazy były tak wyraźne, że wiedział iż zapamięta to do końca życia. Co wcale nie musiało być długim okresem.

- Ty durniu. – Wstał z klęczek i zaczął iść w stronę z której nadbiegał Tatsu. Zatrzymał się jednak w pół kroku. Moduł kontrolowania emocji nie był doskonałym narzędziem lecz dawał mu namiastkę tego co powodowało Sadiver’em. Pozwolił na chłodno wyliczyć szanse. Ofiara Mishimczyka sprawiała, że ich szanse rosły, a artefakt bezwzględnie nie mógł wpaść w ręce Legionu.

Do tej pory Braxton walczył z Legionem tak jak wszyscy. Bo walczyła jego korporacja. Bo to była walka o być albo nie być. Propagandowe bla bla bla. Teraz jednak sprawy się zmieniły. Teraz to była już sprawa osobista.

Spojrzał w oczy mijającego biegiem Tatsu. Oblicze Mallorego mogło przypominać maski używane na hełmach przez rodaków Oshiego. Moduł kontrolowania emocji powinien sprawiać, że jego oblicze jest idealnie obojętne. Tym razem jednak chyba nie podołał zadaniu bo rysy „Konowała” zniekształciła czysta nienawiść. Jego wzrok prześliznął się po Tatsu obojętnie bo był tylko kolesiem niosącym artefakt. Nie unosząc nawet karabinu do oka cofając się, strzelał z biodra do nacierających niedaleko Legionistów. Nigdy wcześniej i pewnie nigdy później nie strzelał z taka skutecznością. Miał wrażenie, ze każdy jego pocisk niesie śmierć. Mimo tego czuł smutek bo wiedział, że to za mało. Usłyszał słowa Corteza o atomówce i to go lekko otrzeźwiło. Rzucił jeden z ostatnich granatów i wyciągnął nogi w biegu w kierunku jaskiń. Miał tylko nadzieję, że za chwilę nie wynurzą się z nich Legioniści. Choć biorąc pod uwagę jego nastrój to mieliby oni prawdziwego pecha gdyby Braxton dobiegł do nich pierwszy. Lubił Kenshiro. W sumie spędzał z nim sporo czasu na treningach walki wręcz. Mimo to klął teraz jego „głupotę.” Bo nic innego mu już nie zostawało.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 23-06-2014, 12:11   #110
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Początkowo wszystko szło gładko.
Grupa Derrena zgrabnie zniknęła między skałami, podczas gdy reszta, wraz z Markusem powoli acz nieubłaganie zbliżali się do widniejącego z oddali wyjścia z jaskini. Patrole legionu przechodziły czasem całkiem blisko, nie zdając sobie sprawy z obecności żołnierzy zagłady i ich sojuszników.

Potem poczuł jakby uderzenie młotem w kręgosłup a milisekundy później ogłuszający huk eksplozji na plecach i gwałtowny, przeszywający ból w uszach. Wybuch pchnął go wprost w śnieżną zaspę, na moment rzucając go w odmęty ciemności. Kolejny, tym razem dobiegający jak z pod wody odgłos wybuchu uświadomił mu, że ładunek wybuchowy, sprytnie zamontowany przez Sarę został odpalony. Dzięki łasce kardynała nie na jego plecach, za to w ręku zdrajcy który w tej chwili gorzko żałował swojego niecnego występku.

Wciąż był przytomny – a przynajmniej wiedział ,że nadal tkwi w zaspie. W niebie nie strzelają, a kanonada, która rozpętała się dokoła uświadamiała, że to wciąż nie jest koniec.
Przez zapaskudzone śniegiem i krwią okulary hełmu niewiele widział, nie czuł też wibrowania stabilizatora. Wybuch ładunku na plecach musiał uszkodzić go na tyle poważnie, że w tej chwili był raczej bezużyteczny. Dziękując kardynałowi za doskonały pancerz który osłonił jego kręgosłup przed wybuchem, zerwał hełm z głowy, co momentalnie przywróciło ostrość widzenia.
Poczuł szarpnięcie i chwilę później zobaczył nad sobą Mallory`ego. To zdecydowanie nie było niebo, bo tam raczej by go nie wpuścili. Potem żołnierz postawił go do pionu – nie bardzo słyszał co do niego mówił, widząc w zasadzie tylko ruch warg, coś też gestykulował. Marcus zrozumiał ,że czas się zbierać. Czuł mrowienie w kończynach i potworny ból pleców od którego sztywniał cały kark. W zasadzie nie było na co narzekać - wciąż był w jednym kawałku a to już było coś.

Zaczął szukać swojej broni, jednak nigdzie nie było jej widać. Sięgnął do kabury na udzie, dobywając Pogromcę. Pociski upadały dokoła – widział rozbryzgi śniegu i skał dokoła. Mallory pchnął go w kierunku jaskiń, wciąż strzelając do nadciągających zza skał legionistów. Spojrzał w kierunku oddawanych strzałów – legioniści wyrastali dosłownie jak z pod ziemi. Okoliczne skały i zagłębienie terenu, w którym zaskoczyli ich grupę dawało jakąś osłonę i blokowało linię strzału dla reszty hordy, jednak nie była to wielka pociecha, bo legionistów przybywało z każdą chwilą. I nie byli to ożywieni legioniści, tylko pełen przegląd nekrokomnat Algerotha. Widząc wychodzącego zza skał Pretoriańskiego Łowcę Marcus złożył się do strzału, przycelował i wystrzelił kilka pocisków, mierząc wysoko w sylwetkę sługi ciemności. Ruchy miał nieco drewniane, ale widział pociski Pogromcy trafiające prosto w rogatą głowę Pretoriańskiego Łowcy. Mózg umierającego stwora bryznął na czarny pancerz szeroką strugą. Kolejne pociski dosięgnęły wybiegającego zza skały nekromutanta – ten oberwał w obojczyk, wypuszczając karabin z wielkim bagnetem po czym trafienie w gardło niemal odcięło mu głowę.

Zastanawiał się, gdzie jest artefakt i korzystając z malutkiej chwili wytchnienia, jaką dawało mu te niewielkie zwycięstwo rozejrzał się dokoła. Cortez znalazł jego Czyściciela, i właśnie przygotowywał lkm do strzału. Okrwawione, metaliczne szczątki rozsypane dokoła i brak sił Cybertroniku jasno wskazywały, kto dopuścił się zdrady.
Widział dwóch samurajów przycupniętych za skałą – Kenshiro, okrwawiony i ciężko ranny przekazywał właśnie dla Tatsu artefakt…..po czym zaszarżował na stwory ciemności, uzbrojony jedynie w miecz. Reszta wycofywała się w stronę jaskiń, Marcus, popędzany przez cybernetyczne ramię Mallory`ego mógł tylko podziwiać odwagę i oddanie samuraja, który w tej chwili naprawiał błędy swojego młodego dowódcy, i płacił życiem za zdradę szaserów.
Czuł wzbierający gniew, który szybko ostudził modlitwą. Później będzie czas na rozrachunki, ale każdy dostanie to, na co zasłużyłPomyślał przypominając sobie słowa świętego Duranda.

Odmawiając litanię, strzelał do nadchodzących legionistów, jednocześnie skokami wycofując się do wyjścia z jaskini. Adrenalina pulsowała w skroniach, czuł też światło mocy przebijające się przez opary mrocznej harmonii. Kenshiro wciąż walczył, widział jego ostrze obalające legionistów, Łowców - czarna krew tryskała dokoła, wraz z odcinanymi kończynami przeciwników. Zakończył modlitwę, polecając duszę bohatera kardynałowi, po czym z ciężkim sercem, z poczuciem winy i obowiązku wszedł wraz z resztą drużyny w mrok korytarza....
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 23-06-2014 o 12:21.
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172